O Ukrainie raz jeszcze…

Przyglądając się stosunkowi polskich elit politycznych do wydarzeń dziejących się na Ukrainie dochodzi się do wniosku, iż elity te zamknęły się w błędnym kole demoliberalnej ideologii. Zarówno rządzący krajem, a jeszcze bardziej pisowska opozycja prezentują tu stanowisko wywodzące się z wolnościowych roszczeń Rewolucji Francuskiej do zaprowadzenia na całym świecie ustroju odpowiadającego prawom człowieka i obywatela. Traktują tę wojnę jako walkę o wolność waszą i naszą. Zgodnie z naszą doktryną polityki zagranicznej zachodnia demokracja ma być rozsadnikiem autorytarnych systemów politycznych państw położonych za naszą wschodnią granicą: Rosji, Białorusi, Ukrainy. W tych państwach toczy się zawzięta walka o być albo nie być dla demoliberalizmu.

Często słychać utyskiwania, że w Rosji nie ma demokracji, a rządzący krajem mają imperialne zakusy kierowane tęsknotą za potęgą Związku Sowieckiego. O ile w czasach Jelcyna  Rosja nie miała hegemonicznych apetytów, o tyle sytuacja się zmieniła za Putina. Stąd artykułowane opinie, że z państwem tym nie da się po partnersku współpracować.  W  swoją strefę wpływów Rosja próbuje wciągnąć Ukrainę. Walka z duchem Majdanu urasta do głównego zadania prezydenta Rosji.

W opiniach tych nie bierze się jednak pod uwagę, że także Zachód kieruje się swoiście rozumianym imperializmem. Pisząc o Zachodzie do jednego worka wrzucam zarówno NATO, USA jak i Europę. Zdaję sobie oczywiście sprawę z różnic w podejściu do wydarzeń ukraińskich występujących pomiędzy poszczególnymi państwami i blokami państw. Inne interesy mają Amerykanie a inne Niemcy. Ci pierwsi mogą sobie pozwolić na antyrosyjskość, podczas gdy Niemcy lawirują pomiędzy poprawnymi stosunkami z Rosją i Stanami Zjednoczonymi. Ponadto Amerykanie wszelkimi możliwymi sposobami próbują zachęcić Europę do większego zaangażowania na rzecz konfliktu na Ukrainie. Generalnie jednak cały zachód uderza w podobne antyrosyjskie tony, a Polska jest forpocztą Zachodu i jego demoliberalnej ideologii. 

Państwa zachodnie kierują się zatem swoiście rozumianym imperializmem. Warto podkreślić, że imperializm ten pod wieloma względami jest jeszcze groźniejszy niż imperializm rosyjski gdyż ma charakter mesjanistyczny, przeszywa go romantyczne przeświadczenie, że demokracja jest najlepszym systemem na świecie i należy ją wszelkimi możliwymi sposobami wszędzie promować.

Dla porównania imperializm rosyjski kieruje się jedynie logiką real politik. Rosja walczy o swoje strefy wpływów ale nie przyświeca jej – jak kiedyś Związkowi Radzieckiemu – chęć zbawienia ludzkości i globalnego zwycięstwa bolszewickiej rewolucji komunistycznej. Logika ta każe nam zrewidować nasze opinie o terytorialnych zakusach Rosji. Nie są one aż tak radykalne jak nam się wydaje. Na pewno nie sięgają zachodniej Ukrainy, nie mówiąc już o Państwach Nadbałtyckich czy Polsce. Poza tym Rosja swoje strategiczne interesy nie lokuje w Europie lecz na Dalekim Wschodzie. Stąd waga relacji z Japonią i Chinami dla tego państwa.

Z kolei przesuwanie się na Wschód zachodniej strefy wpływów stało się faktem wraz z wydarzeniami na Majdanie. Ucieczka Wiktora Juszczenki i przejecie władzy przez prozachodnich polityków Petro Poroszenkę i Arsenija Jaceniuka było sygnałem dla Rosji, że NATO próbuje przesunąć granice swojej jurysdykcji na Wschód.  Należy w tym momencie przypomnieć, iż prozachodnie roszczenia Ukrainy stanowią zerwanie kompromisu z Rosją z okresu wybijania się Ukrainy na niepodległość. Wtedy to, gdy Ukraina zrzekała się broni nuklearnej w zamian za gwarancję terytorialnej niezależności ze strony Rosji zastrzegła, że będzie państwem neutralnym, nie wchodzącym w alianse strategiczne z Zachodem. Ukraina miała stanowić bufor pomiędzy Wschodem i Zachodem kontynentu. Rewolucja Majdańska łamie ten kompromis bowiem Petro Poroszenko i Arsenij Jaceniuk  artykułują chęć integracji z zachodnimi strukturami wojskowymi (NATO) i politycznymi (Unia Europejska). Na ich decyzje wpływ wywiera fatalna sytuacja gospodarcza Ukrainy, powodująca, że państwo to nie stać na neutralność gdyż potrzebuje pomocy z zewnątrz. Wobec dylematu czy przyjąć pomoc od Rosji czy Zachodu politycy ukraińscy postawili na Zachód inicjując tym samym proces rozpadu państwa.

Patrząc z tego punktu widzenia w innym świetle ujrzymy działania rosyjskie podejmowane na wschodzie Ukrainy (wojna o Donbas). Są one bowiem reakcją na imperializm państw zachodnich. Rosja próbuje zabezpieczyć swoje strefy wpływów w obszarach zdominowanych przez ludność rosyjskojęzyczną. Dotyczyło to zwłaszcza aneksji Krymu – regionu, w którym ludność rosyjskojęzyczna stanowi aż 75 %, podczas gdy ukraińskojęzyczna jedynie 9 %. Podobne proporcje kształtują się w opanowanych przez separatystów okręgach donieckim i ługańskim. Należy zwrócić uwagę, że Krym znalazł się w Ukrainie właściwie przez przypadek, w konsekwencji swoistego kaprysu Nikity Chruszczowa, który przyłączył go do okręgu ukraińskiego w 1954 roku, gdyż samemu był Ukraińcem. Chruszczow nie mógł przewidzieć, że kiedykolwiek Związek Radziecki się rozpadnie.

Moskwa chce nadal pośrednio kontrolować rurociągi idące na zachód przez terytorium Ukrainy. USA i UE chcą jej pozycję w tym względzie osłabić. Dla realizacji własnych projektów energetycznych Rosja potrzebuje kontroli nad Morzem Czarnym, dlatego nie może sobie pozwolić na utratę Krymu i portu w Sewastopolu. Ponadto gdyby Ukraina przystąpiła do NATO, można by tam umieścić tarczę antyrakietową, która pozbawiłaby Rosję jej potencjału odstraszania. Generalnie jednak z wydarzeń dziejących się po upadku żelaznej kurtyny Rosja wyciągnęła wniosek, że najpierw trzeba stworzyć fakty dokonane a dopiero potem siadać do stołu rokowań, inaczej zostanie się ogranym.

Wśród skądinąd zasadnych głosów sceptycyzmu względem polskiego angażowania się na rzecz wydarzeń na Ukrainie często przebijały się głosy wskazujące na rolę banderowców w Majdańskiej rewolucji.  Podkreślano przemilczany u nas antypolski charakter manifestacji oraz odwoływanie się do kultu Stefana Bandery wśród głównych organizacji aktywizujących zamieszki na Majdanie – Swobody oraz Prawego Sektora. Nie chcę tych głosów dezawuować, zwłaszcza, że pojawiały się one w rzeczowych analizach i były z reguły podparte materiałem faktograficznym. Uważam jednak, że istotę walki o Ukrainę nie wyraża związek jej aktualnych przywódców z kultem Bandery – „mordercy” polskiej ludności cywilnej na Podhalu. Ukraina po prostu ma taka historię jaką ma, a UPA jest jedyną organizacją walczącą o niepodległość tego kraju do historii której może się odwoływać. Jednakże z punktu widzenia walki naszkicowanych w tym artykule dwóch rodzajów imperializmów wschodniego i zachodniego jest to sprawa drugorzędna. Władzę na Ukrainie przejęli demoliberałowie a nie nacjonaliści, chyba, że w tym kraju jedno pokrywa się z drugim.        

Reasumując, wojna o Ukrainę jest wojną Wschodu z Zachodem – demoliberalizmu ze strefą wpływów patriarchalnej Rosji. Patrząc z innego punktu widzenia to wojna cywilizacji – starcie chrześcijańskiej Rosji z ateistycznym Zachodem.  Co do roli Polski w tym konflikcie, to trudno oprzeć się wrażeniu, iż po raz kolejny wszelkimi możliwymi sposobami próbujemy się wysunąć na czoło wydarzeń, które bezpośrednio nas nie dotyczą. Jeżeli Zachód chce prowadzić wojnę z Rosją to niech to czyni, ale nie naszymi rękami.

Michał Graban

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “O Ukrainie raz jeszcze…”

  1. Sytuacja na Ukrainie to także kolejny etap eliminacji przez żywioł germański (Anglosasi, Niemcy) i talmudyczny (Żydzi, Chazarowie) – żywiołu słowiańskiego, i to własnymi rękami tychże Słowian. Czekamy, aż Słowianie zwrócą się przeciw swoim faktycznym wrogom, a nie przeciwko sobie nawzajem. Banderowska siekiera nie powinna byc wbijana w slowianska glowe …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *