Putin pod dębem

Telewizyjny bonapartyzm

„Telekanał” Władymira Putina to show oczywiście starannie wyreżyserowany – ale właśnie dlatego bardzo ważny, w przeciwieństwie do szwendania się Donalda Tuska po wałach wiślanych, czy jego „konsultacjach społecznych”, z których wynika, że bardzo, ale to bardzo chce być wybrany na następną kadencję. Prezydent Rosji wielkiej telekonferencji z obywatelami używa już regularnie do wskazywania głównych kierunków polityki państwa, a więc czyni z formy „bezpośredniego dialogu” element dodatkowej legitymizacji swojej władzy. To charakterystyczne w sytuacji, gdy od lat spada znaczenie Dumy jako forum dialogu czy czegoś więcej niż narzędzia władzy. Nawet podczas ostatniego „telekanału” Putin wprawdzie parę razy powtórzył, że „porozmawia z deputowanymi”, ale w sposób oczywisty brzmiało to dla słuchaczy: „polecę im to załatwić”. Mamy więc do czynienia z telewizyjnym bonapartyzmem, nie opartym jednak o plebiscyty (czego swych naśladowców oduczył już generał de Gaulle), ale o pozorowaną, nie mniej jednak kluczową wymianę informacji między przywódcą, a narodem jako takim (i każdym zainteresowanym obywatelem z osobna). Wszelkim innym organom władzy – deputowanym, rządowi, gubernatorom, merom, administracji – w dialogu tym pozostaje jedynie rola asystująca i wykonawcza. Blisko 5-godzinne wystąpienie Putina należy więc widzieć jako „interaktywne expose” przywódcy Federacji – pierwsze w tej jego kadencji prezydenckiej. Tym ważniejsza staje się zatem analiza jego treści i rozłożenia akcentów.

Czego chcą Rosjanie?

Po pierwsze widać, że Putin chce większą uwagę poświęcić celom społecznym. Właśnie tych zagadnień dotyczyła pierwsza część telemostu. I jest to oczywiste – Rosjanie może i bowiem tęsknią za imperialnością, ale przede wszystkim chcą mieć wreszcie sprawną służbę zdrowia (obecnie opartą na wziątkach), pomoc dla rodzin, ustawę o pieczy zastępczej, ochronę praw lokatorów, demonopolizację (nawet w sektorze naftowym), większe dopłaty do rolnictwa. Takie ustawienie tematów pokazuje nie tylko skalę potrzeb socjalnych obywateli, ale i stanowi wyhamowanie dyskusji makroekonomicznej, która od ponad 20 lat – niczym w Polsce – obracała się wokół kwestii takich jak wzrost gospodarczy, bilans handlowy, PKB itd. Nieprzypadkowo Putin jako sparingpartnera wybrał sobie rosyjskiego Balcerowicza, Aleksieja Kudrina, którego komplementował wprawdzie (choć z pewnym przekąsem) jako w swoim czasie „najlepszego ministra finansów na świecie” – jednak jasno przy tym rozdzielił role: „…. ale tylko ministra finansów, a nie polityki społecznej!”. Tak więc Putin sobie zostawia pozycję tego, który w ogniu reform roztacza parasol ochronny nad sferą socjalną. To nie tylko ustawienie politycznie, populistycznie wygodne, ale także czytelny sygnał – teraz będziemy patrzeć na koszty i zyski społeczne! Kiedy więc Kudrin namawiał do decentralizacji finansów państwa i wskazywał regiony jako możliwy motor wzrostu gospodarczego – Putin wciąż powtarzał, że Aleksieja Leonidowicza lubi, ale z punktu widzenia centrali łatwiej reaguje się na problemy także lokalne.

Szelmowski uśmiech prezydenta

Służba zdrowia – a więc szykowana reforma ubezpieczeń to sprawa drażliwa, faktem jest bowiem, że ostatni dwuletni plan jej restrukturyzacji, na którą wydano ok. 460 mld rubli (ok. 11,5 mld dolarów) nie dał większych efektów poza pewnym uporządkowaniem samej infrastruktury. Tymczasem choć „koperty” rządzą w rosyjskich szpitalach nie słabiej, niż w Polsce – obawy przed „nowym” (odbieranym jako „obcy” i „dla bogatych”) systemem – są w Rosji duże (nb. żeby zaznaczyć, że podobieństw z Polską jest więcej – warto zwrócić uwagę, że kolejną kwestią, co do której Putin przyznał, że wciąż zrobiono za mało – są drogi, co jednak wobec ogromu Federacji dziwić szczególnie nie powinno…).

I znowu – charakterystyczne, że Putin do swojego ulubionego show z rozwiązywaniem indywidualnych spraw wybrał właśnie kwestie socjalne. Przeszło 80-letnia babcia spod Omska, która narzekała, że „urzędy musimy dziś zdobywać jak Berlin!” usłyszała od prezydenta, że jej mer to świnia, skoro jej przyjąć nie chciał, a oficer śledczy w stopniu kapitana, co nie chciał szybciej zająć się jej skargą „jak zostanie porucznikiem to się pospieszy”. Łzawa historyjka stała się jednak dla Putina okazją do dłuższego wywodu o ochronie praw lokatorskich, a więc kolejną sprawą pilną wobec masowej wyprzedaży dawnych mieszkań zakładowych i moszczeniem się na rosyjskim rynku developerów nastawionych na szybki obrót nieruchomościami (w tym firm zagranicznych). Kolejna kwestia – wsparcie dla rodzinnych domów dziecka i pieczy zastępczej odbyło się na przykładzie kilkunastoosobowej rodziny, która nie tylko nie otrzymywała wsparcia jak w państwowych bidulach, ale nawet nie mogła kupić (nie dostać za darmo, bynajmniej!) większego domu. I znowu Duma została postawiona do galopu, a gdy przypomniano prezydentowi, żeby przecież dziewczynka z kucykami w wielkich kokardach prosiła jeszcze o pomoc w kupnie domu Władymirowi Władimirowiczowi tylko szelmowsko błysnęły oczy „…no to chyba oczywiste…” – mruknął. Podobnie zresztą wyglądał dialog z matką skarżąca się, że nie dali jej zasiłku na dzieci. – A ile u was dzieci? – Troje… – Mołodca! Dadzą… – uśmiechnął się prezydent. To są te sceny, które widzowie kochają wciąż najbardziej, wyobrażając sobie blednących urzędników, którzy gdzieś kogoś nie wysłuchali, nie załatwili sprawy, czy zachowali arogancko wobec biednego petenta.

Kto rządzi – władca czy urzędnik?

Oczywiście, że to demagogia – ale zastanówmy się nad alternatywą. Otóż immanentną cechą tzw. demokracji zachodniej jest wszechwładza biurokracji. Czynnik polityczny może wprawdzie sprawiać wrażenie, jakby rządził, ale wobec omnipotencji państwa, nadmiernego skomplikowania prawa i samego procesu legislacyjnego, rozmycia odpowiedzialności itp. – nawet pozujący w tych realiach na „silnych ludzi” wiedzą co najwyżej jak znaleźć jakiego dyrektora departamentu czy biura prawnego, który zajmuje się tym od 20 lat i jak się da, to może załatwi coś, co pan polityk musiał obiecać. Biurokracja rosyjska to również potęga, w dodatku wsparta tradycją sowiecką, a jednak Putin dowodzi, że ma ona nad sobą bat. Pobudza to zresztą oczekiwane społeczne oczekiwania. – Czemu nie rozmawiają tak jak wy gubernatorzy, czemu ich wyręczacie, niech oni wysłuchują, a wy tylko rządźcie – podpuszczano prowokacyjnie prezydenta. Ten jednak doskonale wie, że skoro jest jedynym odgórnym źródłem władzy w Rosji – to i on i tylko on może prowadzić dialog jak równy z równym ze źródłem oddolnym, czyli samym narodem. I to jest właśnie rządzenie ! Niczym u dobrego króla Ludwika Świętego…

Twarda ręka

Komentatorzy zagraniczni większą uwagę zwrócili na deklaracje polityczne, niż na społeczno-ekonomiczne, tymczasem nie powinno się tych kwestii rozpatrywać rozdzielnie. Paternalistyczny socjalnie Putin zapowiedział bowiem silną – konserwatywną – rękę w sprawach polityki wewnętrznej i międzynarodowej. Zapowiedź „rozważenia przywrócenia kary śmierci” to czytelny sygnał dla Zachodu, że „demokratyczne zobowiązania” Federacji mogą w każdej chwili przestać obowiązywać, a po ostatnich wydarzeniach w Biełgorodzie – prezydent może liczyć na niemal pełne poparcie w Rosji i to niezależnie od tego, że tamtejsze kolonie karne „to nie sanatoria” jak dowcipnie rzucił. Putin zapowiedział też uporządkowanie polityki imigracyjnej – co zostało jednoznacznie odebrane jako zapowiedź jej zaostrzenia. Rzucił uwagę o sprzeczności hidżabów z tradycją rosyjskich muzułmanów. Duży nacisk położył na „politykę historyczną”, nauczanie historii i wychowanie obywatelskie w szkołach zaznaczając przy tym, że choć faktycznie część młodzieży jest zagubiona – to przecież podczas wojny w Czeczenii to właśnie tacy młodzi ludzie dali piękne dowody patriotyzmu i bohaterstwa. Władymir Władymirowicz chce też wypędzić demoralizujące treści w internetu – co oznacza nie tylko ściganie pedofilii, pornografii, propagowania narkomanii czy namawiania do samobójstw, ale także wzięcie pod lupę w ogóle propagandy „wolności słowa” i „praw człowieka”. Będziemy więc mieć do czynienia nie tylko z zamordyzmem, ale zamordyzmem konserwatywnym, patriotycznym i opiekuńczym socjalnie – nic, tylko Rosjanom pozazdrościć.

Zachodowi wara!

Zwłaszcza, że zazdrościć można też postawy wobec Zachodu. Rosja nie tylko „nie będzie za nim ślepo podążać”, nie tylko nie ugnie się przed próbami nacisku a’la ustawa Magintskiego – ale także ma konkretną odpowiedź: modernizację armii, rozwój antyimportowych sektorów gospodarki (czyli stopniowe odchodzenie od jej ekstensywnego charakteru), odcięcie zagranicznej pępowiny finansowej krajowych organizacji pozarządowych (w istocie grup lobbingowych i agentury wpływu), wreszcie tropienie takiego samego uzależnienia całych formacji politycznych. – Jeśli ktoś trzyma swoje aktywa zagranicą, to uzależnia się od państwa, którego systemowi finansowemu w ten sposób podlega – prezydent Putin rozbił tezę o „kapitale bez narodowości” i „bankach bez państwowości” (swoją drogą znowu warto się w tym miejscu zastanowić ilu prominentów III RP też wspiera cudzy system bankowy i takowemu podlega…). Putin nie tylko uroczo się „przejęzyczał” myląc hitlerowskich najeźdźców z Wielkiej Wojny Ojczyźnianej z Bundeswerą, nie tylko wypomniał Zachodowi, że teraz płacze po Bostonie, a czeczeńskich terrorystów latami nazywał „powstańcami”, finansował i wspierał propagandowo – ale także jasno zaznaczył, że dla Rosji coraz bardziej interesujący jest raczej Wschód, Azja, a nie rynki zachodnie, a więc i zachodnie nastawienie wobec polityki Federacji.

Porządek z bojarami

Putin robił też porządki na własnym podwórku władzy, parę razy wracając do tematyki walki z korupcją i układami. Sprawnie rozdzielał ciosy, niby broniąc ex-ministra obrony Anatolija Sierdiukowa (odwołanego właśnie po skandalu korupcyjnej w podległym mu resorcie), czy np. zaznaczając, że ex-premier i ikona zapadnickich liberałów Anatolij Czubajs raczej marnował pieniądze niż je kradł – ale z całego tonu wypowiedzi prezydenta aż biło odcięcie się od zwyczajów klasy politycznej i jasna zapowiedź, że tak jak nie ma dla nich przyzwolenia oddolnego, tak i skończył się odgórny parasol ochronny. Obywatele czekają na cara robiącego porządek z bojarami – i Putin po raz kolejny wstrzeliwuje się w to oczekiwanie społeczne, co może potwierdzać coraz popularniejszy w Rosji pogląd, że czas kohabitacji prezydenta z premierem Dymitrem Miedwiediewem dobiega powoli końca. Jeśli więc nawet szef rządu nie straci jeszcze stanowiska (w imię priorytetowej stabilności władzy), to i tak elementy „miedwiediewszczyzny”, czyli umiarkowanie liberalnego technokratyzmu zostaną zapewne ostatnie rozmontowane. Trudno bowiem oczekiwać, że ta ekipa zdolna będzie w całości dostosować się do nowych zadań postawionych w paternalistycznie-konserwatywnym otwarciu Putina.

Władca czuwa

„Telekanały” Putina (podobnie jak i jego gospodarskie wyjazdy i inne PR-owskie zagrania) z reguły były wdzięcznym obiektem kpin mediów działających w Polsce. Tym razem raczej informacje marginalizowano, czy też manipulowano przekazem bąkając coś o wspólnej wojnie z terrozymem, czy solidaryzowaniu się Rosji z Ameryką po Bostonie. Być może przekaziory dostrzegają więc, że choć prezydent mocno wyeksponował w swym wystąpieniu kwestie wewnętrzne – to w istocie oznacza to też nową rolę Federacji w świecie. Jeśli bowiem plan Putina się powiedzie, to Rosja wyjdzie z tej jego kadencji znacznie wzmocniona, zintegrowana społecznie i etnicznie, a ponadto mocno oparta o projekt eurazjatycki (o którym Putin mówił zresztą mniej, ale w ważnym kontekście – zostawienia otwartych drzwi Ukrainie). A w takiej sytuacji śmianie się z cara rozmawiającego sobie pod dębem z obywatelami może już być bardzo niezdrowe. Demokracja z jej wiarą w zmanipulowane masy może zostać pobita własną bronią, nowoczesnymi metodami przekazu – ale jego tradycyjną treścią: człowieku, jesteś ważny i możesz spać spokojnie. Władca czuwa.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *