„Ogień” – „człowiek sumienia” i „bohater”

 

Narodowy Dzień Żołnierzy Wyklętych za nami. Powiem szczerze, nigdy nie miałem przekonania do słuszności jego ustanowienia. Z wielu powodów, o których już pisałem wiele razy. To temat podrzucony jeszcze na początku lat 90. przez Ligę Republikańską, formację daleką od idei narodowej, której bojówki jeszcze pod koniec lat 80. próbowały atakować spotkania organizowane przez narodowców np. w kościele przy Zagórnej w Warszawie. Od początku podejrzewałem także, że w lansowaniu tego tematy zainteresowane było ośrodki postbanderowskie w Polsce, czego dowodem namacalnym, jest „twórczość” i „dorobek” kilku probanderowskich historyków IPN.

 

Ale jest jeszcze jeden powód do sceptycyzmu – to rozwijająca się w szaleńczym tempie bezkrytyczna propaganda, której pierwszą ofiarą jest zdrowy rozsądek i prawda historyczna. Kiedy słyszy się te agitki, zaklęcia, peany, prymitywny żargon, oceny nie znoszące nie tylko sprzeciwu, ale i pytań – nieodparcie przychodzi człowiekowi skojarzenie z latami dominacji formacji politycznej, którą niby piewcy „wyklętych” piętnują. To lustrzane odbicie metod propagandowych rodem z najlepszej szkoły komunistycznego prania mózgu.

Pewien poseł z PiS, pytany przeze mnie o ten problem, powiedział: „Nie można walczyć z mitami”.  Owszem, jak twierdził Władysław Konopczyński, mity są potrzebne narodowi, ale nie mity oparte na kłamstwie, mity wciskane siłą i szantażem. W dodatku mity szkodliwe. Będę zawsze bronił mitu Bitwy pod Wiedniem, mitu Bitwy pod Olszynką Grochowską, mitu Romualda Traugutta, mitu Józefa Hallera, czy mitu Westerplatte. Ale jak pogodzić się z mitem, którego bohaterami są np. Romuald Rajs „Bury” czy Józef Kuraś „Ogień”?

Czytamy w doniesieniu agencyjnym:  „Pod pomnikiem Józefa Kurasia „Ognia” i jego podkomendnych przy ul. Kościuszki radni Zakopanego złożyli wiązanki kwiatów i zapalili znicze. Na wczorajszej sesji zakopiańskiej Rady Miasta pamięć żołnierzy wyklętych uczczono minutą ciszy. Przewodniczący Jerzy Zacharko apelował, aby dziś wywiesić narodowe flagi”. A Piotr Zychowicz w „Do Rzeczy” unosi się na falach entuzjazmu: „W całym powiecie nowotarskim nie było posterunku MO czy UB, który nie zostałby zaatakowany przez polskich partyzantów. Nie było ubeka, szpicla czy sowieckiego „doradcy”, który mógłby spać spokojnie. Ludzie „Ognia” urządzali zasadzki na konwoje, palili magazyny z bronią i wykonywali wyroki na zdrajcach. Ocenia się, że zgrupowanie Kurasia przeprowadziło ponad tysiąc akcji zbrojnych! Pseudonim Ogień wśród komunistów wywoływał przerażenie. A dla Polaków z Podhala był symbolem oporu wobec znienawidzonego okupanta i źródłem nadziei, że Polska odzyska niepodległość”.

 

A tymczasem. W 1990 roku żyjący jeszcze żołnierze AK z 1. Pułku Strzelców Podhalańskich pisali co następuje: [„Ogień”] swoje poglądy polityczne prezentował w zależności od aktualnej sytuacji korzystnej dla siebie. Nie przebierając w środkach, włącznie z krwawymi rozbojami, zdobywał „dutki” (pieniądze), do bankructwa życiowego w 1947 r. przedstawiał się jako członek: Konfederacji Tatrzańskiej, Armii Krajowej, Batalionu Chłopskiego, Ludowej Służby Bezpieczeństwa, Polskiej Partii Robotniczej, Milicji Obywatelskiej (…) Wzywany wielokrotnie przez mjr. Adama Stabrawę „Borowego”, dowódcę 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK i dowódcę IV batalionu kpt. Juliana Zapatę „Lamparta” do podporządkowania się, na wezwania nie reagował”. Oskarżyli go zabicie ponad 130 niewinnych ludzi, w tym powieszenie ciężarnej kobiety.

 

Mjr Adam Stabrawa „Borowy”, oficer Narodowej Organizacji Wojskowej, d-ca 1. Pułku Strzelców Podhalańskich AK, skazał Kurasia na śmierć za dezercję i narażenie oddziału na napad Niemców (wyrok oficjalnie wydał Okręg Krakowski AK). Ostrzegał Delegaturę Rządu przed „Ogniem”. Pisał o „bandzie nie mającej nic wspólnego z AK”. Ostrzegał, że używa w sposób nieuprawniony stopnia „porucznika” będąc tylko plutonowym (potem, już po wojnie, Kuraś mianował siebie „majorem). I kończył stwierdzeniem, że  „podobne typy jak »Ogień« nie mogą zostać oficerami” (dokument ten znajduje się w Archiwum Państwowym w Krakowie, w aktach 1. PSP, s. 155).

Co ciekawe, jeszcze w latach 90. w „Zeszytach Historycznych WiN” pisano: „Był to watażka kierujący się nie tyle patriotyzmem, co własnymi ambicjami. Po wojnie jego walka zbrojna z komunistami nie miała żadnych perspektyw zwycięskiego zakończenia, narażając na niepotrzebną śmierć zarówno jego własnych ludzi, jak i ludność cywilną. Urząd Bezpieczeństwa Publicznego rozprawiał się bowiem bezwzględnie z jego zwolennikami, nie rozróżniając, czy to byli członkowie oddziału »Ognia«, czy też sympatycy wywodzący się z okolicznych wiosek”. (nr 6/ 1995). Redaktorem „Zeszytów…” był wówczas… Janusz Kurtyka.

 

Dzisiaj nie dopuszcza się do obiegu publicznego żadnych krytycznych opinii na temat „Ognia”. To bohater bez skazy, człowiek sumienia, jak w Polskim Radiu stwierdził pewien kapłan! Doszło do tego, że świadkowie z AK i NOW to podejrzane indywidua, a może komunistyczni agenci bądź „sługusy Moskwy”. Pełny obłęd. Dokumenty i świadectwa świadczące przeciwko „Ogniowi” uznawane są za „fałszywki” (vide kuriozalny tekst Andrzeja Gwiazdy na temat „Ognia”). Wykorzystuje się fakt, że część tych dokumentów ujawnił lewicowy „Przegląd”. Usunięto więc w Wikipedii cytowane przezeń dokumenty stwierdzając, że źródło jest… niewiarygodne. Czy coś nam te metody nie przypominają?

 

Pytanie brzmi – czy dowódca 1. Pułku Strzelców Podhalańskich mjr NOW-AK Adam Stabrawa też jest niewiarygodny? Czy jego stwierdzenie z 21 października 1944 roku, że działalność „Ognia” „będzie określana kiedyś jako ciemna plama konspiracji” – ma być wymazane z pamięci potomnych? Widać tak – bo o Stabrawie nikt nic nie mówi, a „Ogień” ma nie tylko pomnik, ale uznawany jest za szlachetne uosobienie wojennej i powojennej partyzantki.

 

Rozumiem, że młodzi na gwałt poszukują wzorców do naśladowania. Ale w tym zapale łatwo ulegają manipulacji, a sami nie są w stanie oddzielić fałszu od prawdy. Nie pomagają im w tym pseudohistorycy płynący na fali mody i „polityki historycznej”. Nie pomagają koniunkturaliści, którzy na każdym etapie dziejów są na pierwszej linii. Nie pomagają manipulatorzy, dla których kult takich ludzi jak „Ogień” to wehikuł czysto polityczny. Nie jest sprawą dobrą jeśli buduje się coś na fałszu i manipulacji. Nagminne uznawanie Emila Fieldorfa „Nila” za „żołnierza wyklętego”, nadużywanie nazwy „akowska partyzantka” (mimo, że AK nie istniała od 19 stycznia 1945), pomijanie takich faktów, jak działanie podziemia zbrojnego wbrew rozkazom i instrukcjom struktur rządu londyńskiego, to tylko część zabiegów mających na celu zatarcie prawdy o tym tragicznym okresie.

 

Oddać hołd poległym i zamordowanym trzeba. Zrobiliśmy to prezentując na łamach „Myśli Polskiej” sylwetkę Stanisława Kasznicy. Pochylamy głowy nad ofiarą Lecha Neymana czy Adama Doboszyńskiego. Byli to wybitni działacze obozu narodowego. Ale nie oznacza to bezkrytycznej apologii całego zjawiska zamykanego obecnie w haśle wytrychu „żołnierze wyklęci”. Byłoby to sprzeczne z duchem myśli Narodowej Demokracji, z jej doktryną i tradycją.

 

Jan Engelgard 

aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “„Ogień” – „człowiek sumienia” i „bohater””

  1. Jest wiele środowisk zainteresowanych kultem „żołnierzy wykletych”: 1/ tzw. „stronnictwo pruskie” – szeroko pojete, działające w interesie RFN 2/ „stronnictwo atlantyckie” – w ramach przygotowania do agresji na Iran jest zainteresowane wzmocnieniem polskiej rusofobii, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo antyatlantyckich wystąpień w Polsce.

  2. Bardzo dobrze przedstawiono w powyższym artykule niuanse związane z zagadnieniem Żołnierzy Wyklętych. Osobiście wolę patriotyzm pracy codziennej, u podstaw. Chylę czoła przed Żołnierzami Wyklętymi, ale wybieram patriotyzm gospodarczy – bardziej przystający do współczesnej nam epoki geoekonomicznej i dlatego wzorami dla mojej skromnej osoby są Cegielski, Stefczyk czy prof. Zygmunt Wojciechowski, który razem z Instytutem Zachodnim wykuwał program społeczno-gospodarczy dla Ziem Zachodnich.

  3. Sytuacja w jakiej znalazło się podziemie była specyficzna – inwigilacja, rozkład lub zniszczenie struktur komunikacyjnych, brak jasnej struktury dowódczej, a więc de facto brak kontroli nad wszystkimi oddziałami. W konsekwencji uaktywnili się różni „kmicice” i watażkowie, którzy decydowali sami o wszystkim i nie niejednokrotnie cechowali się niezbyt wysoką moralnością. Ten fakt nie powinien zmieniać pozytywnej oceny tej grupy jaką nazywamy Żołnierzami Wyklętymi. Walka powojenna przypominała wojnę hiszpańską lat ’30 – strona Franco też miała niechlubne czyny na swoim koncie i niepotrzebne okrucieństwa. Cóż, piekło wojny domowej.

  4. W Wałbrzychu 1 marca 20013 r. na Mszy Św. w intencji Żołnierzy Niezłomnych ktoś z PiS czytał referat o Żołnierzach Wyklętych. W tym referacie wspomniano WiN i gen. Emila Fieldorfa, lecz ani słowem nie wspomniano o żołnierzach NOW, NZW i NSZ. Narodowe organizacje wojskowe czytającemu nie chciały przejść przez gardło. Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *