Palade: Orban nad Wisłą potrzebny od zaraz

W zakończonych niedawno wyborach rządzący nad Dunajem Fidesz otrzymał niespełna 45 proc. głosów, co przełożyło się na 133 mandaty. Orban nie musi się dzielić władzą z nikim, ponieważ dysponuje bezpieczną większością. Po ograniczeniu liczby posłów budapesztańskim parlament liczy, bowiem 199 miejsc. Choć notowania Fideszu są nieco niższe (8 pkt. proc.) w stosunku do wyborów z przed czterech laty, to dystans, jaki dzieli partię Orbana od pozostałych komitetów jest spory. Na drugim miejscu uplasował się blok lewicy i liberałów, czyli odpowiednika naszego SLD i Unii Wolności.

Koalicja, na którą stawiała Bruksela i europejscy obrońcy demokracji, obdarzona została zaufaniem przez 26 proc. głosujących. Przełożyło się to na 38 mandatów. Niewiele mniej dostał narodowy Jobbik, który poprawił notowania od 2010 roku i uzyskał akceptację, co piątego wyborcy. Dało to 23 mandaty. Jobbik, co pokazuje mapa, był w wielu okręgach wyborczych, drugą siłą polityczną. I – jak słusznie zadeklarowali liderzy tej partii – stał się najsilniejszą formacją narodową w Europie. Przez próg wyborczy prześliznęli się jeszcze Zieloni z 5 proc. i 5 mandatami.

Wynik Fideszu budzi podziw, nawet wśród jakże wielu jego krytyków na Zachodzie. Orban wdrożył wielki pakiet reform, co kosztowało Węgrów wiele wyrzeczeń. Ale był on od początku do końca akceptowany przez większość społeczeństwa. W dużym skrócie rzecz ujmując – Orban przywrócił Węgry Węgrom. Zrobił to, co w dużej mierze mówili, a czego nie zdołali zrealizować zwolennicy IV RP w latach 2005-2007. Węgierski premier, nie zważając na pomruki z UE, w tym z Niemiec, których quazi ekspansja kolonialna, została zastopowana nad Dunajem, pokazał charakter, determinację, siłę i głęboki patriotyzm.

Nie przestraszył się ani Międzynarodowego Funduszu Walutowego, ani potężnych korporacji drenujących bezwzględnie rynki. Pokazał, że jest graczem największego formatu. A ponad to doskonale rozumiejącym współczesną geopolitykę liderem niebyt dużego kraju w środkowej Europie. Potrafił znaleźć wspólny język z Rosją, za co spotkało go niemal potępienie ze strony rusofobicznych środowisk tzw. patriotycznej prawicy w Polsce. Do niedawna wielkich miłośników węgierskiego premiera.

Ostatnie tygodnie pokazały też czy różni się „in plus” Orban od rodzimych liderów prawicy. W czasie, kiedy Jarosław Kaczyński stał u boku postbanderowców na Majdanie, premier Węgier analizował wydarzenia pod kątem, przede wszystkim korzyści dla swojego kraju i licznej diaspory węgierskiej. Zrobił to, co nie przyszło do głowy naszym prawicowym liderom. Kiedy parlament Ukrainy anulował niedawno ustawę językową, co uderzyło w skupiska Węgrów na Zakarpaciu, odpowiedź Budapesztu była w tej materii jednoznacznie negatywna.

„Nasi” o Polakach ze Lwowa, czy Żytomierza, w ferworze rewolucyjnej biegunki, zapomnieli. Nie dziwi, więc wynik Fideszu, jaki ta partia otrzymała wśród Węgrów, po za obszarem kraju, którzy dzięki Karcie Węgra, mogli także oddawać głos w wyborach. Orban otrzymał z Siedmiogrodu, Wojwodiny, czy południowej Słowacji 95 proc. wskazań. Bo jest, ponad wszelką wątpliwość, prawdziwym patriotą, a nie patriotą internacjonalnym.

Węgierska prawica przeszła na Węgrzech długą drogę od wzajemnego zwalczania się, podziałów i mówienia głosem niezrozumiałym przez większość społeczeństwa, do wielonurtowej formacji konserwatystów, chadeków, konserwatywnych-liberałów i propaństowców. Wszystkie te środowiska Orban wziął pod jedne skrzydła i dał możliwość działania. Wychodząc z założenia, że wielość w jedności jest olbrzymim atutem i daje sporo większe możliwości odniesienia sukcesu, niż wąskie gardło, znane nam z negatywnej strony nad Wisłą. Innymi słowy Fidesz to taka koalicja PiS, Solidarnej Polski, Polski Razem Jarosława Gowina, Kongresu Nowej Prawicy, a nawet częściowo nielewicowej części PO. Produkt, który jest wielce deficytowy w Polsce, a jakże pożądany przez wielu rozsądnie myślących Polaków. Ale niedostępny z winy liderów rodzimych partii i partyjek.

No i jeszcze jedna kwestia. Wiktor Orban, inaczej niż na przykład Jarosław Kaczyński i jego doradcy z dawnej Unii Wolności z ich endeckimi uprzedzeniami, zrobił wszystko by wyhodować sobie pod bokiem narodowy Jobbik. Nie zwalczał, dzięki czemu mógł przesunąć się bardziej do centrum i wypchnąć z niego lewicę i liberałów. Dzięki temu drugi raz z rzędu Orban dysponuje większością konstytucyjną. Jest królem. A u nas nie będzie Budapesztu w Warszawie, bo Węgrzy mają Orbana, a my wyłącznie nadzieję, że taki nad Wisłą się wcześniej, czy później pojawi.

Marcin Palade
palade.pl
tekst pierwotnie ukazał się w tygodniku „Warszawska Gazeta”

aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Palade: Orban nad Wisłą potrzebny od zaraz”

  1. Warszawska Gazeta to już chyba najgorsze plugastwo ze wszystkich. Zastanawiam się, skąd ta transgresja w redakcji konserwatyzm.pl. To tylko po to, żeby udowodnić, że dla jaj można wszystko?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *