O klęsce Francji w I Wojnie Światowej

Sztab Generalny ubrał żołnierzy francuskich w czerwone spodnie, z ktόrych byli bardzo dumni.
Stali się natychmiast doskonałym celem dla niemieckich karabinόw maszynowych. To nie była Wielka Wojna Ojczyźniana. Nikt nie przemόwił w radio, nikt nie nazwał Francuzόw braćmi i siotrami, nikt nie błagał w imię naszych świętych obrazόw o walkę na śmierć i życie. Po pierwsze, w 1914 roku nie było jeszcze radia, po drugie Francja była republiką laicką. Zakony wygnano, szkoły katolickie zamknięto. Oficerόw podejrzanych o katolicyzm usunięto z armii. Wojsku kazano strzelać do ludzi, Francuzom do Francuzόw. Człowiekiem, ktόry wydał rozkaz zmasakrowania cywilόw na południu Francji był mason Georges Clemenceau. Oficerόw, ktόrzy przed wojną proponowali nowatorskie, śmiałe rozwiązania usunięto ze szkόł wojskowych, po to, aby nie mogli wpływać na młodzież. Jedynym wyższym oficerem, ktόry śmiał wykładać elewom w szkole wojskowej, iż „ogień zabija” był Pułkownik Philippe Pétain. I jego usunięto.

Kiedy wybuchła wojna, młodziutcy oficerowie francuscy zaczęli rzucać się z bagnetami na armaty.
Masowo położyli głowy. Mieli w sercach nienawiść i pogardę dla Niemcόw – uznanych za rasowo nieczystych podludzi. Ginęli z własnej woli w imię nienawiści.

Sztab Generalny ubrał żołnierzy francuskich w czerwone spodnie, z ktόrych byli bardzo dumni. Stali się natychmiast doskonałym celem dla niemieckich karabinόw maszynowych. Teraz przekonano się wreszcie, że ogień istotnie zabija. W pierwszych miesiącach zginęło 300. tys Francuzόw. Dowόdztwo usunęło prawie 200 oficerόw. Tym razem za brak kompetencji wojskowych. Wielkie ofensywy, ktόre francuskie dowόdztwo organizowało w swojej głupocie, kończyły się zawsze gigantycznymi masakrami Francuzόw.

Front został przez Niemcόw przełamany wielokrotnie. Kuchnie francuskie przywoziły do okopόw zimne obiady. Żołnierzy nie bito, ale za to ich humanitarnie rozstrzeliwano. W tym samym czasie dowόdztwo niemieckie dwoiło się i troiło, żeby chłopcy mieli w okopach nawet wodę mineralną.

W wojsku francuskim zaczęły się bunty. Dowόdztwo na bunty odpowiadało egzekucjami. Bunt wojska był tak zdecydowany, że nie było już komu walczyć. Niemcy nie wiedzieli, że wygrali wojnę.
Gdyby w 1917 roku przeszli do ofensywy, historia potoczyłaby się inaczej. Bunt zaczął – choć w mniejszym stopniu – ogarniać rόwnież jednostki brytyjskie. Może dlatego w mniejszym stopniu, że w armii brytyjskiej wolno było znęcać się nad żołnierzami.Tak jest zresztą do dziś. Front niemiecki nie został nigdy przełamany. Nagle przypomniano sobie o Pétainie i o katolickich oficerach. Philippe Pétain potraktował młodych jak swoich własnych synόw. Dał żołnierzom jeść i pić. Oficerόw, ktόrzy nie wiedzieli, co chłopcy będą jedli na obiad powyrzucano z wojska. Philippe Pétain zaczął regularnie przyznawać przepustki z frontu. Morale armii przywrόcono i utrzymano aż do końca. Wojsko zobaczyło w swym wodzu ojca. Po pewnym czasie Niemcy uznały się za pokonane. W Paryżu, w Katedrze Notre-Dame odprawiono uroczyste Te Deum.

Raymond Poincaré odmόwił przyjścia na nabożeństwo. Przywołał swe przekonania laickie i został w łόżku z konkubiną. Do kościoła wydelegował oficjalną małżonkę. W czasie wojny w jego gabinecie cieszono się ze strat francuskich, gdyż dzięki masakrom ginęła młodzież katolicka. I wszystko to po to, żeby Benesz mόgł zostać prezydentem Czechosłowacji – ironizował pόźniej, w 1967 roku, Maurice Bardèche.

Oto wojna, „z ktόrej powstała Polska”. Wziąwszy powyższe pod uwagę wyznaję, że przyszłość Europy widzę wyłącznie w zjednoczeniu naszych dusz pod berłem Cara Rosji. Musimy świadomie pracować w tym kierunku.

Antoine Ratnik

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “O klęsce Francji w I Wojnie Światowej”

  1. „…zjednoczeniu naszych dusz pod berłem Cara Rosji..” – a nie Papieża Franciszka, 🙂 ?

  2. Jakoś nie bardzo widzę w cerkwi Komunię „na łapę”, albo „na stojaka”, ewentualnie „liturgiczny taniec brzucha”, czy „dni judaizmu”, albo stawianie posążku buddy na ołtarzu … Tak, że z tą „jednością”, albo wręcz z „pełna jednością” może być niewesoło, :-).

  3. A ja nie widzę Ratnika w cerkwi. Trudno sobie wyobrazić teologię bardziej „nietrydencką” niż prawosławna. Tradycja całkowicie apofatyczna. U nich scholastyki – niet. Tylko Ojcowie Wschodni. Z tradycji peryparetyckiej może Jan z Damaszku by się łapał. Teologia prawosławna to są „energie Ducha Św.”. „Katechizm prawosławny” to coś takiego jak u nas „kwadratowe koło”. W duchowości zupełny prymat łaski, przebóstwienie człowieka za doczesnego życia, apokatastaza. Żadne tam lęki przed piekłem. Ale jedno pasuje: prawosławni uznają honorowy prymat Piotra, czyli tak samo jak Ratnik. Nie zmienia to faktu, że Cerkiew nas nie lubi. Mieszkam na wschodzie Polski, na ziemi Unitów Podlaskich, męczenników Kościoła Unickiego (którego car i Cerkiew nie lubili szczególnie i niszczyli), brałem ślub w parafii pod ich wezwaniem. Znam wielu polskich księży pracujących w Rosji. Wszyscy oni spotykają się ze zdecydowanym sprzeciwem Cerkwi, która misje katolickie traktuje jako rodzaj rekonkwisty na własnym terytorium. Poza tym kwestia cywilizacyjna o której pisał u nas Feliks Koneczny – to nie jest cywilizacja łacińska. Może po absorpcji zachodniego kapitalizmu coś się zmieni, ale to długi proces. Nie wiem co we Francji o tym wiadomo. PS. Dziś idę na spotkanie z podróżnikiem po Chinach. Zapytam o różnice cywilizacyjne. Może nie są takie duże, jak nam się wydaje. Emocje ludzie maja na całym świecie takie same. Wszyscy chcą być szczęśliwi i nie bać się.

  4. Przykro mi, że doszło do tej wojny z której odrodziła się Polska, bo to wiąże się z tyloma trudnościami francuskiego żołnierza (w tym zimną zupą na froncie, brrrrrrrrrrrr) w tej laickiej republice. Ach, żeby tak pod berłem cara siedzieć…

  5. „…Wszyscy oni spotykają się ze zdecydowanym sprzeciwem Cerkwi, która misje katolickie traktuje jako rodzaj rekonkwisty na własnym terytorium. Poza tym kwestia cywilizacyjna o której pisał u nas Feliks Koneczny – to nie jest cywilizacja łacińska. …” – to i dobrze, mniej pedalstwa, pedofilii, lichwy i żydojebstwa, przepraszam, filosemityzmu.

  6. Tomasz Sz: A biblijny Izrael to niby z czego powstał jak nie z wojen o Kanaan? Co prawda nie wyrzynano tam katolików, więc ta wojna jest dla Ratnika OK. Problem w tym, że w Polsce nigdy nie było absolutyzmu a we Francji był. Dlatego zarówno państwo katolickie kolejnych Ludwików jak i państwo laickie kolejnych republik jest tam rozumiane absolutystycznie. Czyli jak? Ano tak, jak jest rozumiana prawo natury u Arystotelesa, czyli jako rodzaj fizycznego prawa. Spod prawa fizyki nic się nie może wyłamać. Kamień spada a król rządzi. Nieprzypadkowo lefebryści są z Francji. Frankofil Andrzej Bobkowski (katolik, u swoich pracowników wprowadził obowiązek przyjmowania Komunii Św.) pisał sugestywnie o upadku kultury francuskiej w „Szkicach piórkiem” i innych swoich tekstach, jako o upadku WOLNOŚCI. Wyjechał z Europy do Gwatemali. Ale to jest zdanie Polaka. Ja się z nim zgadzam, Ratnik by się z nim nie zgodził. Choć w tym tekście wykazuje on jakieś ludzkie uczucia, co prawda tylko w odniesieniu do Francuzów – katolików, ale zawsze.———————————– P.K „To i dobrze”. Zawsze twierdziłem, że to całe Wasze gadanie o doktrynie to tylko pic na wodę i zasłona dymna.

  7. To, co nam tzw. Zachód, z posoborowym Watykanem włącznie, serwuje jako „cywilizację łacińską” to, za przeproszeniem, „pic na wodę – fotomontaż”, mydlenie oczu dla naiwnych plus szantaż moralny. Generalnie: 1/ błogosławieństwo dal s*synów 2/ bezkarność dla krzywdzicieli 3/ wszechwładza dla lichwiarzy, podparte bełkotami humanitarno-ekologiczno-ekumeniczno-pacyfistyczno-feministyczno-żydojebczymi.

  8. Nie pojmuję, dlaczego Pan nie opuści tego nędznego kościoła skoro wszystko się Panu w nim nie podoba? Kiedyś Pan tu mocno narzekał na kościół „przedsoborowy”, że się całkiem „wypiął” na biednych. Czy Panu jakikolwiek kościół odpowiada? „Co nie jest z przekonania jest grzechem”. Trzeba jakąś elementarną uczciwość wobec samego siebie mieć. Działa tu chyba jakiś mechanizm nerwicowy, który każe robić nie to w czym mam upodobanie lecz to w czym nie mam upodobania. To właśnie jest skutek tradycjonalistycznie rozumianych „cnót”. Tak samo tłumaczyli się hitlerowcy, że oni nie lubili mordować ale wiadomo: cnota, obowiązek, rozkaz. A sumienie gdzie? „W dupie” mówiąc Pana językiem.

  9. „…wszystko się Panu w nim nie podoba…” – e, tam. Mówiłem o tzw. wierchuszce, która gdziesik tam siedzi „za góramy”, się znaczy „ultra montes”, i od czasu do czasu jokos tak dziwnie jęzorem chlapnie. A mój Kościół, w którym realnie żyje, to przecież gł. mój x. proboszcz przy ołtarzu, na ambonie i w konfesjonale. Złego słowa o nim nie powiem. A Papieża oczywiście trzeba szanować, „jaki by nie był, ale nasz”, jak śpiewał Włodzimierz Wysocki w balladzie „Przed telewizorem” (Wania w ten sposób bronił swego wuja, gdy Zina zaczeła się go czepiać…”Ty mi tu Zino nie rusz Wuja: jaki by nie był, ale nasz. Sama masz mordę jak szczeżuja, a jeszcze mi na nerwach grasz. Wiec zamiast gadac byle co, po flaszkę skocz, bo wyschło szkło…”)

  10. Myślę tak samo. Poprzedniemu proboszczowi (stary ksiądz wszystko pamiętający) mówiłem o mszy łacińskiej a on, że to nie chwyci, bo i dawniej nie chwytało. Obecnemu też mówiłem ale to już inna bajka. Kościół jest tam gdzie jest biskup a biskupa mam nowoczesnego. A naprawdę to reformy kościoła zawsze szły od dołu nie od góry. Tak przynajmniej twierdził Bocheński. On znał Rzym, bo tam studiował wiele lat. Pisał: „kardynałowie jako przyjaciele są bezużyteczni a jako wrogowie straszni”.

  11. „…A naprawdę to reformy kościoła zawsze szły od dołu nie od góry. …” – nie wiem, czy zawsze. Cluny, św. Bernard i św. Franciszek, tudzież św. Teresa z Avila i św. Ignacy Loyola zdają się tę tezę potwierdzać, Sobór Trydencki jednakowoż miał raczej „odgórną” (watykańską) inspirację … Co do VCII też było raczej „odgórnie”, ewentualnie z „warstwy mezo”, czyli od grupy (nie wiem, jak licznej) modernistycznych biskupów, kardynałów i teologów. Wiem, że ludzie, przynajmniej w Polsce, byli oporni. Moa ś.p. Babcia mówiła że „całkiem im się we łbach pomieszało, stoły zamiast ołtarzy, jak u jakichś Lutrów, chcą stawiać”.

  12. Do W. Kowalika: mój powyższy wpis to sarkastyczny żart. Tak w ogóle ja się z Panem zgadzam, a Pana wpisy (ugruntowane intelektualnie) są krzepiące. A poważnie: tej wojny myśmy nie wywołali, a Polska wcale w jej wyniku (gdyby nie wysiłek Polaków i ludzi takich jak Dmowski i Piłsudski) nie musiała powstawać (przyjmijmy to wreszcie do wiadomości), a już na pewno w tym kształcie jaki przybrała. Owszem I wojna światowa była kataklizmem i końcem Europy mocarstw, ale my Polacy nie możemy sobie wyrzucać tego, że Polska odrodziła się w wyniku wojny – to byłby absurd. Owszem niektórzy powiedzieliby: „ale przecież to koniec katolickich Austro-Węgier, wlk. mocarstw; potem to już tylko laicyzm i rozpasana demokracja”. Tu trzeba odpowiedzieć: „No a co odzyskanie Polski ma z tym wspólnego; my walczyliśmy o wolność. Wolna Polska nie przeszkadza budowie chrześcijańskiej Europy, a nawet w tym pomaga, by przywołać tu rozważania Jana Pawła II z 1991 roku – w tym kontekście Polska może stać się katolickim inspiratorem kultury, żywotnie chrześcijańskim społeczeństwem świadczącym o katolickim dziedzictwie europejskim (trzeba to tylko realizować)”.

  13. PK: A to ciekawe. Bocheński twierdził, że kościół w Polsce był posoborowy już przed soborem. Dlatego sobór niczego u nas nie zmienił. Rozmawiałem o tym z moimi śp. dziadkami i oni nie byli świadomi żadnej zmiany. Potwierdza to tezę Bocheńskiego. Sobory zawsze są „odgórne” bo taka ich natura. Ktoś w końcu musi je zwołać a to i skład decyduje o ich charakterze. Tym jednak co decyduje o życiu Kościoła, jest recepcja soboru a nie sam sobór. Pokazuje to historia: niektóre sobory pozostawały bez wpływu a inne nie. TSz: Dziękuję. Ja polskość rozumiem tak jak Niemcy Heimat: ojcowizna. Poznań to dla mnie jak Prusy. Ratnik może sobie zawierać sojusze z Rosją bo jego Francja leży nad Atlantykiem a nie nad Bugiem jak Polska. Warto porównać tekst Ratnika z tym obok Grzegorza Kucharczyka „Czas Apokalipsy 1914–1918”. Dopóki chce przyłączać Francję do Rosji, niech sobie przyłącza, bo to absurd. Ale „świadome pracowanie” w kierunku przyłączenia Polski do Rosji to zdrada stanu popełniona w formie przygotowania, przestępstwo ścigane z KK. W takim wypadku trzeba by wysłać list gończy za p. Ratnikiem do Francji.

  14. @WK: Z całego posoborowia moja s.p. Babcia zauważyła właśnie rzecz niemożliwą do niezauważenia, czyli upodobnienie ołtarza do luterskiego. Co do p. Ratnika, to nie nawołuje on do zdrady stanu na zaszadzie inkorporacji Polski do Rosji, lecz raczej proponuje alternatywną metodę zjednoczenia Europy: pod berłem prawosławnych carów Świętej Prawosławnej Rusi. Ale, ale…. Czyżbym zauważył u Pana jakąś alergię na cara, Rosję / Świętą Ruś / Prawosławie … ? Żeby jakieś listy gończe? Takie reakcje widywałem dotychczas tylko u: 1/ wyznawców GW 2/ osób wyznania mojżeszowego ze skrzywieniem syjonistycznym 3/ wolnomularzy.

  15. Do: Prokuratura Rejonowa – Pruszków Tworki. Zawiadamiam o próbie popełnienia przestępstwa z art 127 kk, przez szajkę dwóch facetów, z których jeden jest we Francji, a drugi gdzieś w Polsce. Obydwaj chcą dokonać zdrady stanu i służyć carowi Rosji. Uprzejmie informuję, że jedyny znany mi car Rosji znajduje się w naszym miejscowym szpitalu specjalistycznym, dlatego zwracam się do państwa z wnioskiem o wszczęcie śledztwa i rozesłanie listów gończych.

  16. @PK: 1/ Widocznie babcia Pana była bardzo wykształcona teologicznie. Prosty chłop podlaski różnicy by nie zauważył, choćby dlatego, że na nabożeństwie luterańskim nigdy nie był (poznanie chwyta tylko różnicę); 2/ No wie Pan, moim patronem od chrztu jest św. Włodzimierz I Wielki uznawany przez obydwa Kościoły. Ale to było przed schizmą. Ratnik jest skrajnie naiwny myśląc, że schizmy nie było a zjednoczenie Europy pod berłem cara oprze się na jego ulubionej teologii zachodniej i katechizmie trydenckim a nie na władzy cara i honorowym tylko prymacie papieża. Prawosławna teologia polityki jest taka jak luterańska (władza świecka nad duchową) a prawosławna liturgia wprowadza, siłą rzeczy, pluralizm rytów, czyli coś co tradycjonaliści zwalczają jako „ohydę spustoszenia”. Już widzę jak popi studiują mszał gregoriański. My na wschodzie już to przerabialiśmy, bo mieliśmy Unię Brzeską, za którą zapłacono prześladowaniami i męczeństwem. Więc prosta pamięć ojców naszych nakazuje nam dystans. Francuzi mają za to wielką tradycję wychwalania Rosji pod niebiosa od zachwytów Woltera nad Katarzyną II do zachwytów Sartre’a nad Stalinem. 3/ Listy gończe były żartem. Chciałem zobaczyć jak to jest, gdy się komuś grozi. Intrygujące uczucie. Od razu czuję się kimś ważnym a nie tylko wymiennym trybikiem machiny.

  17. @WK: Na terenach nad Prosną, skąd pochodzę, stykała się Kongresówka, Wielkopolska i Śląsk, więc zbory luterskie były po wioskach i miasteczkach, zwłaszcza po śląskiej stronie (Praszka, Olesno), skąd pochodziła moja Babcia.

  18. @WK: „…Prawosławna teologia polityki jest taka jak luterańska (władza świecka nad duchową) a prawosławna liturgia wprowadza, siłą rzeczy, pluralizm rytów, czyli coś co tradycjonaliści zwalczają jako „ohydę spustoszenia”. Już widzę jak popi studiują mszał gregoriański. …” – myslę, że prawosławni nic by nie mieli przeciwko Benedyktowemu „Motu Proprio” w katolickich świątyniach, natomiast mieliby, i to sporo, np. przeciwko pomysłom latynizacji liturgii św. Jana Chryzostoma, :-), ew. przeciwko wprowadzeniu chorału gregoriańskiego do cerkwi. A znając „zachodniaków”, takich w stylu Zygmunta III Wazy, myśle, ze chcieliby latynizować Wschód, z opłakanymi zresztą konsekwencjami.

  19. Z własnego doświadczenia wiem, że wspomnienie św. Tomasza z Akwinu kończy wszelkie dyskusje teologiczne z prawosławnymi. Oni nie mieli scholastyki i to widać na każdym kroku. Czasem im nawet zazdroszczę, bo nie mają żadnych kłopotów z nauką. Kosmologia czy ewolucja wcale ich nie obchodzą. W nieskończoności wszystko się łączy – powiadają. U nas za takie gadanie spalono Giordana Bruna. To jest ta różnica. Druga jest w pierwszeństwie władzy politycznej przed duchową. Ekspansja Zachodu opierała się na poczuciu wyższości duchowej. To już u Augustyna widać. Przejmujemy wiedzę pogan bo jako dziedzicom Prawdy słusznie się nam należy. Na Wschodzie decyduje siła a nie duchowa wyższość. Subtelności sporu o inwestyturę.

  20. @WK: „… Oni nie mieli scholastyki i to widać na każdym kroku. Czasem im nawet zazdroszczę, bo nie mają żadnych kłopotów z nauką. Kosmologia czy ewolucja wcale ich nie obchodzą. W nieskończoności wszystko się łączy – powiadają. …” – mim zdaniem, maja sporo racji. Zamiast buńczucznie tworzyć „ogólna teorię wszystkiego”, do pilnowania tego stosować „ramie świecmkie”, a potem, po nieskutecznej konfrontacji z nauka, podwijać ogon i milcząco wycofywać sie de facto (czasem i de jure, ale chyba rzadziej…) ze swoich tez, prawosławni skupili sie na drodze do zbawienia. Dzieki temu, ani odkrycia geograficzne, ani fizyka Newtonowska, ani mechanika kwantowa , ewolucjonizm czy kognitywistyka nic prawosławnym nie szkodzą. Oni sa faktycznie jakby „nie z tego swiata”…

  21. PK: „Oni sa faktycznie jakby „nie z tego swiata”. No właśnie. A kiedy przejmują nasz sposób myślenia to wychodzi z tego taki np. Dostojewski (wersja hard) lub Czechow (light). Z drugiej strony Stalin rozwalił Cerkiew bez specjalnych kłopotów i zbudował sobie społeczeństwo ateistyczne. Z trzeciej strony nauka to nic innego jak tylko dalszy ciąg scholastyki. Scholastyka bazowała na światopoglądzie antyczno-średniowiecznym (chociaż przewaga dziwacznego myślenia symbolicznego nad trzeźwym stylem filozofów greckich była bardzo wyraźna). IX wiek na Zachodzie to naprawdę było dno i świadectwo zerwania tradycji kulturowej. Astronomia była na takim „poziomie”, że był problem z wyznaczeniem Wielkanocy. Nie było nikogo (dosłownie, odpisywano czysto mechanicznie), kto byłby w stanie zrozumieć „Elementy” Euklidesa, których znajomość była, jak wiadomo, warunkiem wstępu do platońskiej Akademii (a zachwycano się platonizującym Augustynem!) itd. Wschód nigdy podobnych załamań nie doświadczył. Scholastyka zaczynała od zera by w 300 lat osiągnąć rozkwit. Oświecenie bazowało na ideach nowożytnych, wyrosłych z reinterpretacji scholastyki (podobnie jak wcześniej scholastyka z reinterpretacji starożytnych). A dzisiaj obydwa światopoglądy są jednakowo nieaktualne i właśnie rodzi się coś nowego. Choć niektórzy tego nie zauważyli i nadal większość debat toczy się między zwolennikami tych dwu przeżytków światopoglądowych, nad czym kilkadziesiąt lat temu tak ubolewał Bocheński (esej „Duchowa sytuacja czasu” i inne). Na Zachodzie jest wyraźniejszy cykl obumierania i odrodzenia, na Wschodzie przeważa ciągłość i statyka. Ja uciekam do przodu, ku odrodzeniu. Mistykę mam w wystarczającej dawce również na Zachodzie (Eckhart i mistyka nadreńska, Jan od Krzyża i mistyka hiszpańska) a do tego jeszcze PRZYGODĘ poznawczą, której nie ma na wschodzie. U nich jest to spojrzenie sub specie aeterni, którego de facto nie mamy (noc ciemna). Strasznie metaforycznie napisałem, ale może zrozumiale. Chodzi o to, że mądrość Wschodu dla nas jest ciemnością.

  22. @WK: Moim zdaniem minimalizm aspiracji Prawosawia moze byc pociągający. Tylko, albo aż, tyle. Od rządzenia jest król, od praw „tego swiata” – uczeni, a batiuszka ma prowadzic swoje owieczki do zbawienia. Gdzie tu jakis mrok? Przy takim podejściu można bez jakichkolwiek dysonansów byc fizykiem kwantowym w Nowosybirsku czy matematykiem na MGU, a jednocześnie stać w kolejce do ucałowania relikwii św. Jana Chrzciciela … I kolejne odkrycia kosmologów/ewolucjonistów/kognitywistów zupełnie naszej „prawosławnosci” nie tykają. To po prostu inny wymiar, inny obszar pytań.

  23. Ks. Michał Heller, który bardzo pozytywnie wypowiada się o teologii prawosławnej i swoich kontaktach z naukowcami z Rosji pisze: „Wszystkie płaszczyzny poznawcze powinny stworzyć przestrzeń osobowości dojrzale myślącego człowieka. To przecież ten sam człowiek poznaje świat, odkrywa prawa przyrody, buduje gmach nauki i ten sam człowiek na skierowane do siebie wezwanie odpowiada: wierzę. Pomiędzy tym wezwaniem a zasobem wiedzy zdobytej przez człowieka następuje spięcie. Poznane, sklasyfikowane, zbadane, przewidywane mierzy się z Nieprzewidywalnym; krzyżują się płaszczyzny poznawcze; myśl wchodzi w sferę spięć i potencjalnych konfliktów. Nie są to tyko konflikty o charakterze czysto poznawczym, pytania, na które ciekawość świata każe szukać odpowiedzi. Są to pytania, od których zależy istnienie człowieka, zagadnienia egzystencjalne w najgłębszym znaczeniu tego słowa. I dlatego właśnie synteza płaszczyzn powinna dokonywać się na hipter-płaszczyźnie egzystencjalnych spraw człowieka”.

  24. „…Są to pytania, od których zależy istnienie człowieka, zagadnienia egzystencjalne w najgłębszym znaczeniu tego słowa. I dlatego właśnie synteza płaszczyzn powinna dokonywać się na hipter-płaszczyźnie egzystencjalnych spraw człowieka …” – brzmi ładnie, jednakowoż aż sie prosi o doprecyzowanie owej „hiperpłaszczyzny”, choćby przez podanie jakiejś nieredukowalnej bazy, :-).

  25. @PK; Wbrew pozorom u nas też bywa jak u prawosławnych. Neotomiści uważają, że metafizyka i nauki przyrodnicze operują na „nieprzecinających się płaszczyznach”. Używając Pana metafory z wyciętego wpisu, „wektory” fizyki rzutowane na płaszczyznę metafizyki dają zero i vice versa (choć Pana metafora jest bardziej złożona i precyzyjna niż metafora tomistów). Na KUL wykładają filozofię przyrody w stylu Arystotelesa (jak mamę kocham)! Bez żadnych odniesień do np. fizyki. Moim zdaniem to wynik rozpaczy i fanatyzmu metodologicznego. Jak się 15 lat czyta jedną szkołę, to potem nic innego już nie wchodzi do głowy. U protoplasty z Akwinu nic podobnego nie występuje. Już pierwszy dowód w „Summie” wykorzystuje (ówczesną) fizykę i tak przez całe dzieło. Zatem u Akwinaty wektory rzutują się niezerowo. I tak wskazuje logika: genetyczny empiryzm musi mieć coś wspólnego z naukami empirycznymi. Nawiasem mówiąc neotomistyczna filozofia nauki jest wzięta od neopozytywistów. Koło wiedeńskie („banda filozofujących Żydków” wg Bocheńskiego) twierdziło, jak wiadomo, że cała rzeczywistość sprowadza się do empirycznych zjawisk i naukę trzeba rozumieć jako zdania o tych zjawiskach a nie o jakiejkolwiek „istocie” (zdania protokolarne). Tomiści to podjęli: nauka bada tylko empiryczne zjawiska a „istotę” (nie istniejącą dla logicznych pozytywistów) bada filozofia. Wygodna pozycja tyle, że fałszywa, bo nauki nie da się budować na sprawozdaniach z obserwacji. Są w niej również inne zdania. Z drugiej strony, cała ta „metafizyczna istota” to dane mi w introspekcji oraz zmysłowo moje własne działanie: że jestem sprawcą (przyczyna), że sprawiam po coś (cel), z czegoś (materia) i jakoś (forma). Ot cała metafizyka. Reszta to tylko rzutowanie (wyobraźnia) tego doświadczenia na całość tzw. bytu. W całym tym „metafizycznym bycie” nie ma jednak nic poza kategoriami uzyskanymi w analizie własnego doświadczenia. Nie dowiem się o grawitacji, elekromagnetyzmie, siłach jądrowych, kosmosie, promieniowaniu itd. Dowiem się tylko, że są sprawcy, cele, formy i materia i to jest Rzeczywistość. Dlaczego? Bo „płaszczyzny się nie przecinają”. Takie stanowisko grozi pominięciem w dalszym rozwoju myśli i to już się stało. Teologia katolicka trzyma się na funkcjach duszpasterskich, prawdopodobnie dlatego, że większość ludzi jest niewiarygodnie głupia. Nie mam do tego sympatii, tak samo jak do prawosławia. Im dalej na Wschód tym dziwniej. W Japonii jest taka „suma mnogościowa płaszczyzn”, że można być shintoistą, buddystą, katolikiem i ateistą naraz. I jak się Panu podoba taka „hipter-płaszczyźna egzystencjalna?

  26. @WK: Ech, chciałoby się, aby przynajmniej ISTNIAŁY niezerowe rzutowania… Dlaczego? Ano z co najmniej 2 powodów: 1/ Ze wspomnianego przez Pana, całkiem zresztą realnego, niebezpieczeństwa REDUKCJONIZMU (tzn. POMINIĘCIA pewnych płaszczyzn). Jeśli ISTNIEJĄ niezerowe rzutowania, to redukcjonizm jest błędem metodologicznym i przekłamaniem, prowadzącym do zubożenia wiedzy. 2/ Niezerowe rzutowania generują ciekawsze „rozmaitości”, a tak, to co? Mamy jakieś „teorie-wampiry”, które w pewnych lustrach się nie odbijają. Rodzi to, w praktyce, sporą bezradność metodologiczną, której przejawem w informatyce, ale też w teorii sterowania, jest Data Mining: przyznajemy sie bez bicia, ze nasze redukcjonistyczne modele są guzik warte przy próbach sterowania złożonymi systemami. Nie potrafimy nawet wskazać minimalnych zbiorów zmiennych niezależnych. Musimy analizować logi złożonych systemów i rozpaczliwie szukać korelacji. Polecam informacje o Sieciach (Neuronowych) Kohonena i Chaosie-w-Algorytmach-Genetycznych.

  27. PK „Jeśli ISTNIEJĄ niezerowe rzutowania, to redukcjonizm jest błędem metodologicznym i przekłamaniem, prowadzącym do zubożenia wiedzy”; Owszem. Redukcjonizm dobrze widać u zwolenników tzw. Inteligentnego Projektu oraz w stosunku filozofów do kognitywistyki. Ci pierwsi uparli się, że nauka operuje jedynie strategią redukcjonistyczną a układy NIEREDUKOWALNIE ZŁOŻONE są dla niej niedostępne (co ma być świadectwem na bezpośrednią ingerencją Projektanta, czyli cud, i oczywiście przełamaniem zasady naturalizmu metodologicznego). Co prawda dziś nie znamy żadnych praw holistycznych, rządzących układami nieredukowalnie złożonymi ale zaczyna się to badać i tych układów jest całkiem sporo. Wygląda więc na to, że nauka zajęła się cudami. Tak samo jest z kognitywistyką. Filozofowie tradycyjnych szkół twierdzą, że kognitywistyka nie może nic (istotnego) powiedzieć o umyśle, świadomości i moralności. Ale de facto bada się to, bo kognitywiści nie przyswoili sobie słownika wyrażeń dopuszczalnych obowiązującego filozofów.

  28. Mam pytanie: Czy współczesna filozofia, ta „analityczna” jest nadal czymś więcej, niż nauką o języku (dokładniej: o postrzeganiu i wypowiadaniu się)? Innymi słowy: czy nie grozi jej sprowadzenie do neurologii?

  29. Moim zdaniem tak. Po fali neopozytywizmu (pierwszorzędnej zresztą filozofii, która sama siebie fundamentalnie skrytykowała i obaliła – nie znam drugiego, takiego wypadku) filozofia analityczna podejmuje wszystkie tradycyjne problemy filozoficzne z istnieniem Boga włącznie. Najlepszy dowód, że są wśród niej reprezentowane wszystkie tradycyjne opcje: realiści, nominaliści, idealiści itd.. A zatem są również filozofowie ograniczający się do analiz języka. Dzięki temu zresztą, zaczynamy rozumieć czym jest język, tak samo jak dzięki spekulacjom metafizycznym scholastyki powstała fizyka (np. pojęcie masy wywodzi się ze sporów o Eucharystię i u takiego Idziego Rzymskiego figuruje jako „quantitia materia”). Każda filozofia, jest po prostu analizą pojęć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *