prof. Andrzej Nowak, „Z Oleandrów w świat. Wstęp” – wprowadzenie do książki „Żołnierze Niepodległości 1914-1918” Joanny Wieliczki-Szarkowej

Z Oleandrów w świat

Tak właśnie miała być zatytułowana książka wspomnień, opisująca drogę jednego ze strzelców – chłopców i mężczyzn, którzy w sierpniu 1914 roku wyszli z tego miejsca bić się o niepodległość Polski: najpierw jako 1 Kompania Kadrowa, potem 1 Pułk Legionów, I Brygada, potem II i III, także jako POW (Polska Organizacja Wojskowa), wreszcie – Wojsko Polskie. Tę książkę dostałem do ręki we wrześniu 1978 roku, kiedy jej autor, major Antoni Stanisław Tomaszewski, żołnierz drugiej Drużyny Strzeleckiej, przyniósł ją do mojej Babci, do której smalił cholewki 60 lat wcześniej. Książka nosiła inny tytuł, bo cenzura PRL nie pozwalała wspomnieć tej nazwy: Oleandry.

Za bardzo kojarzyła się z niepodległością, z Piłsudskim, z walką przeciw rosyjskiej dominacji nad Polską. Dostałem więc od Babci książkę zatytułowaną Własną ścieżką przez życie. Była na niej dedykacja – trochę dla mnie, a trochę dla każdego, kto zechce przeczytać o wspaniałej lekcji pokolenia tych, którzy wyszli z Oleandrów – i doszli do wolnej Polski. Czytam tę dedykację dziś ze wzruszeniem: „… z wyrazami serdecznych uczuć i zachęty do kształcenia woli, bo dopiero człowiek z charakterem może być w pełni pożyteczny rodzinie i krajowi. Tę myśl kieruję do dzieci państwa Nowaków, a wnuków kochanej Honoraty… 5 IX 1978”.

Major Tomaszewski przyszedł wtedy do nas do domu – na ulicę Oleandry w Krakowie, gdzie mieszkałem od urodzenia. Woźnym w przylegającej do naszego domu szkole był jeszcze wtedy inny legionista, pan Pogan, z sumiastym siwym wąsem, podobnym do tego, jaki nosił Komendant. Inny legionista był w tej samej szkole palaczem w kotłowni: pan Bobulski – z podkrakowskiej wsi, w której mieszkał, przynosił nam jajka, starannie opakowane w popołudniową gazetę. Co rok, 6 sierpnia, kiedy wychodziłem na pobliski przystanek tramwajowy, przy Domu Legionisty na Oleandrach, zabranym przez komunistyczne władze legionistom i zagospodarowanym przez przedsiębiorstwo naftowe, widziałem kurczącą się z rocznicy na rocznicę gromadkę siwych, coraz bardziej zgarbionych Żołnierzy Niepodległości – tych, którzy byli w tym samym miejscu w sierpniu roku 1914.

Spotykali się pod gołym niebem na Oleandrach, żeby ruszyć stąd do krypty pod wieżą Srebrnych Dzwonów na Wawelu, oddać hołd Komendantowi. Oni sami po 1945 roku na żaden hołd nie mogli liczyć w państwie, które wciąż nazywało się polskim. Inaczej niż Powstańcy Styczniowi, uczczeni z rozkazu Józefa Piłsudskiego honorami wojskowymi w II Rzeczpospolitej, żołnierze tego powstania, które zaczęło się 6 sierpnia 1914 roku od wyjścia 1. Kompanii Kadrowej z Oleandrów, a skończyło się odzyskaniem niepodległości w Listopadzie 1918 i jej skuteczną obroną w Sierpniu 1920 – żołnierze najwspanialszego, bo uwieńczonego największym zwycięstwem powstania, mieli być skazani na zapomnienie. Mieli być wymazani z pamięci, bo sama niepodległość, a także przypomnienie tej siły woli, siły charakteru, którą pokolenie Oleandrów w walce o wolność wykazało – to wszystko przeszkadzało władzy, która chciała Polski znijaczonej, biernej, poddanej.

Tej pamięci nie udało się jednak zgasić. Jak owoc zakazany, korciła tysiące młodych ludzi w tamtych latach, szukających śladów Polski wielkiej, ambitnej, nieugiętej, dzielnej – i odnajdujących je w tradycji czynu niepodległościowego, w symbolu, którym stał się Józef Piłsudski i jego żołnierze. Mieszkając na Oleandrach, nie miałem daleko, by te ślady odnaleźć. Na piętrze naszego domu przy ulicy Oleandry 6 (jedynego domu mieszkalnego na tej uliczce przy krakowskich Błoniach) mieszkał pan Władysław Krygowski, autor wielu znakomitych przewodników turystycznych po polskich górach. Choć urodził się na ulicy świętego Marka, tuż przy krakowskim Rynku, to jednak pamiętał Oleandry ze swego dzieciństwa i wycieczek z początku wieku XX w ich stronę. Tak opisywał genezę tego miejsca:

„Gdzie dziś ulica Oleandry, Biblioteka Jagiellońska i Rotunda […] sporo było mokradeł, a nawet niewielki staw, zamieniający się w zimie w ślizgawkę. Stawiałem tam pierwsze kroki na łyżwach, gdy starsi już holendrowali na halifaxach. […] W sąsiedztwie stały secesyjne, białymi kolumienkami podparte budynki wzniesione w 1912 roku w związku z wystawą architektoniczną. […] Wyróżniał się kilkoma kondygnacjami letni teatrzyk Oleandry. Oleandrami nazywano kiedyś nadwiślańskie zarośla po stronie klasztoru Norbertanek, gdzie zwierzynieckie andrusy zażywały kąpieli i innych przyjemności. Kiedy szukano nazwy dla nowego teatrzyku, który był właściwie kabaretem, Leon Haraschin, urzędnik kolejowy, znany już wtedy pod pseudonimem aktorskim Leon Wyrwicz, zaproponował Oleandry.

Nazwa się przyjęła i z czasem objęła całość budynków. W tym to teatrze, gdzie w 1912 roku Leon Wyrwicz produkował się w swych słynnych monologach, dwa lata później nocowali legioniści Pierwszej Kadrowej przed wyruszeniem 6 sierpnia do Kielc”. (Władysław Krygowski, W moim Krakowie nad wczorajszą Wisłą, Kraków 1980, s. 94-95).

Oleandry – dziś mała, schowana za Biblioteką Jagiellońską uliczka w Krakowie – weszły do historii 6 sierpnia 1914 roku o godzinie 3 rano. Choć od krakowskiego Rynku oddalone są o mniej niż półtora kilometra, w granice miasta włączone zostały zaledwie cztery lata wcześniej, wraz z całym Półwsiem Zwierzynieckim i wielkimi Błoniami, na których wypasano krowy, ale też chętnie organizowano wojskowe ćwiczenia i defilady (w 1809 roku taką defiladę odbierał na Błoniach książę Józef Poniatowski, a w 1849… car Mikołaj I, wyprawiający swe wojska na Węgry). Bliskość Błoń była powodem, dla którego to właśnie na Oleandrach usadowili się strzelcy przygotowywani pod komendą Józefa Piłsudskiego do zbrojnej walki o Polskę. Sam Komendant rezydował najczęściej w kawiarni Esplanada na rogu niedalekiej ulicy Krupniczej i Podwala. W tej atmosferze młodopolskiego Krakowa, kawiarni, teatrzyków, pięknych kwiatów, zaraz obok swojskich krów na Błoniach, pod Kopcem Kościuszki, tworzyło się pierwsze ochotnicze wojsko walczącej o odrodzenie Rzeczypospolitej. Na Oleandrach ćwiczyli swoje umiejętności militarne młodzi chłopcy (najmłodsi, którzy wyjdą stąd w bój, mieli lat 14), rzemieślnicy, studenci, zbiegowie z zaboru rosyjskiego.

Kiedy 28 lipca 1914 roku Austro-Węgry wypowiedziały wojnę Serbii, a następnie Rosja rozpoczęła mobilizację, w Oleandrach zaczął się wielki ruch. 1 sierpnia Piłsudski wydał polecenie mobilizacji strzelców – rozkaz roznosili gońcy. Strzelcy, odprowadzani przez dziewczyny, siostry, rodziców, spotkali się na Oleandrach. Major Antoni Tomaszewski, wtedy młodziutki chłopak z krawieckiego warsztatu z ulicy Karmelickiej, od roku ochotniczo ćwiczący umiejętności wojskowe w Polskich Drużynach Strzeleckich, tak wspominał ten moment:

„Dnia 1 sierpnia 1914 roku, odprowadzony przez trzy panienki, moje młodsze koleżanki [czy była wśród nich moja Babcia? – AN], przybyłem do Oleandrów. Było tu już bardzo rojno. Wyczuwało się atmosferę radosnego podniecenia, które ogrania przybywających. Krótkie powitania. ‘Serwus, Syrek’ lub ‘serwus, Bartosik’ (mój pseudonim), czy też, ‘cześć, kolego 101’, po czym każdy zajmował się sobą. Na murawie w różnych miejscach widniały rozrzucone koce, bielizna, swetry, skarpetki, obuwie, manierki i tym podobne artykuły potrzebne żołnierzom. Były to dary różnych firm prywatnych i poszczególnych osób. Każdy brał z tego to, co mu było potrzebne.

[…] Gdy wszyscy uzupełnili swoje braki w wyekwipowaniu, nastąpiło pewne odprężenie i już przy najbliższym posiłku żarty i dowcipy, tworzone ad hoc, zastępowały nam deser. Lato 1914 roku było wyjątkowo ciepłe i pogodne, nie trzeba było więc stawiać namiotów na te kilka dni pobytu w Oleandrach. Posłanie ze słomy i plecak pod głową zapewniały nam dostateczne warunki do krzepiącego snu i przygotowywały do wojaczki.

Dnia 4 sierpnia odbyła się na krakowskich Błoniach przysięga. Odbierał ją od nas generał austriacki Baczyński [Rajmund]. To historyczne wydarzenie opiewała później utworzona piosenka, śpiewana na nutę dziadowską:

Austryjacki generał
Som przysiengie odbiroł.
Wiara bardzo się cieszyła,
Ręce nogi podnosiła,
A to ci heca była.

Czy na morzu, czy londzie,
Czy kto stoi, czy siondzie,
Czy kto tłusty, czy mizerny,
Zawsze Austrii będzie wierny.
O Boże miłosierny!”
(Antoni S. Tomaszewski, Własną ścieżką przez życie, Kraków 1978, s. 20-21)

Dzień wcześniej odbyła się na Oleandrach inna uroczystość, bardziej serio przez młodych chłopców traktowana. Opisu tej uroczystości cenzura PRL już jednak majorowi Tomaszewskiemu nie przepuściła. 3 sierpnia Piłsudski połączył chłopców z nowosądeckiego kursu Polskich Drużyn Strzeleckich i członków Związku Strzeleckiego. Utworzył oddział bojowy, który zasłynie pod nazwą 1. Kompanii Kadrowej. Patrzę na was jako na kadry, z których rozwinąć się ma przyszła armia polska – przemówił do jej żołnierzy Piłsudski. Pierwsza Kompania Kadrowa powstała z połączenia najlepszych żołnierzy Polskich Drużyn Strzeleckich (pod komendą Stanisława Burhardta „Bukackiego”) oraz Związku Strzeleckiego (dowodzonych przez Tadeusza Kasprzyckiego).

Przypomnieć tu warto, że Związek Strzelecki, legalna organizacja paramilitarna, założona została w zaborze austriackim we Lwowie w kwietniu 1910 r., a wkrótce potem, pod nazwą Towarzystwo „Strzelec”, także w Krakowie. Powołana z inicjatywy tajnego, utworzonego dwa lata wcześniej Związku Walki Czynnej (ZWC), miała faktycznie przygotowywać młodych ludzi do walki o niepodległość Polski w momencie wybuchu wojny między zaborcami.

Komendantem Głównym „Strzelca” był Józef Piłsudski (formalnie organizację nadzorował początkowo Wydział Związku Strzeleckiego z Władysławem Sikorskim na czele); funkcję szefa sztabu pełnił (od 1912) Kazimierz Sosnkowski; komendantem Okręgu Lwowskiego i zrazem redaktorem odpowiedzialnym pisma „Strzelec” był Edward Śmigły-Rydz. Ochotnicy – w większości pochodzenia chłopskiego i inteligenckiego – utworzyli blisko 200 kół, przede wszystkim w okręgu krakowskim (blisko 4 tys. członków) i lwowskim (ponad 1200). Ubrani w szare (później szaroniebieskie) mundury, wyróżniające się od armii austriackiej, polscy strzelcy ćwiczyli umiejętności wojskowe mając do dyspozycji ok. 800 karabinów, w większości przestarzałych. Każdy był dumny z charakterystycznej dla ich formacji czapki-maciejówki z orzełkiem.


___________

Co z tego zostało? „Na Oleandrach zamek karabinu / Nie szczęka więcej i Błonia są puste. / W piechurskich butach odeszli esteci…” – te słowa z Traktatu poetyckiego (1957) Czesława Miłosza mówią nie tylko o przemijaniu ludzi, dźwięków i miejsc, związanych z legionową historią. Świadczą one także, podobnie jak inne, wciąż ponawiane nawiązania literackie do tej historii, o jednym z istotnych sposobów trwania legendy, jaką zostawili po sobie „esteci” polskiej niepodległości.

Ale zostało coś więcej niż legenda. Powstało na nowo państwo polskie. Powstało przez wysiłek dyplomatyczno-propagandowej akcji, którą kierował Roman Dmowski. Powstało przez ogromny wysiłek setek tysięcy ludzi, którzy coś dla tej niepodległości zrobili, poświęcili – niezależnie od tego, czy świeciła im gwiazda Komendanta, „Pana Romana”, czy wiara w chłopskiego przywódcę – Witosa. Powstało jednak także, a może przede wszystkim dlatego, że młodzi Polacy powstali do zbrojnej walki o swoją Ojczyznę. I byli potem, w roku 1918, w roku 1920 gotowi bronić jej, walczyć o nią.

Z ich poświęcenia wyrosła duma II Rzeczpospolitej. Został z tego poświęcenia etos żołnierza niepodległości. Ten sam, który odezwał się na frontach II wojny – od Westerplatte do Monte Cassino i Powstania Warszawskiego. Ten sam, który w nowej formie, wzmocnionej błogosławieństwem Jana Pawła II, odrodził się w „Solidarności”, w Sierpniu 1980. Został etos – czyli charakter. Ten, o formowanie którego apelował już do mojego pokolenia żołnierz z Oleandrów, major Tomaszewski.

Piękna książka Joanny Wieliczki-Szarkowej ten etos odnawia, przypomina, portretując najpiękniejsze chwile w życiu najszczęśliwszego pokolenia Polaków w XX wieku: tego, które wywalczyło niepodległość. Niektórzy swe życie oddali w walce już w roku 1914, 1915, 1918, 1920. Inni żyli jeszcze długo – świadkowie tego etosu.

Czy coś jesteśmy im winni? Może namysł nad dzisiejszym sensem niepodległości, nad tym, co my możemy dla niej zrobić. I pracę nad charakterem – naszym i naszych dzieci: żeby do niepodległości dorastać.


___________

Tytuł: Żołnierze Niepodległości 1914-1918.

Autor: Joanna Wieliczka-Szarkowa Wydawca: Wydawnictwo AA, Kraków 2013 r.

O książce informowaliśmy tu: https://konserwatyzm.pl/artykul/11162/ukazala-sie-ksiazka-zolnierze-niepodleglosci-1914—1918-aut

Dr Joanna Wieliczka-Szarkowa, historyk, autorka książek: III Rzesza. Narodziny i zmierzch szaleństwa (Kraków 2006); Józef Piłsudski 1867-1935. Ilustrowana biografia (Kraków 2007); Czarna Księga Kresów (Kraków 2012), Żołnierze Wyklęci. Niezłomni bohaterowie (Kraków 2013), Wołyń we krwi 1943 (Kraków 2013). Współautorka książki W cieniu czerwonej gwiazdy. Zbrodnie sowieckie na Polakach (1917-1956) (Kraków 2010), oraz serii książek historycznych dla dzieci Kocham Polskę.

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *