Obiektywność i subiektywność państwa

W literaturze dotyczącej polskiej myśli politycznej XIX wieku już dawno zwrócono uwagę, że wszystkie normalne narody zachodniej Europy rozwijały się wokół idei państwa. Z racji zaborów na ziemiach polskich było inaczej i centralnym punktem odniesienia był naród, który nie jest pojęciem obiektywnym i trwa stary spór, czy ma on charakter deterministyczny (geny, krew) czy subiektywny i woluntarystyczny (poczucie, że jest się jego członkiem). Od Romantyzmu po Dmowskiego triumfowało u nas zawsze to drugie, subiektywne poczucie, co jest „narodowe”, czym jest „naród” i kto wchodzi w jego skład. Nakazywało to eliminować zeń wszystkich tych, którzy do niego nie pasowali. Tak wyeliminowano ruską szlachtę spod Kijowa, rozmaitych „zdrajców”, czyli lojalistów etc. Gdy pojęcie narodu nie wykształciło jakiegoś obiektywnego elementu zróżnicowania (takiego jak rasa, co uczynił nacjonalizm niemiecki), to przynależność doń ma charakter uznaniowy, co skłania do dzielenia Polaków na tych „właściwych” i na tych „gorszych”, przy czym kryterium jest czysto-subiektywne, a oceniającym jest każdy z nas.

Ci, którzy negują prawo Generała do pochówku z honorami godnymi Prezydenta RP są spadkobiercami tej tradycji, w dodatku w wersji silnie impregnowanej romantyzmem, insurekcjonizmem, gdzie Polaka „gorszego” nie tylko się nie uznaje za takiego, ale uważa się go za zdrajcę, któremu nie tylko wolno, lecz należy napluć w twarz z pozycji Polaka „prawdziwego”. Jakby to powiedział klasyk, „kto jest Polakiem decyduję ja”, przy czym tutaj mamy sytuację, że każdy z nas domaga się posiadania samodzielnego prawa do tego rozróżnienia. To coś w rodzaju polsko-protestanckiej zasady sola Scriptura. Po odzyskaniu własnej państwowości zasada ta nie umarła, pozwalając oceniać czy rządzący Państwem Polskim są tymi „prawdziwymi” czy „nieprawdziwymi” Polakami. Piłsudczykowski bunt z 1926 roku jest świadectwem, że państwo było oceniane z tej subiektywnej perspektywy. Procesy tej subiektywizacji pogłębiła dyktatura sanacyjna i okres komunistyczny z tej racji, że obydwa te reżimy nie umiały przejść z myślenia partyjnego na poziom ogólnego dobra państwa i racji stanu jako najwyższej wartości.

Czymś zupełnie innym jest państwo pojmowane jako byt obiektywny. Takie pojęcie wyrasta głęboko z tradycji chrześcijańskiej, która – ustami św. Pawła – naucza, że „wszelka władza pochodzi od Boga”, jak i z prawa rzymskiego, które ukształtowało rozumienie go jako obiektywny byt prawno-publiczny, mający własne cele, prawa i kompetencje. To obiektywne rozumienie państwa w sposób szczytowy (i przesadny) znalazło swój wyraz w heglowskiej filozofii państwa.

Skoro istnienie państwa opiera się na prawie publicznym, to ma charakter obiektywny. Mamy do czynienia z państwem wtedy, gdy stanowi ono byt widzialny, empirycznie namacalny, samo-legitymizujący się za pomocą stanowionego prawa, autonomiczny co do celów w stosunku do obywateli. To byt sam z siebie i dla siebie. To czy panujący oficjalny światopogląd i poszczególne sprawujące władzę osoby nam się podobają czy nie, to nie ma wpływu na obiektywny fakt istnienia państwa, gdyż jest to połączenie elementu faktyczności (empirycznego) z prawnym. Państwo tak pojęte zachowuje ciągłość bez względu na zmiany światopoglądowe, ustrojowe i prawne. Zmieniają się ustroje i osoby, ale nie państwo jako takie. Polska Jagiellonów, Królestwo Kongresowe, II RP, sanacja, PRL i III RP zachowują egzystencjalno-prawną ciągłość, będąc naszym i polskim Państwem.

Z tej drugiej perspektywy, która jest mi bliska, gen. Wojciech Jaruzelski był najpierw dyktatorem, a następnie prezydentem dwóch historycznych form w jakich istniało Państwo Polskie: PRL i III RP. To przesądza o prawie do państwowego pogrzebu.

Adam Wielomski
Tekst napisany 30 maja 2014 r.
Myśl Polska nr 23-24 (8-15.06.2014)

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Obiektywność i subiektywność państwa”

  1. Element faktyczności jest mało obecny w myśleniu esencjalizującym, którego szczytem jest właśnie Hegel. Prof. Wielomski jest heglistą (możliwe, że nieświadomym, tak samo jak np. Garrigou-Lagrange i wielu tradycyjnych tomistów) i uznaje heglowską definicję państwa: „To byt sam z siebie i dla siebie”. W taki sposób istnieją wg św. Tomasza z Akwinu tylko substancje jednostkowe (rzeczy). A państwo substancją (rzeczą) nie jest. Ponieważ heglizm jest herezją czystej wody Autor balansuje sobie między heglowskim uniwersalizmem a (skrajnym) empiryzmem, który dla niepoznaki nazywa „realizmem”. Na przykład tutaj opowiada się za „obiektywnym” rozumieniem państwa w przeciwieństwie do „narodowego” jego pojmowania. Ale już w tekście „Dmowski i Grzegorz VII” odnotował co innego: „po rozpadzie jedności uniwersalnej, kontynentalnej, politycznie pozostała nam tylko jedność narodowa i terytorialna do której odnosi się formuła, że wszelka władza pochodzi od Boga”. To jest właśnie heglowskie „stawanie się Absolutu”, jednoczącego w sobie sprzeczności. UWAGA: ze sprzeczności wynika wszystko! Dzisiaj dobrze wiadomo, że dalece nieintuicyjna teza, iż nawet ściśle deterministyczny układ jest całkowicie nieprzewidywalny – jest prawdziwa. Tym samym podział na element „deterministyczny (geny, krew)” oraz „subiektywny i woluntarystyczny” jest zupełnie nieuzasadniony. Podobnie mylący jest podział na pojęcia obiektywne i pojęcia subiektywne. Jest całkiem analogiczny i tak samo subiektywny jak podział na „Polaków prawdziwych” i „Polaków nieprawdziwych”. „Pojęcie obiektywne” w dojrzałej scholastyce oznaczało jednostkową substancję pierwszą (ousia prote) bytującą w rzeczy w odróżnieniu od substancji drugiej (ousia deutera) bytującej tylko w umyśle i ujętej przez ten umysł w definicji. Duns Szkot dołożył to tego jeszcze naturę (substancję) trzecią tzw. ogólną naturę bytu jako bytu. Ta natura jest wspólna dla wszelkiego bytu, zarówno stworzonego jak i niestworzonego. To jest źródło poglądów Hegla i prof. Wielomskiego. Takie rozumienie substancji rozniósł w pył nominalizm i dlatego nominalizm jest na celowniku. Przy czym tylko nominalizm zapewnia prof. Wielomskiemu jakikolwiek kontakt z empiryczną rzeczywistością. Stad jest to bujanie się między uniwersalizmem a skrajnym empiryzmem. cdn.

  2. O. I.M. Bocheński OP podkreślał, że XX wieczna filozofia analityczna jest nawrotem do scholastyki. Odpowiednikiem średniowiecznych pojęć obiektywnych i subiektywnych jest odróżnianie denotacji (odniesienia, przedmiotu) i konotacji, czyli treści mentalnych, które temu odniesieniu towarzyszą. Jak pisałem gdzie indziej, można za Saulem Kripke utrzymać arystotelesowski esencjalizm (własności istotne przynależą indywiduom z konieczności), czyli tzw. gatunki naturalne. Określając indywiduum wychodzimy z definicji identyczności i mamy: 1. /x/y [(x=y)=>f(x)=>f(y)] – kiedy x jest identyczny z y to cokolwiek przysługuje x-owi, przysługuje też y-owi; za f(x) podstawiamy #(x=x) ; (# – czytaj „jest konieczne, że”); a za f(y) podstawiamy formułę #(x=y); 2. /x/y [(x=y)=>#(x=x)=>#(x=y)]. Wiemy, że #(x=x) jest zawsze prawdziwe, zatem wywalamy i zostaje: 3. /x/y [(x=y)=>#(x=y)]. Mamy tu ciekawy wniosek, że jeśli przedmioty są FAKTYCZNIE identyczne, to jest KONIECZNE, że są one identyczne. Jeżeli Aleksander Głowacki jest Bolesławem Prusem to we wszystkich, możliwych światach jest konieczne, że Aleksander Głowacki jest identyczny z Bolesławem Prusem. Jest to tzw. sztywny desygnator. Inne przykłady takich desygnatorów to złoto, woda, ciepło, kot. Odniesienie nazwy „kot” ustalił ktoś, kto pierwszy zaobserwował kota (koty) i nazwał je a my posługujemy się tym określeniem, zakładając, że chodzi o egzemplarze danego gatunku, posiadającego cechy istotne z konieczności (przyczynowa teoria odniesienia). Te istotne cechy mogą się NIE POKRYWAĆ z cechami przypisywanymi kotom za pośrednictwem obiegowych deskrypcji (pojęć subiektywnych). Możemy się mylić. Ale jeśli się nie mylimy, własności te przysługują kotom z konieczności (substancja kota). O konieczności metafizycznej dowiadujemy się zatem z badań empirycznych a nie a priori. Wniosek jest zatem taki: nazwy własne nie są analitycznie równoważne deskrypcjom (charakterystykom rzeczy) a deskrypcje w ogóle nie są nazwami i nie można ich podstawiać za zmienne. Nazwy własne to imiona nadawane przedmiotom, które NIE INFORMUJĄ O ICH WŁASNOŚCIACH ale odnoszą się do tego samego przedmiotu we wszystkich możliwych światach, w których te przedmioty istnieją. Objaśnienie słowa „tygrys” w rodzaju „wielki ssak kotowaty o brunatnej sierści itd” NIE USTALAJĄ do czego to słowo się odnosi. Jego odniesienie ustalił ktoś, kto pierwszy zaobserwował tygrysa. Ma to oczywiste implikacje dla teorii państwa.

  3. W kwestii formalnej: „…dalece nieintuicyjna teza, iż nawet ściśle deterministyczny układ jest całkowicie nieprzewidywalny – jest prawdziwa. …” – nie aż tak. Pewna klasa deterministycznych układów dynamicznych MOŻE BYĆ POSTRZEGANA jako układy stochastyczne, o ile ich trajektorie przechodzą dowolnie blisko dowolnego punktu w przestrzeni (stanu lub fazowej). Innymi słowy, W PEWNYCH WARUNKACH, PRZY PEWNYM SPOSOBIE OBSERWACJI, możemy nie być w stanie odróżnić układu stochastycznego od deterministycznego (i dobrze, m. in. dzięki temu daje się symulować procesy stochastyczne za pomocą deterministycznych komputerów).

  4. Właśnie, że aż tak i więcej. To układy deterministyczne i przewidywalne (liniowe) są pewną klasą (bardzo zresztą ubogą) zjawisk. Stosunkowo niewiele procesów daje się przybliżać za ich pomocą. Jak pisze ks. prof. Michał Heller: „Przede wszystkim -wbrew intuicji – układ nieliniowy wcale nie musi być złożony z wielkiej liczby elementów, zachowujących się w bardzo skomplikowany sposób, żeby występowały w nim zjawiska dające się przewidzieć. Wybierzmy np. dowolną liczbę pomiędzy 1 i 0. Zapiszmy ją w postaci zerojedynkowej. Pomnóżmy tę liczbę przez dwa i odrzućmy jedynkę, jeżeli pojawiła się przed przecinkiem. Do wyniku stosujemy tę samą procedurę. ta prosta procedura jest źródłem losowości. Jeżeli umówić się, że otrzymane wyniki opisują zachowanie cząstki na prostej to okazuje się, że cząstka – choć wykonuje całkiem deterministyczny program – zachowuje się w sposób czysto losowy, który w niczym nie różni się od ciągu orłów i reszek w losowym rzucaniu monetą. Ten przykład ma kosmiczne znaczenie. Dziś wiemy, że podobne nieliniowe procesy leżą u podstaw tworzenia się i ewolucji złożonych struktur we Wszechświecie: od atomów i molekuł, poprzez związki chemiczne i żywe organizmy, aż do galaktyk i gromad galaktyk. Co więcej Wszechświat jako całość jest także rządzony przez układ silnie nieliniowych równań (Einsteina). Nie znaczy to, że Wszechświat i wszystkie istniejące w nim żywe struktury są dziełem przypadku. Znaczy to tylko, że przypadki są istotnie – nieliniowo- wplecione w strategie działania praw fizyki […] Możliwość wyizolowania lokalnego obszaru i poddawania go badaniom niezależnie od reszty (co umożliwia uprawianie fizyki) jest następstwem tego, że przynajmniej niektóre aspekty nieliniowej struktury Wszechświata można przybliżać strukturami liniowymi”. Tyle Heller (kapitalną popularną pozycją na ten temat jest P. Davisa, Kosmiczny projekt, Kraków 2014). Dlatego, jak pisałem wyżej, anachronizmem jest dzisiaj wiązać obiektywność z koniecznością, determinizmem, czy przewidywalnością (nawet dla demona Laplace’a a co dopiero dla nas!). Przypadek jest tak samo obiektywny jak konieczność.

  5. Opisał Pan bardzo prosty DETERMINISTYCZNY generator liczb pseudolosowych. Oczywiście, przy dostatecznie krótkiej obserwacji może on symulować losowość. Różnice pojawią się w dłuższej skali czasu. Co do nieprzewidywalności układy deterministycznego: generator liczb pseudolosowy WYDAJE się nieprzewidywalny, gdy nie znamy wartości początkowej, ale jest DO BÓLU PRZEWIDYWALNY, gdy: 1/ znamy wartość początkową i algorytm generacji 2/ poczekamy dostatecznie długo 3/ zbierzemy kilkaset próbek i zastosujemy analizę typu Mutual Information, tzn. oparte o analizę entropii rozszerzenie analizy korelacyjnej. Taki prosty generator łamie się w ciągu sekund, a nawet milisekund …

  6. Podsumowując: Pan wyznaje typowy XVIII wieczny mechanicyzm uważając, że świat jest zasadniczo deterministyczny i przewidywalny a pozorne wyjątki są powodowane tylko naszą o nim niewiedzą. Ja zaś uważam dokładnie odwrotnie: pozorne wyjątki nie są wynikiem niewiedzy, lecz algorytmicznej ścieśnialności zasadniczo nieliniowej struktury Wszechświata. Znowu pokazuje się, że tzw. katolicki tradycjonalizm to jest oglądanie tradycji (np.tomizmu) w okularach (może nieświadomie przejętego) materialistycznego mechanicyzmu, jaki ukształtował nasz światopogląd, Panie Inżynierze. Świat to maszyna a Bóg jest mechanikiem.

  7. „…Pan wyznaje typowy XVIII wieczny mechanicyzm uważając, że świat jest zasadniczo deterministyczny i przewidywalny a pozorne wyjątki są powodowane tylko naszą o nim niewiedzą. …” – niezrozumienie albo nadinterpretacja. Prosty układ deterministyczny potrafi przez jakiś czas SKUTECZNIE udawać układ stochastyczny. TAKI prosty układ można zdemaskować metodami teorii informacji. Koniec. Kropka. Oczywiście, istnieją układy dynamiczne (np. ruch drogowy albo tłum opuszczający stadion piłkarski) którym trudno przypisać determinizm. A tak w ogóle, to należałoby się zdecydować, co rozumiemy pod pojęciem chaotyczności (przypadkowość w jakims „filozoficznym” sensie czy wypełnienie przez trajektorie dziedziny w przestrzeni fazowej). Poza tym, mówi się o czymś takim jak „chaos deterministyczny” – jest to cała dziedzina mechaniki nieliniowej, warto poczytać chociażby Ilję Prigożyna czy W. Arnolda. Co do determinizmu Wszechświata: obawiam się, że jest to nierozstrzygalna sprawa, chociażby ze wzgledu na nieznajomość warunków początkowych i brzegowych, a także na złożoność struktury. Na pewno swiat jest silnie nieliniowy , to po pierwsze. Na pewno układy deterministyczne, zarówno generujące chaos, jak i nie generujące, można postrzegać jako podzbiór układów losowych (np. o zerowej wariancji), to dwa. Układy determinisycznie-chaotyczne istnieją nawet „na papierze” czy w algorytmice. Te układy, jak już parokrotnie powiedziałem, często można „zdemaskować”. Natomiast jak sklasyfikować sytuację, gdy nie da się zdemaskować: 1/ niekompetentny badacz 2/ układ faktycznie niedeterministyczny 3/ bląd aparatury? Tego nie wiem. Obawiam się, że jest to raczej kwestia przekonań niż metodologii … Moim zdaniem, dobrze byłoby móc to rozstrzygać na gruncie nie-metafizycznym, jednakowoż nie mam na to specjalnej nadziei.

  8. Wykorzystajmy tradycję: Rzym wielokrotnie zakazywał dyskusji o predystynacji. Słuchajmy zatem Rzymu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *