Przytuła: Wokół mitu Gomułki

Doświadczenie niemal każdego człowieka wskazuje, iż decyzje podjęte na podstawie niepełnej wiedzy, na podstawie nieprawdziwych bądź błędnych informacji, rodzą błąd i są co najmniej niefunkcjonalne. W sytuacjach, w których czyn zrodził się z błędnych przesłanek często przywołujemy sformułowanie bodajże Żeromskiego i mówimy, że „rzeczywistość skrzypi”, co ma oznaczać, że „odcisk” naszego postępowania w otaczającym nas świecie, w tym także w naszej świadomości, wywołał skutki inne od oczekiwanych. Rzeczywistość zaskrzypiała, czyli przypomniał o sobie pewien określony, taki a nie inny, stan rzeczy, który my błędnie rozpoznaliśmy.

Źródłem naszego błędnego rozpoznania, fałszywej oceny sytuacji bywa często nasza świadomość historyczna, pewien zespół informacji, który został wytworzony przez właściwą nam wspólnotę narodową, społeczność, z którą jesteśmy powiązani czy choćby wspólny program nauczana dziejów, kanon lektur itp. Z tego zbioru czerpiemy często nieświadomie, on wyznacza nie tylko sposób naszego widzenia tzw. rzeczywistości, lecz nawet sposób, w jaki formułujemy pytania; wyczula na pewne zagadnienia, nie pozwala zauważyć innych.

Elementem tego zespołu, który moglibyśmy nazwać na użytek naszych rozważań zbiorem archetypów historycznych, jest także podzbiór opowieści, baśni i legend, dotyczących określonych zdarzeń, ich przebiegu, a także, a może nawet przede wszystkim, ich ludzkich bohaterów. Szczerze powiedziawszy nie popełnimy wielkiego błędu, jeśli stwierdzimy, że nasza świadomość historyczna w przeważającej mierze zbudowana jest właśnie z niepoddanych weryfikacji przeświadczeń, z pozbawionych etapu krytycznej obróbki opinii. One wchodzą w skład czegoś, co moglibyśmy określić jako światopogląd historyczny, czyli zespołu zdań dotyczących naszej historii. W istocie to z niego korzystamy, a nie z rzetelnej „naukowej” wiedzy historycznej. Nim się posługujemy, gdy potrzebujemy doraźnie jakiejś historycznej analogii, one też wpływają na naszą ocenę wydarzeń bieżących.

Widzimy zatem, że od „jakości” naszego światopoglądu historycznego zależy w dużym stopniu jakość, ale i funkcjonalność naszego postępowania, a zatem i naszego wspólnotowego życia oraz dziedzictwa, które pozostawimy naszym następcom. W nas historia na moment staje się teraźniejszością, by przerodzić się w przyszłość, która za chwilę stanie się historią. Innymi słowy mówiąc chcemy przez to zasygnalizować, iż dobrze byłoby, gdyby nasza świadomość historyczna była możliwie jak najbliższa prawdy o naszych dziejach, ich przyczyn, przebiegu i konsekwencji, by nasza potoczna wiedza o historycznych postaciach, które szczególnie naznaczyły nasze dzieje swą obecnością, jak najwierniej opisywała ich charakter. Im bowiem większy rozziew między – powiedzmy – ujęciem potocznym a naukowym, tym więcej błędnych wskazań zawierają motywy naszego postępowania i tym bardziej nasze dzieje zaczynają przypominać sen wariata, choćby dlatego, że brak w nich elementarnej logiki zdarzeń. Katastrofą zupełną jest swoiste unaukowienie legend i baśni, bo ono – poza tym, że przenosi nas w rzeczywistość wirtualną – jest często i chyba wyłącznie podstawą manipulacji znanej nam dziś pod nazwą „polityki historycznej”.

Pora wyjaśnić, że ten przydługi nieco wstęp, w którym zasygnalizowaliśmy jedynie szereg zagadnień wartych rozwinięcia w sprzyjających okolicznościach, posłuży nam do zaprezentowania i zastanowienia się nad najnowszą książką Andrzeja Jaszczuka pt. „Mit gomułkowszczyzny (1948-1956)”. Władysław Gomułka, wybitny polski komunista, był bowiem jedną z tych postaci naszych dziejów najnowszych, dwudziestowiecznych, która odcisnęła na nich swe piętno w sposób o tyle interesujący, co niejasny. Do dziś w istocie nie wiadomo, choć przecież nie są to wydarzenia zbyt w czasie odległe i żyją wciąż ludzie, którzy je pamiętają, a nierzadko w nich uczestniczyli w sposób intensywniejszy niż bierna obserwacja, jaki – że tak to ogólnie ujmiemy – naprawdę był tow. „Wiesław”. Jak zauważa we wstępie do książki Jaszczuka prof. Jan Żaryn „jego prawdziwy życiorys komunisty, dla którego ideałem było wprzęgnięcie Polaków w rydwan bolszewickiego eksperymentu, złamany jest przez mit komunisty-Polaka, który szukał (fakt, że po trupach) lepszego jutra dla mas robotniczych, sam pozostając skromnym I sekretarzem (…) palącym papierosy marki »Sport«”. Jest to więc postać poddana mitologizującej obróbce, która – jak to wyżej zauważyliśmy – służy „polityce historycznej”, ale także – jako element tej polityki – bieżącym rozgrywkom i politycznym targom o władzę i wpływy. Nie odpowiemy tu oczywiście na główne, wyżej odnotowane pytanie – chętnych poznania odpowiedzi odsyłamy do książki Andrzeja Jaszczuka, ale postaramy się nakreślić pewne ramy problemu, przed którymi stanął autor.
Jan Żaryn wydaje się nie mieć wątpliwości. Słowa mit używa wyłącznie w odniesieniu do Gomułki jako patrioty. Wydaje się z tego wynikać, że Gomułka-komunista nie należy do sfery mitu, lecz do sfery faktu. Dodać też wypada, że – jak się wydaje – brak patriotyzmu u Gomułki występuje nie tyle z powodu jego zaangażowania w realizację utopii komunistycznej, ile dlatego, że owa realizacja dokonuje się przy pomocy Moskwy, z której „wszak to już mija wiek, jak (…) w Polskę nasyłają samych łajdaków stek”. Warto również zauważyć, że także Gomułka-komunista obrósł legendami i baśniami, które swe tworzywo czerpią z konkretnych wydarzeń i zachowań bohatera w okresie jego aktywnego uczestnictwa w życiu politycznym. Opisanie przez Jaszczuka kluczowych dla gomułkowszczyzny lat 1948-1956 pozwala poznać podstawy mitotwórstwa nadbudowanego na fundamencie o nazwie Gomułka. Jednym z zagadnień mitorodnych, którego kształtowanie się i zarazem równoległe niemalże kształtowanie się mitu można zaobserwować już w tych latach jest stosunek Gomułki do kwestii narodowościowych, do nacjonalizmu i z drugiej strony – internacjonalizmu. Stosunek Gomułki do tych kwestii ujawniają zarówno wypowiedzi dotyczące występującego wówczas zjawiska, które po latach nazwano w swoistej nowomowie „nadreprezentacją komunistów pochodzenia żydowskiego we władzach partii i aparatu bezpieczeństwa”, jak i dotyczące historii ruchu robotniczego, które zdają się ujawniać przychylny stosunek tow. „Wiesława” do niepodległościowej tradycji PPS i nie tylko potępienie tzw. luksemburgizmu, ale wręcz krytyczny stosunek do SDKPiL, która nie rozumiała związku miedzy wyzwoleniem społecznym a narodowym i znaczenia tego drugiego dla polskiego robotnika.

Właśnie stosunek Gomułki do tradycji ruchu robotniczego, do obu jego wskazanych wyżej nurtów stał się oficjalnym pretekstem do najpierw stopniowej degradacji „Wiesława”, a w końcu do jego uwięzienia. Stosunku do komunistów narodowości żydowskiej oficjalnie prawie nie komentowano, pomijano je w zasadzie milczeniem. Być może dlatego, że wspomniana „nadreprezentacja” była po prostu faktem i nie było nad czym deliberować, ale pewnie także z dwóch innych powodów. Po pierwsze, towarzyszy pochodzenia żydowskiego nie miałby kto wtedy zastąpić, bo Polaków-komunistów w pożądanej liczbie po prostu nie było, a Moskwa nie była zainteresowana bezpośrednią okupacją, czyli tzw. XVII Republiką; a nawet gdyby – to i tak potrzebowałaby zapewne autochtonów, komunistów w rodzaju tow. Machejka czy Ptasińskiego. Trzeba było lat, by wykształcić i przygotować do „roboty” kadry, nad którymi „ksiądz kropidłem machał”. Po dwudziestu latach kadry „aryjskie” już były, a konflikt, który dało się zaobserwować już w latach 40. i 50. ujawnił się z całą mocą w drugiej połowie lat 60., po wybuchu wojny 6-dniowej… Po drugie zaś, już wówczas na tego typu dyskusje padał cień holocaustu. Jest natomiast faktem, że już wtedy Gomułka otwarcie formułuje ten problem i niewątpliwie nie mogą o tym nie wiedzieć towarzysze Berman, Minc czy Zambrowski. Podobnie jak sam Gomułka nie może z kolei nie wiedzieć, że w Moskwie, po ukonstytuowaniu się Izraela w formie, której Kreml sobie nie życzył, zaczął się szybko kończyć okres dobrego fartu dla… „syjonistów”. Procesy, które przetoczyły się przez Wschodnią Europę u progu lat 50., przygotowania do procesu kremlowskich lekarzy przerwane śmiercią Stalina zdają się potwierdzać powyższą tezę. Obie strony „konfliktu” w łonie PPR/PZPR znają więc swoje aktywa i pasywa, i obie poruszają się w granicach, które wyznacza aktualny kurs Kremla. Wydaje się, że ówcześni oponenci Gomułki byli szybsi. Poza tym w walce o zachowanie znamion władzy i przywilejów przyszły im z pomocą wydarzenia w Jugosławii. Wykorzystali gniew Moskwy na marszałka Tito, który czując się silnym wewnątrz państwa, którym władał, skutecznie pozbył się Rosyjskiego nadzoru. Od razu też „pojawiają się” porównania Gomułki do Tity, a przez swych przeciwników jest on wprost o „titoizm” oskarżany. Moskwie próbują go oni przedstawić jako kolejne zagrożenie dla spoistości światowego, w istocie sowieckiego, ruchu komunistycznego; drugi Tito to tow. „Wiesław”. Oto źródło mitu Gomułki polskiego patrioty usiłującego wyrwać siebie i kraj spod sowieckiej dominacji. Prawda jest jednak inna. Gomułka to nie Tito. Nie ma jego siły, ma za to świadomość, że komuniści – obojętnie: Żydzi czy Polacy – cały ruch komunistyczny w Polsce nie ma zwolenników pośród – jakbyśmy to dziś powiedzieli – mainstream’u, jest mniej niż marginesem polskiego życia społeczno-politycznego, bez sowieckich bagnetów zostanie zmieciony w mgnieniu oka. Gomułka wie, że nie może sobie pozwolić na władzę bez Kremla. Nie dlatego, że Kreml mu na to nie pozwoli, lecz dlatego, że władzę odbiorą mu rodacy, czyli – reakcja. Jeśli w jego ówczesnym postępowaniu jest coś z „pragnienia wolności”, zrzucenia sowieckiej dominacji, to można by to porównać do pragnienia dzierżawcy lub ajenta, by właściciel nie przypominał zbyt często o swoim istnieniu.

Rosjanie, Sowieci są konieczni, by utrzymać władzę raz zdobytą i nie oddać jej nigdy, ale nie powinni się afiszować ze swoją obecnością. Dzierżawca wie lepiej, co potrzeba ziemi, którą uprawia. Dzierżawca pozostawiony sam sobie może nawet zapomnieć o swoim suwerenie i poczuć się prawdziwym właścicielem powierzonej mu domeny. Jaszczuk twierdzi, że Gomułka istotnie czuł się właścicielem PRL. Tak jak nienawidził i pogardzał II RP i jej elitami, tak za swoje państwo uważał PRL. Był więc patriotą „tysiącletniego PRL-u…” Sądzimy, iż wolno zasadnie przypuszczać, że uważał PRL nie tyle za jedną z form państwa polskiego, co za jedyną i polską zarazem. Poprzednie nie były polskie, lecz szlacheckie, burżuazyjne, drobnomieszczańskie itp. Tylko PRL jest POLSKI… i zarazem jest JEGO.

Gdybyśmy chcieli scharakteryzować Gomułkę przez odwołanie się do jakiegoś archetypu, to niewątpliwie najtrafniejsze byłoby przywołanie polskiego chłopa z jego głodem ziemi. Stąd też może wynikać delikatnie mówiąc ostrożny stosunek Gomułki do kolektywizacji wsi…

Większość współczesnych historyków, a także publicystów historycznych uważa, że oskarżenia Gomułki o antysemityzm nie są zasadne. Gdy jednak zapytać w tym względzie o szczegóły, to na ogół pada jeden, „obezwładniający” argument: żona żydówka. Nie wydaje się jednak przekonujący. Przeczą mu także konkretne wypowiedzi Gomułki już choćby dlatego, że dostrzega on i często akcentuje odrębności narodowościowe w ruchu komunistycznym. Nie bez znaczenia jest tu także doświadczenie przeciętnego „aryjskiego” adepta tego ruchu, który pochodzi albo bezpośrednio ze zubożałej szlachty, jak Feliks Dzierżyński (także Wojciech Jaruzelski), albo ze środowiska robotniczego, czyli mieszczańskiego, ale także postszlacheckiego, wreszcie z „bezrolnego chłopstwa”. Otóż wydaje się, że dla wszystkich takich działaczy i funkcjonariuszy kapitalistyczny wyzysk ma często konkretny, żydowski wyraz twarzy. To jest zarówno fabrykant i kapitalista wielkomiejski, jak i małomiasteczkowy sklepikarz czy karczmarz, wreszcie obwoźny handlarz. W takim środowisku córki i synowie, szczególnie pierwszych dwóch kategorii wyżej wymienionych, którzy do komunizmu doszli drogą „naukowej spekulacji”, a nie „pustych brzuchów”, zawsze będą obcy. Nie zmieni tego i nie „wyprze”, przynajmniej nie ostatecznie i bezpowrotnie, żadna politgramota… Wydaje się, że to doświadczenie było także doświadczeniem Gomułki, przedwojennego działacza związkowego. Zofia Gomułkowa nie miała na to wpływu lub był on niewielki. Należy oczywiście pamiętać, że wypowiedzi „Wiesława” wskazujące, iż dostrzega on różnice narodowościowe w strukturach decyzyjnych partii, mogą być uważane za antysemickie jedynie z punktu widzenia „skażonego” poprawnością polityczna, która nakazuje pomijać kwestię pochodzenia etnicznego, wyznaniowego itp. Innymi słowy Gomułka antysemitą był tylko w świetle ocen dokonywanych z tej perspektywy.

Warto na koniec wspomnieć o kwestii niemieckiej, o stałym wyczuleniu Gomułki na sprawę granic Zachodnich i Północnych PRL, Ziem Odzyskanych. Wielu w tym właśnie upatruje szczerego patriotyzmu tow. „Wiesława”, w tym widzi realizowanie przez niego polskiej racji stanu. Rzeczywiście Niemcy, stosunki z nimi, strach przed nimi, były obsesją Gomułki. Trzeba też przyznać, że doprowadził on w końcu do podpisania odpowiednich umów między PRL a RFN, tuż zresztą przed swą klęską spowodowaną rozruchami na Wybrzeżu w grudniu 1970 r. W istocie jednak „wolno” mu było te porozumienia podpisać dopiero po podpisaniu umów sowiecko-niemieckich. I w tym względzie był zależny od Kremla, choć trzeba przyznać, że robił wiele, aby w ramach tej zależności „uwędzić swoje półgęski ideowe”. Tylko przypadkiem odpowiadały one smakowi polskiej racji stanu. W istocie bowiem również i to zagadnienie da się wyjaśnić przez pragnienie najemcy do wyłączności najmu i zachowania jego całości. Gomułka chce zawiadywać „całym blokiem” w „bloku państw demokracji ludowej”, od Bugu do Odry, od Tatr po Bałtyk. Jest wielce prawdopodobne, że zachowywałby się podobnie, gdyby Stalinowi przyszło do głowy wyznaczyć Polsce granice na Łabie. Wyobraża sobie i robi wszystko, by nie dopuścić do sytuacji, w której część pryczy „jego bloku” przeszłaby pod kontrolę niemieckich działaczy komunistycznych. Propaganda PRL w latach rządów Gomułki bezustannie atakowała zachodnioniemieckich rewanżystów, często była w tym względzie bardziej bojowa niż propaganda kremlowskiej centrali, ale Gomułka wiedział, bo wystarczyło spojrzeć na mapę, że między PRL a RFN leży NRD. Wydaje się, że wszystko, co w tym względzie mogli zrobić polscy komuniści, to przekonywać siebie i sąsiadów w bloku, że „tysiącletnia PRL” od zawsze „pokojowo” graniczyła na Zachodzie z „tysiącletnią NRD”, a na granicę tę czyhają „odwetowcy z Bonn” wspierani przez anglo-amerykański imperializm… Że „tysiącletni PRL” od swego zarania związany był sojuszem z bratnim narodem rosyjskim, z którym wspólnie rozgromił „krzyżowców” pod Grunwaldem…

Mitem, do którego warto się odnieść na końcu jest ascetyzm Gomułki. Rzeczywiście palił „Sporty”, obywatelom PRL doradzał kapustę kiszoną zamiast cytryn, bo też ma witaminę C, a nie trzeba jej kupować za dewizy, bez ustanku liczył i kalkulowała, operował liczbami, szermował statystyką, szukał oszczędności, sam ponoć opracował system wynagradzania pracowników PGR, itd. Jednocześnie jednak tolerował – a przecież nie mógł o tym nie wiedzieć – daleko więcej niż wystawny tryb życia Cyrankiewicza czy Sokorskiego…

Gomułka, jak widzimy, jest jedną z najbardziej zmitologizowanych, by nie powiedzieć wprost zakłamanych postaci PRL. Złożyło się na to wiele czynników, spośród których niepoślednią rolę odgrywają dwa ze sobą związane. Doraźny spór o władzę w obozie komunistycznym, który doktryna skazywała na nieustanną walkę oraz stosunek komunistycznej elity do społeczeństw, którymi przyszło jej się posługiwać. Mitologizacja takich postaci jak Gomułka była przydatna, by masom podać do wierzenia zmodyfikowane prawdy, ogłosić nowy etap, usprawiedliwić „okres błędów i wypaczeń”, rozliczyć poprzedników pozostawiając ich w zasadzie w stanie zaledwie pogorszonej egzystencji jako często przesuniętych do drugiego szeregu. Mit rodził się w „ogniu walk” toczonych w gabinetach komunistycznych. W żadnym razie nie było to starcie wizji, ani ideologicznych gigantów, raczej politycznych cwaniaków usiłujących wykopać sobie bezpieczną niszę, zapewnić żerowisko. W okresie stalinowskim walka była ostrzejsza i często kończyła się śmiercią stronników przegranych. W okresie rodzenia się głównego mitu gomułkowszczyzny, czyli w latach 1948-1956, obie strony sporu świadome były tych konsekwencji. Dlaczego aresztowania Gomułki nie zakończył pokazowy proces i wyrok śmierci, np. za zdradę interesów klasy robotniczej? Być może zdecydował o tym sam Stalin, faktem w każdym razie pozostaje jego korespondencja z Gomułką. I to raczej, a nie „charaktery” decydentów, członków Biura Politycznego, przesądziło o życiu tow. „Wiesława”. Stalinowi nie zależało na zgładzeniu Gomułki, nie widział w nim zagrożenia, a warszawscy komuniści nie czuli się uprawnieni do rozwiązania kwestii tow. „Wiesława” samodzielnie, bez jasnej dyrektywy z Kremla. Ponieważ jej nie było, Gomułka mógł w październiku 1956 r., gdy zaszła konieczność, przemówić do 1,5 mln tłumu i skierować go „do roboty”, a nie do ulicznych szafotów. Słuchający widzieli w nim to, co mieli zobaczyć, co od kilku miesięcy przygotowywano w pośpiechu w zaciszu gabinetów politbiura i Komitetu ds. Bezpieczeństwa Publicznego: wybitnego przywódcę i oswobodziciela, następcę Piłsudskiego i Dmowskiego – którymi gardził – zarazem, męża, którego zesłała opatrzność. 14 lat rządów Gomułki, które potem nastąpiły, sfalsyfikowały ten mit, a mimo to w jakiejś mierze przetrwał on do dziś. Być może właśnie dlatego, że w kluczowym momencie spełnił swą rolę doskonale. Jak pisze Andrzej Jaszczuk: „W 1956 r. mit uzupełniono o nowe elementy. Gomułkę uznano za zwolennika reform i odnowy systemu. Rola społeczna tej wersji mitu okazała się duża. (…). po uzyskaniu władzy zdołał uspokoić pełne napięcia społeczeństwo. Przyczynił się do zapobieżenia wybuchowi niezadowolenia społecznego, który mógł spowodować sowiecką interwencję ze wszystkimi jej skutkami. Oczywiście nie tylko on spowodował zmniejszenie istniejącego wtedy napięcia. (…) roli odegranej przez pozytywną wersję mitu „gomułkowszczyzny” nie można negować”. Trzeba jednak pamiętać, ze to tylko mit…

Janusz Przytuła

Andrzej Jaszczuk, „Mit gomułkowszczyzny (1948-1956)”, Wydawnictwo von borowiecky, Warszawa 2011.
Książkę można kupić TUTAJ
.aw

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Przytuła: Wokół mitu Gomułki”

  1. Czekamy na kolejne publikacje, o zatruwających naszą świadomość historyczną, zmitologizowanych postaciach: Józefa Piłsudskiego i Jana Pawła II.

  2. Dziękuję za ciekawy tekst – ciekawy zarówno jeśli idzie o szczegóły „gomułkowskie”, jak i o reflexje na temat skrzypiącej rzeczywistości…

  3. Władysław Gomułka był najwybitniejszym polskim przywódcą w całym tysiącleciu. Nikt nigdy nie zrobił tyle dobrego dla Polaków, jako on. Bo Polakami słowiańskiego pochodzenia byli głównie chłopi. A Gomułka dał im ziemię w latach 1944-1945, a w latach 1956-1957 wstrzymał kolektywizacje. Z niczego, ze spalonych wsi i miast stworzył silne państwo polskie z 400 tysięczną armią, dynamiczne, bez długów, które liczyło się na arenie międzynarodowej. Miało znacznie większy zakres suwerenności niż obecnie III RP, która za kilka lat będzie miała status porównywany ze statusem Galicji w ramach monarchii austro-węgierskiej. Pozdrawiam Jerzy Krajewski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *