Pyrrusowe zwycięstwo I. Alijewa?

Pozostałe mają przypaść w większości bezpartyjnym (lub występującym jako niezrzeszeni przedstawicielom koncesjonowanej opozycji). Wynik „Nowego Azerbejdżanu” miałby więc być nieznacznie gorszy, niż w 2010 r., kiedy to partia prezydencka uzyskała 72 mandaty. Jednak zdaniem jej sekretarza generalnego, Alego Ahmedowa – to i tak dowód poparcia dla polityki prezydenta państwa i jego formacji. Azerska opozycja jeszcze przed wyborami zdążyła poskarżyć się na trudności z zarejestrowaniem swoich kandydatów. I tak na 73 przedstawione kandydatury Bloku WOLNOŚĆ 2015 (powołanego we wrześniu 2015 r. przez przedstawicieli Klasycznego Ludowego Frontu Azerbejdżanu, ruchu „Ajdynlar”, „Wielkiego Azerbejdżanu”, „Obywateli i Rozwoju”, „Wolności”, Partię Liberalno-Demokratycznej i Partii Ludowej) rejestrację uzyskało tylko 20, socjaldemokratyczny MUSAWAT poinformował o odrzuceniu dwóch trzecich zgłoszonych (zostało 25), zaś Narodowa Rada Sił Demokratycznych już 10. września zapowiedziała bojkot, a 18 dni później to samo uczynił ruch NIDA (“Krzyk”) – choć dwóch zarejestrowanych kandydatów nie wycofało się z wyborów. Za przeciwników obozu prezydenckiego obserwatorzy uznawali także 10 kandydatów Republikańskiej Alternatywy (REAL), jednego z D-18 oraz 4 z Białego Bloku. W przypadku bloku UMID („Nadzieja”) skład jest bardziej złożony, jednak wśród 17 osób występujących w jego barwach nie brakowało krytyków obecnych władz z pozycji „społeczeństwa obywatelskiego”. Już jednak wiadomo, że do Milli Məclisu nie dostał się lider UMIDU – Igbal Agazadze, co może okazać się jednym z większych zaskoczeń tegorocznych wyborów.

Poza tym ich wynik wydawał się oczywistością – przede wszystkim dlatego, że polityka prezydenta I. Alijewa cieszy się autentycznym poparciem obywateli, podczas gdy jego krytycy – zwyczajnie… nie idą głosować. Zastrzeżenia opozycji były jednak na tyle poważne, że OBWE skrytykowała decyzję władz w Baku o ograniczeniu liczby obserwatorów międzynarodowych, a zgłoszone już w trakcie głosowania zastrzeżenia MUSAWATU odnośnie do jego przebiegu zostały odnotowane przez nadzór międzynarodowy.

Prezydentowi I. Alijewowi wydaje się ciążyć konieczność poddawania się obserwacji zagranicznej w sytuacji, gdy prezydencka republika azerska jest od lat sprawdzonym i lojalnym sojusznikiem Zachodu w sferze stosunków międzynarodowych, tyle tylko, że nie popadającym w tym zakresie w szaleństwo występowania przeciw własnym interesom. Władze w Baku zachowały zdroworozsądkowe podejście do problemu irańskiego, a ostrożność polityczna wobec Kremla nie powstrzymała Azerbejdżanu od wzmożenia wymiany handlowej z Rosją, także w zakresie sprzętu wojskowego. Azerowie utrzymując obopólne napięcie na granicy z Armenią nie zdecydowali się też na otworzenie z nią kolejnego gorącego frontu wojny Wschód-Zachód. Słowem, I. Alijew lokując się po stronie zachodniej – nie rezygnuje z zachowania zdrowej autonomii, a także prawa samodzielnego organizowania sobie sytuacji wewnętrznej, co niekoniecznie wszystkich jego partnerów międzynarodowych musi cieszyć i zadowalać.

Wybory parlamentarne miały pokazać silne oparcie władzy prezydenta i jego partii w społeczeństwie, a wzmocnieniu wzajemnego zaufania służyły nagłe, a zdecydowane decyzje kadrowe w obrębie resortów siłowych, przeprowadzone pod hasłami antykorupcyjnymi. Wydaje się jednak, że tak jak nie poruszyły one przyzwyczajonej do różnych zwrotów opinii wewnętrznej, tak sama elekcja nie zadowala w pełni strategicznych sojuszników Azerbejdżanu, niekiedy używających hasła “demokratyzacji” także wobec teoretycznie swoich. Wydaje się, że I. Alijew (trochę podobnie, jak w Uzbekistanie Islam Karimow) zaczyna wyczerpywać możliwości dalszego trwania w geopolitycznym obrębie świata zachodniego, bez podporządkowania się narzucanej przezeń ideologii. To zaś może wymusić na Azerbejdżanie wybór znacznie poważniejszy, niż marginalna co do zasady elekcja parlamentarna. Obecna władza zaspokaja zwłaszcza socjal-ekonomiczne potrzeby Azerów, strzegąc ponadto twardo zasadniczych zrębów suwerenności państwa. Z pewnością jednak zachodni (i bliskowschodni) przyjaciele Azerbejdżanu jeszcze lepiej czuliby się w relacjach z państwem może nieco mniej suwerennym, za to bardziej uległym, „elastycznym” i „demokratycznym”. I prezydent I. Alijew świętując sukces swojej formacji ma zapewne świadomość, że wcale nie musi to być perspektywa odległa.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *