O sporze jakobinów z żyrondystami w IV RP

Sześć lat temu, po Katastrofie Smoleńskiej, Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” stwierdził:

W obliczu niechybnej kompromitacji Wałęsy to Lech Kaczyński stanie się symbolicznym patronem ruchu solidarnościowego. (…) Platforma i jej zaplecze doskonale zdają sobie sprawę, że Polska, która uczci pamięć Lecha Kaczyńskiego, nie będzie tą Polską, której oni chcą.(…) Tak jak Piłsudski nie mógł być symbolem PRL. Tak samo Lech Kaczyński, przy całej nieporównywalności postaci, nie może być symbolem kondominium rosyjsko-niemieckiego w Polsce. A może być symbolem Polski niepodległej i symbolem „Solidarności”, bo tak się potoczyła historia po 1989 r.” (cyt. za: Kaczyński: W obliczu kompromitacji Wałęsy to Lech Kaczyński będzie symbolem „Solidarności”, wiadomości.gazeta.pl, z dnia 08.09.2010).

Ta pochodząca sprzed ponad 5 lat wypowiedź wraca dziś niczym bumerang. W obliczu rozwoju „wałęsologii-bolkologii” – po znalezieniu archiwalnych dokumentów będących aż dotąd w posiadaniu gen. Czesława Kiszczaka, a następnie jego małżonki – nie mam wątpliwości, że środowisko PiS będzie starało się dokończyć proces desakralizacji i demitologizacji postaci Lecha Wałęsy po to tylko, aby w jego miejsce herosem „prawdziwej rewolucji” uczynić Lecha Kaczyńskiego. Jak pisał Józef Szujski, „fałszywa historia jest mistrzynią fałszywej polityki”. Nie chodzi przecież w tej walce PiS ze środowiskami „postępowymi” o prawdę historyczną, lecz o kreację mitów politycznych i stereotypów, będących korzeniem do sięgnięcia lub utrzymania władzy politycznej przez jedną z elit post-solidarnościowych. Nie chodzi o idee, lecz o realne interesy.

Czekająca nas zapewne dyskusja kto był, jest i będzie symbolem „Solidarności” rozgrywać się będzie w kompletnie obcym mi środowisku ideowym. Nigdy nie byłem solidaruchem. Tradycja solidarnościowa jest mi całkowicie obca, ponieważ w „Solidarności” widzę tylko ruch protestu i anarchii. Do 1989 roku Państwem Polskim był PRL. Państwo to było takie jakie było, ale jakieś tam było. Aktyw solidarnościowy nigdy nie był zdolny przedstawić atrakcyjnej i intelektualnie dopracowanej propozycji na polską państwowość. W latach 1980-81 Solidarność napędzały przede wszystkim motywacje ekonomiczno-rewindykacyjne, w sumie sprowadzające się do zamiany „realnego socjalizmu” na socjalizm jak najbardziej realny, czyli taki, który rzeczywiście zrealizuje głoszone przez siebie idee egalitarne, gdzie fabryki będą własnością proletariatu i będą zarządzane przez komitety syndykalistyczne. Solidarnościowcy ówcześni krytykowali więc PRL językiem Tez Kwietniowych Włodzimierza Lenina i Zdradzonej Rewolucji Lwa Trockiego. Nie jest to moja narracja i mój świat ideowy. Z kolei rządy solidaruchów po 1989 roku nie posiadały żadnego celu. W sumie cała koncepcja tego obozu politycznego polegała na tym, aby mechanicznie skopiować wszystkie wzorce zachodnie i wprowadzić Polskę do Unii Europejskiej, czyli poświęcić jej suwerenny byt na ołtarzu europeizmu, przyjmując przy okazji europejskie dogmaty i twierdzenia ideologiczne. Ruch polityczny, którego jedynym celem była dekompozycja własnego państwa, poprzez rozpuszczenie go w multi-plemiennej superstrukturze oraz rozparcelowanie go pomiędzy zagraniczne korporacje i autochtonicznych spryciarzy mających konszachty z władzą prywatyzującą gospodarkę, ocenić mogę jedynie absolutnie negatywnie.

Prawdę mówiąc, to jest mi wszystko jedno kto – Lech Wałęsa czy Lech Kaczyński – zostanie mitologicznym przywódcą ruchu politycznego, który doprowadził Polskę do pozycji „chorego człowieka Europy”, czyli zanarchizowanego państwa rozrywanego przez partie, lobbies, zagraniczne wywiady i wielkie korporacje. Spór o mitologicznego przywódcę „Solidarności” toczyć się będzie w całkowicie obcym mi środowisku solidarnościowej mitologii. To tak jakbym miał słuchać sporu rewolucjonistów francuskich czy symbolem Rewolucji 1789 roku winien być Robespierre czy Mirabeau? Ewentualnie czy prawdziwego ducha rewolucji rosyjskiej wyrażali mieńszewicy czy bolszewicy? A jaka to różnica? Natychmiast trzeba wyjść poza cały ten spór różnych frakcji rewolucyjnych, przekroczyć tę zgubną tradycję i zadać sobie pytanie: jak odbudować Państwo po solidarnościowej destrukcji?

To, czy Lech Wałęsa był czy nie był „Bolkiem” interesowało mnie zawsze tyle, co zeszłoroczny śnieg. Jakkolwiek prywatnie podejrzewałem, że przywódca „Solidarności” mógł być TW SB w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych – co podobno potwierdzają dokumenty znalezione w domu Kiszczaka – to nie miałem wątpliwości, że w roku 1980 kompletnie urwał się oficerom prowadzącym. Jego sposób kierowania Solidarnością w latach 1980-81 uważam za racjonalny, gdyż hamował trockistowsko-KOR-owskich radykałów dążących do krwawej jatki z dywizjami pancernymi LWP. W obozie solidarnościowym był tym, który znacząco stopował wpływy KOR i ultra-lewicowych byłych działaczy PZPR, którzy odeszli z partii po marcu 1968 roku.

Problem agenturalnej przeszłości Lecha Wałęsy w praktyce zaczął istnieć dopiero przy okazji nieudolnie wykonanej przez Antoniego Macierewicza lustracji, czego skutkiem było obalenie rządu Jana Olszewskiego w 1992 roku. Aż do tego czasu Wałęsa był zwolennikiem „przyspieszenia” i rozliczenia komunistów i ich agentów. Pod tymi też hasłami został wyniesiony do władzy przez Jarosława Kaczyńskiego. Macierewicz zamiast „zapomnieć” o jego teczce, wpisał ówczesnego Prezydenta RP na swoją słynną „listę”, co uczyniło z Wałęsy zatwardziałego wroga lustracji, dekomunizacji i całego tego obozu, któremu przewodniczyli Kaczyńscy. To oni wepchnęli go w objęcia środowiska Unii Demokratycznej, z którym aż dotąd był mocno skonfliktowany. I tkwi w tym obozie aż po dziś dzień, choć kompletnie nie pasuje do tych wszystkich „postępowych intelektualistów”, stając się ikoną walki z obozem „patriotycznym”, którego powinien być szefem. Ale jednemu obozowi nie mogło przewodniczyć dwóch wodzów, czyli Wałęsa i Kaczyński, więc jeden został „agentem”.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “O sporze jakobinów z żyrondystami w IV RP”

  1. Esbecy mieli, mimo wszystko, poczucie humoru: żeby swoim wtyczkom nadawać pseudonimy z peerelowskich dobranocek? TW Bolek … ? Ok, nic mi nie wiadomo o TW Reksiu. Ale, na ten przykład, kto to był TW Lolek? I kto to był TW Balbina?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *