Prawo, sprawiedliwość czy Amerykanie?

A zatem, że sprawiedliwość – zwłaszcza „sprawiedliwość ludowa” jawi się jako ważniejsza od litery prawa, co nie dziwi z pewnością w przypadku opozycji, jednak może już nieco niepokoić w przypadku partii rządzącej. Ważniejsze jednak wydaje się, że jeśli odrzeć całą tę historię z niepotrzebnie zaciemniających elementów – a więc statusu publicznego reżysera, jego życiorysu i pochodzenia, tj. emocji, którymi posługują się tak jego obrońcy, jak i krytycy – to problem niedoszłej ekstradycji sprowadza się do prostego dylematu: czy mamy ustępować Amerykanom zawsze, niezależnie od tego, czy ich żądanie zgodne jest z polskim prawem? I Jarosław Kaczyński, i Zbigniew Ziobro wydają się nie mieć wątpliwości, że wola USA jest i pozostanie dla nich zawsze najwyższym nakazem.

Tymczasem casus Polańskiego mógłby i nawet powinien stać się przyczynkiem do przynajmniej omówienia, jeśli nie od razu przyjęcia zasady ogólnej – że Rzeczpospolita deklaruje niewydawanie obywateli własnych przed sądy obce, rzecz jasna zobowiązując się do ich sprawnego, sprawiedliwego i zgodnego z polskim prawem osądzenia w obrębie własnej jurysdykcji. W sprawie tej bowiem nie jest bynajmniej, a w przynajmniej nie powinno być istotne ani jaki zawód wykonuje Roman Polański, ani ile ma lat, ani czy jest dzieckiem holocaustu, ani też jak rozrywkowe życie prowadził (choć akurat ta ostatnia okoliczność miałaby pewne znaczenie procesowe – ale już w postępowaniu właściwym, dotyczącym samego popełnienia czynu zabronionego), ani nawet czy ofiara mu przebaczyła. Z punktu widzenia procedury ekstradycyjnej ważne było jedynie, czy dokonany (w tym przypadku bezsprzecznie) crimen nadal podlega w Polsce ściganiu – czy też nie.

Kwestię tę precyzyjnie (zwłaszcza jak na realia polskiego prawa) reguluje art. 604 kpk oraz stosowne orzecznictwo do niego, a furtkę uznaniowości zostawił sądowi (i komentatorom) tylko zapis umowy między Rzeczpospolitą Polską a Stanami Zjednoczonymi Ameryki o ekstradycji, sporządzonej w Waszyngtonie dnia 10 lipca 1996 r. (Dz. U. z dnia 20 listopada 1999 r.) o treści „Wydanie nie nastąpi, jeżeli ściganie lub wykonanie kary za przestępstwo, z powodu którego wnosi się o wydanie, uległo przedawnieniu według prawa Państwa wzywającego”. Jak wiadomo był on wystarczający, by odmówić Polsce wydania Edwarda Mazura czy Dariusza Przywieczerskiego, natomiast zdaniem polityków Zjednoczonej Prawicy – otwiera też furtkę do przekazania Amerykanom autora „The Ghost Writera”.

Czemu Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro zdecydowali się zabrać głos w tej sprawie, wydawałoby się niepierwszoplanowej w obecnym położeniu Polski? Obaj politycy sięgnęli do miłej uszom ich elektoratu frazeologii równościowej i antyelitarnej. „Nikt nie może stać ponad prawem” stwierdzili zgodnie, a lud przyklasnął, spragniony sprawiedliwości bardziej niż prawa, które faktycznie w III RP służy raczej bogatym, znanym i wpływowym, a więc w odbiorze społecznym – takim jak Polański. W dodatku, jak na centroprawicy, u odbiorców tego przekazów w tle pojawiła się delikatna sugestia „a dobrze tak zdegenerowanemu Żydowi” oraz podskórna sugestia, że zbyt wiele razy się Polańskiemu w życiu udawało, nawet w kontekście do dziś nie w pełni zrozumiałej tragedii rodzinnej, jaka go spotkała. Wystąpienia Kaczyńskiego i Ziobry mają więc psychologiczne i socjologiczne uzasadnienie dla ich interesu propagandowego, a sam Polański pozostaje wdzięcznym obiektem do tego typu ćwiczeń PR-owych. A jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że z liderów Zjednoczonej Prawicy III RP przemawia nie tyle preferencja dla sprawiedliwości ludowej stojącej ponad prawem – co serwilizm wobec USA.

W tym kontekście ten skądinąd faktycznie mało sympatyczny Polański miałby stać się darem wkupnym rządu PiS dla amerykańskiego hegemona, symbolicznym wyjściem z dylematu co kupić bogatemu wujowi, który wszystko ma. „Zobaczcie!” – zdają się mówić Amerykanom Kaczyński i Ziobro – „Nie ma dla nas żadnych ograniczeń, by okazać swe przywiązanie do Waszyngtonu, nieważne jest dla nas wspólne obywatelstwo, ani polskie prawo (choć mamy je w nazwie naszej partii). Dla was zrobimy wszystko! Proszę, oto ten związany degenerat, którego chcieliście!”. Jasne, że Polański, człek sprytny i handlowego podejścia do świata nie byłby sobą, gdyby całej sprawy nie uczytelnił, z korzyścią dla siebie. Kręcąc jeden z najbardziej antyamerykańskich filmów głównonurtowych ostatnich lat, „Autora widmo” – Polański tym mocniej wpisał kwestię swojej ekstradycji w kontekst polityczny, a nawet geopolityczny. „Wydając mnie okazujesz uległość Ameryce, a może nawet jesteś agentem CIA!” – zasugerował reżyser w stylu godnym Antonio Macierewicza à rebours. O tyle jednak przy tym przeszarżował – że nie przewidział (albo może uznał za konieczny koszt) zgłoszeń ochotniczych à la Kaczyński i Ziobro, ścigających się kto z nich okaże się gorliwszym realizatorem amerykańskich zachcianek.

W sprawie tej nie należy zaś ani ulegać propagandowym sztuczkom Polańskiego, ani łzawo-zakompleksionej linii obrony części jego zwolenników, ani jednak też pozornie anty-elitarystycznej linii Kaczyńskiego-Ziobro. W tego typu kwestiach proste zasady czynią przyjaciół i pozwalają uniknąć potencjalnie niebezpiecznej uznaniowości. Jeśli Polański i jego czyn nas brzydzą – to może nie oglądać jego filmów, a spotkawszy reżysera – wyniośle nie powiedzieć mu dzień dobry, ale wydawać go Amerykanom nie należy, bo na gruncie obowiązującego prawa można i trzeba utrwalić praktykę, że obywateli polskich obcym nie wydajemy.

III RP nie jest państwem suwerennym, ale jej kulawe sądownictwo jest jednym z niewielu atrybutów suwerenności, jakie nam jeszcze zostały. Dlatego warto i należy go strzec i usprawniać, a jeśli jakiś polityk odczuwa nieodpartą potrzebę podlizywania się Wielkiemu Bratu i czynienia mu prezentów – to niech czyni to osobiście i prywatnie, a nie wysługując się polską Temidą. W sprawie Polańskiego zgwałconych już bowiem w zupełności wystarczy.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Prawo, sprawiedliwość czy Amerykanie?”

  1. Nie znam się, ale chyba nie trzeba wielkiego prawnika, żeby zbadać relację między umową międzynarodowa a kodeksemi i poradzić sobie z ewentualną kolizją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *