Przewalutowany hejt

„A po co oni brali te kredyty, kapitaliści jedni?! Cwaniakować chcieli, dobrze im tak!” – nastawienie tzw. szarego Polaka do frankowiczów wydaje się być jednoznacznie negatywne. Ci, którzy wzięli kredyty w złotych i skorzystali na kolejnych obniżkach stóp wydają się szczerze radować, że gorzej powiodło się odważniejszym, ryzykującym zobowiązania w obcej walucie. Cóż, jest ryzyko – jest zabawa. Liberałowie nie lubią zadłużonych – bo przecież wiedzieli co robią, więc czemu zawracają głowę? Socjaliści też za nimi nie przepadają, bo pachną kapitalizmem, braniem spraw we własne ręce no i kombinowaniem jak tu stracić najmniej (jakby to była jakaś wada i ktoś postępował inaczej…).

Oczywiście, robienie sprawy narodowej ze wzmocnienia się franka wobec euro to też gruba przesada, jednak w sprawnie działającym państwie – faktycznie nie byłby to problem polityczny, bowiem zadłużeni, uważając się za wprowadzonych w błąd przez banki – mogliby dochodzić swych praw w sądach. U nas jednak wymiar sprawiedliwości działa podobnie, jak i reszta organów publicznych, a więc kredytobiorcy nie widzą innych możliwości, niż kołatać o wsparcie do wszystkich możliwych instytucji. To z kolei potęguje zniecierpliwienie i złość pozostałych „to mamy spłacać ich długi?!” – denerwują się. Przez 25 lat zabito w Polsce elementarny solidaryzm, wizja w pełni zatomizowanego (czyli w zasadzie nieistniejącego społeczeństwa) łączy dziś i zwolenników władzy, i opozycji, i milczącą, niegłosującą większość. Czy to wyznając wiarę w liberalne zasady w rodzaju „chcącemu nie dzieje się krzywda”, czy też popadając w alienację – Polacy faktycznie nie chcą sobie nawzajem pomagać.

W dodatku żyjemy w kraju, w którym pojęcie na temat ekonomii jest więcej niż mgliste, stąd kredyt (wbrew nazwie) zapewne większość Polaków zapisałaby w bilansach w pozycji „ma”, a nie „winien”. Oczywiście inaczej rzecz się ma w momencie, kiedy sami zmuszeni jesteśmy się zadłużyć – kupując mieszkanie, samochód, czy choćby sprzęt RTV na raty. Innych dłużników odruchowo traktujemy jednak jako bogaczy, cwaniaków, ogólnie krętów, którzy wspólnie bankami uczestniczą w jakichś niejasnych szwindlach. Czy to mści się brak „prawdziwego” kapitalizmu w historii Polski, przez co nie przyzwyczailiśmy się do mechanizmów finansowych, wgryzionych w samą istotę cywilizacji zachodniej (nb. to właśnie w dużej mierze rozstrzyga o naszej przynależności do Wschodu, jakkolwiek byśmy tego faktu nie wypierali i negowali)? Przed laty podobną nienawiść odczuwano wobec rolników wpędzonych w pułapkę zadłużenia jedną arbitralną decyzją Leszka Balcerowicza. Choć przecież długi narosły nie z winy kredytobiorców, a dlatego, że jednego dnia o kilkaset procent (do tysiąca) podniesiono oprocentowanie pożyczek, a rolnicy przecież nie kupowali sobie perkusji i wczasów Bułgarii, tylko sprzęt i środki produkcji – ówczesny hejt stworzył w końcu „Samoobronę”, kiedy w końcu rolnicy zrozumieli, że nikt się o nich nie upomni i muszą zrobić to sami. Z czasem przyszła refleksja, że ich problem – jest tylko jednym z wielu, składających się na patologię, zwaną III RP.

Dlaczego tym razem nie jest podobnie, a więc czemu 800 tysięcy frankowiczów nie jest w stanie się zorganizować i od kilku już lat pokornie bierze w skórę? Hiszpania i Chorwacja załatwiły sprawę orzeczeniami sądowymi, Węgry – ustawowo. U nas prawodawcy i sędziowie rozkładają bezradnie ręce w tradycyjnym „to się nida zrobić!”, bo kredytobiorcy, poza oczywistym swym oczywistym, zasadniczym problemem wciąż nie stanowią wspólnoty, nie potrafią określić swego interesu innego niż same rosnące raty. Obrażają się na państwo, oczekują współczucia – ale nie chcą zrozumieć, że zły jest cały system, cała opcja wyprzedaży banków, cała polityka walutowa i gospodarcza, a nie tylko ich własna umowa kredytowa.

Wbrew pozorom bardzo łatwo byłoby zaradzić problemom frankowiczów bez obciążania budżetu państwa, choć faktycznie np. aktem prawnym minimalnie tylko ograniczającym i tak ogromne zyski banków. Dlaczego? – jak zapytałby każdy liberał i produkt ćwierćwiekowej indoktrynacji w Polsce. Bo jesteśmy społeczeństwem (narodem, jeśli ktoś woli), a więc hydraulicznie można i należy regulować problemy w jego obrębie, wobec którego międzynarodowa finansjera jest przecież ciałem obcym i wrogim. „A jak ja wpadnę w kłopoty, to mi też państwo ma pomagać?!” – oburzą się ortodoksi. Owszem, w granicach rozsądku i w nawiązaniu do skali problemu – po to przecież państwo wymyślono, co przyznają przecież nawet najwięksi minarchiczni ortodoksi. Zwłaszcza, że przecież zmniejszenie stopnia niezależności zglobalizowanych, apatrydzkich banków – jest także państwowym (narodowym, społecznym, jak kto woli) interesem Polski. Niezależnie od tego jak bardzo prywatnie nas cieszy, że nielubiany sąsiad ma kłopoty ze spłatą zaciągniętego kredytu.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Przewalutowany hejt”

  1. Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha, stwierdził: „Zaskakujące i nieznajdujące uzasadnienia jest wtrącanie się nadzoru [bankowego] i próba nauczania banków detalicznych prowadzenia biznesu. Niedopuszczalna jest w Polsce praktyka, że pozaparlamentarnymi zakazami próbuje się regulować to, co wolno będzie bankom. To bezpodstawna ingerencja w sferę, którą rynek powinien regulować sam. Prawo stanowi, iż można brać kredyty w dowolnej walucie. Tymczasem, gdy banki nie będą mogły udzielać kredytów walutowych mimo rosnącego na nie popytu, będzie to ingerencją w prowadzenie działalności gospodarczej. Nie można ingerować w obszar roztropności banku i jego klienta.” *********** A tutaj akcja `Chcemy ryzykować!’: http://www.money.pl/banki/protest/

  2. A prof. Modzelewski uważa tak: http://www.polskatimes.pl/artykul/965379,prof-witold-modzelewski-700-tys-polakow-nabitych-w-kredyty-we-frankach-moze-wygrac-w-sadzie,id,t.html?cookie=1 Generalnie dobre rady dla frankowiczów przypominają nieco pouczanie napadniętego w ciemnym zaułku, żeby choćby nie wiem co, nie naruszył zasad czystej walki i przede wszystkim ładnie stał w pozycji, nieważne, że kopią go w krocze. Nie chodzi o to, żeby za każdą cenę trzymać się świętych zasad tej czy innej ideologii – tylko żeby zarabiać, a w każdym razie nie tracić. Wiedzą o tym banki, czemu więc nie wolno tak postępować ich klientom?

  3. Prywatyzować zyski i uwspólniać straty. Już w 2006 r. na targach nieruchomości doradca przekonywał, żeby nie bać się franka, bo gdyby coś się stało z kursem, to zrzucą się podatnicy…

  4. Konsument jest na ogół ciemny a banki to lichwiarze i oszuści. Nic nowego pod słońcem. Są oczywiście sądy (już poszły pozwy zbiorowe) ale to marność nad marnościami. Wszystko to można sobie u Syracha i Koheleta wyczytać.

  5. Czasem tak to wygląda jak na linkowanym blogu sędziego. Nie zawsze jednak winna jest głupota tylko źle (lekkomyślnie) skalkulowane ryzyko. Wtedy zostaje wyrok sądu ochrony konkurencji i konsumentów uznający za niedozwolone niektóre klauzule o przewalutowaniu (np. „W przypadku kredytu indeksowanego kursem waluty obcej kwota raty spłaty obliczona jest według kursu sprzedaży dewiz, obowiązującego w Banku na podstawie obowiązującej w Banku Tabeli Kursów Walut Obcych z dnia spłaty”), co jednak nie rozwiązuje samego problemu indeksowania kredytu w walucie obcej. Pozostaje zatem klauzula rebus sic stantibus z art. 357 „1” kodeksu cywilnego. Oczywiście taka sprawa to droga przez mękę. Sędziowie nie lubią stosować klauzul generalnych.

  6. Czyli zakazujemy ludziom podejmowania ryzyka, likwidujemy mechanizm rynkowy i wprowadzamy gospodarkę planową? Musi być równość wobec prawa dla osób w podobnej sytuacji. Wie Pan ilu ludzi potraciło na foreksie? Czym różni się ten, który zbankrutował bezpośrednio na walucie od tego, który miał forex wbudowany w kredyt? Jeden i drugi może być w identycznej sytuacji majątkowej z komornikiem na karku. Inny przykład: co jeśli ktoś kupił akcje JSW po 97 zł, gdy minister zapewniał, że to okazja, a teraz może za nie dostać 20 zł? Co jeśli ktoś kupił kupił ropę po cenie sprzed roku z dostawą w tym roku? Tam, gdzie jest wolność, musi być odpowiedzialność. Uważam, że osoby, które żądają uwolnienia od zobowiązań, powinny być automatycznie częściowo ubezwłasnowalniane. Nie chcesz odpowiedzialności, oddawaj wolność. Pozwalanie na prywatyzację zysków i uwspólnianie straty, to niezwykłe narzędzie demoralizacji. Mnie autentycznie w 2006 doradca przekonywał, że gdyby stało się coś niezwykłego z frankiem, to rząd będzie musiał to wziąć na siebie, bo to już będzie problem polityczny. Jeśli państwo zrealizuje te oczekiwania, to następnym razem historia się powtórzy na większą skalę. To nie będzie już frank, tylko nowa historia, ale ludzie zawsze będą chcieli przerzucać straty na innych. Jeśli dziś Kowalski zapłaci za franki Nowaka, to potem gdy Kowalski na czymś straci, tym chętniej będzie uczestniczył w zamieszkach by jego zobowiązania pokrył Nowak. To są rzeczy banalne, zrozumiałe dla rozwiniętego 10 latka…

  7. Wprowadzamy elementarną uczciwość i każemy oszustów. Wg psychologii rozwojowej dzieje się to ok. 3 roku życia, bo w tym wieku następuje wdrożenie do reguł społecznych a wraz z nim możliwość oszukiwania, która niektórym utrwala się jako ich osobowość (czasem nazywa się to nawet liberalizmem). Za oszukiwanie klientów bzdurami o „całkowicie stabilnym franku” ponosi się odpowiedzialność. Tak w Kodeksie cywilnym stoi. Trzeba mieć odwagę i powiedzieć klientowi „proponuję panu bardzo ryzykowny kredyt” a nie UKRYWAĆ przed nim tę okoliczność: rząd weźmie na siebie itd. Gdzie jest równowaga kontraktowa jeśli bank ma WIEDZĘ a kredytobiorca ma tylko RYZYKO. Nawet ustalenie przelicznika kursu, bank zastrzega dla siebie. Psychopatyczne oszukiwanie dla zysku zamiast empatii. To żadna wolność tylko feudalizm. A gdzie „jeden drugiego ciężary noście”? Nie ma umysłu prywatnego, ani prywatnego języka, ani prywatnej moralności i kultury. Wszystkie mechanizmy kognitywne, które umożliwiają człowiekowi wolność, bazują na uspołecznieniu, wzajemnym zaufaniu, pomaganiu sobie i karaniu łamiących reguły.

  8. Dyskusja toczy się, w dosyć szczególnym, oderwaniu od faktów… Najpierw p. Rękas, z widoczną wprawą demagoga, tłumaczy, że wszyscy jesteśmy winni… i powinniśmy być solidarni z tymi, którzy stracili na tym interesie… Ale to przecież nie jest prawda! Są – jak najbardziej – tacy, którzy na tych kredytach *zyskali*! Może to – przede wszystkim – oni powinni wykazać się solidarnością i przekazać swoje zyski tym, którzy stracili? **** Poza tym, wprowadzona w 2006 roku Rekomendacja KNB nakazywała, by banki informowały klientów o ryzyku walutowym i potwierdzali oni swe poinformowanie poprzez podpis na dokumencie. Ci, którzy wzięli po wdrożeniu tej rekomendacji kredyt własnym podpisem potwierdzili, że sami chcieli zaryzykować. Więc, o co chodzi? **** Ale może p. Rękasowi chodzi o to, by nie przypominać, że Rekomendacja była, i że z nią walczono – a co najważniejsze – *kto walczył*? Bo, to chyba oni powinni w pierwszej kolejności wykazać się solidarnością z tymi, którzy stracili?

  9. 1. „Za oszukiwanie klientów bzdurami o „całkowicie stabilnym franku” ponosi się odpowiedzialność. Tak w Kodeksie cywilnym stoi.” Po pierwsze, oszustwo to kodeks karny. Po drugie, jest swobodna ocena dowodów i sąd na pewno będzie brał pod uwagę, że klient poczuł się nagle oszukany po kilku latach, jak mu spekulacja nie wyszła. Gdy w pierwszych latach płacił mniej niż złotowicze, to oszukany się nie czuł. Po trzecie, trzeba oszustwo (bądź cywilny podstęp) udowodnić. Po czwarte, bank nie znał przyszłych kursów tak samo jak klient. Po piąte, bank udzielający kredytów nie emituje franka. On sam bierze kredyt we frankach np. wg LIBORu i udziela go detalicznie z marżą, która jest jego zyskiem. Po szóste, proszę zwrócić uwagę, co się stało z akcjami banków po wzroście franka. Całkiem solidnie spadły, bo to im nie daje dodatkowego zysku! Po siódme, kurs franka nie był rzeczą tajną. Nikt nie pokazywał sfałszowanych wykresów historycznych. Nikt nie zwalnia klientów od myślenia. Po ósme, jeśli kurs franka wróci do kursów sprzed kryzysu (żaden trend nie jest wieczny), to oszukani będą złotówkowicze? 2. „Trzeba mieć odwagę i powiedzieć klientowi „proponuję panu bardzo ryzykowny kredyt” a nie UKRYWAĆ przed nim tę okoliczność”” Adresuje Pan tę uwagę tylko do kredytów, czy też jest Pan konsekwentny? W sklepach powinny Pańskim zdaniem wisieć afisze: „chińskie gówno”, „marne jedzenie”? Być może tak powinno być, ale w takim razie sformułujmy regułę, która nie jest wybiórcza i dotyczy przyczyn a nie wycinkowych skutków. 3. Jeśli złamano reguły, to oczywiście można się sądzić. 4. Ja też straciłem na umocnieniu franka! Moje oszczędności są w złotówkach i jeśli chcę kupić w Szwajcarii dom, to muszę zapłacić 2 razy tyle, co kiedyś! To banki są winne, że podstępnie zachęcały mnie wyższym procentem do trzymania oszczędności w naszej badziewnej walucie! Winny jest też prezes NBP i minister finansów, bo mówili, że złoty jest stabilny, a nasza gospodarka ma się dobrze! Przez całe lata to powtarzali! Tymczasem dziś potrzeba dwa razy więcej banknotów, które emituje NBP, żeby kupić tyle samo franków, co wcześniej! Myślę, że nabitych w złotego jest więcej! Oddawać moje pieniądze na dom w Szwajcarii wy sk***syny!!!

  10. Niech się Pan uspokoi. Mówię jako prawnik – praktyk, który chodzi się sądzić z bankami (jestem rzecznikiem konsumentów). Niech Pan zerknie na Kodeks cywilny. Wbrew pozorom istnieje odpowiedzialność kontraktowa (cywilna) a nie tylko karna za wprowadzenie w błąd.

  11. Ja mówię jako sędzia trybunału, więc mam więcej racji! Odpowiedzialność cywilna istnieje, jak się coś udowodni w konkretnej sytuacji, a nie „łoni łoszukiwali”. Życzę powodzenia. Gdzie rzecznik był, gdy kursy franka były jeszcze korzystne? Prawda jest taka, że „bezprawność tych umów jest wprost proporcjonalna do kursu franka”. Oczywiście w konkretnych sytuacjach są różne „przewinienia” banków i od tego są sądy. Jestem za tym by to egzekwować, ale przecież tu nie chodzi o konkretne naruszenia, tylko o to by „pomóc” – ogólnie i grupowo. Powodem są wybory.

  12. Po co to przysrywanie: gdzie rzecznik był? Może w sądzie był. Ja nie mam żadnych kredytów, nawet w złotówkach. Żyję nędzne i i nie liczę na nic na tym świecie. Może dlatego nie sądzę w trybunale.

  13. To była aluzja to szermowania stanowiskiem w dyskusji i tak należy rozumieć moją poprzednią wypowiedź. Naprawdę jednak życzę powodzenia w sprawach z bankami w kwestiach klauzulowych, bo to jest działanie na przyszłość. Natomiast jakieś masowe uwolnienie od odpowiedzialności za własną spekulację byłoby demoralizujące. Co najwyżej zaakceptowałbym propozycję zamrożenia wysokości raty wraz wydłużeniem spłat, gdy kredytobiorca wykaże, że ma trudności z zaspokojeniem uzasadnionych potrzeb. Mogą się też nawrócić i dokończyć życie w zakonie żebraczym inwestując w długoterminową przyszłość.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *