O znaczeniu realnym i mitycznym Konstytucji 3 Maja

Z Konstytucją 3 Maja jest tak, że ma ona wszystkie wady swoich cnót.

Deklarowanym pragnieniem jej twórców było ocalenie niepodległości państwa – faktycznie jej uchwalenie (oraz sojusz z Prusami) zapoczątkowało ciąg zdarzeń, którego doprowadziły do ostatecznej katastrofy.

Równie ważne miało być zabezpieczenie wolności wewnętrznej – tymczasem, likwidując mandat imperatywny posłów wybranych na sejmikach w imię importowanej idei nacjonalitarno-liberalnej, że poseł jest „reprezentantem narodu”, torowała drogę oligarchii parlamentarnej (zwłaszcza, że odtąd sejm „zawsze gotowy będzie”). A zniesienie konfederacji to właśnie wystąpienie przeciwko arcypolskiej instytucji „wolnego narodu”.

Chwali się ją za zniesienie liberum veto i ustanowienie sprężystego rządu – w rzeczywistości liberum veto zostało zniesione już po I rozbiorze a Rada Nieustająca była od dawna i sprawnie działającym rządem.

Odebranie praw wyborczych szlachcie nieposesjonackiej na pozór winno cieszyć antydemokratów – ale tak się składa, że akurat ta uboga szlachta była najbardziej patriotyczna i katolicka, nadto zaś, włączona do konstytucji ustawa o miastach implikowała ewolucję prawa wyborczego w kierunku burżuazyjnego cenzusu majątkowego zamiast urodzenia.

Konstytucja przywracała dziedziczność tronu, co skarbi jej wdzięczność monarchistów – cóż z tego jednak, skoro realnie ograniczała a nie wzmacniała władzę monarszą, bo mianowała króla (w myśl też importowanej, nowomodnej a bezsensownej idei „trójpodziału władz”) szefem „władzy wykonawczej”, odbierając mu zarazem najważniejszą prerogatywę, jaką mieli cały czas królowie obieralni, tj. obsadzania urzędów, co odtąd wymagało kontrasygnaty odpowiedniego ministra. Król według tej konstytucji byłby więc typowym dla monarchii parlamentarnej królem, który „panuje, ale nie rządzi”, ot, takim „Wilhelmem Aleksandrem” z Niderlandów.

Cóż więc pozostaje po Ustawie Rządowej 3 Maja? Właściwie tylko mit – testamentu zamordowanego Królestwa Sarmatów, który stał się depozytem następnych pokoleń niepogodzonych z jego nieistnieniem i czczących to ostatnie tchnienie woli życia tym mocniej, im zacieklej było to zabraniane. I może jeszcze ten akurat artykuł, który nigdy nie może być przedawniony, ale o którym dziś baliby się nawet pomyśleć nie tylko ci, którzy „stoją na narodu czele”, ale również na czele Kościoła: „Religią narodową panującą jest i będzie wiara święta rzymska katolicka ze wszystkimi jej prawami; przejście od wiary panującej jakiegokolwiek wyznania jest zabronione pod karami apostazji”. I cóż z tego, że artykuł ten uchwalili masoni, zapewne dlatego żeby nie zrażać do siebie katolickiego narodu szlacheckiego; tak czy owak, on jest i zobowiązuje.

Jacek Bartyzel

facebook

aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *