Radwańska jest naga?

No i stało się … Słynna polska tenisistka, Agnieszka Radwańska (dalej AR), deklarująca niedawno, iż „Nie wstydzi się Jezusa” pokazała teraz, że nie wstydzi się też ukazywać oczom ludzi pewnych swych wdzięków. Chodzi oczywiście o głośną rozbieraną sesję, w której dla magazynu „ESPN” wzięła udział ta pani, a której wizualne efekty można zobaczyć m.in. w Internecie od kilku dni. Sprawa pani AR wywołała prawdziwą burzę po katolickiej i prawicowej stronie sieci. Jedni wyrażają swój żal i zdziwienie tym, że osoba wcześniej w otwarty sposób wyznająca wiarę w Pana Jezusa, swymi aktualnymi czynami wpisuje się w ten nurt kultury, który promuje bezwstyd i rozwiązłość. Drudzy zaś odpowiadają tym pierwszym, że „rozbierana” sesja AR jest tak naprawdę bardzo subtelna, nie-wulgarna, jej celem było ukazanie piękna ludzkiego ciała, a nie prowokowanie do grzechów nieczystości, odsłania nie więcej niż to co widzi się tradycyjnie na plażach, a cała jej krytyka wypływa bardziej z mentalności purytańskiej niż przyjęcia zdrowego katolickiego spojrzenia na ciało i nagość.

I kto ma rację w tym gwałtownym sporze? W mojej skromnej opinii, zasadniczo rzecz biorąc słuszność mają krytycy „gołej Radwańskiej”, jednak paradoksalnie rzecz biorąc, jej obrońcy też mają wiele racji, zwłaszcza, gdy idzie o wytykanie pewnych rażących niekonsekwencji tym, którzy dziś zarzucają AR niemoralność.

                                                           Zero zdziwień panowie

Przede wszystkim zacznijmy od tego, że dzisiejsza publiczna nagość pani Radwańskiej nie powinna być zdziwieniem dla nikogo kto potrafi nieco dogłębniej i logicznie myśleć. Nie wiem skąd to zaskoczenie, iż niewiasta na co dzień zarabiająca poprzez bieganie w krótkiej sukience i wykonywanie przy tym ruchów, które i tak odsłaniają oraz eksponują jej piersi oraz pośladki (nachylenia, skłony) w końcu zdecydowała się pozować na golasa. Przecież to logiczny efekt jej wcześniejszej działalności, a nie jakieś nagłe wypaczenie czy wybryk. Abstrahując zaś już od dzisiejszej specyfiki sportowego stroju tenisistek, to pani Radwańska już wcześniej dawała się fotografować w strojach, które niezwykle trudno byłoby uznać za skromne i wstydliwe (mini-spódniczki, bikini). To więc, że obecnie postanowiła ona pokazać nieco więcej niż wcześniej jest pójściem krok naprzód na wyznaczonej ścieżce, a nie nagłym z niej zejściem.

Nota bene: formuła, jaką przyjęli organizatorzy akcji „Nie wstydzę się Jezusa”, a mianowicie promocja chrześcijaństwa za pomocą świadectw i wyznań co poniektórych celebrytów od dawna wydaje mi się podejrzana i wątpliwa.

Do dziś nie wiem bowiem, czy szczególne wyróżnianie osób sławnych i znaczących jeśli chodzi o ich wiarę w Jezusa jest zgodne z duchem napomnienia, które dał nam św. Jakub Apostoł w swym biblijnym liście (2, 1-9). Otóż, ów apostoł gani tam faworyzowanie na zgromadzeniach bogatych w stosunku do biednych i przypomina, że również w wyznawaniu wiary nie powinniśmy mieć względu na osoby. Moim pytaniem, w stosunku do promotorów akcji „Nie wstydzę się Jezusa” jest to, czy poświęcenia znacznie większej ilości uwagi pro-chrześcijańskim świadectwom w wykonaniu „celebrytów” nie stanowi czasem de facto sugestii, iż ich wyznanie wiary ma większą wagę od przyznania się do Pana Jezusa przez zwykłego Kowalskiego czy babcię w chustce z jednej z podkarpackich wiosek?

Innym powodem dla którego omawiana formuła wydaje mi się być niebezpieczna jest fakt, iż praktycznie rzecz biorąc wyszukiwanie gorliwych chrześcijan wśród celebrytów zazwyczaj będzie wiązało się z poważnym ryzykiem zgorszenia i przymykaniem oczu na pewne złe lub wątpliwe rzeczy w ich wykonaniu. Tak zwany „show buisness” rządzi się bowiem swoimi prawami, które z przykazaniami Bożymi nie mają wiele wspólnego. I zwykle okazuje się wtedy, że ten czy ów celebryta, którego przedstawiano jako dobrego chrześcijanina jawnie i publicznie uczynił coś poważnie niemoralnego.

Przejdźmy jednak do omówienia poszczególnych punktów sporu o „gołą Radwańską”.

                         „Mentalna prostytucja” czy „ukazywanie piękna ludzkiego ciała”?

Głównym argumentem wysuwanym w obronie wiadomej sesji AR jest twierdzenie, iż zawarte tam zdjęcia nie są utrzymane w wulgarnej, obleśnej i prowokacyjnej konwencji, ale w subtelny i delikatny sposób ukazują piękno nagiego niewieściego ciała. W ten sposób nagość p. Radwańskiej ma nawiązywać raczej do sposobu jej prezentowania typowego dla antyku i renesansu, aniżeli do pornografii czy popkultury rodem z MTV. Krytycy omawianego postępowania AR wydają się nie za bardzo wiedzieć co odpowiedzieć na ten argument. Trudno bowiem za mocną merytoryczną odpowiedź uznać rozróżnienie pomiędzy nagością ukazaną na malarskim płótnie czy rzeźbionym marmurze, a tą utrwaloną za pomocą fotografii. Niektórzy wskazują, że do zdjęć musi rozbierać się konkretna żywa osoba i to ma być ową różnicą pomiędzy postępkiem AR, a antycznym i renesansową sztuką, jednak i ten argument traci bardzo na znaczeniu, gdy uświadomimy sobie, że do nagich postaci utrwalonych za pomocą pędzla czy dłuta, też najczęściej musieli pozować żywi ludzie.

Zgadzam się też z tym, iż naga Radwańska mocno różni się od roznegliżowanych panienek z erotycznych świerszczyków czy teledysków 50 Centa albo Britney Spears. Nie ma tu bowiem póz sugerujących gotowość do odbycia stosunku seksualnego bądź innych czynności erotycznych, ale jest po prostu nagie ciało w zwyczajnych pozycjach, jakie przybiera się przy siedzeniu czy pływaniu w wodzie na leżaku (przy czym najbardziej jego intymne sfery i tak nie są pokazane). W czym zatem tkwi problem rozbieranej sesji AR? Otóż, sęk tkwi właśnie w zamiarze publicznego eksponowania piękna ludzkiej nagości. Takie podejście jest bowiem charakterystyczne zdecydowanie bardziej dla pogaństwa i jego ducha, aniżeli tradycyjnego chrześcijaństwa. W Piśmie świętym, po grzechu pierworodnym, ludzka nagość jest bowiem zazwyczaj kojarzona ze wstydem (Ks. Rodzaju 3, 7), hańbą (Ks. Wyjścia 32, 25; Apok. 3, 18 – 19), pokusą, moralnym niebezpieczeństwem, grzechem (2 Samuela 11, 2), a nawet diabelskim opętaniem (Łuk. 8, 27) aniżeli z czymś co należy wystawiać na pokaz, jako piękne i godne podziwu. W tej świętej Księdze trudno byłoby znaleźć zachęty, aby ludzie rozbierali się przed innymi, a jedynym takim przypadkiem było Boże polecenie skierowane do proroka Izajasza, by ten chodził nago i boso (Izajasz 20, 2-4). Czy jednak ów szczególny nakaz miał na celu ukazanie „piękna ludzkiej nagości”? Wręcz przeciwnie, nagi i bosy Izajasz miał symbolizować pohańbienie i karę jaka spotka mieszkańców Egiptu. Przypadek zaś Dawida, którego cudzołóstwo zostało zapoczątkowane przez to, iż przypatrywał się on nagiej kąpiącej się Batszebie (2 Samuel 11, 2 – 27) był zaś tradycyjnie przywoływany przez moralistów chrześcijańskich jako skierowane do mężczyzn ostrzeżenie przed beztroskim patrzeniem na niewieścią nagość.

W odpowiedzi na wywody rozróżniające pomiędzy złym pożądliwym spojrzeniem, a „pełnym podziwu” oglądaniem piękna kobiety, można zacytować następujący fragment ze Słowa Bożego: „Nie wpatruj się w dziewicę, abyś przypadkiem nie wpadł w sidła kar z jej powodu. (…) Nie rozglądaj się po ulicach miasta ani nie wałęsaj się po jego pustych zaułkach. Odwróć oko od pięknej kobiety, a nie przyglądaj się obcej piękności: przez piękność kobiety wielu zeszło na złe drogi, przez nią bowiem miłość namiętna rozpala się jak ogień” (Madrość Syracha 9, 5; 7-8).

Reasumując, tradycyjne chrześcijaństwo, w odróżnieniu od pogaństwa, bardzo realistycznie patrzyło na kwestię „podziwiania piękna nagiego ciała”. Nagie ciało owszem może być i często jest piękne, ale odnośnie jego podziwiania, nie można zastosować tych samych zasad, co stosuje się je do oglądania malowniczych gór albo cudnie rozgwieżdżonego nieba nocą. Po grzechu pierworodnym takie podejście jest bowiem zwodnicze, gdyż jest czymś bardzo trudnym przeprowadzenie ostrej granicy pomiędzy pożądliwym a „pełnym podziwu” patrzeniem na nagość. Niestety zbyt często owe płaszczyzny się ze sobą mieszają i przenikają. Nie sugeruję bynajmniej, iż normalny facet przy oglądaniu rozbieranych zdjęć AR będzie się masturbował albo uda się pośpiesznie do miejscowej wypożyczalni w poszukiwaniu ostrego porno. Myślę jednak, że takie napawanie się takimi fotografiami zazwyczaj w łatwy sposób może się stać czymś w rodzaju drobnej, ale toksycznej przekąski, którymi codziennie przez lata dokarmia się swą pożądliwość. Po zjedzeniu takiej przekąski nie będziesz od razu wymiotował, ale po pewnym czasie przyczyni się ona do twej choroby.

                                                                       A co z bikini?

Obrońcy AR całkiem trzeźwo wytykają jej krytykom, iż logicznie rzecz biorąc powinni oni zacząć też piętnować chodzenie na plaże w stroju bikini. W istocie rzeczy nasza sławna tenisistka w tej sesji NIE POKAZAŁA WIĘCEJ tego co tradycyjnie dziś odsłania strój bikini. Jak wspomniałem wyżej, pozy przyjmowane na tych zdjęciach również są typowe dla tych, które przyjmuje się na plaży albo basenie. W czym więc problem? I tym razem, kontestatorzy aktualnego postępku AR nie potrafią dać jasnej odpowiedzi na ów zarzut. To zaś co próbują tu powiedzieć jest często tak mgliste i niejasne, że lepiej by było, aby już milczeli w tej sprawie. Redaktor Terlikowski w odpowiedzi na ten argument odpisał np. iż „Na plaży ludzie nie są nadzy”. Eureka! A więc, te drobne skrawki materiału, które zwą się „bikini” czynią tak wielką i fundamentalną różnicę w stosunku do tego co ostatnio pokazała AR??? Bądźmy przez chwilę szczerzy, poważni i konsekwentni. Jeśli pokazywanie się na publicznej plaży w bikini jest OK, to w ten sam sposób należy ocenić też sesję p. Radwańskiej. Kiedy powiedziało się A, trzeba też powiedzieć B. O wiele łatwiej jest jednak szarżować w Necie na AR pod hasłem „Nagość kobiety jest dla jej męża”, ale trudniej jest to powiedzieć swej żonie na plaży, gdy ta zakładając bikini pokazuje innym chłopcom i mężczyznom mniej więcej tyle samo co słynna tenisistka za pośrednictwem magazynu ESPN.

                                                          Purytanizm czy katolicyzm?

Na koniec została jeszcze do omówienia kwestia domniemanego purytanizmu, któremu mają ulegać katolicy krytykujący p. Radwańską. Jest to prawdziwy letimotive obrońców rozbieranej sesji AR. W ich oczach przeciw zdjęciom z nagą tenisistką zapewne nic nie mieliby papieże, którzy akceptowali obfitość golizny w Kaplicy Sykstyńskiej, a nawet sami zbierali do swych bogatych zbiorów antyczne obrazy i rzeźby prezentujące „golasów”. Za to krytycy postępowania AR wpisują się raczej mentalnie w klimat kalwinistycznych i purytańskich gmin, gdzie trzeba było chodzić „zapiętym pod szyję”.

Cóż, ten argument jest akurat najsłabszym z argumentów obrońców rzeczonej „gołej sesji”, ale i nim jest garść prawdy. Otóż, rozpatrując różnice pomiędzy katolicyzmem a protestantyzmem na płaszczyźnie czysto historycznej, niestety, ale trudno jest zaprzeczyć temu, iż w społecznościach tradycyjnie katolickich podejście do nagości, seksu i erotyki było często wyraźnie swobodniejsze niż w krajach o charakterze protestanckim. Było i nadal jest to widoczne choćby w bardziej nieskromnych i zmysłowych tańcach oraz strojach, które przez wieki wykształcały się w regionach katolickich czy też instytucji karnawału również typowej dla krajów z katolicką większością, która zakładała obluzowanie norm moralnych na ów czas także w sferze erotycznej. Nawet współcześnie pewne charakteryzujące się dużą swobodą erotyczną zjawiska typowe dla regionów o katolickiej większości (jak np. karnawał w Rio de Janeiro) albo przynajmniej historycznie ukształtowane przez kulturę katolicką (np. „Mardi Gras” w Nowym Orleanie) byłyby trudne do wyobrażenia w tzw. pasie biblijnym USA, a nawet na konserwatywnej prowincji Holandii. To wszystko prawda, tyle, że nie informuje nas to jeszcze o normach moralnego postępowania wyrażonych w oficjalnym nauczaniu Magisterium Kościoła katolickiego. Można by bowiem wskazać jeszcze na wiele negatywnych zjawisk, które historycznie rzecz biorąc były znacznie bardziej utrwalone w społecznościach katolickich niż protestanckich (np. przestępczość mafijna, korupcja, prostytucja, okultyzm, synkretyzm religijny czy poparcie dla ruchów stricte lewicowych), ale niedorzecznością byłoby wysuwać stąd wniosek, że w takim razie są one zgodne z katolickim nauczaniem moralnym.

By zbliżyć się zatem do odkrycia rzeczywistego ducha (purytańskiego czy katolickiego) ducha, który stoi za kontestacją rozbieranej sesji AR lepiej przyjrzeć się bardziej publicznym gestom i wypowiedziom ze strony katolickiej hierarchii, aniżeli historycznej praktyce katolickich społeczeństw (która z definicji zawsze będzie wadliwa, niedoskonała i kulawa). Rozpatrując zaś sprawę na tej płaszczyźnie nie można zaś stwierdzić, by tradycyjnie katolickie podejście w podejściu do eksponowania nagości czy erotyki było wyraźnie luźniejsze niż purytańskie. Owszem, można do znudzenia mantrować o freskach w Sykstynie z ich nagością, ale ani słówkiem nie wspominać, że przez przeszło 400 lat pewne ich fragmenty z polecenia pasterzy kościelnych były zamalowane. Można ciągle wspominać o tych papieżach, kardynałach i biskupach, których słabość do antycznej, roznegliżowanej sztuki była na tyle silna, że nie tylko ją kolekcjonowali, ale nawet jawnie umieszczali w watykańskich muzeach, a zapominać o tym, iż inni hierarchowie katoliccy polecali zakrywać antyczne rzeźby przedstawiające nagich mężczyzn. Można wreszcie absolutyzować te wszystkie publicznie znane (choć nie stanowiące aktów nauczającego Magisterium) gesty przychylności wobec sztuki ukazującej „piękno nagiego ciała”, a milczeniem zbywać szereg faktów (mających zarazem nieporównywalnie wyższą rangę doktrynalną) o zdecydowanie innej wymowie – np. fakt kanonizacji osób niechętnych podobnej sztuce (np. św. Roberta Bellarmina czy św. Jana Vianneya); papieskie dyrektywy kierowane do misjonarzy nakazujące uczenia dzikich ludów by te porzuciły zwyczaj chodzenia nago (św. Pius V); „surowe” wymogi skromnego i wstydliwego stroju ustanawiane przez Watykan (np. nakaz zakrywania kolan i jakiegokolwiek dekoltu wydany przez Wikariusza Generalnego Piusa XI); piętnowanie damsko-męskich plaż (czynili tak m.in. prymas Hiszpanii, kard. Pla Y Daniel oraz biskupi Niemiec i Austrii w 1925 r.) czy tzw. konkursów piękności (w wykonaniu części biskupów USA i Ameryki Łacińskiej).

                                                                   Kto jest bardziej nagi?

Ogólnie rzecz biorąc, zasadniczo słuszna krytyka postępku AR pokazała niestety  swe rażąco

słabe punkty objawiające się przede wszystkim w ewidentnej niekonsekwencji i nielogiczności. Tak naprawdę okazało się, iż bardziej nadzy od pani Radwańskiej są często jej krytycy …

Ps. Sprawa rozbieranej sesji AR dziwnie zbiegła się z inną publicznie dostępną sesją fotograficzną w wykonaniu innego z ambasadorów akcji „Nie wstydzę się Jezusa”, p. Roberta Lewandowskiego. Zdjęcia o których mowa ukazały się w piśmie „Gala” i prezentują owego piłkarza wraz z jego obecną żoną w pozach o wiele bardziej sugerujących ich erotyczny charakter niż te zawarte w sesji AR. Widzimy tam bowiem m.in. jak p. Lewandowskiego z obnażonym torsem dotyka piersi swej żony, która z kolei odziana we frywolną sukienkę, zaś górna jej część przykryta jest tylko przez stanik. Czy krytycy p. Radwańskiej konsekwentnie wyleją swe oburzenie też na Roberta Lewandowskiego twierdząc, iż tego rodzaju intymne pozy powinny być zachowane dla intymności małżeńskiej sypialni, a nie eksponowane i sprzedawane milionom ludzi??? Czy organizatorzy kampanii „Nie wstydzę się Jezusa” usuną z grona jej ambasadorów również p. Lewandowskiego??? Chciałbym być w tej sprawie mile zaskoczonym …

www.salwowski.msza.net

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Radwańska jest naga?”

  1. A mnie się ta sesja podobała. Ale wiadomo – ja gromię pedalstwo i mam dupsko ciasne jak po praniu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *