Od rockandrollowca… do konserwatysty

W którymś momencie jednak zerwałem z muzyką młodzieżową, bo odstraszał mnie propagowany przez nią styl sex, drugs and rock’n’roll. W zasadzie nigdy nie byłem ani rasowym rockmanem, ani metalowcem, który by się z tym stylem utożsamiał. Nie podrywałem panienek na koncertach, nie paliłem skrętów (z drobnymi – co prawda – wyjątkami), a w niedziele cały nasz zespół przykładnie chodził do kościoła na mszę świętą, czym budziliśmy niemałą sensację w otoczeniu członków innych kapel. Tkwiłem jednak w tej muzyce, którą samemu komponowałem, nadając jej organizacyjny rozmach.

Chciałbym teraz opisać rolę naszych rodziców w kreowaniu życiowych postaw. Głównie skupię się na swoich rodzicach, choć mój przypadek nie był z pewnością odosobniony. Zacznijmy od konstatacji, że w czasie, gdy graliśmy w zespole, nie mieliśmy jeszcze swoich rodzin, ani chat. Wciąż byliśmy na utrzymaniu rodziców. Moi „starzy” nie byli zachwyceni, że grałem w kapeli i próbowali mi wszelkimi możliwymi sposobami wyperswadować bym obciął włosy i zaczął poważnie myśleć o życiu. Moi rodzice, konserwatywni z natury, bo nie z przekonań, byli też materialistami. Nie jest to dziwne w przypadku prostych (choć lepiej byłoby napisać prostolinijnych) ludzi, wychowanych w PRL-u, którzy dobrobyt materialny stawiali na pierwszym miejscu, a przede wszystkim dobrobyt ten chcieli przekazać swym dzieciom. Stąd przeświadczenie, że w życiu przede wszystkim trzeba być praktykiem, zaabsorbowanym bytem realnym, pożegnać młodzieńcze mrzonki i zabrać się do pracy.

Z filozofią tą nijak zgadzała się profesja muzyka rockowego. Twierdzenie, że z muzyki rockowej, bądź metalowej, nie można wyżyć, było jednak nieprawdziwe. Potwierdzają to liczne przykłady kapel, którym się powiodło i które dorobiły się na rock and rollu niezłej kasy. Takie kapele jak Vader bądź Behemoth, grając muzykę podobną do naszej, wykorzystały globalizację, by dotrzeć do fanów muzyki deathmetalowej ulokowanych na całym świecie i uruchomiły ogromny efekt mnożnikowy, dający im dochody nie mniejsze niż krajowych gwiazd największego formatu. Naszym rodzicom i w ogóle ludziom starszego pokolenia wydawało się jednak, że powodzenie mają tylko przedsięwzięcia dobrze przygotowane, za którymi stoi wysoki stopień fachowości, stąd nie mogli przyzwyczaić się do tezy, że ktoś, kto nie ma wykształcenia muzycznego, może odnieść sukces.

Trzeba powiedzieć, że jest to pogląd konserwatywny, zgodny z hierarchicznym modelem społecznym, za którym podążają też nasze intuicje. Rzeczywistość burzy jednak ten pogląd, gdyż na rynku nie liczą się wcale najlepsi, ale ci, którzy mają większy tupet bądź wywołują skandale opisywane przez media. W tym ostatnim rockandrollowcy zawsze byli dobrzy. Nam jednak nie udało się dotrzeć do dużej liczby fanów – może dlatego, że nie byliśmy wystarczająco wytrwali, może dlatego, że nie mieliśmy menedżerów, którzy by się nami zaopiekowali, może dlatego, że byliśmy zbyt normalni.

I muszę powiedzieć, że całe szczęście, że się nam nie udało. Dzięki zerwaniu z muzyką rockową, mogłem zapoczątkować przemianę swojej osobowości wiodącą do postawy konserwatywnej. Na przemianie tej silne piętno wywarli – jak pisałem – moi rodzice, którzy choć wychodzili z błędnych przesłanek (muzyka rockowa jest jak najbardziej pragmatyczna i można na niej nieźle zarobić), intuicyjnie zmierzali we właściwym kierunku. Choć zatem straciłem szansę, by się nieźle obłowić, „zachowałem swą duszę”. To co robiłem później, to jakby przebudzenie ze snu – mogłem się zetknąć z prawdziwym życiem. Pracując w porcie morskim zetknąłem się z ludźmi pracy, a pracując w instytucjach samorządowych trójmiasta pogłębiałem zainteresowanie praktycznymi problemami mieszkańców. Równocześnie skończyłem studia, a potem obroniłem doktorat i pogłębiałem lekturę pism filozoficznych. Z rock and rolla pozostała mi wiara w siebie i w lepszy świat, ważne były jednak praktyczne ich umocowania.

Gdy już jesteśmy przy filozofii, to dla odróżnienia świata rockandrollowców od tego, co znajduje się poza nim, dobrze się przysłuży platońskie rozróżnienie na świat realny i symulację. Platon z dużą zawziętością krytykuje – co ciekawe – poetów, dla których nawet nie widzi miejsca w projektowanym przez siebie państwie, gdyż poeci zajmują się według niego fikcją i symulują rzeczywistości za pośrednictwem literackich zdolności. Tak, platoński poeta może być uosobieniem współczesnego artysty, a także współczesnego rockandrollowca. Z podobną zawziętością Platon krytykuje przecież malarzy, rzeźbiarzy itp., gdyż wszyscy oni kopiują rzeczywistość, zamiast oddawać ją w całej krasie. Rockman imituje rzeczywistość w tekstach swoich piosenek oraz w przyjmowanych w trakcie koncertów pozach i tanecznych ruchach. Tylko filozof dociera jednak do najprawdziwszej prawdy, a prawda, podobnie jak rzeczywistość, posiadają najwyższą rangę w filozofii Platona.

Patrząc z tego punktu widzenia, zerwanie z rock and rollem było dla mnie jak pobudka ze złego – choć może i pięknego – snu. Oczywiście w żadnym wypadku nie wypieram się, że kiedyś grałem w metalowym bandzie, tym bardziej, że zapisaliśmy się w annałach muzyki rozrywkowej: nagraliśmy aż dwie płyty, a braliśmy też udział w międzynarodowych trasach koncertowych. Okres ten uważam jednak już od dawna za definitywnie zamknięty. Chciałbym tym samym ostatecznie zamknąć wszelkie dyskusje na ten temat i uprzedzić ewentualne pytania, które moi przyjaciele często mi zadają. Nie jestem już rockandrollowcem i nie utożsamiam się z rockowym charyzmatem. Nigdy też nie reaktywuję swojej – kultowej już co prawda – grupy (co dzisiaj jest takie modne, że reaktywowane grupy funkcjonują na naszej scenie muzycznej z niezłym powodzeniem). Nie da się bowiem dwa razy wejść do tej samej rzeki…

Michał Graban

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Od rockandrollowca… do konserwatysty”

  1. No to mamy coś wspólnego, z tym że mój zespół nie wyszedł poza fazę demo. Ponadto unikam szufladek typu „konserwatysta” itp., ale to już inna historia. Doktorem też nie jestem 🙂 „Naszym rodzicom i w ogóle ludziom starszego pokolenia wydawało się jednak, że powodzenie mają tylko przedsięwzięcia dobrze przygotowane, za którymi stoi wysoki stopień fachowości, stąd nie mogli przyzwyczaić się do tezy, że ktoś, kto nie ma wykształcenia muzycznego, może odnieść sukces.” To prawda, przedstawicieli poprzedniego pokolenia zazwyczaj cechuje ograniczenie umysłowe będące skutkiem intensywnej propagandy. Zresztą nie tylko ich, bo obecnie jest podobnie, tylko objawia się nieco inaczej. A w ogóle to czemu nie przyzna się Pan, że Pana zespół nazywał się Hektor?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *