O Katyniu śmiało i nieśmiało

Tymczasem orzeczenie dotyczyło tylko tego i aż tego, co obejmowała sama skarga, a więc w dużej mierze kwestii definicyjno-proceduralnych, które tak ciężko się w Polsce rozumie. Klasycznym nieporozumieniem jest stosowanie terminu „ludobójstwo” dla wszelkich zbrodni, byle o odpowiednio dużej skali, względnie o wstrząsającym charakterze. W tym sensie „ludobójstwo” traci swój prawniczy sens (określony art. II „Konwencji w sprawie zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa” z 9 grudnia 1948 r.), a staje się po prostu epitetem, wyrazem emocji i zgrozy. Tymczasem zbrodnia katyńska, jakkolwiek szokująco by to nie brzmiało, kryteriów ludobójstwa nie spełnia, nie mieści się bowiem w konwencyjnej definicji: „W rozumieniu Konwencji niniejszej ludobójstwem jest którykolwiek z następujących czynów, dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich:

  1. zabójstwo członków grupy,

  2. spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków grupy,

  3. rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia, obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego,

  4. stosowanie środków, które mają na celu wstrzymanie urodzin w obrębie grupy,

  5. przymusowe przekazywanie dzieci członków grupy do innej grupy”.

„Ludobójczość” danego aktu określana jest więc przez jego cel – tymczasem zbrodnia katyńska nie była elementem większej całości, procesu eksterminacji całego narodu polskiego, czy choćby jego wyodrębnionej części (np. wszystkich oficerów). Przeciwnie – o czym niżej – mord w Katyniu i pozostałe egzekucje polskich oficerów i policjantów osadzonych w obozach sowieckich, znacząco odbiegały od uprzednio (i później) przyjętej linii postępowania władz sowieckich wobec Polski i Polaków. Zwolennicy określenia Katynia jako „ludobójstwa” stosują więc wybieg, powołując się na akt oskarżenia Rudenki, który w Norymberdze próbował wpisać mord na oficerach na listę zarzutów wobec Niemców. Działania tego nie można jednak traktować jako „przyznania się”, czy uznania ludobójczego charakteru zbrodni katyńskiej przez stronę sowiecką – i jest to kwestia zwykłej logiki. Gdyby bowiem, hipotetycznie, mordu takiego faktycznie dopuścili się hitlerowcy – wówczas byłby on tylko elementem ich szerszej strategii wobec Polaków, strategii faktycznie zakładającej stopniowe wyniszczenie całego narodu, a w każdym razie jego inteligencji. Tymczasem po stronie sowieckiej brak właśnie takiego procesu, a ta i inne zbrodnie i represje nie prowadziły i nie miały prowadzić do całkowitej anihilacji narodu, jakkolwiek były dla niego dotkliwymi ciosami.

Co orzekł Trybunał?

ETPC, po którym jeszcze niedawno oczekiwano właśnie uznania „ludobójczego” charakteru Katynia – przywrócił temu zdarzeniu właściwy wymiar, zgodnie z faktami określając je jako zbrodnię wojenną, co jest nie tylko poprawne historycznie, ale i satysfakcjonujące prawnie – choć nieco zdezorientowało część samych skarżących. Trybunał równie prawidłowo negatywnie ocenił postępowanie strony rosyjskiej wobec poszkodowanych, a więc rodzin ofiar. Jest to krok jak najbardziej korzystny dla nich, bowiem wobec polityczności sprawy i prób jej wykorzystywania do bieżącej polityki antyrosyjskiej – tamtejsza prokuratura faktycznie ograniczała uprawnienia Polaków w ramach prowadzonego śledztwa. Znowuż jednak – jest to kwestia stricte formalna, choć nieco bombastyczny zapis art. 3 „Konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności” o tym, że „Nikt nie może być poddany (…) nieludzkiemu lub poniżającemu traktowaniu” został radośnie podchwycony przez ukazujące się w Polsce tabloidy oraz niektórych tabloidowych polityków.

Również jednak prokuratura rosyjska może mieć powody do zadowolenia, bowiem niestwierdzenie naruszenia art. 2 Konwencji (o prawie do życia) potwierdza prawidłowość ustaleń dokonanych przez śledczych, natomiast uznanie niemożności oceny samego śledztwa (a więc i nienakazanie jego wznowienia) – pozostałe ustalenia czyni nieco akademickimi.

Niedoszłe wnioski smoleńskie

Problem z postępowaniem przed Trybunałem jest więc taki sam, jak z interpretacją jego orzeczenia – nie wiadomo w zasadzie co chciano w ten sposób uzyskać poza „dowaleniem Ruskim”, co ostatecznie się nie udało, w każdym razie nie na forum międzynarodowym. W Polsce bowiem po raz kolejny próbuje się wzniecić antyrosyjską histerię, starając się przy okazji odgrzewania śledztwa katyńskiego uwiarygodnić zarzuty rzekomych matactw w postępowaniach wyjaśniających katastrofę smoleńską.

Tymczasem właśnie sprawa Katynia stanowi argument dokładnie przeciwny żądaniom i oczekiwaniom „smoleńszczyków”. Oto bowiem rosyjskie śledztwo w tej prawie szło (zwłaszcza w latach 1994-2004) tym gorzej i trudniej wobec oczekiwań polskich – im gorsze były stosunki dyplomatyczne z Rosją. Działała tu bowiem zasada hydrauliczna – Rosjanie widząc, że przyjazne gesty wobec Warszawy (których w sprawie katyńskiej było wiele jeszcze od czasów Gorbaczowa i Jelcyna) nie zmieniają wrogiego stosunku kolejnych polskich rządów – zaczynali bawić się w formalizm i złośliwostki dobitnie pokazujące, że groźbami, dąsami i oskarżeniami niczego nad Wołgą i Moskwą wymusić się nie da. Dokładnie to samo dzieje się w kwestii Smoleńska, w której początkowe szczere ocieplenie we wzajemnych stosunkach, a przede wszystkim w nastawieniu samych społeczeństw – zostało zmarnowano przez partyjną grę polityczną PiS. Doprowadziło to do sytuacji, w której nawet czuły na nastawienie opinii publicznej premier Tusk zmuszony jest uciekać się do antyrosyjskiej frazeologii, to zaś skutkuje dalszym usztywnieniem stanowiska Rosji, już jawnie złośliwej wobec smoleńskiej histerii w Polsce. Niestety, ale niewyciągnięcie wniosków ze sprawy Katynia mści się w ten sposób nie tylko na śledztwie smoleńskim, ale na całokształcie naszych stosunków z Rosją.

Katyń – dlaczego?

Tymczasem w chaosie sprzecznych analiz po-strasburskich – umknął ciekawy głos w historycznej dyskusji nad istotą zbrodni katyńskiej – a więc nad jej wciąż nader zagadkowymi przyczynami. Co dziwne, głos ten padł na łamach pisma, które ciężko było dotąd podejrzewać o zdrowy rozsądek i zdolności analityczne, a mianowicie w świątecznym, 14(61)/2012 numerze „Uważam Rze”. Piotr Skwieciński w tekście „Katyń. Beria nie chciał ich śmierci?”, dotyka kwestii zasadniczych – nie tylko opisuje ciąg wydarzeń które doprowadziły do zbordni, w tym tendencje w kierownictwie sowieckim odnośnie losów uwięzionych oficerów i policjantów, ale także stawia podstawowe pytanie: „dlaczego ich zamordowano?”, niezadawalając się najczęstszymi chyba dziś odpowiedziami („bo to Ruskie/komuchy, a une tak mają!”). Jeszcze oryginalniejsza jest sama teza artykułu – że mord został bezpośrednio sprowokowany pomysłami udziału wojsk polskich w interwencji aliantów w Finlandii. W ten sposób bowiem umieszcza się Katyń w kontekście działań dyplomatycznych także strony polskiej (a nie zwykliśmy uważać, że to, co robimy miewa jakieś następstwa, niekiedy tragiczne). Niezależnie zresztą, czy pogląd o związkach między wykorzystaniem Podhalańczyków, a decyzją Stalina jest słuszny – to faktycznie wskazuje na drobiazg: że marzyła nam się wojna z państwem znanym z krwawych represji i posiadającym polskich zakładników, tymczasem okoliczności narażania na szwank ich losu zdaje się w ogóle nie brano w ówczesnych polskich kalkulacjach pod uwagę.

Znowu więc wracamy do kluczowego problemu – mieszania się w polskich umysłach pojęcia „winy” i „odpowiedzialności”. By użyć klasycznego porównania – polska historiografia (a za nią polityka) uważają, że gdy myśliwy idzie do dżungli między tygrysy bez broni i amunicji i zostaje przez bestie pożarty – to „winne” są tylko one, no bo przecież go pożarły. Problem odpowiedzialności, czy raczej jej braku u samego myśliwego – nie jest uważany w tym kontekście za znaczący.

Błąd Stalina

Tymczasem, jak czytamy u Skwiecińskiego „(…) kierownik zarządu NKWD ds jeńców wojennych Piotr Soprunienko. 20 lutego skierował on do szefa NKWD Ławrientija Berii wniosek o >rozładowanie< polskich obozów w sposób zupełnie inny, niż stało się to ostatecznie. Soprunienko proponował, aby część jeńców (chorych i starszych, ale także wszystkich oficerów rezerwy pochodzących z Kresów, na których nie ma indywidualnych >komprmateriałów<) zwolnić do domów. W sprawach zaś uznanych za politycznie niebezpiecznych oficerów Korpusu Ochrony Pogranicza, Sztabu Generalnego, wojskowego sądownictwa, „Dwójki” i oficerów pochodzenia ziemiańskiego, Kolegium NKWD miało rozpocząć śledztwa karne”. Te zaś – wg propozycji Kolegium – miały owocować (a dokładniej nawet już owocowały) wyrokami dwóch do sześciu lat łagru. Słowem – oznaczały życie.

Decyzje te zostały jednak zmienione w ostatniej chwili – i to m.in. wskutek fatalnej nieodpowiedzialności polskiego rządu na emigracji, hołdującego fatalnej idei, że za nadgorliwość wojenną Polska zostanie w końcu nagrodzona. „Katyń nie ma precedensu w dziejach ZSRR” – pisze Skwieciński polemizując tym samym z popularną dziś w Polsce tezą, że całe nasze stosunki z Rosją to jeden wielki Katyń. Dodaje też zaraz: „Z jednym wyjątkiem – planowanych masakr w radzieckich więzieniach, gdy w 1941 roku Niemcy parli na wschód. Moim zdaniem, decyzja o wymordowaniu polskich jeńców była strukturalnie podobna. Podjęto ją w antycypacji wielkich i zagrażających istnieniu państwa klęsk w wojnie z anglofrancuską koalicją, bojąc się tego, co ci więźniowie zrobią w momencie, gdy ZSRR zagrozi załamanie”. Ponieważ zaś inwazja ostatecznie nie nastąpiła (bowiem Brytyjczycy – jak zwykle w sprawach geopolitycznych – wykazali się większym rozsądkiem od Polaków) – ten właśnie splot wydarzeń miał zapewne na myśli Stalin mówiąc o losie polskich oficerów „popełniliśmy błąd”…

Tak oto wg tej teorii życie – czy raczej śmierć – dopisały smutną pointę do wyjątkowo szyderczego w swej wymowie i obraźliwego dla polskiej zbiorowej inteligencji plakatu „Poland First to Fight!” Co dodatkowo ponure, ostatnio w kręgach patriotycznych na Facebooku furorę robi obrazek z tej samej ideowej bajki „Polak nie pyta ilu jest wrogów, tylko gdzie oni są!” To dowodzi, że kolejne pokolenie naszych rodaków za przymiot uważa bezmyślność i nieliczenie się z narodowym rachunkiem strat i zysków. Za takie właśnie podejście zapłaciliśmy kiedyś Katyniem – i jak widać nie wyciągnęliśmy z niego żadnych wniosków.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 2 Average: 3]
Facebook

0 thoughts on “O Katyniu śmiało i nieśmiało”

  1. „To dowodzi, że kolejne pokolenie naszych rodaków za przymiot uważa bezmyślność i nieliczenie się z narodowym rachunkiem strat i zysków. Za takie właśnie podejście zapłaciliśmy kiedyś Katyniem – i jak widać nie wyciągnęliśmy z niego żadnych wniosków.”- czyli to Polacy są odpowiedzialni za ludobójstwo katyńskie? Widać stosuje Pan Pewne sztuczki erystyczne które mają na celu umniejszenie odpowiedzialności władz ZSRS za te zbrodnię. Co to ma znaczenie co powiedział Sopurienko, który de facto był postacią mało znaczącą ? Decyzja zapadła na najwyższym szczeblu hierarchii sowieckiej i to w kontekście analizy ludobójstwa katyńskiego jest najhardziej istotne. A dlaczego ludobójstwo? Już o tym była dyskusja na tym portalu. Polskich oficerów wymordowano przede wszystkim z powodu ich przynależności narodowościowej.

  2. „Zwolennicy określenia Katynia jako „ludobójstwa” stosują więc wybieg, powołując się na akt oskarżenia Rudenki”- to jest teza absurdalna Panie Konradzie. Bez urazy.

  3. Niestety, przy całym szacunku dla autora tekstu, muszę się zgodzić z „jasonem”: jest on próbą dzielenia odpowiedzialności za Katyń. Jej część próbuje się przerzucić na samych Polaków. rzeczywiście ich „winą” było to, że byli polskimi patriotami (i słowo to bynajmniej nie było dla nich pustym frazesem, tak jak jest dziś dla wielu piszących m.in. na łamach tego portalu), dla których patriotyzm to obowiązek, powinność wobec Ojczyzny. Gdyby nie byli Polakami to by nie zginęli. Katyń to jedno z ogniw łańcuszka działań, mających na celu zniszczenie narodu polskiego — jest nią również wynarodowienie poprzez narzucenie marksistowskiego, kosmopolitycznego światopoglądu.

  4. Panowie, tak to się w życiu nie dogadamy, tzn. nie wyjdziemy poza dyskusję co to jest „odpowiedzialność”. Powtórzę przykład z tekstu (zresztą nie mój): kto jest odpowiedzialny pożarcie nieuzbrojonego myśliwego? Tylko tygrysy, czy też uznajemy, że łowca ów zachował się NIEODPOWIEDZIALNIE idąc do dżungli bez broni?

  5. Jasonie, jeśli czytał Pan artykuł omawiany w powyższym tekście, to wie Pan, że Soprunienko działać miał na polecenie Berii. A to już chyba wystarczająco wysoko w sowieckiej hierarchii?

  6. @Konrad Rękas Soprunienko pod względem politycznym i decyzyjnym był osobą mało znaczącą. Od strony techniczno- wykonawczej oraz w kontekście samego ludobójstwa katyńskiego był osobą „ważną” bo de facto on kierował tym masowym mordem. Czytając Pan tekst łatwo można do tego dojść… Soprunienko hipotetycznie mógł nawet powiedzieć Berii że „Polacy to fajni kumple i powinniśmy im dać po 1000 rubli i puścić wolno”, jednak wierchuszka sowiecka i tak by zrobiła po swojemu. Zresztą każdy chyba zna słowa Berii o więźniach nie rokujących poprawy, wrogach władzy sowieckiej.

  7. „gdy myśliwy idzie do dżungli między tygrysy bez broni i amunicji i zostaje przez bestie pożarty – to „winne” są tylko one, no bo przecież go pożarły. Problem odpowiedzialności, czy raczej jej braku u samego myśliwego – nie jest uważany w tym kontekście za znaczący.”- jakie to ma znaczenie w kontekście ludobójstwa katyńskiego? Dziwne porównanie… dodatkowo niejasne, nawet jeżeli chodzi o udział Podhalańczyków w działaniach zbrojnych w Finlandii.

  8. A jeśli to Beria (jak twierdzi jego syn) chciał zwolnić Polaków? Zwracam uwagę, że przecież to właśnie marszałek NKWD był przecież kilkanaście lat później głównym orędownikiem liberalizacji ZSSR (trochę podobnie było z Himmlerem, który pod koniec wojny też chciał montować względnie „liberalne” skrzydło) – nie byłoby to więc nic zaskakującego.

  9. Przypomnę co napisali sygnatariusze listu do Komorowskiego w 2011 r. Apel do Prezydenta RP w sprawie ludobójstwa w Katyniu: „Katyń był ludobójstwem zarówno bezpośrednio, jako akt eksterminacji polskiej inteligencji, jak również jako część ludobójczej polityki na ziemiach anektowanych przez Związek Sowiecki po 17 września 1939 roku”. Pod listem podpisali się m.in. Lena Cichocka-Dąbkowska, Marek Cichocki, Maria Dzielska, Dariusz Gawin, Magdalena Gawin, Jan Maria Jackowski, Igor Janke, Janina Jankowska, Elżbieta Jakubiak, Marek Jurek, Krzysztof Kawęcki, Dariusz Karłowicz, Piotr Kaznowski, Bogusław Kiernicki, Jacek Kloczkowski, Grzegorz Kucharczyk, Paweł Kukiz, Włodzimierz Marciniak, Mateusz Matyszkowicz, Paweł Milcarek, Jan Musiał, Andrzej Nowak, Jan Ołdakowski, Marian Piłka, Wojciech Roszkowski (i inni). Rozumiem, że nie dla wszystkich słowa te muszą być miarodajne.

  10. Jasonie – czy niejasne? Cóż, kwestia podejścia. W innym miejscu pisałem zresztą więcej o problemie… no właśnie, odpowiedzialności – za swoje czyny. Np. o tym, jak nierozsądne rzeczy pisali uwięzieni polscy oficerowie w przeprowadzanych przez Sowietów ankietach: że chcą opuścić ZSSR, że nie widzą możliwości wspólnej z RKKA walki itp. I znowu – czy to USPRAWIEDLIWIA zamordowanie ich? Nie. Ale do pewnego stopnia wyjaśnia.

  11. Po raz pierwszy na tym portalu komentuję tekst nie doczytawszy go do końca. Komentarz:jeśli w Katyniu nie było ludobójstwa, to jest to( ludobójstwo) termin pusty, bez desygnatów.

  12. Jak się czyta wypowiedzi wielu ludzi powołujących się na patriotyzm i miłość Ojczyzny to można odnieść wrażenie, że Polak z definicji nie może ponosić odpowiedzialności za swoje czyny i zaniechania. Trzeba być kompletnym idiotą – nawet z tytułem profesora takim być można – żeby drażnić bestię, której nie możemy zabić. To, że idiota kocha Ojczyznę to jeszcze nie dowód, że ma rację.

  13. Pan Rękas ma w tej kwestii rację. Katyń to nie było żadne ludobójstwo, a ohydna zbrodnia wojenna. Nie warto umierać za to pojęcie, bo raz, że walczy się nie mając racji, a dwa, że zamyka się przy okazji, co zresztą opisał autor artykułu, wiele ścieżek, które dla w innym wypadku pozostałby otwarte dla strony polskiej i umożliwiły spełnienie przez stronę rosyjską znacznie szerszego kręgu roszczeń pomordowanych.

  14. @Konrad Rękas Artykuł logicznie dobry, może i byliśmy jakoś odpowiedzialni ALE: w artykule o domniemanym oddziale polskim u Niemców pan Rękas bodajże pisał, że nie powinniśmy wspominać o tym choćby ze względów politycznych. A więc czy Żydzi mówią, że są w jakimś stopniu odpowiedzialni za ten holocaust, np przez „dolchstoss”? Nie – po prostu wyciągają jak najwięcej korzyści politycznych i materialnych z katastrofy. Czy nie tego wymaga REALIZM? Prawda prawdą ale racja stanu jest chyba ważniejsza, trzeba się uczyć od lepszych. Ja wiem,nie mamy takiego lobby, a polskie środowiska mają w głowie tylko farmazony o moralnej winie, mesjanizmie i sprawiedliwości dziejowej, ale nie dokładajmy jeszcze od siebie.

  15. Słowo „odpowiedzialni” wciąż budzi kontrowersje – to może inaczej, ponosiliśmy (czy raczej ponosili zainteresowani) konsekwencje działań tak swoich, jak i działań polskiego kierownictwa politycznego. Czy zaś racja stanu wymaga od nas propagandy ofiar? Cóż, a jakie korzyści mogłaby nam przynieść?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *