Piętka: Bohater „Gazety Wyborczej” z Waffen-SS

 

Prof. Adam Wielomski trafnie zauważył, że nie można pochwalać antykomunistycznej działalności kolaborantów III Rzeszy, jeśli jest się Polakiem. Sympatia dla hitlerowskich kolaborantów stanowi ślepą uliczkę, ponieważ niektórzy z antykomunistycznych sojuszników Hitlera – jak litewscy szaulisi i nacjonaliści ukraińscy – dopuścili się podczas wojny zbrodni na Polakach, a „Państwo Polskie było w koalicji antyhitlerowskiej, słusznie upatrując w Hitlerze – a nie w Stalinie – największego wroga polskości, którego celem była eksterminacja naszego narodu. Sympatyzowanie teraz czy to z samą III Rzeszą czy to z jej pomniejszymi konserwatywnymi i nacjonalistycznymi sojusznikami jest formą mentalnej zdrady Polski”[1].

Swoje uwagi prof. Wielomski adresował do polskiej prawicy – tych jej środowisk, które z fundamentalistycznego antykomunizmu uczyniły niemal swoją religię i wyznacznik własnej tożsamości. Tak zdefiniowana tożsamość pchnęła te środowiska do fascynacji kolaboracją z III Rzeszą (Zychowicz) oraz rozgrzeszania przy pomocy antykomunizmu wszelkich działań, nawet zbrodniczych.

Postawa taka nie jest jednak charakterystyczna tylko dla części polskiej prawicy. Od momentu puczu na Majdanie i wybuchu konfliktu rosyjsko-ukraińskiego w ten sposób swoją tożsamość definiuje coraz częściej środowisko „Gazety Wyborczej”, które ma korzenie lewicowe i od prawicy zawsze się dystansowało. Dotychczas w swojej publicystyce historycznej „Wyborcza” relatywizowała i rozgrzeszała działalność UPA, ale ostatnio poszła dalej. Niemal równocześnie z publikacją tekstu prof. Wielomskiego, w weekendowym magazynie internetowym „Gazety Wyborczej” ukazał się artykuł Michała Gostkiewicza pt. „Żołnierz idealny. Walczył w trzech armiach. A w każdej po to, by bić się z rosyjskimi komunistami”[2]. Autor artykułu przedstawił się jako dziennikarz magazynu Weekend.Gazeta.pl, a wcześniej tygodnika „Newsweek” i działu zagranicznego „Dziennika”. „Robi wywiady, pisze o polityce zagranicznej i fotografii” – czytamy w informacji pod artykułem.

Już sam tytuł jest wymowny, dzięki użyciu dwóch określeń: „żołnierz idealny” i „rosyjscy komuniści”. Mamy tu z góry założone rozgrzeszenie i sakralizację bohatera artykułu, który był „żołnierzem idealnym”, bo walczył w trzech armiach (jeszcze nie wiemy jakich) z „rosyjskimi komunistami”. Sugeruje to, że żołnierzem idealnym można zostać jedynie walcząc z rosyjskimi komunistami. Nie z sowieckimi, ale rosyjskimi. W podtekście nie chodzi tu o Związek Sowiecki, ale o Rosję właśnie. Żołnierz idealny zatem, to taki, który walczy z Rosją. Wszyscy inni są przypuszczalnie jacyś tacy mniej idealni, albo po prostu idealni nie są.

Któż był tym żołnierzem, stawianym przez pana Gostkiewicza za wzór idealizmu? To hitlerowski kolaborant z Finlandii Lauri Allan Törni. „Amerykanie mają na takich ludzi określenie „badass”. Po polsku powiedzielibyśmy „twardziel”. Bo Lauri Törni był żołnierzem, o którym marzy każdy generał. Wściekle odważny na polu bitwy, lubiany przez kolegów, z naturalnymi zdolnościami przywódczymi. Ale był przede wszystkim mistrzem tajnych operacji, działań na terenie wroga. Idealnym operatorem sił specjalnych, zanim stały się modne. W trzech armiach” – maluje obraz swojego idealnego bohatera Gostkiewicz.

W jakich armiach służył? Początkowo w fińskiej – podczas wojny zimowej (1939-1940), a potem tzw. wojny kontynuowanej (1941-1944). W 1944 roku jednak Finlandia zerwała sojusz z Hitlerem i zawarła zawieszenie broni, a potem pokój z ZSRR. Sojuszu z Hitlerem nie zerwał jednak Lauri Törni. Dlaczego? Bo chciał dalej walczyć z sowiecką Rosją. Ten szczytny zamiar całkowicie rozgrzesza w oczach Gostkiewicza fakt ochotniczego wstąpienia Törniego do Waffen-SS. Szkolenie w Waffen-SS Törni przeszedł jeszcze przed wybuchem wojny kontynuowanej, kiedy formalnie służył w armii fińskiej. W 1944 roku nie był zapewne jedynym Finem, który wstąpił ochotniczo do Waffen-SS.

Gostkiewicz nie wyraża najmniejszej dezaprobaty dla takiego wyboru. Udaje, że nie wie, iż w czasie procesu norymberskiego cała SS została uznana za formację zbrodniczą i z tego powodu tylko sama przynależność do SS była po wojnie zagrożona karą więzienia w wielu krajach Europy. Nie wydaje mu się też prawdopodobne, że Törni wstąpił do Waffen-SS przede wszystkim dlatego, że po prostu był fińskim faszystą. O tym, że mógł być faszystą świadczy także to, że oprócz akcesu do Waffen-SS współpracował także z – jak się wyraził autor artykułu – „bezpieką” Niemców, czyli prawdopodobnie Służbą Bezpieczeństwa (SD). Dla Gostkiewicza walka z komunizmem i Rosją była jednak tak szczytnym celem, że nie ma co się czepiać Waffen-SS i niemieckiej „bezpieki”. Twierdzi on, że Törni nie dał się „uwieść ideologii nazistów” i miał z nimi współpracować „niechętnie”. Ale na jakiej podstawie to twierdzi? Niemcy nie potrzebowali takich, którzy z nimi współpracowali niechętnie, więc jest to po prostu nieudolne usprawiedliwianie „idealnego żołnierza” z Finlandii.

Skoro wybór Törniego nie zasługuje na potępienie, bo Waffen-SS walczyła z komunizmem i Rosją, to „Gazeta Wyborcza” weszła na niebezpieczną ścieżkę. Z komunizmem i Rosją walczyła bowiem także SS-Totenkopfverbände, która w samym KL Auschwitz wykończyła w ramach tej walki około 15 tys. jeńców radzieckich. Przy okazji wykończyła też tam około miliona Żydów i kilkadziesiąt tysięcy Polaków. „Gazeta Wyborcza” była dotąd pionierem w tropieniu domniemanych neonazistów i chwalców nazizmu, jawnych i ukrytych. A teraz sama, jeśli nie wchodzi otwarcie na tę ścieżkę, to przynajmniej obok niej lawiruje. Wygląda na to, że środowisko „Wyborczej” przyznało sobie – obok pełnionej od dawna funkcji mentorskiej – także prawo pisania tego, co innym zajadle wytyka. Bo ja tekst Gostkiewicza tak właśnie odebrałem – nazizm nie był zły, jeśli walczył z komunizmem i Rosją, a współpraca z nim w tej walce też nie była zła.

Po wojnie Lauri Törni ucieka z brytyjskiego obozu jenieckiego i wraca do Finlandii i – o zgrozo – zostaje wpakowany do więzienia za służbę w Waffen-SS. Wychodzi po trzech latach i w związku z tym, że w Finlandii nie może już walczyć z komunizmem wyjeżdża w tym celu do USA. Tamtejsi specjaliści od walki z komunizmem – podobnie jak autor artykułu – fińskiego esesmana się nie brzydzą. „Były szef wywiadu USA, William H. Donovan, doskonale zdaje sobie sprawę, jakiej klasy wojskowy specjalista marnuje się w cywilu” – egzaltuje się Gostkiewicz. Trwa przecież tzw. zimna wojna, więc „ikona fińskiej armii” i hitlerowski kolaborant dostaje obywatelstwo USA i jako Larry Thorne zostaje przyjęty do armii USA, by „być na pierwszym froncie zmagań z sowiecką Rosją”. Chyba jednak w Wietnamie, panie Gostkiewicz, nie walczył on z „sowiecką Rosją”, ale z partyzantką i ludnością cywilną. Gostkiewicz być może nie wie, że jego bohater, który „uczestniczy w misjach patrolowych”, podczas tych „misji” atakuje z helikoptera przy pomocy pocisków i napalmu także cywili. Powszechnie dostępne są zdjęcia, które pokazują skutki takich ataków amerykańskich na ludność cywilną w Wietnamie.

Törni vel Thorne ginie w Wietnamie w listopadzie 1965 roku. „W filmie „Zielone Berety” rolę Svena Korniego, postaci inspirowanej życiem Thorne’a, gra sam John Wayne. Larry Thorne zostaje bohaterem kolejnych książek i innych publikacji. Dopiero w 1999 r. udaje się znaleźć szczątki żołnierza, który walczył w trzech armiach i który zdążył już za życia stać się legendą” – kończy Gostkiewicz z egzaltacją swój artykuł, który jest historycznie bezwartościowy, publicystycznie miałki, a moralnie co najmniej kontrowersyjny.

Te kolejne książki, które w USA wydawano na temat pana Törni vel Thorne, to pewnie były tzw. paperback books (powieści kieszonkowe), czyli literatura trzeciej kategorii. Taka właśnie literatura oraz drugorzędny film akcji zainspirowały mistrza publicystyki „Dziennika”, „Newsweeka” i „Gazety Wyborczej”.

Nasuwa się pytanie po co „Gazeta Wyborcza” opublikowała taki tekst. Domyślam się, że w ramach prania mózgów, które jest częścią globalnych przygotowań amerykańskich do ewentualnej wojny z Rosją i Chinami. Można to wyczytać między wierszami z następującego zdania Gostkiewicza: „Wiecie, co Polacy mają wspólnego z Finami? Ponad 100 lat w niewoli u Rosjan”. Wróg został zatem pokazany bez niedomówień. Nieustanne jątrzenie na odcinku rosyjskim osiągnęło w Polsce taki poziom, że „żołnierze wyklęci” i nacjonaliści ukraińscy już nie wystarczają jako wzorzec idealnego antykomunisty walczącego z Rosją. Tym wzorcem ma być teraz hitlerowski kolaborant i amerykański najemnik z Finlandii. Nawet lepiej pasuje do tego wzorca.

Bohdan Piętka

fot. weekend.gazeta.pl

[1] A. Wielomski, „O prawicowej fascynacji ustaszami, szaulisami, banderowcami i tym podobnymi, czyli o antykomunistycznym prohitlerzmie”, www.konserwtyzm.pl, 9.09.2016.

[2] M. Gostkiewicz, „Żołnierz idealny. Walczył w trzech armiach. A w każdej po to, by bić się z rosyjskimi komunistami”, www.weekend.gazeta.pl, 12.09.2016.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

3 thoughts on “Piętka: Bohater „Gazety Wyborczej” z Waffen-SS”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *