Prawdziwe dylematy libertarianizmu. Odpowiedź p. Sułkowskiemu

W swym artykule pt. „Dylematy liberalizmu” podjąłem się próby udowodnienia, iż najbardziej konsekwentna odmiana liberalizmu, jaką jest libertarianizm, mimo zakładanej przez siebie pozornie prostej zasady, iż władze cywilne nie powinny zakazywać i karać tych czynów, których spełnienie nie wiążę się z naruszeniem wolności osób dorosłych, w swej istocie promuje wizję porządku prawnego i społecznego, w której bezkarne i legalne byłyby różne formy niesprawiedliwości i podłości względem innych. Innymi słowy, wymarzony przez libertarian ustrój depenalizowałby masę zachowań, które co prawda, w sposób bezpośredni, nie gwałciłyby wolności innych dorosłych osób, ale i tak wyrządzałyby im poważną krzywdę. Pan Marcin Sułkowski w tekście „Urojone problemy libertarianizmu” podjął się próby obalenia tej tezy. Niestety próba ta jest nieudana, gdyż więcej niż rzeczowej merytorycznej polemiki jest tam przejawów libertariańskiego myślenia życzeniowego i takowego zaklinania rzeczywistości (np. sugestie, iż wolny rynek załatwi wszelkie problemy, kary i zakazy nie ograniczają występowania zła, etc), przysłowiowego „odwracania kota ogonem” oraz epatowania czytelników oskarżeniami przeciwników libertarianizmu o socjalizm, etatyzm i lewactwo.

W obronie wolności dla zła

Mimo usilnych starań nie dostrzegłem  w polemice p. Sułkowskiego jakiejś poważniejszej próby pochylenia się nad wskazaną przeze mnie wyżej istotą problemów, jaką rodzi libertariańska wizja prawa i porządku – nazywanie ich „urojonymi” niestety nie rozwiązuje tych dylematów. Nie widzę wszak w tekście p. Sułkowskiego jakiegoś poważnego odniesienia się do rzeczywistego dylematu jaki wiążę się z uznaniem za bezkarne i legalne takich czynów jak nierząd (pod tym określeniem mam na myśli seks przedmałżeński jako taki, nie zaś prostytucję), cudzołóstwo czy pijaństwo. Owszem, wszystkie te obrzydliwości mogą być dokonywane bez pogwałcenia wolności osób dorosłych. Libertarianie powiedzą więc, iż państwo nie ma prawa ich zakazywać, gdyż nie stanowią one naruszania czyjejś wolności. Czy jednak ów fakt sprawia, że owe formy niemoralności przestają być tym samym krzywdzące i szkodliwe dla osób w nie niezaangażowanych? Po stokroć razy nie! Choćby cudzołożnik nie przymuszał nikogo do cudzołożenia z nim, to krzywda, jaką on w ten sposób czyni swej małżonce i dzieciom, a także (w wypadku, gdy wspólniczką jego grzechu jest żona innego mężczyzny) małżeństwu i rodzinie swej kochanki, nie przestaje być bardzo realną szkodą. Nawet jeśli nikt nie przymusza nikogo do upijania się, nie zmieni to faktu, iż pijaństwo w sposób jak najbardziej rzeczywisty owocuje krzywdzeniem niewinnych ludzi. Dzieje się to choćby w ten sposób, że pijak nigdy nie będzie dobrym mężem dla swej żony i dobrym ojcem dla swych dzieci. Jedyną odpowiedzią p. Sułkowskiego na owe dylematy, jaką dostrzegłem w jego tekście, było stwierdzenie próbujące sprowadzić postulat prawnego zakazywania tych obrzydliwości do absurdu. Autor pisze wszak:

„Nie wiem czy pan Salwowski jest świadomy, co implikuje jego teza, ale pozwolę sobie podać przykład: Obserwacje empiryczne dowodzą, że używanie petard wiąże się z zagrożeniem utraty zdrowia lub nawet życia innych ludzi. W związku z założeniem szanownego autora, winno się zabronić korzystania z fajerwerków. Takich paradoksalnych przykładów można mnożyć, ale nie w tym sedno – kwestia polega na tym, że dzisiejsze de facto lewackie ujęcie prawa, pozwala na karanie w oparciu o szkodę domniemaną, a nie popełnioną”.

Na ów argument można odpowiedzieć dwójnasób. Po pierwsze: niektóre ze złych czynów bezpośrednio nie gwałcących niczyjej wolności, z samej swej natury wiążą się z wyrządzaniem realnej, a nie tylko potencjalnej krzywdy, niewinnym, niezaangażowanym w nie osobom. Dobrym tego przykładem jest niewierność małżeńska (cudzołóstwo), która po prostu musi zranić także tych, którzy jej nie dokonują,  a to choćby poprzez niesprawiedliwość wobec zdradzanego współmałżonka, jaka zawarta jest w naturze tego czynu. Po drugie zaś: istnieje różny stopień potencjalnego zagrożenia, jaki dla innych osób niosą różne złe czyny, a w związku z tym mądry i roztropny prawodawca powinien dozować prawne ograniczenia względem nich stosowane,  w odpowiednich proporcjach względem skali niebezpieczeństwa z nich wynikających. Kierując się podanym przez p. Sułkowskiego przykładem fajerwerków, nie uważam, by mądre i właściwe było całkowite zakazywanie ich używania uargumentowane tym, iż przecież nieraz w wyniku tego inni ludzie zostają ranni, a nawet zabici. Roztropnym i wskazanym jest jednak to, by porządek prawny w różny sposób ograniczał dostępność i możność korzystania z fajerwerków. Nie powinno być np. legalne magazynowanie tych środków w blokach mieszkalnych, czy też urządzanie pokazów sztucznych ogni w pobliżu stacji benzynowych, składów amunicji, broni i prochu. Przekładając tą zasadę na płaszczyznę kompetencji państwa do zakazywania różnych niemoralnych czynów, łatwo jest wykazać, iż np. stan, w którym bezkarny jest nierząd (seks przedmałżeński) przypomina sytuację, gdzie legalne byłoby magazynowanie materiałów wybuchowych w blokach mieszkalnych bądź też urządzanie pokazów fajerwerków w pobliżu składów amunicji. Cóż z tego, że w akcie nierządu obcują ze sobą dwie, wolne, nieprzymuszane do tego osoby, jeżeli jakże częstym owocem tej ohydy są aborcje, przedwczesne ciąże, porzucone dzieci, słabe i rozbite rodziny? Czy naprawdę tak trudno dostrzec fakt, iż libertariańska zasada pozwalająca prawnie zakazywać tylko tych czynów, które są naruszeniem czyjejś wolności, poważnie krępuje władze cywilne w ich obowiązku ochraniania osób dobrych i niewinnych przed niesprawiedliwością i krzywdą ze strony złych?

Czy zakazany owoc smakuje lepiej?

Libertariańskim mitem, by nie powiedzieć „głodnym kawałkiem” jest sugestia p. Sułkowskiego, iż prawne zakazy i kary nie wpływają na ograniczenie występowania zła. Doprawdy nie wiem, jak bardzo trzeba być oderwanym od rzeczywistości, by powtarzać tego rodzaju twierdzenia? Czy naprawdę p. Sułkowski wierzy w to, że prawny zakaz kradzieży w żaden sposób nie wpływa na to, iż kradzieży jest mniej, niż gdyby owego zakazu nie było? Czy mój szanowny Polemista sądzi, że nie ma żadnego znaczenia dla liczby występowania morderstw i poziomu społecznego przyzwolenia nań,  fakt, iż morderstwo jest prawnie zakazane i obwarowane karą? Owszem, przywołane przed chwilą przykłady prawnych zakazów dotyczą czynów, które zgodnie z libertarianizmem powinny być karalne, gdyż stanowią naruszenie czyjejś wolności, ale jeśli stosujemy logikę „Zakazy są bezsensowne, gdyż nie ograniczają zła, a zakazany owoc lepiej smakuje”, to czemu używać ją tak wybiórczo? Jeżeli np. zakaz pornografii nie sprawi, iż owego świństwa będzie w społeczeństwie krążyło mniej, to niby dlaczego prawne zabranianie kradzieży ma sprawiać, iż skala złodziejstwa się obniży?

Na sugestię Autora polemiki, iż powstrzymywanie się od zła ze strachu przed karą nie czyni owego zachowania dobrym, odpowiem zaś słowami św. Tomasza z Akwinu:

 "(…) jednak bywają ludzie krnąbrni, skłonni do złych nałogów, którzy nie łatwo dają się poruszyć słowami, dlatego zaistniała konieczność, by takich powstrzymywać od złego siłą i strachem, by przynajmniej z tego względu przestali źle postępować i pozostawili innych w spokoju… Otóż to właśnie wychowanie jest zdaniem ustawodawstwa ludzkiego"  (Św. Tomasz z Akwinu, "Suma teologiczna w skrócie", Warszawa 2000, s. 343 – 344. ).

oraz św. Augustyna:

"Teraz widzisz, jak sądzę, iż nie należy zważać na sam fakt istnienia przymusu, ale raczej na to przez co się jest przymuszonym: czy jest to dobro czy zło. Nie jest tak, że każdy może stać się dobrym wbrew sobie, ale strach przed tym czego człowiek nie chce cierpieć kładzie kres uporowi, który stanowił przeszkodę, i przynagla go do poszukiwania prawdy, której nie znał. To sprawia, iż człowiek odrzuca kłamstwo, które wcześniej dopuszczał, szuka prawdy, której nie znał; dochodzi do pragnienia tego, czego nie pragnął "(List "Ad Vincentium").

Owszem, prawne zakazy i kary wymierzone w zło, same w sobie, nie sprawią, iż ludzkie serca się zmienią – ale pełnią one rolę wychowawczą i ułatwiają przekonywać do porzucenia nieprawości. Poza tym nawet, jeśli dany złoczyńca przestanie czynić źle tylko z obawy przed ziemskimi karami, to przynajmniej w ten sposób nie będzie demoralizował i krzywdził innych. To prawda, że państwowe restrykcje nigdy nie zlikwidują do końca negatywnych zachowań, które są za ich pomocą zwalczane – jednak skutecznie ograniczają zasięg ich oddziaływania i rozszerzania. I właśnie dla tych powodów społeczeństwu potrzebne są dobre i mądre prawa zakazujące i ograniczające te ze złych uczynków, których rozprzestrzenianie się zagraża porządkowi społecznemu.

Libertariański raj?

Pan Sułkowski bagatelizuje problematyczność sytuacji, w której władze cywilne nie miałyby prawa zakazywać szantaży typu „Seks albo zwolnienie z pracy” poprzez twierdzenie, iż w warunkach gospodarki wolnorynkowej łatwo byłoby szantażowanej w ten sposób niewieście znaleźć inną pracę. Tego typu myślenie jest jednak typowo życzeniowe i w dużej mierze utopijne.  Powodów tego stanu rzeczy jest bowiem kilka:

1.    Prawo ma rolę wychowawczą. Porządek prawny, który nie zakazywałby tego rodzaju podłych i haniebnych szantaży, de facto ułatwiałby sięganie po nie. Szantaży typu „Seks  za pracę”, „Noszenie wulgarnych koszulek lub wywalenie z pracy” byłoby więcej w sytuacji w której pracodawcy nie musieliby się obawiać kar i represji ze strony prawa.

2.    Nie ma gwarancji, że w gospodarce wolnorynkowej pracownik mógłby sobie przebierać pomiędzy różnymi ofertami pracy i pracodawcami. Status osoby ubiegającej się o pracę z założenia jest niższy aniżeli pozycja osoby dającej pracę, a więc już przez ten fakt pierwsza w wymienionych stron jest słabsza. Poza tym wolnorynkowa ekonomia może istnieć w społeczeństwie bardzo zepsutym, libertyńskim oraz egoistycznym. Co w sytuacji, gdy np. 95  procent sklepikarzy stanowiłyby osoby skrajnie zdemoralizowane, które dla osiągnięcia większego zysku (a przy okazji dla dogodzenia własnym żądzom), byłby gotowe łamać kolejne kanony tradycyjnej moralności chrześcijańskiej? O jakim stopniu wolności można by mówić w sytuacji, gdy np. samotna matka szukająca pracy, wciąż trafiałaby na pracodawców, którzy nakazywaliby jej ubierać się jak prostytutka po by przyciągać klientów, zaś w ramach nadgodzin świadczyć mu usługi cielesne?

Rzeczywistość jest zdecydowanie bardziej skomplikowana niż libertariańska wizja wolnego rynku, w którym pracownik może żywnie przebierać sobie pomiędzy różnymi ofertami pracy. Pomijam już fakt, że po prostu pracodawca nie ma żadnego prawa stawiać swym pracownikom takich żądań i dlatego takim zachowaniom nie należy się ze strony państwa ochrona prawna czy jakakolwiek inna forma bezkarności.

A co ze zwierzętami?

Wierzę w zapewnienia p. Sułkowskiego polemiki, iż libertarianie w sensie moralnym piętnują znęcanie się nad zwierzętami. Tyle tylko, że szanowny Autor polemiki, jako gorliwy libertarianin powinien dobrze zdawać sobie sprawę z tego, iż czym innym jest moralna dezaprobata dla jakiegoś czynu, a czym innym prawne zakazywanie takiej obrzydliwości. Nie da się bowiem zakazać znęcania nad zwierzętami, jako takiego, jeśli kierujemy się  zasadą, iż państwo nie ma prawa zabraniać tych złych czynów, które nie stanowią naruszenia wolności innych osób. Zwierzę nie jest bowiem człowiekiem, więc różne formy znęcania się nad nim, nie stanowią „per se” naruszenia wolności innych osób. Jeśli np. jakiś degenerat kupi sobie kotka, a następnie z udziałem swych znajomych urządzi gwałcenie owego nieszczęsnego zwierzęcia zakończone powolnym obdzieraniem go ze skóry, to jakkolwiek mocno nie oburzalibyśmy się na tak nikczemne zachowanie, nie można stwierdzić, iż ów czyn był naruszeniem wolności (czy własności) innych ludzi. Kotek stanowiłby wszak własność owego zwyrodnialca, a na ową „imprezę” nikogo z ludzi nie zaciągano by siłą. Pytanie: w jaki sposób libertarianie mogliby znaleźć prawne uzasadnienie dla zakazywania takiego bestialstwa? Rozciągając zasadę ochrony wolności także na zwierzęta? Nie radzę podążać tą drogą, gdyż wówczas libertarianie przemieniliby się w skrajnych ekologów domagających się penalizacji zabijania zwierząt na jedzenie czy też trzymania psów na smyczy.

Libertarianizm to fałszywa alternatywa dla lewicowości

Subiektywnie rzecz biorąc sympatia sporej części prawicowców i konserwatystów względem libertarianizmu jest dla mnie zrozumiała. Żyjemy wszak w czasach, gdy państwo już nie tyle daje wolność zarówno dobru, jak i złu (co jest tradycyjnie libertariańską ideałem), co coraz częściej represjonuje dobro, faworyzując różne niegodziwości. W porównaniu z tego typu przekraczaniem swych uprawnień przez władze cywilne, libertarianizm może jawić się jako całkiem miła koncepcja. Nie tędy jednak droga. Władza nosi miecz po to by bronić dobro i karać zło, bezkarność okazywana złu jest zaś jednym z grzechów cudzych, który zasadniczo pobudza do jeszcze większej zuchwałości w popełnianiu nieprawości (jak mówił św. Grzegorz z Nazjanzu „Uczy grzechu, kto go nie karze”  – tych i innych prostych prawd tradycyjnej moralności chrześcijańskiej nie wymażą całe tomy libertariańskich dywagacji.

Mirosław Salwowski
[aw]

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Prawdziwe dylematy libertarianizmu. Odpowiedź p. Sułkowskiemu”

  1. Cudzołóstwo powinno być karane. Tu się zgadzam. Jednak, jak to p. Salwowski określa, „nierząd” już nie. Jeślibyśmy jednak zakazywali człowiekowi nadmiernie sobie zaszkodzić to w takim razie proponuję zakaz nadmiernego solenia. W końcu to też szkodliwe. Nie tędy droga panie Salwowski.

  2. „ładze cywilne nie powinny zakazywać i karać tych czynów, których spełnienie nie wiążę się z naruszeniem wolności osób dorosłych, w swej istocie promuje wizję porządku prawnego i społecznego, w której bezkarne i legalne ” No właśnie, pan Salwowski nie rozumie, iż to, co jest legalne nie musi być koniecznie moralne, i vice-versa; prawo moralne powinno być odgrodzone od prawa stanowionego (czy to przez monopol państwowy, czy na wolnym rynku = anarchii) jasną i wyraźną granicą, choć – o ile to możliwe – to ostatnie winno opierać się i czerpać z moralności. Jednak pan Salwowski wyraźnie promuje pokraczna wizję chrześcijańskiego porządku społecznego, który bliżej ma do pogańskich i ateizujących ładów, jakie znamy z lat międzywojnia, a które i dzisiaj są dość popularne.

  3. Po co się spierać z libertarianami? Szczególnie teraz po integracyjnym kongresie nowej prawicy. Naszym największym problemem jest eurolewactwo, islamska ekspansja, biurokratyzm, socjalizm oraz tęczowy totalitaryzm. Walczmy najpierw z nimi, a gdy już nich nie będzie, dopiero kłóćmy się na prawej scenie politycznej.

  4. CAMILO LOTO: „prawo moralne powinno być odgrodzone od prawa stanowionego”. fundamentalne pytanie brzmi: czy państwo powinno być neutralne. Dla konserwatysty odpowiedź jest prosta: nie może być neutralne. Musi opowiadać się za pewnym systemem wartości (jeśli ma strzec dobra wspólnego). Dlatego oddzielenie sfery moralnej i publicznej nie jest możliwe – bowiem prawo to po prostu zbiór zasad moralnych („nie kradnij”, „nie mów fałszywego świadectwa”), które uzyskały sankcję polityczną. PS: jeden z moich komentarzy pod artykułem p. Sułkowskiego (poprzedni tekst) się nie ukazał? Gdzieś się zgubił czy był nieprawomyślny? 🙂

  5. @Antoine Ratnik Co Pan uważa za prawdę, a co za błąd? Według mnie państwo powinno się kierować zasadą „moja wolność kończy się tam gdzie zaczyna się wolność drugiego” i regulować tylko te kwestie, natomiast inne normy moralne powinno egzekwować społeczeństwo.

  6. „Według mnie państwo powinno się kierować zasadą „moja wolność kończy się tam gdzie zaczyna się wolność drugiego” i regulować tylko te kwestie” CZY TO PORTAL LIBERALIZM.PL? 🙂

  7. Gdyby chcieć karać za „nierząd”, czy też za samo pijaństwo, a nie jedynie za np budzące powszechne zgorszenie publiczne zachowania pod wpływem alkoholu, to trzeba by tak daleko ingerować w prywatne życie obywateli, w celu wykrywania tych zachowań, jak jeszcze nawet obecna władza tego nie robi. Słuszne jest stwierdzenie, że uprawianie prostytucji krzywdzi zaangażowane w nią osoby, jednak do puki to zaangażowanie jest wynikiem woli obu uczestników nierządu, karać za nie nie wolno zgodnie z konserwatywnym poglądem na prawo, bo było by to złamaniem zasady volenti non fit iniuria. Jeśli natomiast zasada ta złamana zostanie raz, prowadzi to do nieustannego jej łamania, aż do całkowitego wykluczenia jej z porządku prawnego, z czym mamy do czynienia w dzisiejszych demokracjach zachodnich. Jeśli bowiem nie wolno uprawiać krzywdzącego nierządu, to dlaczego ma być wolno jeździć bez kasków, budować bez kierowników, nie wykonywać „profilaktycznych” badań, czy spożywać niezdrowe posiłki. Takimi właśnie sprawami zajmuje się prawo tych państw, które postanowiły z prywatnych problemów poszczególnych osób, wynikających z ich prywatnych błędów, robić „problemy społeczne”. To że takim błędem, a dodatkowo obrzydliwym grzechem, jest prostytucja, nie może stanowić podstawy do tworzenia wyjątku. Osoby dla których ma znaczenie pojęcie grzechu, będą go unikać i tak, natomiast gdyby grzech był zakazany prawem dlatego tylko, że jest grzechem, nikt nie mógł by powiedzieć o sobie, że jest osobą wierzącą, bowiem nie można by mieć pewności, czy nie popełnia grzechu ze strachu przed kodeksową karą, czy ze względu na świadomość odpowiedzialności przed Bogiem za swoje uczynki. Jeśli chodzi natomiast o pijaństwo, to mimo że rzeczywiście pokrzywdzona nim jest cała rodzina, nawet jeśli nie dochodzi do bezpośredniego naruszania ich wolności, również niedopuszczalna w państwie prawa jest jakakolwiek ingerencja władzy. Jak bowiem wygląda tzw państwowa ochrona rodziny, wiemy wystarczająco dobrze, by być jej przeciwnikami pod jakąkolwiek postacią. Ostatnio portale wolnościowe opisały dwa przypadki odebrania dzieci rodzicom, jeden w Polsce, jeden w USA, z udziałem policyjnych oddziałów szturmowych. W obu przypadkach powodem była odmowa podania dziecku szkodliwego i niepotrzebnego leczenia. Sytuacja taka jest możliwa, gdyż w obu tych państwach lekarz nie jest przedsiębiorcą świadczącym usługi medyczne, tylko urzędnikiem, który ma prawo DECYDOWAĆ, a nie tylko doradzać co jest dla zdrowia danej osoby dobre. Zapewne zakaz pijaństwa by powodował konieczność zatrudnienia urzędników, którzy by decydowali, czy dla danej rodziny lepszy jest ojciec-pijak, czy żaden ojciec i w związku z tym, czy nie posadzić ojca do więzienia. Wolę nawet nie myśleć na podstawie jakich informacji były by te decyzje podejmowane. Trzeba też tutaj pamiętać, że przed pojawieniem się pijaka w rodzinie można się całkowicie zabezpieczyć dzięki rozsądkowi przy zawieraniu małżeństw i dłuższej znajomości z potencjalnym małżonkiem. Alkoholizm to nie jest bowiem choroba, którą się można zarazić drogą kropelkową. Jest on kwestią systemu wartości i siły woli człowieka. Jeśli ktoś bardziej ceni rodzinę od wódki, to alkoholikiem nigdy nie zostanie. Choć potencjalny małżonek może latami nie nadurzywać alkoholu w okresie narzeczeństwa, to jednak ryzyko że zostanie alkoholikiem istnieje wtedy, gdy jest to osoba która ma „kiełbie we łbie”. Jeśli jest on natomiast osobą posiadającą stabilny system wartości i wystarczającą wolę by zgodnie z tym systemem żyć, alkoholizm mu nie grozi. Tak więc i w kwestii wyboru małżonka obowiązuje wolnorynkowa zasada „widziały gały co brały”. Alkoholizm nie może być „wadą ukrytą”, choć pewnie taki obraz tej „choroby” stara się przedstawiać opłacany z naszych podatków terapeutyczny establishment. Co do zaś zwierząt, to autor sam sobie odpowiedział do czego prowadzi wszelkiego rodzaju nadawanie im „praw”. Dlatego tę część artykułu pozostawię bez komentarza.

  8. „Jeśli natomiast zasada ta złamana zostanie raz, prowadzi to do nieustannego jej łamania, aż do całkowitego wykluczenia jej z porządku prawnego, z czym mamy do czynienia w dzisiejszych demokracjach zachodnich. Jeśli bowiem nie wolno uprawiać krzywdzącego nierządu, to dlaczego ma być wolno jeździć bez kasków, budować bez kierowników, nie wykonywać „profilaktycznych” badań, czy spożywać niezdrowe posiłki.” My katolicy mamy taką kategorię jak zgorszenie publiczne.

  9. Zakazywanie seksu przedmałżeńskiego ma mało sensu. Teoretycznie można, ale pojawia się od razu pytanie o ściganie tego przestępstwa oraz o sposób karania. Bo umieszczanie niewyżytych seksualnie nastolatków razem w poprawczaku zmieni go w miejsce seksualnych orgii i gwałtów. Karać więc grzywną rodziców by pilnowali dzieci? Czy może powrócić do chłosty? Dalej pozostaje pytanie o to czy zostawić ten przepis jako na wpół martwy czy raczej stworzyć służbę specjalną śledzącą osoby oddające się „seksowi przedmałżeńskiemu” i na koniec co z „samogwałtem”? Go również wykrywać i następnie łapać przestępców?

  10. Libertarianizm wyrosły na gruncie protestantyzmu nie może być do przyjęcia przez katolików. Pisałem już , że w katolicyzmie wolność podlega ograniczeniom, których w liberalizmie nie ma. W liberalizmie, w konsekwencji, słabe jednostki mogą jedynie liczyć na jałmużnę (dostana ją albo nie) silnych, którzy swą siłę zbudowali łamiąc wszelkie zasady i nakazy (normy społeczne). Dowodem na to jest bezprzykładna kradzież majątku narodowego i reformy Balcerowicza (Sorosa) w Polsce po roku 1989 – budowa systemu oligarchicznego. Libertarianizm wyrzuca jak największą ilość ludzi na margines życia społecznego (slumsy, bezdomność, ubóstwo, żebractwo) w szczególności w USA, państwach azjatyckich, europejskich, a również w Polsce, gdzie wg GUS ok. 40% obywateli żyje na granicy ubóstwa. Libertarianizm zwalczający państwo idzie na rękę twórcom Nowego Porządku Świata, a tym samym jest systemem zbrodniczym. Argumenty zwolenników libertarianizmu stojące na gruncie protestantyzmu są zwodnicze dla katolików, którzy w tym systemie będą z pewnością obywatelami drugiej kategorii (tak jak w komunizmie). Pozdrawiam i życzę nadal „dobrego” samopoczucia. Tadeusz Ważny

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *