Ostatnie wtajemniczenie

„Uświetnieniem” całej rocznicy był znakomity formalnie i powszechnie już znany wykład Rafała Ziemkiewicza, który można uznać za podstawę ideologiczną zarysowującego się wyraźnie nowego (?) ruchu politycznego w Polsce. Ma on zewnętrzne cechy „późnej” endecji, podobnie jak ona skupia się na formie działania i lubi maszerować. W przeciwieństwie jednak do OWP, nie jest jednak czymś oryginalnym, powstałym w wyniku celowej i zaplanowanej ewolucji obozu, ani (inaczej niż ONR i RNR) nie jest tego obozu samodzielną intelektualnie boczną linią. W swej genezie najwięcej podobieństw inicjatywa ta ma może z „frondą” z 1908r., czyli z tą grupą ZET–owców, którzy ku swemu rozczarowaniu dowiedzieli się, że nie są u szczytu wtajemniczenia w obrębie ruchu, a co więcej, że nie jest najważniejsza jego symbolika i propaganda, tylko cel, do którego się dąży. Obecne kierownictwa MW i ONR przypominają tamtą obrażoną na Dmowskiego młodzież ZET–ową, przekonaną, że pan Roman dziadzieje, zamienia się w lojalistę, talmudystę, a może nawet (o zgrozo!) wchodzi na drogę polityki prorosyjskiej! Jak pamiętamy, „fronda” poważnie osłabiła narodowców podczas wojny, otworzyła też drogę kolejnym aberracjom w łonie ZET tak, aż organizacja ta stała się m.in. zapleczem odwołującej się do haseł nacjonalistycznych (ściślej, antyniemieckich) i związanej z masonerią sanacyjnej grupy „naprawiaczy”.

W istocie jednak tak dalekie sięganie do przeszłości, to oczywiście dla neo–ZET–owców „paleoendeckość” i „talmudyzm”. Na tym zresztą polega intelektualny fenomen tego środowiska, że na podstawie w porywach dwóch artykułów zawierających kilkanaście ciągle tych samych cytatów z Dmowskiego, szufladkuje ono sobie krytyków jako „anachronicznych talmudystów”. W tym miejscu z bólem serca, ale muszę się jednak uśmiechnąć z wielu moich serdecznych kolegów, którzy z pasją przebierają się za partyzantów sprzed prawie 70 lat, ba, którzy wierzą, że SĄ tymi partyzantami, a jednocześnie zarzucają innym anachronizm…

Czym więc neoendecja ma się różnić od tej „paleo”? Po pierwsze tym, że ideologów sobie pożycza, a nie posiada własnych. Takim wypożyczonym intelektem dla młodzieży narodowej jest właśnie RAZ, publicysta bez wątpienia ciekawy, któremu nikt przecież nie odmawia prawa do intelektualnych poszukiwań. Co więcej, pisze on i mówi rzeczy nader rozsądne: że współczesny patriotyzm powinien skupiać się na budowaniu ethosu uczciwej, codziennej pracy; że powinien budować dobrą markę sukcesu ekonomicznego, czy naukowego odnoszonego przez Polaków. Słowem: szereg treści, którym można tylko przyklasnąć. RAZ mówi jednak jeszcze dwie rzeczy i jednej nie mówi wcale. I to one będą (wydaje się) stanowić o faktycznym obliczu neoendecji.

Po pierwsze RAZ mówi o Żydach: w krótkich, męskich słowach ucina temat antysemityzmu obozu narodowego, wiążąc go z konkurencją demograficzno–ekonomiczną na ziemiach Polskich tak na początku wieku, jak i w latach 30–tych. Zdaniem RAZa, endecja sięgając po straszak żydowski z jednej strony odpowiadała na realne potrzeby swego elektoratu, z drugiej zaś na jego lęki. Święta prawda. Sęk w tym, że nie tylko. I nie trzeba czytać „Świata powojennego i Polski” (i „Dziedzictwa”) żeby wiedzieć jakie jeszcze endecja miała zastrzeżenia do Żydów. Neoendecja jednak żadnych innych niż historyczne mieć nie może, bo przecież nie ma już pachciarzy monopolizujących rynek skupu starych szmat, więc problem się rozwiązał.

Po drugie RAZ sobie pozwala. Swoich czytelników przygotowywał do tego od dłuższego czasu, a teraz już może: pisać i mówić z wyraźnym pobłażaniem i nutą lekceważenia o „starych autorytetach”. Nie tylko o dawno już porzuconym JKM (który jednak wciąż posiada pewien wpływ na kolejne pokolenia młodzieży, nieświadomej jego czysto destrukcyjnego talentu), ale i o braciach Kaczyńskich czy Ziobrze. Polemika nie dotyczy jednak tego, co ci głoszą, lub czynią. To tylko podkreślenie, że chodzi o NOWĄ jakość, lepszą w sumie przez samą nowość. Tak więc w NEOendecji to NEO jest ważniejsze od pozorowanej endeckości.

Po co więc w ogóle ten endecki sztafaż? Bo jest jakiś. Młode pokolenie, które nie jest ani „polactwem”, ani „michnikowszczyzną” widzi całkowitą pustkę ideową i intelektualną III RP. Nie zawsze dostrzega ją wprawdzie także w IV RP, jednak potrzebuje prostszych, uczciwszych symboli i źródeł identyfikacji. Młodzi zostają więc endekami, bo to piękna, szlachetna idea miłości do swojego narodu i służby Ojczyźnie, mająca piękne karty historyczne. Po prawej stronie sceny politycznej trudno znaleźć inny obóz ideowy, który wydawałby się tak atrakcyjny i żywy jednocześnie, nie był albo obcą implementacją (jak współczesne „chadecje”), albo szeleszczącym skansenem (jak sanacja). Jeśli więc chce się organizować młodzież, szyld endecki jest najlepszy. No dobrze. Ale organizować do czego?

W tym miejscu docieramy do sfery domysłów (które fani neoendecji łatwo nazwą insynuacjami), opartych o to, o czym RAZ nie mówi. A nie mówi o geopolityce. Tzn. mówi o sprawach międzynarodowych (np. w kontekście „michnikowszczyzny”), zajmuje się Unią Europejską. Ale geopolityką tego nazwać nie sposób. Mamy więc skupiać się wokół hasła suwerenności, oczywistą klęską jest projekt EU, a zwłaszcza euro, słowem znowu obserwacje i postulaty bliskie przecież narodowcom, ludziom racjonalnie patrzącym na świat. No właśnie, ale co ze światem? Otóż świat to zdecydowanie bardziej złożony problem i zdaje się wyższy stopień wtajemniczenia w tym neo–ZECie.

Jak pamiętamy, historycznie Liga Narodowa udawała polski ruch insurekcyjny, do czasu wołając głośno „Niepodległość! Niepodległość”, mając jednak inny niż powstanie plan polityczny na jej odzyskanie. Współczesna neoendecja też chce wołać „Suwerenność! Suwerenność!”, nie po to jednak, by ją obronić (bo to niemożliwe), ale by (trochę, ale tylko trochę podobnie jak w oryginale), ukryć prawdziwy plan polityczny. Ten zaś wydaje się oczywisty. Powstanie w Polsce nowej, przyszłościowej partii amerykańskiej.

Po ’89 (a nawet i wcześniej) środowiska polityczne będące czy udające w Polsce prawicę wykazywał niemal zawsze skrajny proamerykanizm. Jego symbolem był oczywiście chorobliwy kult Kuklińskiego, zakładanie różnych klubów atlantyckich, domaganie się większego i bardziej bezwarunkowego popierania polityki Waszyngtonu itd. Z czasem przyszło też przełamanie ostatniego tabu: dziś już nie sposób wyobrazić sobie jakikolwiek ruch szczerze proamerykański bez bezwarunkowego, ideowego i wręcz religijnego popierania Izraela. Wątek ten długo w Polsce pomijano, do czasu jednak, kiedy z otwartą przyłbicą wystąpili główni szermierze „obrony polskich interesów nad Jordanem” m.in. z szeregów Prawicy Rzeczypospolitej.

Po co jednak tworzyć nową partię amerykańską, skoro taka już istnieje i to zmutowana (PiS, SP, PR)? Widać amerykański kreatorzy dostrzegli to samo, co polscy obserwatorzy życia politycznego: jeśli jakiś postulat staje się PiS–owski – to momentalnie traci szansę na realizację. Tymczasem trzeba myśleć w perspektywie przyszłości kontynentu i świata na okres co najmniej kilku dekad, dlatego dawnym napaleńcom z Klubu Atlantyckiego potrzebni są następcy i to łagodnie zdystansowani od zgranych kolegów. RAZ powtarza tajemniczo, że „partia pojawi się, gdy przyjdzie na nią pora”. Można więc zakładać, że porą tą będzie moment, w którym zorganizowana formacja neoendecka stanie się potrzebna swym inspiratorom do celów wyborczych (np. europejskich), a jednocześnie jej narybkowi hasła zleją się w jedno z rzeczywistymi celami organizacji.

Wyprowadzanie młodzieży narodowej na ul. Ikara znakomicie mieści się w tym scenariuszu. Poetyka polityki amerykańskiej jest bardzo podobna do narracji „dobra i zła” stosowanej m.in. do tematyki stanu wojennego. Państwo realizujące normalne, brutalne i techniczne sposoby osiągania celów politycznych jednocześnie mówi wyłącznie o wartościach, o etyce, o tym jaka polityka być powinna. Dokładnie to samo słyszymy od liderów neoendecji. Ich nie obchodzi jaka polityka jest, tylko „jaka być powinna”. Stan wojenny nie ma znaczenia geopolitycznego, a jest jedynie „wystąpieniem władzy przeciw narodowi zorganizowanemu w Solidarność”, jakby to cokolwiek znaczyło i wyjaśniało. Nie wiadomo co można i należało zrobić innego, ważne, że „popełniono zło moralne”. Amerykanie załatwiając swoje interesy też mówią tylko o „Złu” i „Dobru”, przy czym dobro generalnie jest związane z demokracją, Wall Street i interesem Izraela. Zrozumienie, że właśnie temu dobru mają zacząć służyć, będzie jednak dla neoendeków kolejnym wtajemniczeniem. O ile, rzecz jasna, nie zorientują się wcześniej gdzie ma się skończyć ich marsz przez Ikara.

Alternatywą jest powrót do tych wartości, które legły u podstaw m.in. Klubu VADE MECUM, a więc endecji intelektualnie takiej, jaką była przed 100 laty, jaka nie jest bynajmniej „paleo”, tak jak anachroniczny nie jest polityczny zdrowy rozsądek, realizm i dostrzeganie prawdziwych motywów ludzkich działań, także tych politycznych. To na bazie tych właśnie wartości można rozumieć dlaczego świat jest taki, jaki jest, a nie tylko krzyczeć w złości, że nie jest takim, o jakim marzymy. Zrozumienie jest bowiem pierwszym krokiem do wywierania realnego wpływu, choćby w najmniejszym, podstawowym wymiarze. To wtajemniczenie dla neodoktrynerów wydaje się dziś zbyt trudne, jednak być może z czasem i oni je przyjmą. W przeciwnym razie nie będziemy mieli bowiem do czynienia z żadną „neoendecją”, tylko z przebranymi neokonami i grupą zmanipulowanej przez nich młodzieży.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Ostatnie wtajemniczenie”

  1. Wypaliła się post-komuna, wypala się post-Solidarność. Teraz trzeba nawiązać do tradycji, których ciągłość zerwały trudne lata PRL i transformacji. RAZ dobrze kombinuje. To dzięki Ziemkiewiczowi i Korwinowi udało się rozdmuchać Marsz Niepodległości, czyli akcję która przyćmiła PiS.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *