Niezłomnie wyklęci

Natomiast czytając opracowania biografów i hagiografów tamtych tragicznych postaci – trudno mi niekiedy oprzeć się zniecierpliwieniu, zniesmaczeniu przelewanym patosem, by wreszcie wzruszyć ramionami dla jawnych już anachronizmów i zwykłych błędów logicznych w opowieściach pisanych na kolanach, za to bez głowy.

Antykomuniści (przeważnie słusznie) idąc tropem „Zapisków oficera Armii Czerwonej” i „Ballady o Bolku Bimberku” wyśmiewali akcje ludowo-wyzwoleńcze okupacyjnego podziemia postępowego społecznie, sprowadzające się niekiedy do wyzwolenia bańki z mlekiem. Czemu jednak ci zachowujący tak zdrowy krytycyzm wobec tego typu aktywności – nagle popadają w skrajną powagę wyliczając jak bardzo niepodległość Polski przybliżyło zastrzelenie jakiegoś furmana, czy niechby nawet obicie d…y partyjnemu? Przecież nawet w planowo pułkownikowej „Historii Roja” (bo w końcu najlepiej zarabia się na niedokończonych świątyniach i filmach z wieczną zbiórką na postprodukcję…) wkroczenie lata po wojnie dziarskich chłopców do jakiegoś sklepiku w celu ekspropriacyjnym budzi raczej zażenowane zdziwienie, niż patriotyczną euforię!

Zresztą, czy ktoś mi może łaskawie wytłumaczyć nie tylko jak to zjadanie przez partyjnych legitymacji przybliżało niepodległość, ale może i jeszcze to, jak niby niektórym wszystko łączy się w jedną całość – ci samotni faceci wymachujący bronią ze (zdradzoną!) „Solidarnością”, śp. ks. Jerzym, nocą teczek, marszem niepodległości – słowem niby jaki jest sens tego nieustannego odzyskiwania wolności, której nigdy nie mamy dość, by zaśpiewać do Boga o jej pobłogosławienie, a nie oddanie? Co to u licha ma być, nieustanne ganianie króliczka przebranego za białego orła? To kiedy nawet tym kawałkiem Polski który mamy zajmiemy się na poważnie, zmieniając go w miejsce zdatne do życia, a nie tylko do opłakiwania i stawiania pomników?

To niestety dziedzictwo tego bezmyślnego klepania w szkołach o „pozytywnych skutkach powstań – utrzymaniu narodowej świadomości, podtrzymaniu zainteresowania świata dla sprawy polskiej…” bla, bla, bla – byle tylko nie powiedzieć dzieciom, a potem młodzieży i dorosłym, że powstania nie miały żadnych pozytywnych skutków. Bo jeszcze kolejne pokolenie przestałoby je robić…

Nie, te smutne spisy „dokonań” niepokonanie Wyklętych też pewnie już dziś nikogo nie przekonają. Do nikogo nie dotrze, że nic a nic się w Polsce nie zrobiło lepiej od tego, że jakiś podchorąży „Kmicic” zastrzelił jakiegoś towarzysza Pietruszkę. Tak naprawdę po 1947 r. było niemal zupełnie pozamiatane, a fakt, że ktoś siedział jeszcze w stogu do 1963 r., niczym japoński żołnierz na wyspie Pacyfiku – jest tragiczno-smutno-przerażający, ale na pewno nie heroiczny i do przedstawiania jako wzór do naśladowania. Już pomińmy litościwie jeszcze jedno podobieństwo między dawnym powiększaniem się szeregów komunistycznej partyzantki już dekady po wojnie – i dzisiejszym wzrostem szeregów „podziemia antykomunistycznego”. Tak jak zdarzało się, że do ZBOWiD-u zapisywał się byle bandzior obrzynem zastraszający okoliczne wsie – tak dziś bywa, że podobnym zakapiorom stawia się pomniki jako „niezłomnym partyzantom”, albo sami, czy ich bliscy, wypinają piersi po ordery. Odrębna kategoria to mnożący się zadziwiająco cudownie odkrywani „synowie Wyklętych”, którzy nagle przypominają sobie, że mamusia opowiadała, że prawdziwy tatuś przychodził z lasu, ale w urzędzie przecież tego zgłosić nie mogła, to ja dzisiaj przyjdę na odsłonięcie pomnika, jasne? Słowem, w niektórych przypadkach zaczynamy mieć do czynienia z nie do końca zbiorową, ale z pewnością już ewidentną psychozą.

Po raz kolejny trzeba powtórzyć, że tak jak robi się krzywdę ofierze Warszawy opowiadając dziś bzdury jak to „powstanie zwyciężyło”, tak i niepotrzebnie szarga się pamięć ludzi, którym zła historia, jeszcze gorsi ludzie, błędne decyzje, albo zwykły pech kazały ginąć i cierpieć, często w osamotnieniu, z rąk bliskich, czy swoich nawet lata po wojnie. Ciszej nad ich trumnami, trochę szacunku i refleksji. Bo pisząc ahistoryczne bzdury czynicie tak, jakbyście ich sami naprawdę wyklinali.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Niezłomnie wyklęci”

  1. Od czasu aresztowania gen. Grota-Roweckiego, Komenda Główna AK nieomal „wchodziła w zad” Sowietom. Po przybyciu gen. Okulickiego tylko się to spotęgowało. Podobnie działała premier Mikołajczyk. Akcja „Burza” umożliwiła NKWD totalną dezaktywację AK, coś, co przez 5 lat nie udało się Gestapo. Znaczna część „żołnierzy wykletych” została wyłapana w wyniku wpadki i „sypania” przez pewnego generała, co do którego były podejrzenia, że jest agentem NKWD. Nota bene objety był potem „bojkotem towarzyskim” przez środowisko kombatantów AK.

  2. „…że do ZBOWiD-u zapisywał się byle bandzior obrzynem zastraszający okoliczne wsie…” – znam przypadek „bohatera”, który został rozstrzelany przez Niemców za kradzież świniaka sąsiadowi, który to sąsiad miał być rozstrzelany, ale zaklinał się, że wieprzka ktoś mu ukradł, więc Niemcy przeszukali wioskę i rzeczonego wieprzka znaleźli u „bohatera”.

  3. … kolejny przypadek, to przypadek „zgłodniałego niezłomnego”, zastrzelonego przez kilku „tutejszych” w ramach „wsiowej samoobrony” i zakopanego w lesie. UB robiło dochodzenie, bo „niezłomny” w tajemniczy sposób zniknął podczas obławy, przeszukali parę wiosek, a w końcu w lesie znaleźli mogiłę. A peemu „niezłomnego” jeszcze w latach 80-tych używali miejscowi kłusownicy, :-).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *