Piętka: Na kolanach przed Ukrainą (czyli jak Polska wstała z kolan)

 

Na początku swojego urzędowania w Ministerstwie Spraw Zagranicznych minister Waszczykowski ogłosił, że polityka polska wstała z kolan. Niestety ostatnie wydarzenia wskazują na to, że jest wręcz przeciwnie. Polityka polska znalazła się na kolanach. Nie przed Rosją, nie przed Niemcami, ale przed Ukrainą.

8 września Wierchowna Rada przegłosowała rezolucję krytykującą lipcowe uchwały Sejmu i Senatu w sprawie historycznej oceny ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego. Oprócz krytyki stanowiska polskiego parlamentu, strona ukraińska wystąpiła w tej rezolucji z żądaniem, by „nie upolityczniać tragicznych kart ukraińsko-polskiej historii i skoncentrować się na konstruktywnej budowie wzajemnych relacji”[1]. Do żądania tego niemal natychmiast zastosował się minister spraw zagranicznych RP, chociaż wydawałoby się, że reakcja władz polskich powinna być diametralnie inna.

W dniach 13-14 września minister Waszczykowski złożył wizytę w Kijowie. Miała ona miejsce w dość szczególnym czasie – kiedy Zachód zaczyna się dystansować od pomajdanowej Ukrainy, rozumiejąc w jakie bagno wdepnął. Polityka amerykańska, niemiecka i francuska zmierza już tylko do jednego celu – by z twarzą i przy jak najmniejszych stratach własnych wycofać się z Ukrainy. W Waszyngtonie, Berlinie i Paryżu doskonale rozumieją, że trzeba będzie znaleźć jakiś kompromis z Rosją w sprawie Ukrainy. Coraz częściej – zwłaszcza z Niemiec i Francji – padają żądania zniesienia sankcji wobec Rosji. Od współpracy z Ukrainą dystansują się także Węgry, Czechy i Słowacja – partnerzy Polski z Grupy Wyszehradzkiej.

W tym czasie polski minister spraw zagranicznych wyraża w Kijowie zdecydowane poparcie dla tamtejszego reżimu w jego konflikcie z republikami ludowymi w Donbasie i Rosją, a także poparcie dla utrzymania sankcji wobec Rosji, przyjęcia Ukrainy do NATO, a nawet włączenia jej na specjalnych prawach do Grupy Wyszehradzkiej, liberalizacji ruchu wizowego pomiędzy Ukrainą i UE oraz pełne wsparcie „dla reform przeprowadzanych na Ukrainie”, przez co należy rozumieć dalsze dostawy uzbrojenia i pieniędzy z Polski.

Najogólniej rzecz ujmując – Polska będzie wspierać na wszelkie sposoby władze w Kijowie i trwać przy nich, nie żądając niczego w zamian. Nie tylko nie żądając niczego, ale dostosowując się do żądań Kijowa w sprawie akceptacji jego polityki historycznej, polegającej na budowaniu tożsamości państwowo-narodowej na kulcie zbrodniarzy z OUN-UPA.

Jeszcze przed swoją wizytą w Kijowie szef polskiego MSZ stwierdził, że są narody, które „wyrządziły nam większą krzywdę” niż Ukraińcy. Nie ulega dla mnie wątpliwości, iż miał na myśli Rosjan i Rosję, bo raczej nie Niemcy, których sojusznikami byli zresztą nacjonaliści ukraińscy. Dalej stwierdził, że „przez lata mieliśmy przykłady przyznania się do win przez inne narody, przez polityków, którzy popełnili zbrodnie w czasie drugiej wojny światowej; myślę, że tutaj również dojdziemy do prawdy, do przyznania się właściwych sprawców[2]. O jakich to „właściwych sprawców” panu ministrowi chodzi? Domyślam się, że nie o tych, których z nazwy wymienił Sejm w uchwale z 22 lipca. Pan minister – nie można wykluczyć, że pod wpływem kolegi ministra Macierewicza – najprawdopodobniej proponuje narrację tego typu, że ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego dokonało NKWD przebrane za UPA albo, że nacjonaliści ukraińscy byli nieświadomie sterowani przez NKWD.

Podczas rozmowy z prezydentem Poroszenką minister Waszczykowski – odnosząc się do uchwały Sejmu z 22 lipca – stwierdził, że należy „przenieść tę sprawę na dialog historyków i zdjąć z agendy politycznej. Dla nas przyjęcie tej rezolucji przez parlament oznacza w tej chwili zdjęcie jej z agendy politycznej i przeniesienie jej na dialog historyków”. Tłumacząc to na normalny język, Waszczykowski powiedział, że uchwała Sejmu była przyjęta na użytek wewnętrzny celem pacyfikacji środowisk kresowych, natomiast w stosunkach dwustronnych rząd PiS nie będzie podnosił kwestii historycznych – ani w kontekście ukraińskiej polityki historycznej, ani w kontekście upamiętnienia ofiar banderowskiego ludobójstwa na ziemiach należących obecnie do Ukrainy[3].

Znamienna jest również reakcja Waszczykowskiego na wypowiedź szefa ukraińskiego MSZ Pawło Klimkia, który powtórzył starą banderowską melodię, że „w kwestii rzezi wołyńskiej odpowiedzialność spoczywa zarówno na Ukraińcach, jak i Polakach”. Polski minister zauważył w związku z tym, że „jednym zatarła się pamięć, inni nie pamiętają, bo nie chcą o tych wydarzeniach pamiętać”, a winę za brak wiedzy na Ukrainie „o tych wydarzeniach” ponosi bynajmniej nie współczesna polityka historyczna Kijowa, ale niemożliwość prowadzenia przez lata w Polsce i na Ukrainie „suwerennej polityki historycznej”[4]. A więc ponownie wszystkiemu jest winna Rosja (sowiecka).

Podczas wizyty na Ukrainie minister Waszczykowski odwiedził jedynie Polski Cmentarz Wojenny w Kijowie-Bykowni, gdzie leżą ofiary NKWD (czyli ofiary tych, którzy wyrządzili „większą krzywdę”), natomiast – podobnie jak niedawno prezydent Duda – nie znalazł okazji do oddania hołdu polskim ofiarom OUN-UPA.

Wizyta szefa polskiego MSZ w Kijowie, tak jak i poprzedzająca ją wizyta prezydenta Dudy, tak naprawdę potwierdziła tylko izolację Polski w Europie. Rząd PiS ma zamknięte drzwi zarówno w Moskwie, Berlinie, jak i Brukseli. Jedyny jego pomysł na politykę zagraniczną – nie mam wątpliwości, że podsuwany przez neokonserwatywne koła z Waszyngtonu – to nieustanne wieszanie się ukraińskiej klamki. Bez dostawania niczego w zamian. Ba, z przyjmowaniem coraz bardziej pokornej postawy wobec słabszego teoretycznie partnera.

Uzupełnieniem wizyty ministra Waszczykowskiego w Kijowie była odbyta w tym samym czasie wizyta red. Sakiewicza we Lwowie. Promował on tam swoją książkę „Testament I Rzeczypospolitej. Kulisy śmierci Lecha Kaczyńskiego”, która została przetłumaczona na język ukraiński. W książce tej szef „Strefy Wolnego Słowa” sugeruje, że Lech Kaczyński został zamordowany przez Rosjan w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 roku, ponieważ chciał realizować koncepcję geopolityczną Międzymorza (Trójmorza). Podczas spotkania na Uniwersytecie Iwana Franki (dawniej Jana Kazimierza) Sakiewicz wygłosił wykład na temat geopolityki. Potem odpowiadał na pytania.

Na pytanie o kwestię rozliczenia ludobójstwa na Wołyniu stwierdził: „Musimy ze sobą rozmawiać w prawdzie, ale pamiętajmy, że diabeł ma piekło w Moskwie. To tam jest centrum skłócania naszych krajów. Dlatego, by załatwić i tę sprawę, musimy stawiać na niepodległość Ukrainy. Tylko z taką jesteśmy w stanie rozmawiać po partnersku”. Niestety nie widać jak na razie rezultatów tych partnerskich rozmów na temat trudnej historii, jest natomiast nieustanne ustępowanie na tym polu przed fobiami strony ukraińskiej. Sakiewicz tłumaczy to w sposób typowy dla jego środowiska: „diabeł ma piekło w Moskwie” i to ten diabeł jest odpowiedzialny za to, że Ukraina nie może rozliczyć sprawy ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego. Czyli kim ten moskiewski diabeł kieruje? Poroszenką i banderowcami, czy polskimi posłami, którzy 22 lipca przyjęli uchwałę wołyńską? Może by szef „Strefy Wolnego Słowa” szerzej to wyjaśnił.

Natomiast na pytanie o Międzymorze (Trójmorze) Sakiewicz odpowiedział: „ABC to szerszy projekt. Ale to projekt, który może mieć dla Ukrainy niesamowite znaczenie. Najważniejsze, by położyć ogromny ciężar na Unię Europejską. Ciężar, który zmusi Unię do przyjęcia takich krajów jak Ukraina, Gruzja czy Mołdawia w polityczny i gospodarczy obszar UE. Mówiąc wprost, jeśli mamy wyrwać te kraje z rosyjskiej strefy wpływów, to wszelkie środki w tym celu są słuszne”[5].

W jaki sposób Sakiewicz wyobraża sobie realizację takiego planu przez rząd PiS, który z Unią Europejską jest skonfliktowany i na arenie UE izolowany (właśnie Parlament Europejski przyjął drugą rezolucję krytykującą politykę wewnętrzną PiS) naprawdę trudno dociec. Smaczku tego typu rozumowaniu dodaje również to, że spora część elektoratu PiS jest do UE nastawiona niechętnie i po prostu najlepiej by z niej wystąpiła, a tu Sakiewicz chce przyjmować do UE Ukrainę, Gruzję i Mołdawię. No i „wszystkie środki w tym celu są słuszne”. Jeśli tak, to tym lepiej rozumiemy wizytę ministra Waszczykowskiego w Kijowie i sens wypowiedzianych tam słów.

Wykładnia geopolityki obozu rządzącego w Polsce, jaką zaprezentował we Lwowie red. Sakiewicz, pozwala lepiej zrozumieć dlaczego Warszawa jest izolowana w Europie.

Lipcowe uchwały Senatu i Sejmu były rzeczywiście posunięciem na użytek wewnętrzny, czystą socjotechniką władzy. Nie była to w żadnym razie jakakolwiek zapowiedź rewizji błędnej i szkodliwej polityki wobec Ukrainy. Po wizytach prezydenta Dudy i ministra Waszczykowskiego w Kijowie polityka Warszawy powróciła w stare koleiny. Pozostaje otwarte pytanie czy stało się tak po naciskach z Waszyngtonu, dla którego warszawscy politycy są od dwóch dekad podwykonawcami jego brudnej polityki na obszarze poradzieckim i jako podwykonawcy tej polityki mówią i robią to, czego dyplomacja amerykańska mówić i robić nie może bez ryzyka znacznego pogorszenia stosunków z Rosją. Czy też mamy tu tylko do czynienia jedynie z całkowitym oderwaniem się od rzeczywistości Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższego otoczenia. Czy też z jednym i drugim.

Należy zwrócić uwagę, że Waszczykowski, Macierewicz i Sakiewicz reprezentują w PiS najbardziej skrajne, stojące na gruncie prometeizmu, rusofobiczne i proukraińskie skrzydło, które specjalnie nie ukrywa swoich związków z najbardziej radykalnymi, tj. neokonserwatywnymi kołami politycznymi w USA. To skrzydło uzyskało głos dominujący w polityce wewnętrznej i zagranicznej, zagłuszając chwilowy przebłysk rozsądku, jakim były lipcowe rezolucje Senatu i Sejmu. Trzeba też przypomnieć, że podczas głosowania uchwały wołyńskiej w Sejmie od udziału w głosowaniu uchylili się właśnie Waszczykowski i Macierewicz.

Do koncepcji polskiej polityki wschodniej, którą w Kijowie i Lwowie nakreślili minister Waszczykowski i red. Sakiewicz, należy jeszcze dodać zapowiedziane na Forum Ekonomicznym w Krynicy przez wicepremiera Morawieckiego sprowadzenie do Polski „kilkuset tysięcy” (docelowo „miliona-dwóch”) pracowników z Ukrainy (sam minister Waszczykowski wyraził dumę z faktu, że w Polsce studiuje już 30 tys. Ukraińców)[6]. Jest to posunięcie szkodliwe głównie z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że tania siła robocza z Ukrainy będzie petryfikować i chronić największą patologię neoliberalnej ekonomii w Polsce, czyli niskie płace. Stanowi to zatem działanie wyłącznie w interesie prywatnych pracodawców i zagranicznych korporacji. Po drugie, sprowadzenie tak dużej liczby Ukraińców jest posunięciem skrajnie niebezpiecznym w sytuacji odrodzenia banderowskiego na Ukrainie. Milion lub dwa miliony Ukraińców sprowadzonych na stałe do Polski oznacza stworzenie liczącej się mniejszości ukraińskiej, co – w sytuacji, gdy epigoni nacjonalizmu ukraińskiego otwarcie zgłaszają roszczenia do obecnych polskich ziem południowo-wschodnich – może skutkować powstaniem tam polskiego Kosowa. Doświadczenia z mniejszością ukraińską w II RP dają tutaj wiele do myślenia.

Poza tym jest sprawą ciekawą, że po 1989 roku nie potrafiono zapewnić pracy Polakom – przez ponad dwie dekady bezrobocie w Polsce sięgało kilkanaście procent (okresowo 20 proc.), co spowodowało największą od XIX wieku emigrację zarobkową z Polski – a tu nagle znalazły się miejsca pracy dla co najmniej „kilkuset tysięcy” Ukraińców.

Nie rozpętuję histerii antyukraińskiej i nikogo nie straszę. Chcę tylko zwrócić uwagę, że proukraińska polityka Warszawy – sterowana przez interesy USA i odwołująca się do archaicznych dzisiaj koncepcji prometeizmu – może spowodować niezwykle groźne problemy.

Bohdan Piętka

[1] „Parlament Ukrainy potępił polską uchwałę w sprawie rzezi wołyńskiej”, www.wyborcza.pl, 8.09.2016.

[2] „Waszczykowski o pojednaniu z Ukraińcami: wiele narodów wyrządziło nam większą krzywdę”, www.kresy.pl, 13.09.2016.

[3] A. Wiejak, „Minister Waszczykowski obiecał Petrowi Poroszence, że władze Polski więcej nie będą się zajmowały Rzezią Wołyńską”, www.prawy.pl, 14.09.2016; „Waszczykowski kapituluje przed ukraińskim spojrzeniem na rozwiązanie kwestii Wołynia”, www.kresy.pl, 14.09.2016; „Kijów: rozmowy szefów MSZ Polski, Niemiec i Francji ws. Ukrainy, Donbasu i wzajemnej współpracy”, www.kresy.pl, 15.09.2016.

[4] „Szef MSZ Ukrainy o Wołyniu: odpowiedzialność spoczywa na obu stronach”, www.kresy.pl, 13.09.2016.

[5] „Moskwa to centrum skłócania naszych krajów”. Tomasz Sakiewicz i jego „Testament I RP” we Lwowie, www.niezalezna.pl, 14.09.2016.

[6] „Wicepremier Morawiecki chce ściągnąć do Polski kilkaset tys. pracowników z Ukrainy”, www.kresy.pl, 8.09.2016.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *