Poronienie procesu pokojego w Syrii?

30 maja w Stambule przedstawiciel Narodowej Koalicji Opozycyjnych i Rewolucyjnych Sił Syrii (NKORS) Halid Saleh oświadczył że członkowie tego gremium nie wezmą udziału w planowanej na czerwiec konferencji „Genewa II”, która zwołana ma zostać dla wynegocjowania zakończenia konfliktu w Syrii. Jako warunki swojego udziału w procesie pokojowym NKORS wymienia zapobieżenie przez wspólnotę międzynarodową zniszczeniom i zabójstwom jakich jej zdaniem miałaby się dopuszczać strona rządowa, dostarczenie syryjskim rebeliantom środków do obrony ludności cywilnejprzed działaniami rządu w Damaszku, przede wszystkim zaś wycofanie z Syrii oddziałów Hezbollahu uczestniczących w oblężeniu Al-Kusajr i odblokowanie tego i innych miast. „Dopóki mają miejsce zabójstwa, międzynarodowa konferencja w celu zakończeniu konfliktu w Syrii jest pozbawiona sensu” oświadczył Saleh. Wypowiedzi Saleha zbiegają się z nerwowymi ruchami dyplomacji amerykańskiej. Wycofania bojowników Hezbollahu zażądała 29 maja rzecznik Departamentu Stanu USA Jennifer Psaki. Tego samego dnia Rada Praw Człowieka ONZ przyjęła rezolucję w której domaga się śledztwa w sprawie udziału bojowników Hezbollahu w walkach o Al-Kusajr oraz rzekomej masakry w tym mieście.

Wypowiedzi te i działania stanowią próbę storpedowania konferencji pokojowej, dla ustalenia kalendarza której 5 czerwca mają spotkać się dyplomaci Rosji, ONZ i USA. Jednostronność obstrukcji ze strony rebeliantów jest tym bardziej wyraźna, że wcześniej gotowość udziału w konferencji zapowiedziały władze w Damaszku. Wskazywana jako powód próby zerwania konferencji obecność bojowników Hezbollahu to kolejny już pretekst po wcześniej powtarzanych pomówieniach władz Syrii o ataki z użyciem sarinu w marcu i w grudniu 2012 r. (gdy 5 maja br. członkini specjalnej komisji ONZ Carla del Ponte wskazała na rebeliantów jako na możliwych autorów takiego ataku, następnego dnia jej wypowiedzi pospiesznie dementowały dyplomacja amerykańska i kierownictwo samej komisji) oraz o zamachy bombowe 11 maja w tureckim mieście Reyhanli (znajdującym się skądinąd w dawnym osmańskim sandżaku Aleksandretty, w 1920 r. włączonym do francuskiego terytorium mandatowego Syrii, który jednak w 1939 r. władze francuskie bezprawnie odstąpiły Turcji, a którego zwrotu od Ankary rząd w Damaszku domaga się do dziś, podobnie jak od Tel Awiwu domaga się zwrotu znajdujących się pod okupacją izraelską Wzgórz Golan), których rzeczywistych sprawców do dziś nie udało się wskazać, a sprawa ta zastała starannie wyciszona przez zachodnie środki masowego przekazu.

Na niekonstruktywną postawę opozycji zwrócił uwagę w swoim komentarzu rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, mówiąc „Rodzi się wrażenie, że koalicja narodowa i jej regionalni sponsorzy robią wszystko, by nie dopuścić do rozpoczęcia procesu politycznego i wszystkimi sposobami, włączając w to urabianie zachodniej opinii publicznej nieuczciwymi metodami, starają się sprowokować interwencję wojskową. Starania takie uważamy za niedopuszczalne”.Sytuacja przypomina pod pewnymi względami poprzedzające agresję NATO na Jugosławię negocjacje w Rambouillet w lutym 1999 roku, kiedy to albańscy rebelianci mając za sobą poparcie Waszyngtonu i grożąc zerwaniem negocjacji, forsowali coraz bardziej upokarzające i coraz trudniejsze do przyjęcia dla Jugosławii warunki. Zapewne także i obecne konfrontacyjne stanowisko syryjskiej opozycji nie zostało przez nią wypracowane bez konsultacji z władzami USA. Znaczenie w jego powstaniu miało zapewne spotkanie się 27 maja przez senatora Johna McCaina z dowodzącym rebeliantami gen. Salimem Idrisem, na okupowanym przez nich terytorium Syrii, gdzie omawiano między innymi zagadnienia współpracy USA i sił rebelianckich.

Konfrontacyjna postawa NKORS da się wyjaśnić doznawanymi przez rebeliantów w ostatnim czasie porażkami na polu walki. 29 maja Syryjska Armia Arabska ostatecznie zamknęła pierścień okrążenia wokół al-Kusajr. Zajęte zostało lotnisko w Debaa, odcięto lub opanowano punkty oporu rebeliantów na otaczających miasto wzgórzach Hamidija, Ardżun i Bujza. Według informacji agencji SANA, syryjskie lotnictwo dokonało uderzeń na przyczółki rebeliantów w Rastanie i w Talbis na przedmieściach Homs. Przedsięwzięta przez rebeliantów próba odsieczy Al-Kusajr została udaremniona na szosie łączącą Nasyrię i Kariatein w pobliżu wioski Huseinija. Na północy kraju grupa rebeliantów rozbita została w bitwie pod miejscowością Darh abd Rabba, na szosie łączącej Aleppo ze znajdującym się przy granicy z Turcją miasteczkiem Anadan. Odcięto dzięki temu zaplecze powstańcom okupującym kilka dzielnic Aleppo. Opanowany został także region Darha el-Kara, przez co odcięto rebeliantom dostawy zaopatrzenia z prowincji Idlib. W regionie Iffin, 17 km na północ od Aleppo islamiści z brygady „Liwa at-Tauhid” uwikłali się w walkę z milicjami kurdyjskimi broniącymi im dostępu do trójkąta Diara-Dżamal-Okeiba. Zamieszkane przez Kurdów dzielnice Aleppo Aszrafija i Szaih Massud stały się w związku z tym obiektem ostrzału rakietowego ze strony sił rebelianckich. Z kolei założone przez Kurdów blokady dróg uniemożliwiają rebeliantom zajęcie znajdujących się na przedmieściach Aleppo szyickich wiosek Nabula i Zahra. Wbrew kalkulacjom zachodnich strategów sprzed dwóch lat i intensywnej propagandzie w zachodnich środkach masowego przekazu, mniejszości etniczne opowiedziały się w tej wojnie po stronie władz w Damaszku.

Amerykańska elita polityczna na decyzje której liczą rebelianci wydaje się podzielona w sprawie ewentualnej agresji przeciw Syrii. Zwolennikiem jak najdalej idącej ingerencji w konflikt po stronie rebeliantów jest wspomniany republikański senator McCain. Podobne mu poglądy ma znaczna część kongresmanów. Mniej jednoznaczne stanowisko zajmuje już Biały Dom, o czym poinformował McCain swoich syryjskich rozmówców mówiąc im że przed zakończeniem konferencji genewskiej na pewno nie dojdzie do amerykańskiej interwencji. Możliwość interwencji zdementował też amerykański sekretarz obrony Chuck Hegel i przewodniczący Kolegium Połączonych Szefów Sztabów gen. Martin Dempsey. Według tego ostatniego, amerykańska ingerencja wojskowa w konflikt „może pogorszyć sytuację”. Nad możliwymi skutkami ewentualnego włączenia się przez USA w wojnę w Syrii sugerował kongresmanom zastanowić się również Hegel. 28 maja rzecznik Pentagonu George Little poinformował, że USA nie prowadzi przygotowań do bezpośredniego włączenia się w wojnę w Syrii. Jej zakończenie, wobec bardzo prawdopodobnego niepowodzenia konferencji „Genewa II”, zależeć może zatem inaczej niż w innych przypadkach znanych z ostatnich lat mniej od dyplomacji, a bardziej od bezpośrednich rozstrzygnięć na polu bitwy.

Ronald Lasecki

(tekst pierwotnie ukazał się na geopolityka.org)

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Poronienie procesu pokojego w Syrii?”

  1. „…Jej zakończenie, wobec bardzo prawdopodobnego niepowodzenia konferencji „Genewa II”, zależeć może zatem inaczej niż w innych przypadkach znanych z ostatnich lat mniej od dyplomacji, a bardziej od bezpośrednich rozstrzygnięć na polu bitwy. …” – przepieknym byłoby jakieś np. zamknięcie tzw. „opozycji”, najlepiej wraz z zachodniki „instruktorami” w jakimś kotle i wybicie do nogi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *