O współczesnych Bezprymach

Zanim przejdę do głównej myśli, która będzie tematem mojego felietonu, chciałbym najpierw przypomnieć dwa fakty z polskiej historii. Niby są to fakty znane, ale warto spojrzeć na motywy ludzkich działań, rodzących się w ferworze walki o władzę, i skutki tychże działań.

Oto owe dwa fakty historyczne:

1/ Książę polski z pierwszej połowy XI wieku Mieszko II wygnał z kraju swojego brata Bezpryma, gdyż przypuszczał (a może nawet miał na to dowody), że spiskował przeciwko niemu z cesarzem niemieckim Konradem II. Gdy jednak księcia spotkały niepowodzenia wojenne, to Bezprym ponownie pojawił się w Polsce, a jak twierdzi część historyków, prawdopodobnie osobiście stworzył przeciwko swojemu bratu, a zarazem władcy polskiemu, koalicję niemiecko-ruską. Uderzenie nastąpiło z dwóch stron w 1031 roku. Cesarz napadł na granicę zachodnią, konkretnie na Łużyce, a książęta ruscy Jarosław Mądry i Mścisław na wschodnią, konkretnie na Grody Czerwieńskie. Mieszko II salwował się ucieczką, a na tron polski wstąpił Bezprym, wspierany przez dwie sojusznicze armie. Pomoc nie była jednak darmowa. Cesarz policzył sobie za nią wspomniane Łużyce, a książęta ruscy wystawili rachunek w postaci Grodów Czerwieńskich. Co więcej, Bezprym musiał także odesłać cesarzowi polskie insygnia koronacyjne, czyli zrezygnował z tytułu królewskiego, wyrzekł się dla Polski statusu królestwa i uznał się za cesarskiego lennika.

2/ W reakcji na uchwalenie Konstytucji 3 Maja, którą – przyznajmy wprost – przyjęto niezgodnie z prawem i należy to zdarzenie uznać za zamach na istniejący ustrój, grupa magnatów zebrała się w 1792 roku w przygranicznym miasteczku Targowica, uznała Konstytucję za uzurpację i poprosiła carycę Katarzynę II o wsparcie militarne w celu przywrócenia Złotej Wolności, a może wręcz nawet mając na myśli federalizację Rzeczypospolitej na kilkadziesiąt państewek magnackich. Caryca chętnie się zgodziła, rzucając na Polskę armię o liczebności 100 000 ludzi, dodatkowo wspartą przez oddziały prywatnych armii magnackich. Jak wiadomo, Konstytucja 3 Maja została obalona, ale do restauracji status quo ante nie doszło. Zwołany pod rosyjskimi bagnetami sejm w Grodnie restaurował wprawdzie Złotą Wolność, ale musiał także zatwierdzić II rozbiór Polski, w wyniku czego RP została zredukowana do małego paska ziemi między Rosją a Prusami, które podzieliły się jej terytorium. Przywódcy Targowicy wpadli w autentyczną rozpacz. Wszak wszczęli bunt przeciwko „despotyzmowi” w postaci monarchii konstytucyjnej, a wpadli pod ciężki but dwóch monarchii absolutnych. Część z nich poszła na kolaborację, ale część uciekła na emigrację.
Dlaczego fakty te przypominam? Dlatego, że w powietrzu wisi dziś podobna sytuacja. Walka o władzę w Polsce wyraźnie się zaostrzyła od momentu, gdy PiS wygrało wybory parlamentarne. Pośród demoliberalych elit politycznych i medialnych narasta przekonanie, że Polsce autentycznie zagraża jakiś „faszyzm”, „chrześcijański fundamentalizm”, „nowe średniowiecze”, etc. Co więcej, panuje przekonanie, że w samej Polsce znikąd nie widać ratunku dla liberalnej demokracji i że kraj popadł w panowanie Sił Mroku i Ciemności, w dodatku o czarno-brunatnym zabarwieniu.

Powiem szczerze, że gdy widzę ten liberalny kwik w mediach, to zaczynam czuć – zresztą po raz pierwszy w życiu – pewną sympatię dla PiS-u, który bym pewnie nawet i poparł, gdym go lepiej nie znał. Niektórzy politycy i dziennikarze autentycznie zdają się wierzyć, że demokracja, państwo prawa, prawa człowieka są już nad Wisłą przeszłością. I ten kwik dobijanej demoliberalnej świnki jest prześmieszny sam w sobie. Ale jest także groźny, ponieważ poczucie końca i klęski w krajowej polityce prowadzi te środowiska do coraz większej radykalizacji, która przekracza już ramy programów satyrycznych w liberalnej stacji telewizyjnej, nadawanych o godzinie 22:00. Zrozpaczony i rozhisteryzowany demoliberał, w akcie ostatecznego upadku nadziei, może nie zawahać się przed poproszeniem o pomoc zagranicę, konkretnie zaś kraje Unii Europejskiej.

Całkiem poważnie sądzę, że niedługo Polska zostanie zaatakowana z zewnątrz. Nie mam tutaj na myśli zaraz jakiejś interwencji militarnej, ale grozi nam interwencja dyplomatyczna, a być może i sankcje finansowe. Już zaczyna się mówić, że Polsce grozi zawieszenie prawa głosu w Radzie Europy. Wprawdzie nie widzę żadnego problemu w tym, czy Polska taki głos ma, czy go nie ma (a co to za różnica i po co komu w ogóle ta cała Rada Europy?), to obawiam się, że to może być dopiero pierwszy krok. Potem pójdą poważniejsze sankcje dyplomatyczne, kary finansowe ze strony Unii Europejskiej, a ostatecznie pewnie i sankcje ekonomiczne lub wstrzymanie unijnych dotacji.

Jeśli tak się stanie, a obawiam się tego całkiem poważnie, to ośrodkami inspirującymi takie zdarzenia nie będą politycy z Brukseli, Strasbourga, Berlina, Paryża czy Londynu. Inspiracja pójdzie z Warszawy, od opozycyjnych wobec aktualnej władzy elit politycznych, mających liczne zagraniczne kontakty dziennikarzy oraz od właścicieli wielkich mediów. Bezprym walczył w imię prawa do podziału państwa po ojcu i odzyskania swojej części (co, zgodnie z prawem feudalnym, należało mu się); Targowiczanie walczyli w imię Złotej Wolności. Przypuszczam, że niektórzy demoliberałowie mogą stać się V kolumną Zagranicy we własnym państwie, tak jak dzieje się na Węgrzech, gdzie lewicowi politycy budują antyrządowe sojusze w Brukseli. Mogą znaleźć się tacy, którzy walcząc o władzę, będą spiskować przeciwko Polsce w imię „demokracji”, „praw człowieka”, etc.

Bezprym musiał oddać Łużyce i Grody Czerwieńskie; Targowiczanie oddali pół Polski. Ile gotowi są oddać niektórzy za odebranie władzy PiS-owi? Połowę polskiej gospodarki, akcje 1000 polskich spółek? Panowanie nad Siłami Zbrojnymi i służbami specjalnymi? Czy znajdą się tacy, którzy z nienawiści do aktualnego rządu podrą sukno Rzeczypospolitej? Chciałbym mieć pewność, że nie. Ale nie mam.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w Najwyższym Czasie!

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 2]
Facebook

0 thoughts on “O współczesnych Bezprymach”

  1. Słuszne, a z drugiej strony można by zapytać, za jaką cenę zgodziłaby się nam „pomóc” Rosja, gdyby jakiś „zrozpaczony i rozhisteryzowany” konserwatysta, „w akcie ostatecznego upadku nadziei” zwrócił się do Rosji. Obawiam się, że też byłoby hm, drogo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *