PiS-owska kontrrewolucja

 Każdy kto ma minimum wiedzy na historii wie doskonale, że rewolucji nie można zaplanować, że przychodzi ona – zgodnie z analizami Alexis de Tocquevillą – sama niespodziewanie nawet dla tych, którzy ja później realizują. Tak było w 1980 roku, nikt nie spodziewał się strajków sierpniowych, nikt nie przypuszczał, że polscy robotnicy pokonają władze PRL-u przy pomocy formuły organizacyjnej zrealizowanej w powołaniu Międzyzakładowych Komitetów Strajkowych. Ten fenomen samoorganizacji robotniczej rodem z pism Sorela i innych anarchosyndykalistów totalnie zdezintegrował totalitarną władzę polskich komunistów. Podkreślmy raz jeszcze to forma samoorganizacji strajków sierpniowych rozbiła ideowo aparat przemocy i represji komunistycznego molocha. Nikt się tego nie spodziewał. Wszyscy opozycjoniści przed sierpniem 1980 roku pisali o kompletnie zdezintegrowanym społeczeństwie polskim, karierę zrobiło pojęcie „martwej struktury” użyte przez J. Staniszkis do charakterystyki świadomości wielkoprzemysłowego proletariatu. Wszyscy z wyjątkiem L. Moczulskiego, który w artykule „Rewolucja bez rewolucji” propagował przeprowadzenie strajku powszechnego, ale nawet on nie przewidział, że tajemnica zwycięstwa polskich robotników była ukryta w formie organizacyjnej strajków sierpniowych zrealizowanej w Międzyzakładowych Komitetach Strajkowych. MKS-y były odpowiedzią na komunistyczna politykę polegającą na niszczeniu więzi społecznych. Pierwszym i podstawowym warunkiem wolności była  odbudowa więzi społecznych. MKS-y ten postulat realizowały i dlatego były prawdziwym laboratorium polskiej rewolucji. Dzisiaj publicyści związani z PiS – np. red. naczelny „GP” w artykule pt. „Dwie rewolucje” porównują stan świadomości społeczeństwa polskiego anno domini 2013 do aspiracji tegoż społeczeństwa w 1980 roku. Postawmy jednak pytanie: co w 2015 roku, jaki postulat PiS mógłby być odpowiednikiem  roli MKS-ów z 1980 roku? IV Rzeczpospolita to metafora i w dodatku już raz próbowano wprowadzić ją w życie. Co za nią się kryje? Jakie formalno-prawne reformy, które mogłyby być przyrównane do rewolucyjnej roli MKS-ów. Otóż nie ma żadnych propozycji, które mogłyby być porównane z rewolucyjną rolą MKS-ów, a te które PiS lansuje są kalką komunistyczno-etatystycznych rozwiązań. Przypomnijmy, że w projekcie ustawy o Narodowym Programie Zatrudnienia PiS operuje pojęciem „powiaty zdegradowane ekonomicznie” i proponuje zmusić przedsiębiorców do zakładania na ich terenie firm.  Jednocześnie Kaczyński twierdzi, że PiS będzie „bronić polskiej ziemi”, tak jak robili to Francuzi (choć zapomniał dodać, że im chodziło tylko o ziemię rolniczą). Czyli proponuje „zdegradowanym” powiatom ekonomiczne samobójstwo, bowiem głównym problemem Polski nie jest  wykupywanie ziemi przez obcokrajowców, lecz coś dokładnie odwrotnego -  trudności, na jakie napotykają cudzoziemcy, oraz rzecz jasna Polacy, kiedy chcą  zakupić czy to kawałek ziemi, czy dom, co uruchomiłoby natychmiast rozwój ekonomiczny tych powiatów. Wolność handlu  tworzy bogactwo, biurokratyczne regulowanie gospodarki – nędzę. Dla Kaczyńskiego globalizacja ekonomii, której fundamentem jest wolny handel, jest najwyższym stadium liberalizmu. Przejęcie władzy przez PiS będzie kontrrewolucja ustrojową opartą na całkowicie skompromitowanym ograniczeniu liberalnej ekonomii, która i tak została już zrujnowana przez PO. PiS będzie kontynuował tą etatystyczna samobójczą dla Polski politykę gospodarczą.

 Czy mieszkańcy kraju, gdzie drogi po kilkuminutowym deszczu zmieniają się w bagno w którym toną ludzie, bydło i powozy mają prawo nazywać się europejczykami? Takie pytania zadawali angielscy kupcy odwiedzając nasz kraj w XVI wieku. Czy coś od tego czasu zmieniło się w Polsce? Nic – nadal sfera, najszerzej pojętej komunikacji, która decyduje o stopniu cywilizacyjnym na jakim znajduje się dany naród, jest w III Rzeczpospolitej na poziomie skandalicznie niskim, wyśmiewanym przez rzadkich turystów z Niemiec, Anglii czy Francji którzy mieli okazję  jeździć naszymi XIX wiecznymi szosami i drogami. Gdy piszę słowo „komunikacja” nie mam na myśli tylko dróg, ale także transport rzeczny, który w Polsce praktycznie nie istnieje, ponieważ rzeki są nie uregulowane, nie budujemy kanałów, problem ten nie istnieje w programach politycznych partii, mam także na myśli połączenia kolejowe, które od kilku lat są likwidowane zmieniając w ten sposób niektóre mikroregiony w gospodarczą pustynię. Im mniej komunikacji – drogowej, rzecznej, kolejowej, lotniczej, elektronicznej – tym niższy rozwój cywilizacyjny kraju. Z punktu widzenia najszerzej pojętej komunikacji, jesteśmy wstydem Europy. Gdy próbujemy znaleźć przyczynę tej naszej nieudolności cywilizacyjnej to odpowiedź nasuwa się sama: za wielkie projekty komunikacyjne odpowiadają głównie władze centralne: ministerstwa, instytucje centralne podporządkowane premierowi rządu. Dlatego jedynym wyjściem z zapaści cywilizacyjnej w jaką wpada powoli Polska jest radykalna zmiana ustrojowa polegająca na praktycznej likwidacji ministerstw i zleceniu – konstytucyjnie – wykonywanie wielkich projektów komunikacyjnych samorządom. To regiony (województwa) powinny wykonywać projekty komunikacyjne obejmujące całe terytorium kraju. Wchodząc miedzy sobą w porozumienia, samorządy o wiele racjonalniej wykonałyby ten wielki projekt cywilizacyjny.  Rzeczpospolita Samorządna zlikwidowałaby prerogatywy centrum, które od 24 lat zamiast budować niszczy, które uniemożliwia rozwój naszego kraju. Paradoksalnie to likwidacja klasycznego państwa na czele którego stoi rząd złożony z ministerstw, pchnęłoby Polskę cywilizacyjnie do przodu. Czy odważymy się na ten ustrojowy eksperyment. Czy odważymy się na zniesienie rządu centralnego?

Piotr Piętak 

M.G. 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “PiS-owska kontrrewolucja”

  1. „…Czy odważymy się na zniesienie rządu centralnego ?…” – tzw. I RP praktycznie nie miała rządy centralnego – była (kon)-federacją powiatów/zniem. Były wtedy, praktycznie, mityczne JOW-y. I jak się skończyło? Tak samo totalna decentralozacja i JOWizacja skończyłaby sie i teraz.

  2. A propos: „Czy mieszkańcy kraju, gdzie drogi po kilkuminutowym deszczu zmieniają się w bagno w którym toną ludzie, bydło i powozy mają prawo nazywać się europejczykami? Takie pytania zadawali angielscy kupcy odwiedzając nasz kraj w XVI wieku.” Ja codziennie do pracy przejeżdżam przez miejscowość (nie jest marginalna leży na dość ważnej trasie przejazdowej) gdzie po deszczu droga spływa błotem – te spływa z położonych powyżej uliczek i leje się do położonych poniżej; brak drenaży, brak chodników, wąsko pełno dziur. Na drugi dzień napotykamy na jezdni fałdy zaschniętego błota przez które trzeba przejeżdżać „jedynką”. Ten przykład podaję jako pewną ilustrację do tekstu autora.

  3. Szanse na likwidację ministerstw i przekształcenie polski w federację powiatów są akurat takie same jak na przywrócenie monarchii. A gdyby była monarchia i każdym powiatem zarządzał komes, to pewnie z reguły drogi byłyby lepsze niż obecnie (komesowi zazwyczaj by zależało). A przynajmniej odpadłyby obawy (akie jak P. Kozaczewskiego) o utratę suwerenności. Tylko czy te wszystkie pomysły nie są za bardzo oderwane od rzeczywistości?

  4. Drogi powiatowe może i byłyby lepsze, ale co z projektami przerastającymi siły powiatu, np. z armią? tak też było i w I RP: duże projekty, do przeprowadzenia centralnie, np. silna, nowoczesna armia, po prostu nie powiodły się.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *