prof. Anna Raźny: „Kulturalne” sankcje Polski

Sankcje  Zachodu wobec Rosji były od dawna zapowiadane przez polityków poszczególnych rządów i związane z nimi (najczęściej podporządkowane im) media,  a także środowiska opiniotwórcze. Miały być karą za ponowne przyłączenie do niej Krymu i  „destabilizację” Ukrainy. Polska domagała się sankcji najgłośniej i stanęła obok Ameryki na czele krucjaty antyrosyjskiej rozumianej jako zapowiedź wojny z Rosją. Każdy myślący obserwator tej krucjaty zdaje sobie sprawę z tego, do czego prowadzi taktyka osaczania Federacji Rosyjskiej, jaką rolę w globalnej polityce USA odgrywa przewrót na Ukrainie i zapoczątkowana przez majdan kijowski wojna domowa. Łatwo też domyślić się, jaki cel ma antyrosyjska propaganda amerykańsko-unijna – uzyskanie przyzwolenia tzw. światowej  opinii publicznej na militarne zaatakowanie Rosji.

Ze strony USA to nie tylko próba obrony dolara przed detronizującą go finansową polityką grupy BRICS, a jednocześnie próba zachowania pozycji supermocarstwa. To nade wszystko walka ideowa NWO z tradycją narodową i  starym  porządkiem wartości, których rzecznikiem staje się Rosja. Globaliści działający pod flagą USA, również europejscy,  spieszą się. Chcą bowiem narzucić swój porządek świata nowym państwom i społeczeństwom zanim BRICS  zaproponuje swój – alternatywny dla globalnego wyzysku, dla globalnej lichwy,  a nade wszystko dla globalnej, zmakdonaldyzowanej, genderowej  kultury, kształtującej globalnego człowieka i  uderzającej w każdą narodową kulturę. W tym wymiarze zniszczenie Rosji, która stawia opór temu cywilizacyjnemu megatrendowi, jest dla zachodnich globalistów zadaniem numer jeden. W tej sytuacji każda prowokacja wobec Moskwy może stać się zapłonem światowego pożaru. Władimir Putin świadom jest  tego, iż niewyobrażalne zagrożenie ludzkości jest realne, dlatego popiera wszelkie nowenny, peregrynacje cudownych ikon i pielgrzymki do miejsc świętych w intencji Rosji. Nade wszystko umacnia w Rosji wartości chrześcijańskie.

Niestety, polskie elity polityczne i opiniotwórcze – z katolickimi włącznie – pragną w tym śmiercionośnym konflikcie odegrać nie tylko rolę herolda, zapowiadającego wojnę, ale – przede wszystkim – takiego podżegacza do niej, który pragnie jej przyspieszenia. Gdy Siergiej Ławrow jako minister spraw zagranicznych Moskwy studził w lipcu bieżącego roku zapał UE w narzucanym przez administrację Białego Domu antyrosyjskim kursie sankcyjnym, polski minister Radosław Sikorski objeżdżał Unię Europejską i domagał się od Brukseli jak największego zaostrzenia tego kursu i jak najszybszego jego wdrożenia. Karne działania Stanów Zjednoczonych i podporządkowanych im sojuszników Ławrow skwitował trafnie: Unia jest trzymana krótko na pasku Waszyngtonu. Używając poetyki rosyjskiego ministra, stwierdzić należy, że Polska jest trzymana na tym pasku jeszcze krócej niż Bruksela – tuż przy nodze swego największego „sprzymierzeńca”. Wsparła USA w zorganizowaniu kijowskiego „Majdanu” i przeprowadzeniu zamachu stanu na Ukrainie, którego konsekwencją było  wypowiedzeniu przez jej nowe, faszystowskie władze wojny zbuntowanym mieszkańcom południowo-wschodniej części kraju. Dodatkowo jednak jako jedyna wprowadziła swoje sankcje wobec Rosji – aby wypaść lepiej od pozostałych państw, trzymanych na pasku amerykańskim. Odwołała bowiem firmowany przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych, a przygotowywany od dłuższego czasu przez różne instytucje i środowiska, nade wszystko kulturalne, naukowe i społeczne –  „Rok Polski w Rosji”, którego zwierciadlanym odbiciem miał być „Rok Rosji w Polsce”. Te polskie sankcje, uderzające nade wszystko w polsko-rosyjskie relacje  w sferze kultury, obliczone były na podwójny efekt. Z jednej strony miały być dla innych państw trzymanych na amerykańskim pasku przykładem antyrosyjskiej krucjaty kulturowej. Z drugiej – miały zniechęcić, czy wręcz przymusić Moskwę  do odwołania „Roku Rosji w Polsce”.  Skończyły się jednak fiaskiem – nie zachęciły unijnych państw do podobnych działań, nie zmusiły także do kulturowych retorsji rosyjskich władz.

Tak więc Polska jako lider antyrosyjskiej krucjaty na tym odcinku wypada blado. Dlaczego jednak trzyma się kurczowo pozycji lidera?   

Każdy przecież, kto choć trochę orientuje się w trudnościach związanych z normalizacją stosunków polsko-rosyjskich po 1989 roku, przyznać musi, że jest ona trudna nade wszystko w sferze szeroko rozumianej kultury czy – zgodnie z rozróżnieniem niektórych teoretyków – kultury i cywilizacji, stanowiących determinanty kształtujące mentalność Polaków i Rosjan.  Pewne nadzieje na wzajemne otwarcie i przejście na grunt dialogu zrodził wystosowany w sierpniu 2012 roku przez ks. arcybiskupa Józefa Michalika i patriarchy Cyryla apel o pojednanie narodów. Stał się on jednak  solą w oku wszystkich polskich – również katolickich – amerykanofilów, nade wszystko jednak hojnie sponsorowanej przez USA i Izrael – jako beneficjenta globalnej polityki Waszyngtonu – amerykańskiej agentury wpływu, oddziałującej skutecznie nie tylko na sferę polskiej polityki, ale również kultury i nauki. „Kulturalne” sankcje Polski wobec Rosji to ich symboliczne zwycięstwo  w antyrosyjskiej krucjacie – obejmuje bowiem sferę mentalności, w której zaistnieć miały aksjologiczne podstawy dla urzeczywistnienia historycznego apelu o pojednanie. Polska dała światu do zrozumienia, że jest jego sumieniem w organizowaniu krucjaty przeciw Rosji.  Nie jest to jednak sumienie podporządkowane prawu naturalnemu ani też – tym bardziej – prawu Bożemu i z niego wypływającym wartościom chrześcijańskim. Sumienie uczestniczących w antyrosyjskim kursie polskich amerykanofilów jest podporządkowane „wartościom europejskim” i wartościom NWO. Dla  globalnej polityki stanowią one nową aksjologię, w której mamy do czynienia – podobnie jak w epoce komunizmu –  z odwróconymi znaczeniami podstawowych pojęć etycznych i epistemologicznych.  Zło jest lansowane jako dobro, kłamstwo jako prawda. Przykłady można mnożyć. Rzuca się w oczy nazywanie kijowskiego zamachu stanu walką o demokrację, a dokonywanego przez faszystowskie władze ukraińskie ludobójstwa w Odessie, Republice Donieckiej i Ługańskiej – walką o wolność Ukrainy.  Identycznie zachowują się polscy amerykanofile w odniesieniu do Bliskiego Wschodu, wspierani przez ideologów syjonizmu. Nie tylko ukrywali przed polską opinią publiczną informacje o dokonywanym w świecie islamu ludobójstwie chrześcijan i różnych mniejszości religijnych, nie tylko milczeli na temat zbrodni wojennych Izraela – nade wszystko w strefie Gazy – ale stawali i stają jawnie po stronie  agresorów – ludobójców w Iraku,  Libii, Syrii, Palestynie. Nawet teraz, gdy świat zaczął się domagać zapobieżenia dalszym działaniom ludobójczym, milczą. Nie słychać, aby ci, którzy u boku USA zaatakowali przed kilkunastu laty Irak i poprzez wojnę oraz okupację spowodowali w nim islamską rewolucję,  poczuwali się do jakiejś winy w obliczu dokonywanej tam obecnie przez zwolenników islamskiego Kalifatu eksterminacji chrześcijan. Polscy amerykanofile uważają, że informacje o nalotach amerykańskich na pozycje islamistów uspokoją opinię publiczną i zmażą ich winę oraz zdejmą z nich historyczną i moralną odpowiedzialność za losy nie tylko Irakijczyków, ale również chrześcijan.  Judasze chrześcijaństwa. 

Dla legitymizowania swoich proamerykańskich i proizraelskich postaw wobec sytuacji na Bliskim Wschodzie budują mity kulturowo-cywilizacyjne, użyteczne w sterowaniu oraz  zarządzaniu kryzysami – dostosowane do potrzeb NWO. Szafują więc pojęciem cywilizacji judeochrześcijańskiej, która nigdy nie istniała i o której nie mówią żadne teorie cywilizacyjne. Mało tego, często pojęciem tym usiłują wymusić uległość polskich katolików wobec polityki USA i Izraela ci sami, którzy w odniesieniu do Rosji lansują pojęcia Feliksa Konecznego, wyraźnie przeciwstawiającego cywilizację łacińską cywilizacji żydowskiej. Przeciwstawienie to ignorują, a koncentrują się na tym, które jest użyteczne w krucjacie przeciw Rosji. Na akcentowaniu różnic między łacińskim i bizantyjsko-turańskim  ukształtowaniem cywilizacyjnym.  W ataku na Rosję stają się nagle łacinnikami ci sami, którzy nimi nie są w sprawach Bliskiego Wschodu. Zmieniają kryteria poznawcze i paradygmaty dla celów globalnej polityki USA i jego sojuszników. Ignorują zasady logiki i fakty historyczne. Nie są w stanie podejść twórczo do typologii cywilizacji Konecznego, powstałej w epoce komunizmu, która unicestwiła w Rosji   bizantyjskie fundamenty cywilizacji, opierając się na turańskich – gromadnościowych. Tymczasem powrót narodu rosyjskiego do tradycji i do chrześcijaństwa jest faktem, który winien być przymusem aksjologicznym i epistemologicznym do przewartościowania koncepcji Konecznego. Obecnie o  kształcie cywilizacji  Rosji decyduje jej chrześcijańska przeszłość i chrześcijańskie wartości, a nie piętno niewoli mongolskiej i jej pozostałości turańskie. Ideologiczne zaślepienie amerykańskiego lobby w Polsce jest jednak tak piramidalne, że woli ono wybrać w swej propagandzie przemilczanie faktów i omijanie prawdy, niż  w jakimkolwiek stopniu przeciwstawić się neokońskim ideologom NWO.

Amerykański pasek elit rządzących Polską po okrągłym stole jest na tyle twardy, że nawet elastyczne podejście do rosyjskiej aksjologii w sferze kultury, a nade wszystko religii  byłoby dla Warszawy gestem niemal heroicznym na rzecz wartości, określonych przez Maxa Schelera mianem pozytywnych. Modalna hierarchia wartości, zgodnie z założeniami Schelera, przedstawia je w porządku rosnącym – od najniższych do najwyższych, w szeregu pozytywnych i odpowiadających im negatywnych. Są to wartości oznaczające to, co przyjemne i nieprzyjemne, użyteczne i nieużyteczne, szlachetne i nieszlachetne (tym przypisane są wartości witalne), duchowe oraz kulturowe (m. in. moralne, poznawcze, prawne) oraz ich przeciwieństwo i – stojące na szczycie – wartości religijne, które dzielą się na święte i nieświęte. W  Schelerowskiej hierarchii i zarazem typologii, te  wartości, które dominują w sferze kultury i religii, mają nacechowanie  pozytywne. Świadomie bądź podświadomie wyczuwa to nacechowanie każdy aksjologicznie ukształtowany umysł, również ten, któremu obca jest filozofia wartości i Schelerowska ich hierarchia, a nie jest obce prawo naturalne.

W świetle wartości, „Rok Polski w Rosji” miał być ważnym elementem kształtowania relacji polsko-rosyjskich ponad podziałami politycznymi – rosyjską geopolityką i polską opcją transatlantycką. Mógł też być ważnym krokiem w stronę pojednania, o które apelowali ks. arcybiskup Józef Michalik i patriarcha Cyryl. Pojednanie to jest tym bardziej aktualne w obliczu wojny domowej na Ukrainie i rysującej się w jej horyzoncie wojny światowej. Odwołanie przez Polskę tego „Roku…” to krok wstecz, powrót do wrogich pozycji i odwrót od wartości pozytywnych.   To świadectwo głębokiego kryzysu nie tylko kulturowego i intelektualnego, ale również duchowego elit rządzących Polską. 

prof. Anna Raźny

/ame/

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “prof. Anna Raźny: „Kulturalne” sankcje Polski”

  1. „…Obecnie o kształcie cywilizacji Rosji decyduje jej chrześcijańska przeszłość i chrześcijańskie wartości, a nie piętno niewoli mongolskiej i jej pozostałości turańskie. …” – należałoby raczej powiedzieć „o kierunku rozwoju” lub „o docelowym kształcie” cywilizacji Rosji. Rosja jest jednym z niewielu krajów, w których to WŁADZA wybrała (niezaleznie od motywów) kierunek rozwoju zgodny/niesprzeczny z postulatami tradycyjnej doktryny chrześcijańskiej, niezależnie od żałosnego dziedzictwa zydokomuny i Jecynowskiej smuty. To rózni Rosję od tzw. Zachodu, który nie mając tak okropnych doświadzeń, niejako na własne żądanie wybrał rozwój w kierunku antywartości. Nie ma, oczywiście, żadnych gwarancji, że Rosji sie uda. Moze być tak, że poziom „zzachodniaczenia” społeczeństwa jest/stanie sie tak duży, że nie bedą chcieli re-chrystianizacji i wybiorą tzw. „wartości” demoliberalnego Zachodu. Poczekamy-zobaczymy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *