Pannaturalizm. Uwagi na marginesie systemu Jana Szkota Eriugeny

Jam jest Pan, Bóg twój, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli.

Preambuła do Dekalogu

Jan Szkot Eriugena, czyli ” rodem z Irlandii ” żył i działał w latach 810 – 877. Był człowiekiem świeckim, bardzo wykształconym, filozofem i poetą. Karol Łysy, wnuk Karola Wielkiego, trzymał go na swym dworze w charakterze ” doradcy do spraw umysłowych „.Był więc z zawodu konsultantem.

Napisał liczne dzieła, z ktόrych głόwnym jest ” De divisione naturae ” (O podziale natury). Już sam tytuł tego dzieła to tout un programme – istnieje jedna natura ale w podziałach.

Przez jednych Eriugena uznawany jest dziś za panteistę – inni historycy filozofii mają co do jego panteizmu wątpliwości.
Sam termin ” panteizm ” jest zresztą niejasny.Panteista, to ktoś taki, kto uważa że wszystko jest Bogiem.Są tacy, ktόrzy przyjmują, że to raczej Bόg jest naturą. Spinoza – klasyk panteizmu – jest autorem określenia Deus sive natura – Bόg czyli (lub) natura (przyroda). Eriugena, podobnie jak Plotyn, nigdy nie podpisałby się pod taką deklaracją. A tymczasem został odebrany i potępiony właśnie jako panteista. Termin ” panteizm ” jest nieprecyzyjny. Składa się z dwόch elementόw : πᾶν (wszystko) i θεός (Bόg). Dla zrozumienia panteizmu ważne jest więc, co uzna się za ” wszystko „. Czy owo ” wszystko ” to tylko to, co podpada pod zmysły czy też rόwnież to, o istnieniu czego nie wiemy nic i co być może mogłoby istnieć ? Niezależnie od odpowiedzi udzielonej przez każdego z myślicieli panteistycznych (panteizm we wszystkich formach został – przypomnijmy to – potępiony jako taki w Syllabusie Piusa IX) wydaje się, że istotą panteizmu jest postawienie znaku rόwności między Bogiem, a tym wszystkim, co dane w poznaniu zmysłowym, bezpośrednio lub z użyciem narzędzi, a także tym, co stanowi konkluzję dociekań naukowych, zarόwno spekulacji, jak i nauk szczegόłowych. Jest to więc pogląd dość gruboskόrny, bo Boga pojmuje się tu nie jako byt samoistny ale jako byt zależny w pewnym sensie od przyrody. W gruncie rzeczy panteizm jest zaprzeczeniem Boga, ateizmem. Nie bardzo wiadomo też, kim według panteistόw jest Bόg i czy w ogόle w przypadku tej doktryny można mόwić o Bogu. Czy miałby to być Bόg deistόw, czy może jakiś bόg – rozciągły, czy też plotyński Absout lub ubόstwiona przyroda ? Czy przyroda miałaby w związku z tym charakter sakralny ?
Studium myśli Eriugeny pozwala nam zrozumieć, że istotą jego poglądόw jest jednoczesne uzależnienie istnienia Boga od istnienia natury i odwrotnie – dokładnie tak, jak w religii staroegipskiej. Religia staroegipska miała swoją wewnetrzną logikę.
Oficjalna nazwa Egiptu brzmiała Hwt-ka-Ptah – ” sanktuarium ducha boga Ptaha „. Ptah był obecny w każdym bogu, w każdej istocie żywej pod słońcem (a więc cielesnej) ale on sam powoływał byty do istnienia wysiłkiem czystko intelektualnym. W tym sanktuarium ducha boga Ptaha, bożka zarazem ” osobowego ” jak i ” boskiej pneumy wszelkiego życia ” nie mogło być miejsca dla dwόch substancji. Sanktuarium zostałoby wtedy skalane obecnością ” upadłej ” materii (ciała, rozciągłości etc.). Stąd egpiska koncepcja ciała ludzkiego jako materii zależnej od ducha i ducha zależnego od materii. Stąd mumifikacja. Stąd odnalezione w papirusach zaklęcie: ” czyńcie to, co niematerialne – materialnym; to zaś, co materialne – niematerialnym” .

Filozofia europejska prawie nigdy nie potrafiła tak naprawdę uporać się z problematyką substancji. Grecy mieli oczywiście i inne problemy:

a/ czy byt może powstać z niebytu,
b/ jak pogodzić obserwowalny ruch z obserwowalną stałością,
c/ czym jest zmiana.

Ale, dzięki fizykom, dzięki Anaksagorasowi i Sokratesowi, pόźniej dzięki Platonowi i Arystotelesowi udało się wypracować realistyczne rozumienie substancji.

Zdaję sobie sprawę z tego, że to, co napisałem spowoduje negatywne reakcje. Zbyt wielu ludzi ma dziś interes w tym, żeby przeczyć rozumieniu dziejόw filozofii greckiej jako solidarnego, linearnego rozwoju. Zbyt zależy im na wykazaniu, że Sokrates zerwał z fizykami, że Parmenides ma znaczenie nie tyle historyczne, co autonomiczne, quasi-absolutne, że Arystoteles wcale nie dokonał wewnętrznego przewrotu w platonizmie ” sprowadzając niebo na ziemię ” tylko, że zaprzeczył swemu mistrzowi. Ci   solarni ideolodzy mylą się i to grubo. Filozofia jest nauką, a to, że jej twierdzenia rodziły się w bόlach jest czymś normalnym. Matematyka też rodziła się w bόlach. Naszemu poznaniu dane są bezpośrednio tylko i wyłącznie rzeczy jednostkowe; tylko one są substancjami i składają się z formy i z materii.
Nie ma ” dwόch substancji” jak u Kartezjusza!
Stąd logiczna jest aktualnie przyjęta Tomaszowa koncepcja powszechnikόw, ktόrej początek dali Arabowie.

Oczywiście, Eriugena żył w IX wieku, w okresie, kiedy filozofia europejska podnosiła się dopiero po zagładzie cywilizacji antycznej. Filozofia chrzescijańska potrzebowała ośmiu wiekόw, żeby wydać dzieło bez skazy. Łatwiej było wybudować katedry niż zbudować gmach fizyki, kosmologii, metafizyki i etyki. Eriugenie można więc przyznać pewne (wątłe) okoliczności łagodzące – był myślicielem, ktόry sporo czytał, sporo wiedział i potrafił; był zdolny i budował głόwnie na ignorancji swej epoki, ktόra była rόwnież jego osobistą ignorancją.
Ale jest i inna przyczyna błędόw Eriugeny. Przekonanie o istnieniu ” dwόch substancji ” jest jedną z najtrwalszych tendencji ludzkiego umysłu. Człowiek ” widzi ” bowiem jakby dwie substancje. Ma stale do czynienia z tym, co stawia mu opόr ( np. grunt, drewno, minerał) i z tym, co szybko i sprawnie daje się manipulować, przemieszczać; z myślą, z wyobraźnią. To w tym zbyt szybkim podejściu do postrzeganego świata, w podejściu przednaukowym, tkwi źrόdło pomyłek. Jan Szkot Eriugena był jednym z tych, ktόrzy pomylili się w zatrważającym stopniu.

*
Eriugena żyl i pisał w okresie, ktόry nastąpił po śmierci Karola Wielkiego. Znał Św.Augustyna, Boecjusza i Ojcόw greckich. Znał też Pismo Święte. W swym własnym mniemaniu nie atakował Pisma – wydawało mu sie wręcz, iż występował w obronie Objawienia. Cała jego filozofia zaczyna się od rozważań o Bogu i na rozważaniach o Bogu się kończy. Tylko, że jego  ” Bόg” jakoś dziwnie przypomina plotyński Absolut, a nie Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba. Absolut Eriugeny stoi ponad wszelkimi kategoriami – nie można o Nim niczego orzekać. Jest niepoznawalny – mamy dostęp jedynie do Jego manifestacji, do teofanii. Żadna z kategorii, ktόrą posługuje się nasz rozum nie stosuje się do Boga. Inaczej mόwiąc, nasz umysł posiada w sobie samoistne kategorie, ktόre nie są w stanie przebić się do tego, co absolutne. Zostawiam Czytelnikόw samych z ich własną wiedzą z zakresu historii filozofii, aby samodzielnie znaleźli odpowiedź na pytanie o to, jaki dużo pόźniejszy filozof podejmie ten wątek i oprze na nim cały swόj system…. Możemy przy tym zastanawiać się, skąd wziął się nasz umysł i kto jest autorem tkwiących w nim kategorii. Pytanie to należałoby zadać nie tylko Eriugenie.

Eriugena twierdził, że nie jesteśmy w stanie orzekać o Bogu. Nie możemy na przykład powiedzieć, że jest bytem samoistnym. (Takie podejście do Boga nazywa się teologią negatywną). Za to wiemy – według niego – z całą pewnością, że Bόg wyłonił z Siebie kosmos. W filozofii Eriugeny nie ma aktu stworzenia. Według niego Bόg nie stwarza tylko wyłania, emanuje, podwaja samego Siebie, rozwija się, a rozwijając się – staje się. Bόg nie jest w stanie nie wyłaniać – emanacja jest procesem koniecznym. Bόg nie jest więc wolny, podlega prawom – nie jest w takim razie Bogiem.
Eriugena nigdy nie wypowiedział tego ostatniego twierdzenia ale jest ono implicite zawarte w jego systemie. Jest to zresztą logiczne. Wewnętrzna logika systemu Eriugeny jest taka, że Bόg jest w pewien sposόb zależny od świata – jest myślany jako Bόg- dla- świata, a świat dla Niego, w Jego łonie. Jest jakby w przestrzeni kosmicznej tym samym, czym podług religii staroegipskiej było ciało ludzkie w wymiarze przestrzenno-czasowym. Świat (kosmos, univesrsum) został wyłoniony z Boga i Bόg immanentnie tkwi w tym, co ze swego łona wyemanował. Bόg jest więc tożsamy z naturą w takim jednak porządku, że to przyroda jest w swym istnieniu zależna od Boga.W tym sensie jest to panteizm.

Świat jest tożsamy ze swą zasadą (z Absolutem) – świat jest więc Bogiem i stąd nie daleko już do stwierdzenia, że świat jest boży lub boski; że jest święty i że jest on ” sanktuarium ducha „, że trzeba powrόcić do złotego wieku, utraconego w chwili, gdy młodszy syn zbuntował się przeciw prawom genosu, przeciw ojcu – kapłanowi – krόlowi, ktόry stał na straży religii domowej, całą swą sakralną władzę krόlewsko-kapłańską przekazując wyłącznie najstarszemu synowi.
Eriugena tego wszystkiego oczywiście nie mόwił. Jeśli pozwalam sobie o tym wspomnieć z przekąsem, to dlatego, że myśliciele tacy jak Plotyn czy Eriugena byli tylko rzecznikami pewnej atmosfery filozoficznej, ktόra wytworzyła się w Aleksandrii w III w. po Chrystusie i ktόra była echem wierzeń staroegipskich. Atmosfera ta trwa do dziś i istnieje teza (Etienne’a Couverta), że całość europejskiej filozofii idealistycznej (zarόwno demoliberalizm jak i pewna opozycja wobec niego) jest zależna od szkoły aleksandryjskiej. Osobiście zgadzam się z tą tezą. Historia filozofii zbyt obfituje w wątki aleksandryjskie, aby teza ta mogła być nadużyciem. Jej przyjęcie pozwala rόwnież zrozumieć stałe odradzanie się tej myśli i jej dzisiejszy renesans. ” Złoty wiek ” miałby polegać na dominacji pogańskiego sacrum.
Jeszcze raz podkreślam, że Eriugena nie snuł nidgy takich marzeń – ale jego doktryna bardzo zręcznie je umożliwia.
W rzeczywistości nigdy nie było ” złotego wieku „.

Eriugena zadawał pytanie o istnienie.Według niego istnieje tylko natura. Natura jest jednak (w zgodzie z tytułem jego dzieła) podzielona. Zajmuje ona cztery pozycje:

a/ natura w pozycji tworzącaj, ale nie utworzona. To Absolut, o ktόrym była mowa wyżej – niepoznawalna Prajednia stojąca ponad kategoriami,
b/ Logos – pierwsze ogniwo koniecznej emanacji. Logos jest u Eriugeny wyemanowany z Absolutu – jest pierwszym emanatem. Logos jest poznawalny – to on właśnie jest teofanią. Logos utworzył trzecią pozycję czyli drugi emanat,
c/ ten drugi emanat to natura wyemanowana ale nie emanująca. Stanowi ona kres emanacji. Według Plotyna jest najmniej doskonała, według klasycznych gnostykόw jest rezultatem καταστροφή – stąd stałe nawolywania do powrotu, do ἀναστροφή. Ale zarόwno upadek jak i powrόt odbywają się w obrębie tej samej natury. Nie ma powodu, żeby nie zastosować tej samej metody do Eriugeny – jego myśl jest tylko przeniesieniem plotynizmu w warunki IX w. To Plotyn 600 lat pόźniej. I on prowadzi więc swego czytelnika ku idei powrotu. Z tego względu właśnie Eriugena zmuszony był wprowadzić jeszcze czwartą pozycję,
d/ natura nie wyemanowana ale i nieemanująca – to znany nam już Absolut jako docelowy punkt  powrotu.To ten sam Absolut co w pierwszej pozycji, tylko, że obecnie pojmowany jako kres, termin. Według Eriugeny świat powrόci do łona Absolutu, tak jak pączek, ktόry ponownie chowa się do łodygi, ktόrej jest odrostem. Ale wszystkie cztery pozycje są stopniami tej samej natury.
To juz nie panteizm – to pannaturalizm. Dodajmy, że jest to pannaturalizm bardzo ciemny. Mikołaj Gogol napisał w „Zapiskach Wariata”, iż pewnego dnia z głębi morza wyskoczyła ryba i wypowiedziała kilka słόw w języku tak nieznanym, że  ”do tej pory uczeni zastanawiają się nad tym, co by te słowa mogły znaczyć.” Podobnie jest z Eriugeną. Historycy filozofii nie są wcale zgodni co do tego, co autor chciał przez to powiedzieć…
W Absolucie tkwią według Eriugeny siły – są to gatunki. To te siły – gatunki są realne. To jakby platońskie idee pojęte po plotyńsku. Rzeczy jednostkowe są wyłącznie przejawami tych sił. Zresztą – ciągnie Eriugena – materia posiada przecież własności. Własności są liczne. Kiedy się materię ” rozłoży na własności ” okazuje się, że własności są niematerialne. Skoro materialna materia złożona jest z niematerialnych własności, wynika z tego jasno – konkluduje Eriugena – że materia jest niematerialna.
Eriugena posunął się bardzo daleko w swych spekulacjach. Doszedł do wniosku, że przyroda (świat) nie istnieje. Świat wprawdzie podpada pod zmysły ale jego istnienie nie wytrzymuje prόby intelektu. Intelekt dochodzi do wniosku, że świata nie ma. Intelekt (rozum) jest tu zresztą bardzo swoiście pojęty. Nie jest władzą duszy ale samodzielną substancją. Nie jest zależny od zmysłów, ktόre zresztą nas mylą.
To echo gnostyckiej teorii o istnieniu duszy świata, w ktόrej preegzystują dusze jednostkowe przed ” wpadnięciem ” w materię.To rόwnież owa preegzystencja tłumaczy doktrynę o ideach wrodzonych i o wrodzonych kategoriach (teza Etienne’a Couverta – autor ten uważa również za spadkobiercόw teorii o istnieniu duszy świata i preegzystencji dusz jednostkowych całą psychoanalizę, głόwnie Junga i modernizm, ktόry w encyklice Pascendi Dominici Gregis potępił Św.Pius X).

Tylko siły – gatunki – idee są realne. Rzeczy jednostkowe partycypują w ideach. Idee tkwią zaś w Absolucie. Tak więc – twierdzi Eriugena – istnieje tylko Absolut. Świat jest jego manifestacją. Wszystko jest Absolutem. Nie ma więc w tym skrajnym monizmie ani zasady tożsamości, ani zasady sprzeczności; nie ma grzechu – Absolut nie może przecież obrażać samego siebie. Nie ma więc odpowiedzialności indywidualnej. Ani kary ani nagrody.
Eriugena był typowym intelektualistą – absurdalne stanowisko jego pseudometafizycznych wywodόw nie przeszkodziło mu zajmować mniej szokujące stanowisko w innych kwestiach, w ktόrych był konsultowany. Tak jak i wspόłczesnych intelektualistόw – to nie prawda interesowała Eriugenę, tylko poklask u możnych, ktόrzy zasięgali jego opinii w wielu kwestiach technicznych. Człowiek ten pisał i doskonale prosperował mimo to, że żył w epoce żarliwego katolicyzmu. Został jednak wreszcie zauważony i potępiony. Po raz pierwszy jeszcze przed rokiem 867, a pόźniej ” De divisione naturae ” zostało potępione przez papieża Leona IX w roku 1050. Papież Honoiriusz III potępił je ponownie w roku 1225 i nakazał spalenie książki.

*
Rozważania o Eriugenie nie mogą ograniczyć się do streszczenia jego poglądόw. Był on tylko jednym z ” rzecznikόw prasowych ” gnostycyzmu – ten zaś trwa do dziś dnia. Modernizm, filozofia i teologia Karola Wojtyły, psychoanaliza, Guénon… to tylko kilka przykładόw. Należy więc zadać sobie trud udzielenia odpowiedzi na pytanie o przyczyny odradzania się w Eurpoie myśli gnostyckiej.

Zauważmy najpierw, że myśl ta poniża człowieka. Człowiek w tej koncepcji nie jest samosistną substancją, jednością psychofizyczną, wolną i odpowiedzialną za swoje czyny. Jest emanacją całości, od ktόrej niczym się rόżni – nie jest ani wolny, ani odpowiedzialny. Nie ma dla niego ani kary ani nagrody wiecznej. Nie ma ani Niebios ani wiecznego piekła. Jest bańką mydlaną w ogromnym kraterze – jak w marksizmie czy w psychoanalizie.
I tu właśnie tkwi przyczyna popularności myśli gnostyckiej. Człowiek skalany grzechem pierworodnym stopniowo, pod wpływem humanizmu, stał się tym, czym jest dziś – małym kogucikiem bijącym się z innymi małymi kogucikami na gnojowisku. Taka filozofia bardzo mu więc odpowiada. Nie dość, że nie musi czynić żadnego wysiłku intelektualnego – wystarczy mu czytać i pisać ( głόwnie na facebooku) o współzależności ducha i materii, to jeszcze krytykując absolutnie wszystko (co jest niezwykle łatwe kiedy młody wiek łączy się ze znajomością świata wyłącznie poprzez książki) z punktu widzenia sakralnych praw genosu i tradycji prymordialnej może do woli zaspokoić swą potrzebę obmowy, swe dążenie do szkodzenia bliźniemu – a ta potrzeba jest jednym z głόwnych motorόw działania człowieka XXI w. Człowiek wspόlczesny jest zwyczajnie głupim draniem bojącym się własnego cienia. Gnoza jest w związku z tym w sam raz na jego rozmiar.

Po drugie, nasza epoka jest igraszką w ręku sił piekielnych. Św.Tomasz z Akwinu pisze w Komentarzu do II Listu Św.Pawła Apostoła do Tesaloniczan.
” (…) przyjdzie czas, gdy bardzo wielu ludzi odejdzie od wiary (…) można też rozumieć to w taki sposόb, że to Imperium Rzymskie oddzieli się od wiary – w owym czasie bowiem (za życia Św.Pawła – AR) cały świat podlegał Imperium Rzymskiemu. (…) Ale jakże może to być prawdą, skoro już od dawna narody oddzieliły się od Cesarstwa Rzymskiego, a przeciez Antechryst (” człowiek grzechu „, ktόry ma przyjść przed powrotem Chrystusa – AR) jeszcze nie przyszedł ? Trzeba powiedzieć, że Cesarstwo Rzymskie nie przestało jeszcze istnieć ale z krόlestwa doczesnego, jakim było, zostało zmienione w krόlestwo duchowe, jak to zauważyl papież Św.Leon w swej homilli o Apostołach. Powiedzmy więc, że oddzielenie się od Imperium Rzymskiego rozumieć należy nie w sensie doczesnym lecz w sensie duchowym, jako apostazję wiary katolickiej w Kościele Rzymskim.”

Komentarz Doktora Anielskiego – aby można było zastosować go do dziejόw filozofii – wymaga kilku uwag.
Filozofia europjesjska rozwijała się w katastrofalnych warunkach. Po najazdach i zniszczeniazch dokonanych przez barbarzyńcόw, ktόrzy zniweczyli całą cywilizację antyczną (nigdy nie będzie się wystarcząjaco nalegać na ogrom tych zniszczeń !), po utracie Wschodu i Afryki Pόłnocnej oraz Pόłwyspu Iberyjskiego, na kikucie zwanym dziś Europą Zachodnią pozostały tylko Italia i Galia. Trzeba było wszystko zaczynać od nowa. Filozofia Zachodu poszła z braku innej możliwości po najmniejszej linii oporu i zaczęła przetwarzać skromniutki materiał jakim dysponowała, korzystając z nielicznych komentarzy. Na szczęście dysponowała rownież Św.Augustynem ! Dopiero odzyskanie klasycznej myśli greckiej za pośrednictwem Arabόw, dyskusja wywołana pojawieniem się myśli arabskiej przyspieszyła rozwόj filozofii średniowiecznej.
Tak jak na Arystotelesa ” pracowały ” wszystkie poprzednie pokolenia filozofόw greckich, tak na realizm Tomasza „pracowały”  wszystkie poprzednie pokolenia filozofόw chrześcijańskiego Zachodu. I Tomasz poszedłby w zapomnienie, gdyby nie to, że ten, ktόry podtrzymuje – – τὸ κατέχον (II Tes, 2 ; 6-7) – uczynił doktrynę realistyczną (Św.Tomasza) swoją. Ten, ktόry podtrzymuje to Kościόl Rzymski.
Arystotelizm upadł w dwadzieścia lat po śmieci Mistrza i ostatnim słowem Grecji był sceptycyzm – nie realizm. Byłoby tak samo z Tomaszem, który już nawet bywał potępiany.Dopiero uznanie Jego nauki za naukę pospolitą przez Kościόl nadało Jego myśli prestiż, jakim cieszy się do dziś. Bez Kościoła Tomasz zostałby szybko zepchnięty do rangi jednego z filozofόw – już w kilkanaście lat po Jego śmierci wystąpił Duns Szkot, ktόry zaproponował doktrynę tak skomplikowaną, że przypomina się Gogolowa ryba.

Dziś, AD 2014, Rzym od 56 już lat nie mόwi ani głosem Kościoła ani głosem poprzednich papieży. Blędy nie są zwalczane. Antechryst (Antychryst) przygotowuje więc swe jawne wystąpienie między innymi poprzez wzbudzanie pozornej (fałszywej) opozycji przeciw sobie samemu. Powrόt gnozy jest więc wynikiem nie tylko silnej tendencji naszego umysłu do przyjmowania istnienia dwóch substancji, ale i wysiłkόw Atychrysta, aby zwieść najzdolniejszych.

Wiemy z Komentarza Św.Tomasza, że za Antychrystem podążą ci, ktόrzy nie mają w sobie cnoty caritas. Co w takim razie robić, w jaki sposόb starać się zatamować rozwόj fałszywych doktryn kryptopogańskich? Nabywając tę cnotę.

Modlitwa jest tutaj jedynym ale i bardzo skutecznym środkiem, ktόry mamy zawsze do naszej dyspozycji. Modlitwa ma rόżne właściwości ale m.in. tę, że jest źrόdłem poznania. Modlący się, spojrzawszy do swego wnętrza, zauważa swą własną nędzę i domyśla się rόwnież nędzy innych ludzi. Widzi jednocześnie, że dzięki modlitwie, dzięki sakramentom i dzięki praktyce cnόt teologalnych jest w stanie wzbogacić się duchowo niekiedy nawet bardzo szybko. I widzi wtedy, że wszystkie te bogactwa są mu dane z zewnątrz, że nie ma w nim żadnej cząstki bożej, że nie jest Bogiem.

Punktem wspόlnym demoliberalizmu i fałszywej przeciw niemu opozycji jest przekonanie o boskości człowieka. Stała modlitwa otaczająca ołtarz i ona jedynie daje nam pewną wiedzę o zewnętrznym wobec nas charakterze Boga, o Jego konieczności, o Jego wolności i o przygodności człowieka.

Dziękuję Panu *** za przypomnienie mi preambuły do Dekalogu.

Antoine Ratnik

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Pannaturalizm. Uwagi na marginesie systemu Jana Szkota Eriugeny”

  1. 1. Człowiek widzi dwie substancje bo jedna stawia mu opόr (np. grunt, drewno, minerał) a inna nie stawia lecz szybko i sprawnie daje się manipulować, przemieszczać; z myślą, z wyobraźnią”. W takim wypadku kolejny zarzut, że ludzie nie chcą podejmować wysiłku intelektualnego nie ma sensu. W rzeczywistości ta druga „substancja” też „stawia opór”, przez co cała argumentacja upada. Gnoza bierze się z zarzucenia reguł logicznych. Próba wypowiedzi „o wszystkim” generuje sprzeczności a ze sprzeczności wynika wszystko. Gnoza jest więc skutkiem resentymentu poznawczego: człowiek nie chce przyznać się do swojej własnej ciemności i ograniczoności tj. że czegoś nie wie. 2. Można mieć wątpliwości czy Grecy wypracowali realistyczne rozumienie substancji. Forma Sokratesa nie pociąga za sobą jego istnienia, bo wtedy wszystko co istnieje byłoby Sokratesem (zawierałoby się w formie Sokratesa). 3. „Czy byt może powstać z niebytu”. „Byt” to jest wieloznaczne wyrażenie, jak słusznie napisał Arystoteles a czym jest niebyt nikt nie wie. Takie pytania nie mają sensu i doprawdy żal bierze na widok osób trawiących życie na takich dylematach. 3. „Jak pogodzić obserwowalny ruch z obserwowalną stałością”. Typowo gnostycki problem. Badając świat. Świat to jakoś godzi. 4. „Czym jest zmiana?”. No właśnie. Jeśli za „byt” uznamy „substancję”, to czy zmiana istnieje, skoro substancja trwa mimo zmian? Kolejny pusty „problem filozoficzny”. 5. Ontologia podmiotu jest bardzo trudna. Człowiek jest poznawczo zwrócony na rzecz, nie na siebie. Siebie poznaje wtórnie, poprzez rzeczy i relacje z innymi. Wszyscy filozofowie zaczynający od podmiotu przepadli z kretesem. Dopóki perfekcyjnie nie poznany rzeczy, nie będzie żadnej dorzecznej ontologii podmiotu. Lepiej się nią nie zajmować. 6. Kościół naucza, że „człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boga”. Św. Augustyn napisał na ten temat wymowny traktat „O Trójcy”, gdzie to podobieństwo rozciąga nawet na ludzką psychikę, czyli robi (kiepską) ontologię podmiotu. Z łatwością można mu postawić zarzut ubóstwienia człowieka. Doktor Łaski tego uniknął, ponieważ Kościół uznał go za Doktora Łaski. To samo Kościół zrobił później z Doktorem Powszechnym. Podkreślam, że jednemu i drugiemu Z ŁATWOŚCIĄ („nie trzeba czynić żadnego wysiłku intelektualnego – wystarczy czytać i pisać”) można stawiać zarzuty. A Pan dalej nic nie rozumie, stawiając swoje zarzuty temu, który podtrzymuje – Kościόłowi Rzymskiemu, że od 56 lat nie podtrzymuje. Dlaczego nie rozumie Pan, że idzie za własnym poznaniem, za GNOZIS, odrzucając sąd Kościoła? Tylko dlatego, że „błędy nie są zwalczane” może Pan to sobie bezkarnie robić. Ale do czasu. Diabeł nieźle Pana skołował.

  2. Jeszcze dopowiedzenie (domysł). Pan Ratnik nie rozumie natury ludzkiego języka. Jemu się wydaje, że język i rzeczy mają wspólną formę (logiczną czy inną). To jest pogląd wyrażony przez Wittgensteina w „Traktacie logiczno-filozoficznym”. Dlaczego tak twierdzę? Twierdzę tak, bo krytyki filozofów autorstwa p. Ratnika zakładają istnienie (tylko?) jednoznacznych wypowiedzi. Każdą wypowiedź można rozumieć tylko w jeden sposób. I p. Ratnik w ten sposób ją rozumie. W ten sposób z każdego można zrobić monistę, dualistę, gnostyka itd. A to dlatego, bo każda wypowiedź jest wieloznaczna. Nawet systemy formalne matematyki nie są jednoznacznie (zupełne). Zawierają zdania nierozstrzygalne lub są sprzeczne (czyli nic nie warte). A co dopiero język potoczny. Język potoczny jest systematycznie wieloznaczny. I tylko dzięki temu możemy się nim porozumiewać. Gdyby bowiem język potoczny miał cechę języka matematyki i był strukturalnie niestabilny, każda zmiana znaku (struktury wypowiedzi), zmieniałaby jej znaczenie. Taki język nie nadawałby się do komunikacji między dwoma RÓŻNYMI podmiotami. Jak komuś się to nie podoba, to znaczy, że nie podoba się mu świat stworzony. Czyli „nie chce służyć” jak mawia p. Ratnik.

  3. „…A Pan dalej nic nie rozumie, stawiając swoje zarzuty temu, który podtrzymuje – Kościόłowi Rzymskiemu, że od 56 lat nie podtrzymuje. …” – czy to nie jest jakaś igraszka słowna? A teraz rzecz z oryginalnego tekstu: „…Według niego Bόg nie stwarza tylko wyłania, emanuje, podwaja samego Siebie …” – czy emanacja jest faktycznie podwajaniem, czyli duplikacją/kopiowaniem/klonowaniem, czy raczej emisja/wysyłaniem, jak w potocznej mowie: „ktoś lub coś emanował ciepłem”. Jeśli emanacja jest „raczej-emisją”, to czy faktycznie zachodzi istotna różnica między emanacja/emisją a stworzeniem? W szczególnosci, czy na podstawie świadectwa zmysłów jesteśmy w stanie rozstrzygnąć, czy moamy do czynienia z „obiektem kreacji” czy „obiektem emisji”? Jeśli widzimy „wyjście systemu”, to nie koniecznie możemy wniknąć w jego wewnetrzne procesy, zwłaszcza, gdy system nie ma wejscia, bo jest „pierwotny wobec wszystkiego”.

  4. „…a przeciez Antechryst (” człowiek grzechu „, ktόry ma przyjść przed powrotem Chrystusa – AR) jeszcze nie przyszedł …” – o tym ZAWSZE warto pamietać i mówić – aby nie przyłaczyć sie do stada baranów, i, pod przewodem wilków w owczych skórach oraz fałszywego Proroka, nie oddać pokłonu Bestii, i nie przyjąć tejże Bestii piekielnego imienia podczas Wielkiego Ucisku.

  5. „Czy to nie jest jakaś igraszka słowna?” A czy było igraszką słowną uznanie ultra-kontrowersyjnego systemu św. Tomasza za głos Kościoła? A jak to się stało? A stało się to dzięki dominikanom, którzy „sekciarsko” (wiadomo: koń trojański w łonie Kościoła) postawili się tradycjonalistom i opanowali struktury decyzyjne Watykanu. Tak to udało się zdławić opozycję tradycyjnych teologów (swoje zrobił też nominalizm). Tak samo obecnie uczynili tzw. „moderniści” tj. wyłamali się z tzw. „tradycyjnego” (tj. raptem od XVII wieku głoszonego) nauczania i opanowali struktury Watykanu. I jak wiadomo są Antychrystem, pozornie skłóconym ze światem. A skąd mam wiedzieć, że p. Ratnik nie jest Antychrystem, pozornie skłóconym ze światem? A co do emanacji… To jest płód spekulacji. Metafora. Jak Bóg stworzył świat? Przez swoje Słowo. A Słowo jest zrodzone czy stworzone? Otóż Słowo jest „zrodzone a nie stworzone, współistotne Ojcu”. Słowo jest zatem emanacją Boga i to emanacją w silnym sensie tego słowo: zachowuje całą naturę Rodzącego a nie tylko jakąś jego cześć (jak w neoplatońskiej emanacji). Mogę tak długo, gdyby to miało jakikolwiek sens. Parę lat temu tłumaczyłem Ratnikowi tomaszową doktrynę stworzenia. Odrzucił ją. Gdyby go przycisnąć jej konsekwencjami w aspekcie ewolucjonizmu, to p. Ratnik zostały nie tylko głosicielem silnej emanacji, ale nawet emanacji plotyńskiej.

  6. „… 4. „Czym jest zmiana?”. No właśnie. Jeśli za „byt” uznamy „substancję”, to czy zmiana istnieje, skoro substancja trwa mimo zmian? Kolejny pusty „problem filozoficzny”….” – niekoniecznie jest to pusty problem. Zmiana/transformacja może mieć „punkty stałe lub niezmienniki, tak, jak maja je chociażby pewne przekształcenia geometryczne. Spory dział teorii reprezentacji grup zajmuje sie rozwiązywaniem takich „pustych problemów”. Tego typu „puste problemy” mają niebagatelne znaczenie praktyczne, np. a analizie obrazu, zwłaszcza zależnego od czasu. Np. : wścród falującej trawy pojawił ię zwiadowca. I na tym polega zmiana, a nie na losowym falowaniu trawy. Co jest zmianą, a co jej brakiem? jak to opisać? Rozwiązywanie takich „pustych problemów” czyni portfel pełnym, :-).

  7. Zmiana jest sposobem, żeby wszystko nie stało się jednocześnie. Panie Dzieju przecież ja nie o tym. W klasycznej filozofii za byt uznaje się nie tylko substancję ale i inne „byty” (byt jest wieloznacznym wyrażeniem!!!) podpadające pod 9 pozostałych kategorii (przypadłości): ilość (quantitas), jakość (qualitas), stosunek (relatio), miejsce (locus), czas (tempus), położenie (situs), posiadanie (habitus), działanie (actio), cierpienie-bierność (passio). Z tego wg dzisiejszych tradycjonalistów z Bractwa PiusaX składa się cała rzeczywistość oprócz Pana Boga. Tradycjonalizm w takiej formie jest wynikiem nieuctwa. Wykorzystuje fakt, że ogół społeczeństwa ogólnie jest głupi, nic nie wie o nauce i filozofii i da się nabrać na cokolwiek. Ja zawsze pytam tomistów: czy liść jest substancją?, czy woda jest substancją?, czy węgiel jest substancją? Oni nic nie potrafią powiedzieć. Ale wiedzą oczywiście z czego składa się cała rzeczywistość, czym jest itd. jak nie uznasz, że byt jest substancją to jesteś Antychrystem, gnostykiem, aleksandryjczykiem! Grzebią tacy w trzewiach świata a nie wiedzą czym jest głupi liść na drzewie! Nie widzi Pan w jaki sposób rodzą się te „wieczyste doktryny”? Ja też mam doktorów np. św. Jana od Krzyża Doktora Mistycznego, dla którego wszystko jest „nada”. I co? Heretyk, schizmatyk, odstępca, neoplatończyk, antychryst? Przyzwoitość nakazuje odpowiadać.

  8. Moim zdaniem, artykuł p. Ratnika nie do końca jest o tym, o czym Pan napisał. 1/ Kwestia „powstrzymywania” lub „nie powstrzymywania”. Nie mam pewności co PT Autor miał na myśli, ale ja odczytałem to tak: 1.1/ Co było desygnatem (?) słowa powstrzymywać w sensie „katechoniczno-eschatologicznym”, tzn. jakie cele temu powstrzymywaniu przyswiecały i jakch srodków ku realizacji tych celów uzywano? 1.1.1/ Jakie były cele faktyczne? 1.1.2/ Jakie były cele deklarowane? 1.1.3/ Które środki słuzyły celom faktycznym? 1.1.4/ Które środki słuzyły celom deklarowanym? 1.2/ Pytanie, czy Kościół nadal „deklaruje że powstrzymuje”? Moim zdaniem, raczej tak, chociaż może niezbyt głośno to czyni. 1.3/ Czy zmieniły się desygnaty słowa „powstrzymuje”? 1.3.1/ Czy zmieniły się środki? Moim zdaniem – tak, a to dlatego, że świat się zmienia. 1.3.2/ Czy zmieniły się cele, deklarowane i faktyczne? Deklarowane: troche tak, widać pewne zamieszanie, np. Paweł VI mówił wręcz o „kulcie człowieka w Kościele”. Naucznie jest mniej jednoznaczne, bardziej bełkotliwe i łatwiej poddajace się opacznym interpretacjom. Co do celów faktycznych: moim (i nie tylko) zdaniem, w Kosciele istnieje i zżera go od srodka, tzw.”sekta posoborowa”, jakiś co najmniej nurt ludzi małej wiary, pogrążonych w doczesności, którym zależy co najwyżej na „pozycji Koscioła kjako globalnej korporacji”, nawet za cenę upokarzającego aliansu z „Duchem tego swiata”. Nie twierdzę, że „sekta posoborowa” jest tożsama z Kosciołem. Jest raczej jak racz, toczący ciągle jeszcze potężne ciało atlety. Wiernym trudno sie połapać, czy słyszy teocentryczne wypowiedzi przedstawicieli ortodoksyjnego Koscioła czy antropocentryczne wypowiedzi przedstawicieli „sekty posoborowej”, zwłaszcza, że często są to te same osoby. To troche tak, jak anegdotyczny sędzia-myśliwy: zazwyczaj poluje zgodnie z prawem łowieckim, czasem poluje z celownikiem noktowizyjnym (czyli: kłusuje), a czasem sądzi kłusowników.

  9. „…Zauważmy najpierw, że myśl ta poniża człowieka. Człowiek w tej koncepcji nie jest samosistną substancją, jednością psychofizyczną, wolną i odpowiedzialną za swoje czyny. Jest emanacją całości, od ktόrej niczym się rόżni – nie jest ani wolny, ani odpowiedzialny. Nie ma dla niego ani kary ani nagrody wiecznej. Nie ma ani Niebios ani wiecznego piekła. Jest bańką mydlaną w ogromnym kraterze – jak w marksizmie czy w psychoanalizie. …” – pełna zgoda. Gnoza to wymarzone „opium dla nowoczesnego ludu”, tzn. stad „wyleknionych bluxnierców” (bodajże J. Tuwim), zamieszkujących w „świecie bezczelnych gnojów” . „…Człowiek wspόlczesny jest zwyczajnie głupim draniem bojącym się własnego cienia. Gnoza jest w związku z tym w sam raz na jego rozmiar. …” – pełna zgoda, patrz poprzedni akapit. Inspiracja „duchem świata bezczelnych gnojów” z łatwościa może być zinterpretowana jako „zaniechanie powstrzymywania”. Przyjmując z kolei tezę o „kontynuacji powstrzymywania”, nietrudno dojść do (chyba bluxnierczej?) tezy: „owocem Krzyża – świat bezczelnych gnojów”.

  10. Tere fere. To są stare zarzuty, że Kościół jest światowy (np. dominikanie zakładali swoje klasztory w środku miast a nie tradycyjnie na uboczu, uprawiali naukę, politykę a nie grządki i ascezę itd.), że miesza się do polityki, że jest wystawny (Savonarola) że ceni sobie poznanie naturalne i naukę (łaska buduje na naturze), że tzw. świat doczesny materialny generalnie ocenia pozytywnie. Protestanci zawsze negowali kompetencje rozumu naturalnego, dowody na istnienie Boga, teologię naturalną, dobroć ludzkiej natury czyli tzw. humanizm. To samo i pan Ratnik teraz powtarza. Jemu się wydaje, że będzie bardziej kochał Boga, jeśli będzie nienawidził człowieka. Kurs na świat Kościół wziął u początku nowożytności w XVII wieku, kiedy toczył spór z kwietyzmem o motyw miłowania Boga (szczegóły: http://it.dominikanie.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=110:2012-03-10-20-13-42&catid=24&Itemid=126&lang=pl ). W XVII wieku a nie na II Soborze Watykańskim. Przecież można było potępić naukę, technikę, postęp, zmiany społeczne itd.

  11. „To są stare zarzuty, że Kościół jest światowy” – nie o to chodzi. „…że tzw. świat doczesny materialny generalnie ocenia pozytywnie. …” – nie o to chodzi: nie o świat, a o „ducha-tego-świata”, ew. o przysłoniecie „tamtego” swiata – „tym” swiatem. „…Jemu się wydaje, że będzie bardziej kochał Boga, jeśli będzie nienawidził człowieka. …” – skąd to stwierdzenie? Skoro kurs ma świat wzieto już w XVII wieku, to po co był SW2 – raczej nie była to „drobna rutynowa korekta kursu”?

  12. A jaki jest duch-tego-świata? Pan Jezus zajmował się zwalczaniem błędów, czy głoszeniem Ewangelii? Trzy pokusy na pustyni: pożądliwość ciała, oczy i pycha żywota pokazuje ducha tego świata. „Wielu powie Mi w owym dniu: Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia i nie wyrzucaliśmy złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego imienia? Wtedy oświadczę im: Nigdy was nie znałem. (Mt 7:21-29) Rzeczywiście decyduje caritas, tylko, że caritas to jest „byłem głodny a daliście mi jeść, bylem spragniony a daliście mi pić” a nie jakieś doskonale zresztą uzasadnione doktryny, że pedałom nie dajemy pić, masonom i żydom jeść itd. W końcu czcimy już tylko tych, którzy nas pozdrawiają tj. samie siebie. Papież Franciszek naucza: A oto kolejne pouczenie na temat tego, w jaki sposób Bóg patrzy na nasze życie. Jak nas będzie sądził? Odpowiedź zawarta w dzisiejszym tekście ma dla nas fundamentalne znaczenie. Chodzi o końcowy bilans wszystkich istnień: Sąd ostateczny. Jak Bóg postąpi wobec tego olbrzymiego ludzkiego kramu? Czy jak komputer będzie w nieskończoność analizował te wszystkie epopeje, dramaty, powieści? Czy będzie przeprowadzał długie procesy, aby rozważyć wszystkie za i przeciw? Jezus mówi o czymś zupełnie innym i być może zaskoczeni będziemy szybkością dokonania podziału, jednoznacznością motywów wyroku i prostotą orzeczenia: „Byłem głodny, dałeś mi jeść, wejdź do radości”. Spójrzmy najpierw na kontekst sceny: jest to ostatnie nauczanie Jezusa i Jego ostatnia próba postawienia nas wobec tego, co najistotniejsze. Ileż razy zwracał uwagę na niebezpieczeństwo bycia człowiekiem niezdecydowanym, w wyobraźni rozkoszującym się pięknymi czynami, których dokona… i których nie dokonuje. Jezus zna naszą skłonność do unikania konkretnych wymagań miłości i uciekania w długie dysputy i piękne ideały: „Wystarczy kochać… Żyć miłością… Jak spotkać Boga w naszych braciach… Jak dostrzec Chrystusa w najuboższych…”. Świetnie, doskonale. Ale przyjdzie dzień, kiedy nadzy, bez okrycia słów, staniemy wobec naszych czynów. Czy uczyniłeś coś, czy nie, kiedy człowiek albo jakaś społeczność potrzebowali twojej pomocy? Oto linia podziału między błogosławionymi i przeklętymi, oto prawdziwy ciężar ludzkiego życia i jego sąd na wieczność. – Ty chwytałeś każdą okazję, żeby pomóc: wejdź do królestwa… A ty uchylałeś się od czynów: odejdź ode Mnie. – Ależ Panie, ja naprawdę chciałem Ciebie spotkać, żyć z Tobą, żyć Tobą. – Co uczyniłeś dla moich braci? – Przysięgam Ci, że gdybym wiedział, że… – Co uczyniłeś? Ilekroć marzymy o tym, żeby spotkać Jezusa, przed naszymi oczyma powinny rozbłysnąć, niczym świetlna reklama, słowa Mateusza 25,40, na których rozgrywa się nasze życie: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Wspaniałość opisu tego Sądu powinna nam uświadomić wartość najmniejszego nawet gestu miłości. Na końcu liczyć się będzie tylko jedno: to, co naprawdę uczyniliśmy, aby przyjść z pomocą ludzkiemu nieszczęściu. Klasyczna lista przedstawiona przez Jezusa stale się wydłuża: „Byłem analfabetą, a nauczyłeś mnie czytać… Byłem niepełnosprawny, a ty jako architekt pomyślałeś o dostępnych dla mnie pomieszczeniach… Byłem uchodźcą, a ty mnie przyjąłeś”. To są jedyne drogi, na których możemy spotkać Chrystusa Króla. Jego Królestwo jest światem ludzi potrzebujących pomocy i ludzi pomoc niosących. Ilekroć pomagamy, wybieramy Jezusa królem.

  13. Proponuje jeszcze dołączyć: „byłem lichwiarzem, a nie chcieliscie sie zadłużyć”, „byłem złodziejem, a nie daliście sie okraść”, „byłem kłamcą, a nie daliście sie oszukać”. Mysle, że [Anty|Ante]-Chryst takie przejawy miło-śmierdzia chetnie dołączy.

  14. „…a nie jakieś doskonale zresztą uzasadnione doktryny, że pedałom nie dajemy pić, masonom i żydom jeść itd …” – cudowna manipulacja. Swoją drogą, ciekawe dlaczego masoneria i proatlantycko zorientowana wierchuszka KGB, z której wywodził sie Nikita Chruszczow, pod niebiosy nieomal wychwalali wiekopomne osiągnięcia i chwały SW2? Ktos kiedys powiedział, że gdy nieprzyjaciele nas wychwalają, to należy sie sobie dobrze przyjrzeć …

  15. Gdy manipulator oskarża o manipulacje to przychodzi na myśl „belka w oku”. W którym miejscu IISW zmienił moralność ewangeliczną, przyjmując moralność tego świata? Tylko proszę o teksty SW II a nie wypowiedzi Chruszczowa, komentarze, wnioski i inne dyrdymały. Wszystko można sobie zinterpretować (od 100 lat mamy porządną filozofię języka, wiemy jak to działa). Sam otrzymałem list od czcigodnych popleczników Bractwa Piusa X informujący mnie na kilku stronach, że Jan Paweł drugi to szkodnik, nieuk, idiota, rozpustnik, głupiec, kanalia itd. Doprawdy takiej sterty pomyj dawno nie widziałem. Wszystko można sobie zinterpretować. Dowolne interpretacje (może i słuszne – nie wiem) plus kilka prywatnych objawień – ot na czym nauka ta jest oparta. Co do mnie, to uważam, że Pan ducha ewangelicznego nie przyjmuje a nawet go nie zna. Pana duch jest ten: „dziękuję Ci Panie, że nie jestem taki, jak ten tu celnik”. Tymczasem Pan Jezus na pytanie, kto jest moim bliźnim, podaje przykład z Samarytaninem, z którymi Żydzi brzydzili się i nie utrzymywali żadnych kontaktów. I nie znaczy to, że mam pochwalać pedałów czy lichwiarzy. Nie – mam zostawić sąd Bogu. „A sąd polega na tym, że Słowo przyszło na świat a świat go nie przyjął”. Pedały i lichwiarze też go nie przyjęli. Ale Pan tego nie zrozumie, bo Pan myśli światowo a nie ewangeliczne. Trudno zresztą mieć pretensję. Jednemu jest dane a innemu nie.

  16. Skoro SW2 nie był doktrynalny, a pastoralny, to, oczywiście, doktryny nie tykał, a tylko relacje Kościół -świat. W skrócie można to przedstawić tak: przed SW2 Kościół twierdził, że struktury społeczne trzeba/warto tak ustawić, aby ludziom ułatwiać a co najmniej nie utrudniać praktykowania cnót. Chodziło o tak pogardzaną/zwalczaną przez żydo-pedało-masonerię oraz przez lewactwo i moderną, „naukę społeczną Kościoła” lub wręcz o dązęnie do „społecznego panowania Chrystusa”. Po SW2 przestało to miec znaczenie. To dlatego żydo-pedało-masoneria tak chwaliła SW2, bo Kościół przestał działac jako „układ immunologiczny”, rozpoznajacy i nazywający różne infekcje, robactwo mogło zacząć bezkarne zbójowanie. To troche tak, jak z nauką: chcesz studiowac, to lepiej w zaciszu biblioteki i w pokoju w przyzwoitym akademiku, niz w kanciapie wynajetej w burdelu.

  17. Skąd Pan bierze te tezy? SWII jest właśnie wynikiem społecznego nauczania kościoła, które miało urządzić świat, jak Pan zauważył. To się zaczyna gdzieś od Leona XIII, bo wcześniej żadnego „nauczania społecznego” po prostu nie było. Była teologia moralna i kwita. Nauczanie społeczne pojawia się wraz ze wzrostem świadomości społecznej, edukacji, upowszechnieniem czytelnictwa, rozwojem prasy, samostanowieniem jednostki itd. Już nie tylko uniwersytety i rodziny panujące kształtują rzeczywistość ale nawet głupi kapitalista otwierający fabrykę. Sieć relacji społecznych komplikuje się i przestają działać mechanizmy kontroli wypracowane w średniowieczu. Tego tradycjonaliści niestety nie są wstanie pojąć.

  18. Jeszcze ad rem pannaturalizmu. Filozofowie wraz Janem Szkotem Eriugeną opowiadali na ten temat fantazje. Czym jest słowo „nadprzyrodzony”? Metaforą o wyraźnie przestrzennym charakterze (kora ruchowa generuje tu odpowiednie mapy). Żeby określić co jest nadprzyrodzone, musimy najpierw znać zakres przyrodzonego. A tego nie znamy na co mam dobry przykład. Teologia potrydencka, dla zagwarantowania (sic!) odrębności łaski i ogólnie nadprzyrodzoności wykoncypowała sobie pojęcie tzw. natury czystej tj. fikcyjnej natury rozpatrywanej bez odniesienia do Boga. Chodziło o to, czy pragnienie Boga jest „naturalne” czy „wlane”? Czy „naturalne szczęście” obejmuje oglądanie Boga, czy nie obejmuje? Podstawy tego dylematu są w „Sumie teologii”. Odpowiedź, że „nie obejmuje” (limbus dzieci nieochrzczonych) została zakwestionowana przez de Lubaca i generalnie IISW. I to jest to owo zbliżenie do świata, czyli „utrata nadprzyrodzoności”. Jednocześnie jednak ci sami ludzie (teolodzy), którzy upierają się przy fantomie „natury czystej” twierdzą, że nie da się na drodze naturalnej (np. przez nauki przyrodnicze) wyjaśnić takich faktów jak życie, umysł, świadomość a nawet fakt występowania gatunków biologicznych. Wszystkie te fakty mają być skutkami bezpośredniej, nadprzyrodzonej interwencji Boga. W takim ujęciu człowiek jako taki (posiadacz życia, umysłu, świadomości i gatunkowej natury) jest już nadprzyrodzony przez sam fakt istnienia i samo pojęcie „natury” jako czegoś różnego od „nadprzyrodzoności” traci sens. Używane jest tylko ze względu na jego metaforyczność. Wszak mówi się w teologii nawet o naturze Boga np. Osoby Trójcy Św. mają jedną naturę. Drugi przykład to tzw. dowody na istnienie Boga. Zakładając, że człowiek może „naturalnym rozumem”, czyli bez pomocy łaski poznać istnienie Boga znowuż zaprzeczmy potrydenckiej teorii „natury czystej”. Już bowiem nie tylko samo pragnienie poznania ale i jakaś forma jego realizacji (poznanie istnienia Boga!) leży w możliwościach naturalnego intelektu. Akwinata problem jeszcze zaostrzył swoim uzależnieniem umysłu od zmysłów (nie ma nic w umyśle, czego by nie było w zmyśle): nie jakaś tam natura ale empiryczne fakty, scientia natura. Jak mówił o. Bocheński OP: widziałem kota, psa, ale przyrody nigdy nie widziałem. Żadne akty nie zmienią sposobu funkcjonowania języka. Nie da się zrobić jednoznaczności z metafory.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *