Nitoglia: Lucyferiańskie źródła pseudofilozofii Juliusza Evoli

Wstęp

Zapoznałem się z interesującym studium Marca Fraquellego o Juliusu Evoli[1] zatytułowanym Il filosofo proibito (Zakazany myśliciel). Autor na trzystu stronach z mnóstwem przypisów streszcza evoliańską filozofię. Postaram się wskazać najważniejsze, moim zdaniem, punkty tejże filozofii, uzupełniając wywód wiadomościami zaczerpniętymi z innych prac.

Superidealizm

Evola jest zazwyczaj opisywany jako mistrz „ponadnaturalnej godności człowieka”; godność ta nie stanowi jednak wolnego i darmowego Boskiego daru, lecz bierze swój początek w „Ja absolutnym” czy też w koncepcji filozoficznej nazywanej idealizmem magicznym. W rzeczy samej Evola, uważający się za „człowieka tradycji”, sytuuje się na stanowisku idealistycznym wynikającym z nowożytnego immanentyzmu, mimo że sam uważał, iż korzysta z idealizmu klasycznego, wywodząc z niego najdalsze i najradykalniejsze wnioski praktyczne dzięki stosowaniu magii i pseudoezoterycznych duchowości Wschodu.

Niżej wykażę, że idealizm magiczny ma wpływ na wszystkie wybory duchowe i polityczne Evoli. Nie da się więc oddzielić Evoli jako myśliciela politycznego od Evoli jako zwolennika magii. Nie da się przyjąć jego koncepcji politycznych, odrzucając jednocześnie jego zainteresowania magiczne.

Evola pragnie „zrealizować idealizm”[2]. Oznacza to, że tam, gdzie Hegel, Fichte czy Schelling ograniczają się do dyskusji czy spekulacji o podmiocie, który myśląc tworzy przedmioty pozaumysłowe, Evola chce osiągnąć pewność, że „Ja” naprawdę kreuje rzeczywistość. Naturalnie używa w tym celu ars regia, magii, jako kamienia filozoficznego i alchemicznego, dzięki któremu człowiek może stać się Bogiem i stwarzać świat. Ezoteryzm reprezentuje szczytowe osiągnięcie „superidealistycznej” zasady filozoficznej, a pełna immanentyzmu i na wskroś „nowoczesna” myśl Evoli stanowi istotę wszelkich prac „zakazanego myśliciela”[3]. Wszystkie jego dzieła skupiają się na urzeczywistnieniu „Ja absolutnego”, czyli władcy Wszechświata! „Evola, głównie dzięki wpływowi nauk ezoterycznych i mądrościowych, może przekraczać to, co «ludzkie», nie tylko w teorii poznania, lecz także w praktyce”[4]. „(…) co więcej, sam Evola nieustannie zaprzeczał możliwości zdefiniowania «Ja absolutnego», jeśli należałoby się ograniczyć wyłącznie do kategorii występujących w spekulatywnej myśli Zachodu”[5].

Wiemy, że istnieje tylko jedna prawdziwa Tradycja – ta, którą Pan Bóg ustnie przekazał Adamowi, a która doszła do nas przez patriarchów i proroków. Udoskonalił ją i uczynił uniwersalną Chrystus Pan, a następnie przekazał swym Apostołom, aby za pośrednictwem Magisterium Kościoła docierała do wszystkich ludzi aż do końca świata. Ta prawdziwa Tradycja twierdzi, zgodnie ze zdrowym rozsądkiem i realizmem filozoficznym, że istnieje transcendentny Bóg, który dobrowolnie stworzył świat skończony, przygodny i zależny od swego Stwórcy. Ludzki zaś rozum w celu sięgnięcia do prawdy musi się nagiąć do rzeczywistości – rzeczywistości, która nie zależy od człowieka, ale od Boga.

Ta prawdziwa Tradycja sprzeciwia się tradycji pasożytniczej, fałszywej, nazywanej gnozą, której początki można znaleźć w żydowskiej kabale[6]. Najgłówniejszym inspiratorem tej fałszywej tradycji jest Lucyfer. To on pierwszy wydał okrzyk „Non serviam! – Nie będę służyć!”, chcąc sam z siebie być najwyższym celem oraz odrzucając służbę i podporządkowanie się transcendentnemu Bogu. Autentyczne Boskie Objawienie uczy nas, że dążenie do „idealizmu magicznego” doprowadziło Lucyfera do wiecznego potępienia. Odtąd nie przestaje on kusić ludzi, by zechcieli naśladować jego złośliwe zabiegi. To właśnie Lucyfer podsunął Ewie myśl o zjedzeniu zakazanego owocu, aby dzięki temu osiągnęła boskość („Eritis sicut dii – Będziecie jako bogowie”)[7]. (…)

Wschodnia gnoza ponad idealizmem magicznym (a nie przeciw niemu)

„U Evoli nastąpił zdecydowany zwrot ku światu starożytnych tradycji duchowych, nauk (…) i ezoterycznej inicjacji (…) nie było to zerwanie, lecz naturalny rozwój jego «idealizmu magicznego».

Indywidualny Absolut zdał sobie sprawę, że świat jest jego stworzeniem. (…) Evola sięga zatem po wschodnią tradycję mądrości (…) w poszukiwaniu technik, (…) które pozwolą wcielić w życie jego magiczne czyny”[8].

W 1925 roku Evola publikuje esej o tantryzmie, L’uomo come potenza (Człowiek jak moc). „W skrócie – tantra odrzuca rozróżnienie między człowiekiem a Bogiem. Ziemia i cały Wszechświat są stworzeniami człowieka, który utożsamia się z absolutną i boską Zasadą”[9].

Pod koniec lat 20. XX wieku Evola spotyka Artura Reghiniego, masona rytu szkockiego, który „nie tylko zaznajamia go z tradycją rzymską (…), ale odgrywa kluczową rolę w definitywnym tradycjonalistycznym przełomie, umożliwiając Evoli kontakt z Renè Guènonem, «niezrównanym mistrzem», którego dzieło (…) nadaje prawdziwy sens (…) temu, co Evola dotychczas dowiedział się o magii i ezoteryzmie”[10].

Evola i Guènon

Guènon jest tematem mojego osobnego artykułu. Tu wypada nadmienić, że myśl Evoli nie jest tylko prostą pochodną myśli Guènona. Różnice między nimi są dosyć wyraźne, nawet na gruncie monizmu (panteizm Guènona kontra immanentyzm Evoli). Podobieństwa między systemami obu „wielkich wtajemniczonych” są jednak zasadnicze i silniejsze niż różnice, które można podsumować następująco:

a. U Evoli prym wiedzie działanie, walka, „wojownik”. Guènon preferuje kontemplację, jego ideałem jest „kapłan”.

b. Evola uznaje, że Zachód ma swą własną tradycję, utożsamianą z Rzymem. Guènon uważa, że jedynym depozytariuszem tradycji jest Wschód.

c. Evola uważa „Kościół katolicki za symbol degeneracji dokonującej się według wzoru semickiego, który przyczynił się do poniżenia Tradycji i średniowiecznego imperium gibelińskiego”[11]. Guènon uznaje Kościół katolicki za jedyny ośrodek egzoteryczny (sic!), wokół którego może nastąpić odrodzenie tradycji ezoterycznej na Zachodzie.

d. Evola optuje za prymatem władzy doczesnej nad duchowną. Guènon przyznaje pierwszeństwo ideałowi pontyfikalno-monastycznemu[12].

Evola i Liga Północna

Choć to brzmi jak żart, to wcale nim nie jest. Tak, Evola uwiecznił i wyidealizował pogańskiego i w istocie antychrześcijańskiego „heroicznego” ducha zachodniej tradycji, który nie może być dziełem katolickich ludów latyńskich, lecz musi pochodzić od Germanów. Dla Evoli tradycja zachodnia jest nordycką tradycją wojowników zmagającą się z fałszywą tradycją Południa, zdominowaną przez ducha religijnego i kapłańskiego. Dlatego właśnie Evola znalazł w faszyzmie, a jeszcze bardziej w nazizmie, możliwość restauracji tradycji drogą odbudowy wartości nordyckich, pogańskich i gibelińskich. W ideologii Ligi Północnej jest niewątpliwie obecny element evoliański, który godzi Fryderyka Barbarossę z… Albertem da Giussano! Nie może nas to dziwić, gdyż sprzeczności są chlebem powszednim idealizmu.

Evola, antychrześcijanin i „antychryst”

Zdaniem Evoli prawdziwa tradycja jest antychrześcijańska. Chrześcijaństwo to „praprzyczyna degeneracji współczesnego świata, siła niszcząca par excellence, która zmiotła wszelkie tradycyjne zasady”[13].

Według Evoli chrześcijaństwo w głównej mierze odpowiada za upadek Cesarstwa Rzymskiego, a na dodatek jest religią słabeuszy i niewolników. Jeśli dla Guènona chrześcijaństwo stanowi egzoteryczny substytut wtajemniczenia i tradycji pierwotnej, dla Evoli sytuuje się ono na przeciwnym biegunie. (Z tego powodu koncepcje Evoli są być może mniej niebezpieczne, choć rzecz jasna nie mniej złe, ponieważ błąd z domieszką prawdy jest bardziej niebezpieczny i zwodniczy niż błąd całkiem ewidentny). Chrześcijaństwo zdaniem Evoli wykazuje związki z profetycznym i mesjanistycznym elementem semickim, oznaczającym „pełen zamieszania i ruchliwego podniecenia pęd ku nadprzyrodzoności”, który wypiera każdą heroiczną oznakę tradycji nordyckiej. Chrześcijaństwo zawiera również objawienie powszechne, to znaczy dostępne dla wszystkich, podczas gdy prawdziwa tradycja jest ezoteryczna, czyli skierowana do ograniczonej liczby wtajemniczonych. Główne motywy chrześcijaństwa, jak przebłaganie, uwielbienie, grzeszność, niegodność, ograniczenie – odnoszą się do duchowości Południa; to nie przypadek, że Kościół jest Matką, a Pośredniczką wszelkich łask jest Madonna. W praktyce chrześcijaństwo wywołuje demaskulinizację typową dla społeczeństw lunarnych i kapłańskich; jest rodzajem „białej herezji”. Chrześcijaństwo sprzeciwia się ideałowi rycerskiemu, gibelińskiemu, znajdującemu najwyższe urzeczywistnienie w postaci Fryderyka II Hohenstaufa.

„Włoski satanista”

„Revue Internationale des Sociètès Secrètes” (Międzynarodowy Przegląd Tajnych Towarzystw, dalej w skrócie RISS), wydawany przez ks. Ernesta Jouina, w ślad za wychodzącym w Fiesole czasopismem „Fede e Ragione” (Wiara i Rozum) wystąpił przeciwko neopogaństwu Evoli. RISS ostro zaatakował artykuł Evoli pt. Il Fascismo come volontà d’Impero e il Cristianesimo (Faszyzm jako wola Imperium a chrystianizm) opublikowany w piśmie „La Critica Fascista” wydawanym przez Giuseppe Bottai. Prestiżowy francuski magazyn powtórzył zarzuty podniesione przez „Fede e Ragione”, że artykuł Evoli stanowi „piramidalne wręcz bluźnierstwo”[14]. Głosi on „całkowitą niezgodność imperialistycznej koncepcji życia z jakąkolwiek formą chrześcijaństwa”, wspiera ideę ponownego ustanowienia władzy państwowej jako bytu absolutnego, nietolerancyjnego względem Kościoła, który próbuje kosztem państwa zbudować swój własny autorytet; przeciwnie, państwo musi się stać jedynym prawdziwym Kościołem i jedyną prawdziwą religią. Zdaniem RISS Evola, wychodząc od „judeokształtnego” synkretyzmu, posuwa się o wiele dalej w nienawiści względem Kościoła. Evola jest magiem, tantrystą, superteozofem, L’uomo come potenza uznano za „dzieło satanistyczne”, w którym „J. Evola twierdzi, iż nauczy człowieka, co to znaczy być Bogiem”. RISS opisuje metodę wykładaną przez Evolę i określa ją mianem „czystej demonologii”. Celem Evoli jest „absolutna wolność udzielona człowiekowi, by mógł czynić wszystko, nawet zło, jeśli tylko jest przekonany, że pozostaje zjednoczony z bóstwem i przenika boską istotę”. Już Luter radził: „Pecca fortiter sed crede fortius – Mocno grzesz, a jeszcze mocniej wierz”. Jednym słowem, Evola jest czynnikiem rozkładu. RISS konkluduje słowami: „[Evola] to agent prowokator piekła, ariergarda masonerii i sekt, które prześladują Kościół z nieprzejednaną wrogością”.

A. Tarannes wraca do tej kwestii 1 lutego 1929 roku[15]. Podsumowując liczne artykuły opublikowane w numerze 16 „Fede e Ragione” z 1928 roku, twierdzi, że „teorie dziwacznego włoskiego satanisty [Evoli] są manifestacją ducha judeomasońskiego (…). Evola mógłby doskonale być agentem specjalnym kabalistycznej masonerii[16], wchodząc w rolę starodawnego węża i utożsamiając się z kusicielem opisanym w Księdze Rodzaju (…). Istotnie, Evola uważa, że najpierw należy skosztować owocu zakazanego, doświadczyć grzechu, aby można było znaleźć nań antidotum. Gdy szatan obiecuje człowiekowi, że stanie się «bogiem», również wymaga odeń depozytu – doświadczenia grzechu. Warunkiem sine qua non, aby stać się jak Bóg, jest doświadczenie szatańskie, czyli grzech podniesiony do rangi nauki”.

W pismach Evoli można znaleźć „nienawiść do Boga, nienawiść wściekłą, kipiącą, zaprawdę szatańską. Nienawiść przeciw Ojcu, (…) nienawiść przeciw Słowu Wcielonemu, szczególną nienawiść krzyża Chrystusowego”[17]. To prawda, przyznaje Tarannes, że Evola zdecydowanie zaprzecza, iż jest satanistą; uważa nawet szatana za księżowską bajkę na użytek dzieci i starych bab. Nie, Evola nie wierzy w diabła, „lecz mówi jak człowiek opętany, być może nieświadoma ofiara tego, którego istnieniu przeczy”[18]. Tarannes uważa, że u podłoża pracy Imperialismo pagano (Imperializm pogański) leży talmudyczny, ziemski mesjanizm – ten sam mesjanizm, który Evola krytykował jako semickie źródło chrześcijaństwa!

Najważniejszym spośród 12 artykułów z pisma „Fede e Ragione” wydaje się bez wątpienia pierwszy opublikowany tekst[19]. Autor przedstawia tam zasady, z których wyciąga wnioski w kolejnych artykułach. Pisze, że po grzechu pierworodnym i wykorzystaniu kamuflażu węża w Raju szatan nie może liczyć na żadne nowe przebranie. „Tylko w Edenie mógł pozostać w ukryciu, doskonale naśladując postać węża. (…) Odtąd stał się wytrwałym kusicielem, łatwo jednak rozpoznawalnym pod każdą maską”[20].

Autor Imperialismo pagano jest jednak „najsłabszym narzędziem, jakiego szatan kiedykolwiek używał na świecie, czego dowodem jest ekstremalna i często absurdalna wrogość”[21] wspomnianego dzieła.

Szatan zwykł powstrzymywać się od jawnego bluźnierstwa. Podwija swój ogon, aby pozostać nierozpoznanym i tym łatwiej ukąsić nieostrożnego przechodnia. Tymczasem „ogon wyciągnięty na całą długość jest u gadów oznaką słabości”. Wiedza, jak należy skrywać czarci ogon – tak jak to czynił Guènon – stanowi sztukę dostępną jedynie dla najwyższych spośród wtajemniczonych. Nie wygląda na to, by w Imperialismo pagano Evola wykazał biegłość w tej sztuce. To, co „w Edenie było jedynie śladem kusiciela, subtelną trucizną schowaną w fałdach ciekawej oferty, niebezpieczną, lecz doskonale ukrytą insynuacją, miało się pod piórem tego autora stać niezgrabnym, topornym, wulgarnym i bezpośrednim oskarżeniem przeciwko Bogu, pozbawionym jednak w ten sposób wszelkiej skuteczności”[22].

System polityczny Evoli

Niewątpliwie istnieją pewne pozytywne elementy w politycznych koncepcjach Evoli. Na przykład krytyka „liberalnego liberalizmu”[23] jako filozofii ekonomii, która ma tendencję do umniejszania ludzkich ideałów, przypisując większe znaczenie walorom fizycznym, materialnym i mechanicznym i czyniąc je celem, mimo że mają być jedynie środkami (Kościół uczy jednak, że nie należy nimi pogardzać).

Socjalizm nie jest jednak żadną alternatywą dla skrajnego kapitalizmu, ponieważ oba systemy mają te same kulturowe korzenie: pożądanie bogactw, czyli kult złota. W rzeczy samej, skrajnie liberalny kapitalizm może jedynie przyspieszyć postęp socjalizmu, który wymaga, by wyzyskiwani i wyzyskiwacze podsycali wzajemną nienawiść. Socjalizm używa też proletariatu jako siły, która inicjuje permanentną i powszechną rewolucję. Na dodatek zarówno kapitalizm, jak i socjalizm spełniają marzenia talmudystów, którzy chcą się stać jedynymi władcami świata. I rzeczywiście, kapitalizm koncentruje bogactwo w rękach niewielu rodów żydowskiego pochodzenia lub inspirowanych przez masonerię. Z drugiej strony socjalizm wywłaszcza gojów, przekazując ich własność w ręce jedynego posiadacza (państwa), rządzonego przeważnie przez Żydów. W ten sposób talmudyści rzeczywiście stają się władcami świata.

W tej kwestii Evola wykazuje doskonałą intuicję, mówiąc o dwóch kapitalizmach: liberalnym (indywidualnym) i socjalistycznym (państwowym). Oba prowadzą do tych samych celów: umasowienia i depersonalizacji. Należy jednak odnotować, że w tej teorii korzysta z pracy La guerre occulte (Ukryta wojna) autorstwa dwóch katolickich kontrrewolucjonistów, de Poncinsai Małyńskiego[24]. Zdaniem Evoli liberalna koncepcja prosperity i dobrobytu nie różni się zbytnio od marksistowskiej utopii, opartej na przyziemnym mesjanizmie, dokładniej mówiąc inspirowanym przez Talmud. W obu przypadkach wartości duchowe padają ofiarą wartości ekonomicznych, sztucznie podsyca się też rozrost materialnych potrzeb człowieka, który staje się niewolnikiem mamony i czcicielem złotego cielca. Epoka liberalno-socjalistyczna cechuje się więc prymatem produkcji, konsumpcji i chaotycznego wzburzenia nad potrzebami ducha. Błąd Evoli nawet w tym obszarze to grzech przesadnego elitaryzmu, który w duchu gnostyckim gardzi rzeczywistością materialną jako czymś z natury złym. Kościół, przeciwnie, uczy nas wyznaczać właściwe priorytety, czynić sobie poddanymi rzeczy ziemskie i nie żywić do nich pogardy, a z samych siebie nie robić półbogów. (…)

Zastrzeżenia i odpowiedzi na nie

Można argumentować, że istnieje mało znany Evola „słuszny politycznie i kontrrewolucyjny”[25], i aby się o tym przekonać, trzeba poznać przegląd jego pism politycznych z lat 1933–1970[26].

Jednakże zapoznając się ze wskazaną, mało znaną kolekcją dzieł włoskiego myśliciela, musimy stwierdzić, że również tam niemało jest błędów i dwuznaczności. Na przykład zdaniem Evoli zło wynika przeważnie z „odwrócenia i rozkładu wyższego porządku”. Włoski baron przytacza na potwierdzenie tej tezy przykład oświecenia, które stanowiło właśnie nadużycie czegoś, co z początku było dobre. Na początku istniała więc sekta Iluminatów, która była wówczas czymś całkiem innym, niż upolityczniony fenomen racjonalistycznego oświecenia. Oświeceni bowiem, zdaniem Evoli, należą do „tradycji pierwotnej”, odnoszącej się do „duchowego oświecenia”, „(…) rodzaju wiedzy łączącej się od starożytności ze specyficznymi odmianami arystokratycznych tradycji (…), nie zaś z czymś pospolitym (…), co obecnie uważa się za oświecenie”.

Naturalnie, kontynuuje autor, „jest to również prawda w przypadku wielu symboli, rytuałów czy też stopni masońskich. (…) Mamy tu do czynienia z elementami często nawiązującymi do dawnych Różokrzyżowców, templariuszy (…) można rzec, że do świata, który jest najskrajniejszą antytezą ideologii właściwej sektom masońskim”[27]. W skrócie, nurt masonerii spekulatywnej stanowi degenerację czegoś, co z początku było doskonałe – masonerii operatywnej.

Ta fałszywa koncepcja zwiodła już wielu ludzi, którzy wstąpili do masonerii, aby przywrócić i odbudować jej tradycyjnego ducha oraz walczyć z degeneracją masonerii spekulatywnej, lecz odkryli, że w rzeczywistości, być może niechcący, są marionetkami w rękach kogoś, kto z pewnością odnosi się do jakiejś tradycji, lecz jest to tradycja Węża, przewrotna kabała. Niestety, w Evoli znajdujemy bardzo wiele z kabalisty, a niezwykle mało z człowieka tradycji!

Kolejne zastrzeżenie zasadza się na próbie zminimalizowania antychrystianizmu Evoli, który miał dokonać (podobnie jak to uczynił Charles Maurras) ponownej, bardziej pozytywnej oceny Kościoła katolickiego w zestawieniu z pierwotnym chrześcijaństwem. Jeśli jednak ktoś przeczyta uważnie Rivolta contro il mondo moderno (Bunt przeciwko nowoczesnemu światu, jedno z najważniejszych dzieł Evoli napisane w 1934 roku) oraz wcześniejszy o sześć lat Imperialismo pagano, zda sobie łatwo sprawę, że rzeczy miały się całkiem inaczej. Antychrześcijański duch Imperialismo pagano nadal pozostał w twórczości Evoli, mimo że wyrażał się z nieco mniejszą gwałtownością. „Pojawienie się chrześcijaństwa oznaczało początek bezprecedensowego upadku. (…) Do tego wszystkiego dodał swej wagi wywrotowy wpływ chrześcijaństwa. (…) Tak więc obecność kilku tradycyjnych pierwiastków wewnątrz chrześcijaństwa, i ściślej, wewnątrz katolicyzmu, nie powinna powstrzymać nas od rozpoznania wywrotowego charakteru obu tych nurtów”[28]. Zauważmy, że autor uznaje, (…) iż zarówno chrześcijaństwo, jak i katolicyzm (który jest przecież w istocie chrześcijaństwem) to nurty wywrotowe.

Nauczanie o Mistycznym Ciele Chrystusa oznacza dla Evoli „dalszy regresywny i inwolucyjny wpływ, którego sam katolicyzm, mimo swej romanizacji, nie był ani zdolny, ani całkowicie chętny przezwyciężyć”[29]. A zatem katolicyzm zawsze pozostanie zjawiskiem szkodliwym i wstecznym.

Evola posuwa się nawet do bluźnierstwa, pisząc: „Podczas rozważania enigmatycznych świadectw dawanych przez starożytne symbole, nie można pominąć odnotowania roli, jaką w micie Jezusa odegrał motyw osła. Osioł nie tylko obecny był w scenie narodzenia Chrystusa, lecz to właśnie na ośle Dziewica i Boskie Dziecko uciekli do Egiptu; przede wszystkim, to na ośle jechał Jezus podczas swego triumfalnego wjazdu do Jeruzalem. Osioł był tradycyjnym symbolem podziemnej «mocy» rozkładu”[30]. Komentarz jest chyba zbędny.

Analizując zaś zjawisko średniowiecznego gibelinizmu, Evola pisze: „Nawet w swej rozwodnionej i zromanizowanej formie katolickiej wiara chrześcijańska reprezentuje przeszkodę”. I znowu: „Katolicyzm zawiera pewne wątki tradycyjne, ale należy jednoznacznie stwierdzić: to, co tradycyjne w katolicyzmie, jest mało chrześcijańskie, a to, co jest w nim chrześcijańskie, jest mało tradycyjne. (…) Katolicyzm zawsze ujawnia ducha cywilizacji lunarno-kapłańskiej”[31]. Tak więc „tradycjonalista” stwierdza, że Kościół jest… klerykalny. A zatem… kształćmy rycerzy.

Co więcej, ten sam Evola w wywiadzie przeprowadzonym przez Gianfranca De Turrisa (opublikowanym w numerze 11 „L’Italiano” z listopada 1971 roku) zaledwie cztery lata przed śmiercią utrzymuje, że jego idea tradycji „w istocie ma to samo znaczenie, jakie jej nadał Renè Guènon”[32]. Odnosząc się zaś do pewnych grup, które nazywały się tradycjonalistami, a potem nawróciły się na katolicyzm, Evola stwierdza bez wahania: „Uważam to za nieco przygnębiające. (…) Ktokolwiek uważa się za katolickiego tradycjonalistę, nie jest nawet w połowie tradycjonalistą (…). Jestem skłonny przyznać rację, (…) komuś, kto jest szczerym katolikiem, a drogą pewnych osobistych kompromisów odnajduje sens życia i poczucie bezpieczeństwa. Wydałby mi się problematyczny, gdyby nie pozostawał na swoim terenie i nie zachowywał się spokojnie. Rzecz ma się inaczej w przypadku kogoś, kto miał okazję otworzyć się na szersze horyzonty o charakterze nie tylko religijnym, lecz metafizycznym. W takim przypadku musielibyśmy mówić o cofnięciu się i porażce. (…) Tak energiczne ułożenie spraw na właściwym miejscu, jeśli są tego warte, wydaje się kuszące.

Konkluzja

Sądzę, że można bez obawy i najmniejszej przesady uznać, iż Evola nie jest człowiekiem Boskiej tradycji, lecz przewrotnej kabały. Tej właśnie lucyferiańskiej tradycji Evola nauczał i żył nią do końca swych dni. W 1953 roku wydał pracę Gli uomini e le rovine, w której wraca na gibelińskie stanowisko w sporze między sakralnym państwem a religią chrześcijańską. To właśnie Evola napisał: „Kto jest tradycyjny, będąc katolikiem w ortodoksyjnym i zwykłym znaczeniu, nie jest nawet w połowie tradycyjny”[33]. Ostatnia jego książka, Cavalcare la tigre (1961), „oznacza powrót [Evoli] do jego pierwotnych poglądów, to znaczy tej, która zawiera silny impuls w kierunku radykalnej negacji świata i istniejących wartości”[34]. Wąż zjada własny ogon…

ks. Curzio NitogliaZachęcamy do zapoznania się z wydaną ostatnio antologią pism J. Evoli.


[1] M. Fraquelli, Il filosofo proibito, Milano 1994.

[2] Zob. Teoria dell’Individuo assoluto, Torino 1927, s. IV–V.

[3] Saggi sull’Idealismo magico, Atanòr, Roma, 1925. Fenomenologia dell’Individuo assoluto, Torino 1930.

[4] M. Fraquelli, op. cit., s. 43.

[5] M. Fraquelli, op. cit., s. 48.

[6] Zob. P. L. B. Drach, De l’harmonie entre l’Eglise et la Sinagogue, Paris 1844.

[7] Zob. V. Barbiellini Amidei, La Tradizione contraffatta, [w:] „Adveniat Regnum”, R. IX, nr 3–4, 1971, s. 7.

[8] M. Fraquelli, op. cit., s. 50.

[9] M. Fraquelli, op. cit., s. 51. Por. także: M. Blondet, Gli Adelfi della dissoluzione, Milano 1994.

[10] M. Fraquelli, op. cit., s. 53–54.

[11] M. Fraquelli, op. cit., s. 56.

[12] P. D. Vona, Evola, Guènon, De Giorgio, Borzano 1993.

[13] M. Fraquelli, op. cit., s. 62.

[14] Por. A. Tarannes, Un sataniste italien, J. Evola, [w:] „Revue Internationale des Sociètès secrètes”, nr 4, 1 kwietnia 1928, s. 124, 129.

[15] Por. A. Tarannes, Le „fasciste” Evola et la mission transcendente de l’Eglise, [w:] „Revue Internationale des Sociètès secrètes”, nr 2, 1 lutego 1929, s. 43–68.

[16] Ibidem, s. 44–45.

[17] Ibidem, pag. s.

[18] Ibidem, s. 51.

[19] Minimus, Risposta a Satana, [w:] „Fede e Ragione”, 15 kwietnia 1928, nr 16, s. 121–123.

[20] Ibidem, s. 121.

[21] Zob. przypis 239.

[22] Ibidem, s. 122.

[23] Włoski neologizm „liberal-liberismo” trudno oddać inaczej niż „liberalny liberalizm”. Pojęcie to oznacza liberalizm zarówno w sferze światopoglądowej, jak i ekonomicznej.

[24] L. De Poncins, E. Malynski, La guerra occulta, Padova 1989.

[25] Por. J. Vaquiè, Lèon de Poncins est-il un disciple de R. Guènon et de J. Evola?, [w:] „Lecture et Tradition”, n. 157–158, marzec–kwiecień 1990, s. 35–42.

[26] J. Evola, Fenomenologia della sovversione, Borzano 1993.

[27] Ibidem, s. 28–29.

[28] J. Evola, Rivolta contro il mondo moderno, przekład za: „Zanik Zachodniej Tradycji”, portal tradycjonalizm.net [dostęp: 12 kwietnia 2014].

[29] Ibidem.

[30] Ibidem.

[31] J. Evola, Rivolta contro il mondo moderno, op. cit., s. 350–352.

[32] J. Evola, Orientamenti, Catania 1981, s. 30–32.

[33] R. Incardona, L’impegno per una ‘vera Destra’ nella vita e nell’opera di Julius Evola, Palermo 1994, s. 34.

[34] Ibidem.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Nitoglia: Lucyferiańskie źródła pseudofilozofii Juliusza Evoli”

  1. Wjechanie wierzchem do Świętego Miasta – Jeruzalem, było czynem nieomal zuchwałym. Nawet rzymscy wodzowie, z Tytusem na czele, zsiadali z wierzchowców i wchodzili przez bramy miejskie PIESZO. A więc Pana Jezusowy wjazd był czynem nieomal zuchwałym, ale – KRÓŁEWSKIM, jako że sam Sprawca był Królem Namaszczonym – Mesjaszem, więc Jemu było wolno. I ten czyn uzasadnia zarówno słanie gałązek palmowych na drodze jak i spiew „Hosanna Synowi Dawidowemu”. Jeśli Ewola tego nie wiedział, to był nieukiem, a jeśli wiedział i napisał co napisał – to był parszywym masońskim kłamcą. Niech mu smoła lepka bedzie, gnojowi parchatemu.

  2. Evola byl czlowiekiem slabym, podatnym na wplywy intelektualne, w mlodosci byl bliski samobojstwa. „Ratowal sie” …. buddyzmem. Nie umial nawet podporzadkowac sie dyscyplinie pracy naukowej na studiach technicznych, a ze znal jezyki obce, to calymi dniami siedzial w bibilotece i czytal. Chyba bardzo latwo rzec mozna, iz byl niezwykle oczytanym ( podkreslam: niezwykle oczytanym) ignorantem, marzycielem i nieszczesnym dzieckiem „glupiego XIX wieku”. Pragnal uciec przed scjentyzmem i dlatego uganial sie za Graalem. Dodatkowo, bardzo mu sie nie podobaly takie rzeczy jak chrzescijanska koncepcja grzechu, doktryna o lasce i o odkupieniu, koncepcja ofiary. Byl poronionym plodem Rewolucji, w pewnym sensie efektem tego, co sie we Wloszech dzialo w drugiej polowie XIX wieku. Urodzil sie przeciez jeszcze w XIX wieku. Mial genialne intuicje, ale wedlug niektorych i te intuicje nie pochodzily w calosci od niego samego.

  3. Wygląda na to, że Evola był o wiele bardziej nowożytny, niż by sam chciał. Może naciągam, ale jako żywo kojarzy mi się on z magami renesansowymi. Magia jako droga do uzyskania potęgi, ale wymagająca zarazem przemiany duchowej (por. Lombardi, „Filozof i czarownica”). W późniejszej nowożytności magia została zastąpiona przez naukę (nie utożsamiam ich pod względem poznawczym). Nowożytność dokonała reorientacji celów poznawczych – w skrócie mówiąc: nie kontemplacja ładu wszechświata, lecz opanowanie przyrody (Kartezjusz, Francis Bacon). Metody się zmieniły, ale cel pozostał ten sam: wzrost potęgi człowieka. Wspomniany już Bacon nazwał to regnum hominis. Wcale mnie nie dziwi, że Evola uznaje oświecenie za zniekształconą formę czegoś, co w swej pierwotnej postaci było dobre. Evola to, można powiedzieć, spóźniony zwolennik renesansu (a przynajmniej pewnych jego wątków), wczesny nowożytnik. Stąd jego zainteresowanie tradycją hermetyczną.

  4. Gdyby Evola zwrocil sie ku chrzescijanstwu – narazilby sie ze strony scjentystow na zarzut „nienaukowosci”. Idac w kierunku ezoterycznym – uniknal tego zarzutu. Wygodne! W chrzescijanstwie jest wszystko, czego domagaly sie jego pierwotne intuicje. Zwrocil sie jednak ku Nietzschemu, poniewaz po dziewietnastowiecznemu wierzyl w wyzszosc nauki niemieckiej i w magie jezyka wysokoniemieckiego, ktory rzekomo mial byc „najblizszy Sanskrytowi”, co jest lingwistycznym nonsensem zmyslonym przez Fichtego.

  5. Ciekawa definicja słabości: podatność na wpływy intelektualne. Człowiek mocny to tępak. I chyba tylko ten fakt uzasadnia dyskusje z wpływami „intelektualnymi” Evoli. Jakie idee, tacy adwersarze.

  6. „Nowożytność dokonała reorientacji celów poznawczych – w skrócie mówiąc: nie kontemplacja ładu wszechświata, lecz opanowanie przyrody (Kartezjusz, Francis Bacon)”. Czyżby? Wcześniej nikt nawet nie wiedział na czym ten ład polega. Początki kosmologii naukowej to jest dopiero XX wiek. Z kosmologią jako pełnoprawną nauką empiryczną mamy do czynienia dopiero od drugiej połowy XX wieku! Czemu służy tzw. standardowy model kosmologiczny? NICZEMU! CZYSTA KONTEMPLACJA! Nauka to jest cały czas grecki ideał czystej formy tj. poznania dla samego poznania. Nauka jest jednak wymagająca tzn większość populacji nie rozumie, czym ona jest i myli ją z jej zastosowaniami. Jeśli pominąć, że kontemplacja odbywa się bez obrazów to dawniej „kontemplowano” indywidualne i społeczne fantazje a nie żaden „ład wszechświata”.

  7. „…dawniej „kontemplowano” indywidualne i społeczne fantazje a nie żaden „ład wszechświata”…” – możliwe, jednakowoż były one jakąś, mizerną wprawdzie, „zerową aproksymacją” tegoż „ładu”. Jakieś tam fragmenty tych fantazji ostały się przecież, chociażby owo „fiat lux” jako najbardziej pierwotny akt „Genesis” … Z obecnych matematycznych modeli też pewnie nie wszystko się ostanie, a to co się nie ostanie, to bynajmniej nie na zasadzie, że „kwadratowe jest 'bardziej’ od liniowego”, ale na zasadzie odfiltrowania ewidentnych pierdół.

  8. Protestowałem przeciwko zastępowaniu nauki filozoficznymi ocenami, dekretowaniu czym jest i jak działa, bo Kartezjusz powiedział to a Bacon powiedział tamto. „To co istnieje, nie zależy od słów” – czego niektórzy „kontemplatycy” jeszcze nie rozumieją, zajmując nadal stanowisko Świętego Officium ze sporu z Galileuszem. „Teza o ruchu Ziemi jest formalnie heretycka i filozoficznie absurdalna”. Tym gorzej dla takiej filozofii. Nauka – tak czy inaczej – mówi jaki świat jest. A kto protestuje przeciwko temu, jaki świat jest, protestuje przeciwko Stwórcy, nawet jeśli to sobie ubierze w pobożne słowa. „To co istnieje, nie zależy od słów”. A czy w nauce można dojść do całej prawdy? Nie można. Nawet gdybyśmy jakimś cudem doszli i tak nie będziemy o tym wiedzieć. Bo skąd (patrz: Popper)? Bóg nas sam uczy pokory.

  9. Włodzimierz Kowalik@ Moja uwaga o reorientacji celów poznawczych dotyczyła filozofii nowożytnej oraz roli, jaką niektóre jej nurty przypisywały nauce (nauka jako narzędzie przemiany świata), nie dotyczyła natomiast samej nauki, jej metod i prawomocności epistemologicznej. Nie mylę więc nauki z jej zastosowaniami, ani tym bardziej z jej ideologicznymi otoczkami. Odnoszę wrażenie, że tropi Pan wciąż tego samego wroga, który przybiera rozmaite maski: raz jest to Neotomista, który usiłuje uprawiać filozofię w oderwaniu od nauki i w rezultacie bawi się tylko abstrakcyjnymi pojęciami, innym razem jest to Kontemplatyk, który kontempluje tylko swoje wyobrażenia, bo nauka dla niego za trudna, a jeszcze innym razem jest to, bo ja wiem, Metafizyk, który nie chce przyjąć do wiadomości, że w świetle nauki jego kategorie metafizyczne są przestarzałe. Kiedy w jakimś poście znajdzie Pan choćby ślad tego wroga, rzuca się Pan na niego i miażdży, choćby post dotyczył zgoła czego innego.

  10. „Jakieś tam fragmenty tych fantazji ostały się przecież”. Jakie? Które? Grecki fatalizm czasów Homera, czy światopogląd Grecji klasycznej? A może stoicyzm? Buddyzm? Gnoza lub manicheizm? A może religie animistyczne, człowieka pierwotnego, który jasno sobie siebie samego nie uświadamiał? Wszystkie te poglądy jakoś w zastanym ładzie świata mieszczą się, choć każdy z nich rozumie ten ład inaczej.

  11. Stary Oligarcha@ 1/Proszę zauważyć, że nie miażdżę staruszek (vetula) z różańcami tylko poglądy, które Pan wskazał i to tylko, gdy ich duchy pojawiają się w komentowanych tekstach. Cieszę się zresztą, że wypadam tak wojowniczo w Pana oczach, bo mnie p. Ratnik straszył, że jestem zwykłą babą. 2/Trudno mi wszak było zmiarkować, że Pana post dotoczył tylko „celów poznawczych filozofii nowożytnej” a nie nowożytności ogólnie, co w tutejszym kontekście ma jasny sens: nowożytność jest do bani, wróćmy do Greków, starannie odróżniając ich przeczystą doktrynę od urojeń Evoli. Proszę zastosować do swojego postu własną analizę i zobaczyć co z niego zostanie. Pozdrawiam

  12. Włodzimierz Kowalik@ Bo nowożytność rzeczywiście jest według mnie do bani, choć z pewnością nie cała. Zwłaszcza dwie rzeczy mnie w niej drażnią: uporczywie pojawiające się przekonanie, że dzięki opanowaniu przyrody i przebudowie społeczeństwa można przekroczyć ograniczenia ludzkiej kondycji oraz tendencja do zawężania racjonalności do racjonalności naukowej. Oczywiście, oba te punkty należałoby rozwinąć (właściwie każde wyrażenie wymagałoby objaśnienia: o jakie ograniczenia kondycji ludzkiej chodzi, co to jest racjonalność naukowa etc.). Ale żeby wracać do Greków? Ja w ogóle nie uważam, by jakąkolwiek dawniejszą filozofię można było przyjmować in crudo. Bo jednak wiemy o świecie nierównie więcej niż dawniejsi filozofowie.

  13. SO@:1/Skoro dzisiejszy student wie więcej niż dawni filozofowie, to jakieś ograniczenia ludzkiej kondycji zostały przekroczone i to nie byle jakie, tylko te, które samych filozofów pętały. Ceną jest jednak świadomość nędzy ludzkiego umysłu. I tak jest zawsze. Podobnie lodówka w kuchni pozwala mi przekraczać ograniczenia, ale zarazem uświadamia mi inne. Czepianie się tego jest tylko popadaniem w rozpacz. 2/Poglądy na „racjonalność naukową” stale ewoluują, tak samo jak same nauki. Scjentyzm to dziś tylko filozoficzna historia, choć w masach oczywiście utrzymuję się (mocno zwulgaryzowany). Dzisiaj każdy szanujący się uniwersytet ma wydział „nauka a religia/teologia). Poważniejszy jest wciąż przybierający na sile irracjonalizm. Kierowanie epitetów przeciwko XIX – wiecznemu scjentyzmowi, jest dziś tylko groteskową nekrofilią. Życie przeszłymi epokami, „złotym wiekiem” itd.. Neopozytywizm to była bardzo porządna filozofia (nie nauka!), która sama się skrytykowała i obaliła. Bodaj jedyny taki przypadek w historii filozofii. Warto jest poznać tę myśl zamiast ją apologetycznie (tj. bezmyślnie) zwalczać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *