Przysięga antymodernistyczna

Św. Pius X P.P.

Ja N. przyjmuję niezachwianie, tak w ogólności, jak w każdym szczególe, to wszystko, co określił, orzekł i oświadczył nieomylny Urząd Nauczycielski Kościoła.

Najpierw wyznaję, że Boga, początek i koniec wszechrzeczy, można poznać w sposób pewny, a zatem i dowieść Jego istnienia, naturalnym światłem rozumu w oparciu o świat stworzony, to jest z widzialnych dzieł stworzenia, jako przyczynę przez skutki.

Po drugie: zewnętrzne dowody Objawienia, to jest fakty Boże, przede wszystkim zaś cuda i proroctwa, przyjmuję i uznaję za całkiem pewne oznaki Boskiego pochodzenia religii chrześcijańskiej i uważam je za najzupełniej odpowiednie dla umysłowości wszystkich czasów i ludzi, nie wyłączając ludzi współczesnych.

Po trzecie: mocno też wierzę że Kościół, stróż i nauczyciel słowa objawionego, został wprost i bezpośrednio założony przez samego prawdziwego i historycznego Chrystusa, kiedy pośród nas przebywał, i że tenże Kościół zbudowany jest na Piotrze, głowie hierarchii apostolskiej, i na jego następcach po wszystkie czasy.

Po czwarte: szczerze przyjmuję naukę wiary przekazaną nam od Apostołów przez prawowiernych Ojców, w tym samym zawsze rozumieniu i pojęciu. Przeto całkowicie odrzucam jako herezję zmyśloną teorię ewolucji dogmatów, które z jednego znaczenia przechodziłyby w drugie, różne od tego, jakiego Kościół trzymał się poprzednio. Potępiam również wszelki błąd, który w miejsce Boskiego depozytu wiary, jaki Chrystus powierzył swej Oblubienicy do wiernego przechowywania, podstawia fikcję filozoficzną* albo twory świadomości ludzkiej, które zrodzone z biegiem czasu przez wysiłek ludzi – nadal w nieokreślonym postępie mają się doskonalić.

Po piąte: z wszelką pewnością utrzymuję i szczerze wyznaję, że wiara nie jest ślepym uczuciem religijnym, wyłaniającym się z głębin « podświadomości » pod wpływem serca i pod działaniem dobrze usposobionej woli, lecz prawdziwym rozumowym uznaniem prawdy przyjętej z zewnątrz ze słuchania (ex auditu), mocą którego wszystko to, co powiedział, zaświadczył i objawił Bóg osobowy, Stwórca i Pan nasz, uznajemy za prawdę dla powagi Boga najbardziej prawdomównego.

Poddaję się też z należytym uszanowaniem i całym sercem wyrokom potępienia, orzeczeniom i wszystkim przepisom zawartym w encyklice Pascendi i dekrecie Lamentabili, zwłaszcza co się tyczy tzw. historii dogmatów.

Również odrzucam błąd tych, którzy twierdzą, że wiara podana przez Kościół katolicki może się sprzeciwiać historii i że katolickich dogmatów, tak jak je obecnie rozumiemy, nie można pogodzić z dokładniejszą znajomością początków religii chrześcijańskiej.

Potępiam również i odrzucam zdanie tych, którzy mówią, że wykształcony chrześcijanin występuje w podwójnej roli: jednej człowieka wierzącego, a drugiej historyka, jak gdyby wolno było historykowi trzymać się tego, co się sprzeciwia przekonaniom wierzącego, albo stawiać przesłanki, z których wynikałoby, że dogmaty są albo błędne, albo wątpliwe – byleby tylko wprost im się nie przeczyło.

Potępiam również ten sposób rozumienia i wykładu Pisma św., który pomijając Tradycję Kościoła, analogię wiary i normy podane przez Stolicę Apostolską, przyjmuje wymysły racjonalistów w sposób zarówno niedozwolony, jak i lekkomyślny, a krytykę tekstu uznaje za jedyną i najwyższą regułę.

Odrzucam również zdanie tych, którzy twierdzą, że ten, co wykłada historię teologii lub o tym przedmiocie pisze, powinien najpierw odłożyć na bok wszelkie uprzednie opinie, tak co do nadprzyrodzonego początku katolickiej Tradycji jak co do obiecanej przez Boga pomocy w dziele wiecznego przechowywania wszelkiej objawionej prawdy; nadto że pisma poszczególnych Ojców należy wykładać według samych tylko zasad naukowych z pominięciem wszelkiej powagi nadprzyrodzonej i z taką swobodą sądu, z jaką zwykło się badać jakiekolwiek dokumenty świeckie.

W końcu wreszcie ogólnie oświadczam, że jestem najzupełniej przeciwny błędowi modernistów twierdzących, że w świętej Tradycji nie ma nic Bożego, albo – co daleko gorsze – pojmujących pierwiastek Boży w znaczeniu panteistycznym, tak iż nic nie pozostaje z Tradycji katolickiej poza tym suchym i prostym faktem, podległym na równi z innymi dociekaniom historycznym, że byli ludzie, którzy szkołę założoną przez Chrystusa i Jego Apostołów rozwijali w następnych wiekach swą gorliwą działalnością, zręcznością i zdolnościami.

Przeto usilnie się trzymam i do ostatniego tchu trzymać się będę wiary Ojców w niezawodny charyzmat prawdy, który jest, był i zawsze pozostanie w „sukcesji biskupstwa od Apostołów” [Św. Ireneusz, Adv. haer. IV, 26 – PG 7, 1053 C] ; a to nie w tym celu, by trzymać się tego, co może się wydawać lepsze i bardziej odpowiednie dla stopy kultury danego wieku, lecz aby nigdy inaczej nie rozumieć absolutnej i niezmiennej prawdy głoszonej od początku przez Apostołów.

Ślubuję, iż to wszystko wiernie, nieskażenie i szczerze zachowam i nienaruszenie tego przestrzegać będę i że nigdy od tego nie odstąpię, czy to w nauczaniu. czy w jakikolwiek inny sposób mową lub pismem. Tak ślubuję, tak przysięgam, tak niech mi dopomoże Bóg i ta święta Boża Ewangelia.

Św. Pius X,  r. 1910

* sformułowanie « fikcja filozoficzna» nie stanowi potępienia filozofii, a tylko błędnych dywagacji pseudofilozoficznych, takich jak np. woluntaryzm, scjentyzm, pozytywizm, kantyzm etc.

(ar)

Za: Zawsze Wierni nr 5/1998 (24)

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Przysięga antymodernistyczna”

  1. „Posiadamy naturalne poznanie istnienia Boga w sposób ogólny i z domieszką błędu, w takim znaczeniu, że Bóg jest szczęściem człowieka; człowiek bowiem z natury pragnie szczęścia, a czego człowiek z natury pragnie, to również w sposób naturalny poznaje”. św. Tomasz z Akwinu, ST I, 2,1, ad1

  2. 1/ A propos czego jest cały powyższy komentarz? 2/ „…Posiadamy naturalne poznanie istnienia Boga w sposób ogólny i z domieszką błędu, w takim znaczeniu, że Bóg jest szczęściem człowieka…” – czy tej tezy Akwinata jakoś dowiódł? 3/ Jaki jest „status kanoniczny” tej tezy względem „Przysięgi antymodernistycznej” Św. Piusa X ?

  3. Ten „komentarz” jest a propos tego, że nie tylko z deLubaca, Rahnera, Balthazara, Wojtyły i innych można zrobić „modernistów” ale również z Doktora Powszechnego czy kogo popadnie (litościwie nie cytowałem mniej precyzyjnych w słowie świętych: Augustyna, czy Bonawentury). Wystarczy tylko – wbrew przysiędze modernistycznej – przyjąć pozytywistyczne twierdzenie, że istnieją wypowiedzi jednoznaczne, nie wymagające żadnej interpretacji i że nimi są wyrażenia dogmatów albo tekst przysięgi modernistycznej. Obraz świata danej epoki wnika do świadomości bez zgody jej właściciela. A epoka Piusów to jest epoka pozytywizmu. Jak to podsumował Wittgenstein: „granice mojego języka, są granicami mojego świata”. Wtedy MOJE rozumienie dogmatu jest JEDYNYM WŁAŚCIWYM jego rozumieniem, właśnie tym podanym przez Tradycję (i mniejsza o to, że Tradycja nie ma wtedy żadnego sensu). Nieważne, że wg lingwistyki nie istnieją wypowiedzi jednoznaczne. Nawet systemy czystej matematyki nie mają tej właściwości a co dopiero język potoczny w którym wyrażone są dogmaty. Wyrażenia dogmatyczne w swojej warstwie interpretacyjnej ewoluują, jak każde wyrażenia językowe. Ale nauka – wiadomo – to nasz wróg. A na to jak dzieci uczą się języka (podświadomie i spontanicznie: nikt z nas nie wie jak nauczył się mówić) nie patrzymy. To, że Pan Jezus nauczał w przypowieściach zamiast pisać katechizmy i dogmaty (co za błąd – nie napisał ani słowa!) też pomijamy. Podobnie jak prawdę, że Bóg (jak aniołowie i diabły) nie jest użytkownikiem języka i z oczywistych powodów zarówno w Objawieniu jak i we Wcieleniu używał naszego języka, który jest taki jest i nie będzie inny. Lefebryści to moderniści: w myśleniu, w dyscyplinie, w filozofii i nauce.

  4. za „Breviarium Fidei – wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła” : „Pierwsza część jest praktycznie wyznaniem wiary o wartości nieomylnego nauczania. Druga część odnosi się wyłącznie do dekretu „Lamentabili” i encykliki „Pascendi”. Wymaga podporządkowania się w sumieniu szczególnie w kwestii historii dogmatów.”

  5. „…Wystarczy tylko – wbrew przysiędze modernistycznej – przyjąć pozytywistyczne twierdzenie, że istnieją wypowiedzi jednoznaczne, nie wymagające żadnej interpretacji i że nimi są wyrażenia dogmatów albo tekst przysięgi modernistycznej. …” – jeśli wypowiedzi nie zawierają, nazwijmy to, autoreferencji (czy to syntaktycznych czy semantycznych, w szczególności wynikajacych z interpretacji), to nie jest aż tak źle. W szczególności, można „prawdziwość” lub „dokładność” takich wypowiedzi mierzyć, jako „odległość-od-czegoś”. I dlatego, poza , w zasadzie, specjalnie przez lingwistów lub logików skonstruowanymi paradoksami, porównywanie wypowiedzi i ocena ich prawdziwości – są, mimo wszystko, mimo Goedla czy Wittgensteina – mozliwe. A w „przypadkach złośliwych” – czasami daje się orzec o ich nierozstrzygalności. Nie jest więc aż tak źle, jak twierdzą postmoderniści. Teraz go do modernizmu: można, moim zdaniem, mierzyć odległości wypowiedzi „tradycjonalistycznych” od, powiedzmy „jądra systemu tradycyjnych wypowiedzi teologicznych”, można też próbować podobnie mierzyć wypowiedzi, hmmm…, „modernistyczne”, o ile nadamy im „cechę mierzalności”, odzierając je z bełkotu, często dodanego celowo, aby „zniechęcić do pomiaru”, lub umozliwic obronę diabelstwa „z paragrafu o Goedlu i Wittgensteinie”.

  6. Nieprawda. Dostałem list (paszkwil) w sprawie JPII. Wszystkie zarzuty (poza takimi typu: idiota, nieuk, rozpustnik, debil) to były pojęciowe dystynkcje: łaska to jest to a to a nie tamto i tamto, ofiara to znaczy itd. Tzw. modernizm i tzw. tradycjonalizm spierają się o różne teologiczne subtelności jak łaska, predystynacja, natura czysta, odkupienie, zepsucie i temu podobne, co do których, co innego będzie mówił dominikanin a co innego jezuita, co innego katolik a co innego protestant, czy prawosławny. I wszyscy będą powoływać się na te same słowa i te same sformułowania dogmatyczne. Obserwowałem to wielokrotnie. Dla filozofa to zresztą banał. „Odległość-czegoś-od czegoś” zależy od wewnętrznego (mózgowego) interpretatora, który ją sobie „mierzy” (neuronalnym mechanizmem metaforyzacji, czyli rzutowania informacji z dziedziny znanej na nieznaną, co umożliwia tworzenie pojęć oderwanych). Każdy ludzki mózg sam sobie przeważa informacje i doprawdy szkoda, że nie można mu tego zabronić (jaki to pech dla fanatyków, że Bóg to aż tak fatalnie urządził). W takiej sytuacji możliwość komunikacji zapewnia nam strukturalna stabilność języka, czyli fakt, że zmiana struktury wypowiedzi nie niweczy jej sensu. Inaczej jest w języku sformalizowanym w którym każda zmiana struktury zmienia sens (zwykle w jego brak). Myślę, że z tego powodu Jezus Chrystus niczego nie napisał. Tego tradycjonaliści nie rozumieją, tak samo jak nie rozumieją, dzięki czemu możliwa jest Tradycja.

  7. „…W takiej sytuacji możliwość komunikacji zapewnia nam strukturalna stabilność języka, czyli fakt, że zmiana struktury wypowiedzi nie niweczy jej sensu. …” – w teorii układów dynamicznych zachowanie stabilności strukturalnej wymaga spełnienia dość rygorystycznych warunków, zazwyczaj pewnej gładkości (np. iluś-tam-krotnej różniczkowalności) że o ciągłości nie wspomnę. Często przez tradycjonalistów podnoszony zarzut tzw. „zerwania ciągłości” ma więc wszelkie cechy zarzutu o bifurkacje/katastrofę/zaburzenie-strukturalnej-ciągłości. Jak najbardziej.

  8. 1/Bifurkacja, jeżeli już o takich analogiach mówimy, nie jest żadną „katastrofą” tylko „twórczą zdolnością samoorganizacji obecną w przyrodzie”. To dzięki niej możemy mówić o porządku i życiu a nie tylko o wzroście bałaganu (entropii) zakończonym nieuchronną śmiercią cieplną Wszechświata. Dlatego to Pan Jezus powiada: JEŻELI ZIARNO NIE OBUMRZE, ZOSTAJE TYLKO SAMO, albo KTO STARCI SWOJE ŻYCIE, TEN JE ZYSKA itd. 2/ Kościół wielokrotnie „zrywał ciągłość” np. zmieniając w XIII wieku neoplatonizm na arystotelizm, co możemy sobie dzisiaj (modernistycznie) maskować tłumaczeniem, jaki to beznadziejny był neoplatonizm, „niesłusznie” niepodzielnie obecny w Kościele od Ojców po XII wiek. To jest właśnie modernizm (polecam artykuł A. Ratnika o Janie Szkocie Eurigenie). 3/ Moim zdaniem „często przez tradycjonalistów podnoszony zarzut zerwania ciągłości” ma charakter manii intelektualnej o podłożu neurotycznym. Ciągłość doznawania świata jest, jak wiadomo, zależna od stabilności emocjonalnego doznawania świata, regulowanego przez moduły mózgu odpowiedzialne za homeostazę ustroju. Emocjonalne mechanizmy regulacyjne nie zmieniają się tak szybko jak przetwarzane bodźce, dzięki czemu procesy oceniania odbywają się w dłuższych okresach, są bardziej stabilne i zapewniają ciągłość doznawania (jaźń).

  9. Tzw. teoria katastrof zajmuje sie właśnie bifurkacjaimi – i niczym więcej. jest to teoria zachowań układu po przekroczeniu „granicy stabilności”, poza którą „opis sprzed granicy stabilnosci” jest niewdekwatny. Jeden z prostszych przypadków: zachowanie ściskanego pręta po przekroczeniu „krytycznej siły ściskajacej”.

  10. Z czego nie wynika, że bifurkacje są katastrofami i niczym więcej. Jak czytamy w Wikipedii: „teorię katastrof próbowano stosować do opisu zachowań społecznych, lecz z małym skutkiem”. Jak ma to z większym skutkiem zrobić tradycjonalista – bojący się matematyki jak samego diabła – nie mój problem. Ja miałem na myśli rolę bifurkacji w strukturach dyssypatywnych: „Są to dalekie od stanu równowagi stabilne stany stacjonarne, których powstaniu towarzyszy wzrost uporządkowania. Do utrzymania tych struktur (stanów) niezbędna jest ciągła nieodwracalna wymiana energii z otoczeniem. Taka wymiana prowadzi do dyssypacji. Pojęcie struktur dyssypatywnych wiąże się z pojęciem samoorganizacji”. Stanem „dalekim od równowagi” jest np. biologiczne życie, czyli organizm Pana i mój. Może Pan to sobie nazwać „katastrofą” (tak uważał np. Orygenes: życie biologiczne to skutek katastrofy zwanej grzechem pierworodnym). Jest to jedna z możliwych INTERPRETACJI, które zresztą zwalczał Pan, twierdząc, że wieloznaczność znaczenia ogranicza się problemów autoreferencji (zob. post z 2014-10-02 09:10:28 ). Jest to nieprawda. Wieloznaczność wypowiedzi jest nieodłącznie związana ze znaczeniem jako takim. Odniesienie ludzkiego języka do rzeczywistości (znaczenie) nie następuje na mocy reguł językowych lecz jest zjawiskiem pozajęzykowym. Granice mojego języka nie są granicami mojego świata. Tomista powie, że mamy do czynienia z pozaznakowym (niezapośredniczonym przez żadne medium) poznaniem, które tylko WYRAŻA SIĘ w sądzie egzystencjalnym typu: „to jest”. Pana poglądy są natomiast ciekawe z katolickiego punktu wiedzenia. Wykluczają tzw zjednoczenie, kontemplację. U Pana jest jak u wczesnego Wittgensteina: „Granice mojego języka SĄ granicami mojego świata”. Pozytywizm Panie Szanowny.

  11. Lepsze to niz Pański postmodernizm – z jego koncentracja na języku, narracjach, etc., etc., zamiast na próbach opisu obiektów.

  12. Tak się składa, że żeby coś opisać, musi Pan używać języka, co ja to robię świadomie a Pan nie. W konsekwencji nie odróżnia Pan nawet obiektu od jego opisu (to wynalazek śp. Kartezjusza, który utożsamił tzw. pojęcie obiektywne z tzw. pojęciem subiektywnym). Od analizy języka zaczynali też Platon czy Arystoteles, bo pojęcia to nic innego jak znaczenia słów. Również podejście scholastyczne jest semiotyczne. Czy to jest postmodernizm? Filozofię analityczną charakteryzują cztery hasła: język, logika, analiza, przedmiot a to żaden postmodernizm. Postmodernizm to jest kolejna faza, jaka Pana czeka, kiedy uświadomi Pan sobie jakie głupoty wyznaje obecnie. A obecnie wyznaje Pan „jedną, świętą narrację”. Żadnych obiektów. Przykład: Pańskie użycie teorii katastrof; nie ważne o czym się mówi, ważne co się mówi.

  13. Obawiam sie, że oprócz mówienia o jezyku, nie ma Pan nic do powiedzenia o czymkolwiek, co moznaby za pomocą języka opisać. N.b. spotkałem się z opisem takiego sposobu trollowania, i spotkałem się „na zywo” z osobami w taki sposób rozwalajacymi dyskusje. W nieskończoność można probować „doprecyzowywac metodologię”, malo tego, mozna nawet napisac habilitacje z „metodologii nauk”, żadną nauką sie niezajmując, a nawet shabilitować się z „metodologii eksperymentu”, nie mając w dorobku ani przeprowadzenia ani zaprojektowania żadnego eksperymentu. Jak mawiał pewien niegłupi gość: „Metodolog i eunuch z jednej są parafii: obaj wiedzą jak robić, żaden nie potrafi”.

  14. Ja natomiast spotkałem Myszkę Miki, Reksia oraz Bolka i Lolka. A ten ostatni chciał nawet zostać papieżem ale został inżynierem i fanatykiem za nic mającym, że „tenże Kościół zbudowany jest na Piotrze, głowie hierarchii apostolskiej, i na jego następcach po wszystkie czasy”.

  15. „…za nic mającym, że „tenże Kościół zbudowany jest na Piotrze, głowie hierarchii apostolskiej, i na jego następcach po wszystkie czasy…” – kolejna manipulacja. Ależ się Pan cudownie bezsilnie miota. Miło czytać.

  16. Oczywiście, skoro odrzucając rozum wierzy Pan, że istnieją (jakieś tam) wypowiedzi znaczące bez żadnego odniesienia (interpretacji), to każda wypowiedź znacząca (czyli z jakimś odniesieniem do przedmiotu) jest dla Pana z definicji manipulacją. „Z fałszu wynika wszystko”. Wystarczy Panu, że podam dosłowny cytat „Przysięgi” a już „manipuluję”. Otóż bredzisz Pan. Manipulacja powstaje w Pańskim mózgu z odniesienia cytatu do przedmiotu zwanego: OBECNY PAPIEŻ. Jak to Pan powiedział: „Franciszek nie jest papieżem z mojej bajki”. Proszę zatem wracać do swoich bajek, czyli przedmiotu swego odniesienia.

  17. Trudno zresztą mieć do Pana pretensję, że nie odróżnia Pan wiedzy od wiary. W tego portalu wywalono mnie za stwierdzenie, że nie znamy dowodu na istnienie Boga, chociaż takie samo wyznanie jest w „Przysiędze”: „wyznaję, że Boga, początek i koniec wszechrzeczy, można poznać w sposób pewny, a zatem i dowieść Jego istnienia”. WYZNAJĘ, ŻE MOŻNA, czyli WIERZĘ, że Boga można poznać i dowieść Jego istnienia. To nie jest to samo co WIEDZA czy DOWÓD. Ale skoro nie ma interpretacji każdy, dowolny pomyślunek jest prawdziwy.

  18. Zróbmy więcej piany (gratulując Panu przy okazji 8 postów bez żadnego, dorzecznego argumentu). „Wszystkie pięć dróg wykazuje identyczną budowę ogólną. Wszystkie zaczynają się od stwierdzenia empirycznego i kończą zdaniem: to wszyscy nazywają Bogiem. To ostatnie zdanie stanowi problem. Otóż jak słusznie zauważono, na podstawie dowodów św. Tomasza, nie można powiedzieć niczego o liczbie pierwszych poruszających (bądź pierwszych przyczyn itd). Oczywiście w obydwu ostatnich viae stwierdza się związek Boga ze wszystkimi przedmiotami […] Być może należy to przypisać niedbałości z jaką są napisane obie drogi. Stwierdzenia takiego brak mianowicie w trzech pierwszych, staranniej zredagowanych drogach; przede wszystkim trzeba zauważyć, że dowód na to, iż istnieje jeden jedyny Bóg, znajduje się dopiero w q.11 pierwszej części Summy. Można więc przyjąć , że słowo Deus używane jest w bardzo ogólnym i nieokreślonym sensie. Oznacza ono zasadniczo nie tylko jedynego Boga wielkich religii i filozofów, lecz także bogów pogańskich. To jednak znaczy, że wyrażenie Deus powinno się tu wykładać nie jako deskrypcję, lecz jako nazwę ogólną […] Reasumując, należy wiec powiedzieć co następuje: /1/ Secunda via jest prawidłowa przy założeniu niektórych (prawdziwych) zdań ontologii Arystotelesowskiej. /2/ Wszystkie pozostałe drogi są – tak jak zostały sformułowane w naszej questio – niesprawne: pierwsza – dlatego, że opiera się na nieprawdziwej fizyce, trzecia i piąta – z powodu błędu logicznego; czwarta – dlatego, ze stosuje fałszywą przesłankę. Nie wyklucza to oczywiście możliwości poprawienia tych dowodów. […] /3/ Metoda dowodzenia jest przeważnie progresywno-dedukcyjna; tu i ówdzie jednak także regresywno-dedukcyjna. Nie ma w q.2,3 ani śladu indukcji, którą nieraz w literaturze przypisywano pięciu drogom. /4/ Zastosowane reguły wnioskowani są bez wyjątku bardzo elementarne […] Większość z nich nie należy do sylogistyki Św. Tomasz stosuje między innymi przynajmniej trzy reguły logiki zdań. /5/ Z czysto formalnologicznego punktu widzenia wszystkie zbadane dowody, z wyjątkiem dwu, są sprawne. te dwa to: pierwszy dowód w tertia via i wniosek o czynniku porządkującym świat w piątej; oba są nieprawdziwe. /6/Poziom ścisłości logicznej – jeśli mierzyć go kryteriami antycznostoickimi, późnoscholastycznymi i dzisiejszymi – nie jest wysoki w tej questio. Św. Tomasz operuje dość luźnym pojęciem dowodu, co znajduje wyraz przede wszystkim w tym, że wiele zdań ważnych dla dowodu zakłada milcząco. /7/Nagromadzenie nie-niezbędnych dowodów wynika prawdopodobnie z właściwego dla XIII wieku stylu dyskusji”. Cytat za I.M.Bocheńskim OP, „Logika i filozofia”, PWN 1993, str. 469 i n. („Pięć dróg”).

  19. Teraz zostaje Panu tylko twierdzenie, że istnieje logika (matematyka, fizyka itd.) katolicka oraz niekatolicka: Żydowska, posoborowa, łajdacka, humanistyczna, neoplatońska, masońska, solarna, kaukazka, wyszywana, smolista, podła i oślizgła itd. A ja jestem naturalnie podłym gnojem (co już ustaliliśmy). Bo jak mówił św. Ignacy z Loyoli: gdy przełożony mówi, że czarne jest białe to wierzymy przełożonemu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *