Raźny: Klęska opcji amerykańskiej

 

Pozorowana obrona suwerenności

Kryzys w relacjach polsko-żydowskich i polsko-izraelskich, a także polsko-ukraińskich  jest jedynie elementem o wiele poważniejszego kryzysu, w jakim znalazła się Polska. Ma on wymiar klęski o charakterze geopolitycznym i cywilizacyjnym. Jest to – przemilczana przez polskie władze i opozycję oraz stojący za nimi establishment polityczny, media i środowiska opiniotwórcze – klęska opcji amerykańskiej. Izrael i lobbujące za nim środowiska żydowskie oraz banderowska Ukraina to elementy „pakietu” politycznego opcji amerykańskiej, którą Polska przyjęła po 1989 roku. W pakiecie tym otrzymaliśmy przymus realizowania interesów nie tylko amerykańsko-natowskich, ale równie żydowsko-izraelskich i ukraińskich z banderowskimi włącznie. Nowym świadectwem tego „pakietu” politycznego jest skoordynowana negatywna reakcja wymienionych państw na nowelizację ustawy o IPN. Na Polskę spłynęła z ich strony fala nieuzasadnionego oburzenia, pouczeń, pomówień. Przywoływanie do porządku polskich władz, nawoływanie do odrzucenia przyjętej ustawy, pogróżki i działanie na szkodę naszego wizerunku w świecie uświadomiły nawet średnio zorientowanym politycznie  Polakom znikomy poziom naszej suwerenności.

Reakcja Warszawy poziom ten jeszcze bardziej obniżyła. Unaoczniła nam, że jesteśmy krajem, którego władze nie boją się złamać własnej konstytucji w reformie Trybunału Konstytucyjnego, sądownictwa czy ordynacji wyborczej, natomiast kajają się przed obcą władzą z powodu ustawy zgodnej z zapisami konstytucyjnymi – co więcej, jedynie częściowo symetrycznej do tych, które w Izraelu czy na Ukrainie dotyczą penalizacji za podważanie obowiązującej w tych państwach polityki historycznej. Żałosne usprawiedliwienia Warszawy, obietnice wyjaśnień i konsultacji, powoływanie zespołu do dialogu z Izraelem, potulne wycofywanie się z żądania ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej, niepodejmowanie ekshumacji żydowskich ofiar zbrodni wojennej w Jedwabnem –  stanowią ostry dysonans w dumnym przywoływaniu pamięci o stuleciu odzyskania niepodległości. Kłócą się z narzucanym Polakom kultem żołnierzy wyklętych, na których „niezłomności” mają się uczyć umierania dla ojczyzny – oczywiście, szarzy obywatele, nie politycy. Ci bowiem  – wbrew składanym publicznie deklaracjom – nie mają zamiaru  o nic walczyć. Sam wyjazd polskiej delegacji rządowej do Izraela – a ściślej do Jerozolimy jako uznanej przez USA stolicy państwa żydowskiego – oraz do Waszyngtonu, aby „wyjaśnić” naszym „:partnerom” wymienioną nowelizację – to pielgrzymka pokutna, która jedynie potwierdza stopień naszego od nich uzależnienia. Żenada, która w zestawieniu ze stuleciem odzyskania niepodległości jest jej parodią, a jako spektakl polityczny – groteską. Nawet uczeń likwidowanego właśnie gimnazjum wie, że od czasów Jeana Bodina – a więc od XVI wieku –  suwerenność państwowa to nade wszystko moc  samodzielnego stanowienia  prawa i jego egzekwowania. Podległość i służalczość rządzącego Polską establishmentu politycznego uderza w naszą dumę narodową tym boleśniej, że oparta jest na oczywistym zakłamaniu, widocznym w relacjach z państwami oferowanymi nam w „pakiecie” politycznym opcji amerykańskiej w roli „partnerów” – Izraelem u Ukrainą. Nikomu z grupy trzymającej w Polsce władzę – niezmiennie od blisko 30. lat – nawet do głowy nie przychodzi ukształtowanie tych relacji na gruncie partnerstwa – równości i  wzajemności. Nie ma nikogo odważnego, kto głośno powiedziałby, że w rodzinie narodów świata nie ma wybranych i wykluczonych, pierwszoplanowych i podrzędnych, nie podlegających ocenie moralnej i bezwzględnie jej poddawanych. Nie ma nikogo, kto wykrzyczałby, że Izrael jest państwem terrorystycznym, okupującym ziemie Palestyńczyków, łamiącym postanowienia  ONZ dotyczące ciągnącej się ponad pół wieku wojny z nimi, blokującym powstanie ich państwa, prowadzącym ciągłe ataki na swoich  sąsiadów, przyczyniającym się do ludobójstwa chrześcijan  na Bliskim Wschodzie.   Nikt nie ma odwagi powiedzieć, ze Izrael w sposób niekontrolowany przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej wszedł w posiadanie broni jądrowej, stanowiąc zagrożenie nie tylko dla tego regionu, ale również  Europy i świata. Nikt nie ma odwagi powiedzieć, że  nade wszystko z tych powodów państwo to nie ma żadnej legitymacji moralnej i prawnej, aby nas pouczać w sprawie polskiego prawa, które nie jest wymierzone ani w Żydów, ani państwo żydowskie, a jedynie w  osoby zakłamujące prawdę o niemieckich obozach koncentracyjnych i głoszące oszczerczą tezę, że były to „polskie obozy koncentracyjne”.

Ten aspekt nowelizacji ustawy o IPN dotyczy także Ukrainy wojującej z nami w sprawie nazistowskiej ideologii banderowskiej, uznanej przez Kijów za ideologię oficjalną – w  dodatku  promowaną przez Stany Zjednoczone  i zwasalizowaną wobec nich Unię Europejską.  Zgoda tzw. Zachodu na odrodzenie  tej ideologii i heroizację jej twórców to kuriozum polityczne, historyczne i moralne. Oczywistym absurdem jest finansowe, gospodarcze i militarne  wsparcie Polski dla banderowskiej Ukrainy. Nade wszystko jednak jest ono naganne moralnie, gdyż zakłada nierozliczenie ludobójstwa dokonanego w czasie II wojny światowej na Polakach przez wyznawców Bandery i Szuchewycza. Ostatnim spektakularnym gestem w tej polityce absurdu i braku moralności były wystąpienia premiera Mateusza  Morawieckiego w Niemczech, wysuwające na pierwszy plan blokadę Nord Stream 2. Jako powód podał on Ukrainę, którą gazociąg omija i tym samym pozbawia dochodów z przesyłu rosyjskiego gazu do Europy – w wysokości 3 miliardów dolarów rocznie. Gdyby pan premier powiedział, że to Polska właśnie traci owe dolary, byłaby mniejsza plama na jego honorze. Wszyscy jednak  wiedzą, że traci na własne życzenie, gdyż  odmówiła budowy gazociągu przez swe terytorium właśnie z powodu Ukrainy, który również. w tej wersji miał ją omijać.

Pozorowane partnerstwo

Dodatkowym problemem, którego nie mają odwagi poruszyć polscy politycy w pokutnym dialogu ze stroną żydowsko-izraelską jest kwestia pozorowanego partnerstwa. Izrael bowiem nigdy i nigdzie nie reprezentował interesów  polskiego państwa i narodu, podczas gdy Polska od wznowienia stosunków dyplomatycznych z państwem żydowskim jest rzecznikiem jego racji stanu w ONZ, UE i relacjach dwustronnych z innymi państwami. Nikt nawet nie piśnie, że pora wyliczyć wszystkie przedsięwzięcia i nakłady na rzecz narodu żydowskiego i jego mniejszości  w Polsce po 1989 roku – muzea, katedry, instytuty, ośrodki i różne centra badające i prezentujące ich dzieje, setki publikacji i grantów poświęconych antysemityzmowi i holokaustowi, dziesiątki organizowanych każdego roku różnych festiwali ich kultury. Nikt nie ma odwagi przedstawić  takiego rachunku Izraelowi i zażądać choćby symbolicznej symetrii –  jednego muzeum historii Polski, jednej katedry historii Polski okresu  II wojny światowej, jednego  instytutu badającego udział Żydów w działaniach skierowanych przeciwko nardowi polskiemu, nade wszystko tych, które kierowane były przez  NKWD, UB, SB. Z dzisiejszej perspektywy podrzędna pozycja Polski w relacjach z Izraelem musi być określona  jako stała dana opcji amerykańskiej, stanowiąca odbicie  zależności między Waszyngtonem i  Tel Awiwem.

Antyrosyjski wektor stałą daną

Prowadzona przez polskie władze polityka podrzędności i zależności w ramach opcji amerykańskiej jest świadoma i celowa. Nie obejmuje jednak antyrosyjskiego jej wektora. W relacjach z Moskwą Warszawa jest bowiem „odważna”. Grozi w imieniu USA sankcjami, walczy o Krym dla Ukrainy, ściąga do Polski wschodnią flankę NATO i wojska amerykańskie, przygotowując nas do wojny z Rosją, w której Polacy mają być mięsem armatnim. Jednocześnie bez żadnych konsultacji z Rosjanami realizuje ustawę dekomunizacyjną, nakazującą burzenie pomników upamiętniających setki tysięcy  czerwonoarmistów, poległych na polskiej ziemi w walce z Hitlerem. Jest to wyjątkowo cyniczny rodzaj odwagi, bo skierowana jest ona  przeciwko nieżyjącym już ludziom, którym polskie władze – przecież nie naród – chcą odebrać laur zwycięstwa nad hitlerowskimi Niemcami. Ta dwuwektorowa polityka ma dodatkowy cel: takie ukształtowanie świadomości polskiego społeczeństwa, aby nie protestowało zarówno wtedy,  gdy roszczeniowa wobec Polski ustawa 447 Kongresu amerykańskiego zostanie przyjęta przez Izbę Reprezentantów i podpisana przez  prezydenta Trumpa, jak i wtedy, gdy przygotowania  do wojny z Rosją wejdą w ostatnią fazę. Mamy być bowiem potulni wobec bezprecedensowych wobec nas roszczeń dwóch organizacji żydowskich w Ameryce i jednej w Izraelu, w imieniu których  USA będą żądać od Polski odszkodowania za bezspadkowe mienie polskich Żydów. Jednocześnie zaś mamy być agresywni i bezwzględni wobec Rosji, z którą mamy prowadzić różne wojny, na walce zbrojnej kończąc, mimo że Moskwa nie ma wobec nas żadnych roszczeń. Wybór opcji amerykańskiej – niestety, dobrowolny – oznaczał bowiem od początku  przyjęcie polityki antyrosyjskiej, budowanej na sztucznej  rusofobii, przekształcanej w obcą naszej cywilizacji  nienawiść. Ten wyznaczony dla Polski kierunek polityczny  w opcji amerykańskiej jest jeszcze bardziej absurdalny od pierwszego i bardziej niebezpieczny, gdyż grozi wojną atomową.  Jest jednak nadzieja na to, że nie będzie zrealizowany do końca.

Programowe przemilczanie Ustawy 447 Kongresu USA

Polacy obudzą się z  duchowego letargu, gdy poznają ukrywaną  przez establishment polityczny całą prawdę o Ustawie 447  Kongresu USA. Już samo jej  przyjęcie przez Senat 12 grudnia ubiegłego roku było wrogim aktem wobec Polski. Natomiast uchwalenie jej przez Izbę Reprezentantów, do której Ustawa  trafiła, i podpisanie  przez prezydenta Stanów Zjednoczonych będzie oznaczało nadzór naszego „sojusznika” nad jej realizacją przez Polskę. Ta bezprecedensowa w skali historycznej i światowej próba wymuszenia nienależnego na gruncie prawa   „odszkodowania” za bezspadkowe mienie żydowskie będzie haraczem, jaki miałaby zapłacić Polska. Haraczem oznaczającym, iż staliśmy się kondominium amerykańsko-izraelskim.  Haracz ten przypomina daninę, jaką podbite przez imperium mongolskie księstwa ruskie płacić musiały jego władcy. Walka między poszczególnymi książętami o to, kto będzie podbitą Ruś reprezentował na dworze owego władcy stała się symbolem  politycznych podziałów w sprawie sposobów składania daniny – podziałów  uniemożliwiających zrzucenie jarzma niewoli. I trzeba było długo czekać na zjednoczenie księstw w walce wyższej rangi – o odzyskanie niepodległości – dzięki któremu koniec niewoli stał się faktem. Spory miedzy władzą i opozycją w Polsce mają podobny charakter. Dotyczą spraw drugorzędnych, nie dotykają w najmniejszym stopniu opcji amerykańskiej. Tę bowiem akceptują wszystkie walczące między sobą ugrupowania polityczne.

Jednak odsunie się od niej polskie społeczeństwo, gdy przyjdzie mu płacić haracz organizacjom żydowskim. Haracz zniszczyłby Polaków finansowo, ale nade wszystko odebrałby im godność. Oznaczałby bowiem, że jesteśmy tak słabym narodem we współczesnym świecie,  że godzimy się na to, aby płacić obcym organizacjom nienależne im pieniądze – wbrew zasadom prawa i moralności –  tylko dlatego, że się tego od nas domagają. Dlatego, wbrew pozorom, dla władzy i opozycji najważniejsze jest to, aby prawda o Ustawie 447 Kongresu USA  była ukrywana jak najdłużej przed polskim społeczeństwem. Nie ma więc żadnych oficjalnych informacji na jej temat, żadnych rozmów z przedstawicielami amerykańskiego Kongresu, żadnych planów odrzucenia roszczeń. Grupie trzymającej władzę idzie o to, aby Polacy nie przygotowali alternatywy dla opcji amerykańskiej. Im dłużej społeczeństwo będzie uśpione propagandą sukcesu, tym lepiej dla niej.

Możliwość alternatywy

Alternatywa dla opcji amerykańskiej – w pierwotnym kształcie przynajmniej jako forma jej poluzowania – staje się coraz pilniejszą koniecznością. Co ważniejsze, jest to konieczność możliwa do zrealizowania już na pierwszym etapie naszej emancypacji. Jest nią  polityka dwuwektorowa, której przykładem są współpracujące z Rosją Węgry, bądź wielowektorowa, którą realizuje Turcja. Obu form budowania alternatywy dla opcji amerykańskiej boi sią jak ognia potężne  lobby amerykańsko-izraelskie. Obie bowiem oznaczają dla niego nie tylko utratę wpływów  politycznych w Polsce, ale również związanych z nimi niezliczonych zysków.

Anna Raźny

Click to rate this post!
[Total: 54 Average: 4.7]
Facebook

10 thoughts on “Raźny: Klęska opcji amerykańskiej”

  1. Obecny polski rząd zachowuje się, jak żona bita przez swojego męża, a mimo to wybaczy mu wszystko. Niestety nie spodziewam się po obozie władzy (którego „wybitnymi” przedstawicielami są J. Targalski i P. Żurawski vel Grajewski) jakiejś poważniejszej zmiany geopolitycznej, być może oprócz próby odbudowy relacji z Niemcami. Polska nadal będzie satelitą USA, a nasza ofiarność w stosunku do Izraela/Ukrainy będzie odwzajemniana przez oskarżenia o Holokaust/wysuwanie absurdalnych roszczeń – terytorialnych (Przemyśl, Chełm) oraz żądania pochwalania banderowskiej polityki historycznej.

    1. PiS/PO/GMO jedno wielkie ZŁO! Zwykli Polacy mają niefart do rządów w Polsce! Robotnicy dali się nabrać na europejski raj, pozwolili na zniszczenie przemysły polskiego, patologiczną prywatyzacją, „za garść srebrników”. W PRL-u Polska była 12 gospodarką, a obecnie podobno jest 30-tą z kapitałem i technologią zagranicznych koncernów. Obecnie trwa rozdawnictwo sobie i swoim publicznych pieniędzy, zresztą to nic nowego, każdy rząd tak robił. Obecnie środowiska antypolskie, ruszyły na Polskę i Polaków jak „Wandale” by nas dobić finansowo! Nie trzeba być jasnowidzem żeby przewidzieć co z tego wyniknie! „Psy szczekają, a karawan jedzie dalej”.
      Do refleksji!
      Pozdro.

  2. PiS PO SLD PSL.N . Michalkiewicz powiedział kiedyś że w Polsce nie można być skutecznym politykiem nie będąc niczyim agentem. Było to jego domniemanie. Okazuje się prawdą.

  3. Co za głupoty. Węgry to się mogą porozumiewać z Rosją bo nie stoją na drodze do wspólnej granicy ros-niemieckiej, która jest dla Moskwy prawdopodobnie głównym celem i najlepszym gwarantem że nikt nie zagrozi porozumieniu „kapitał i inwestycje za surowce”, które ma szansę w przyszłości pogonić jankesów z Europy. Przecież poleganie na Waszyngtonie to nie jakieś zboczenie Polaków tylko to samo robią Bałtowie, Skandynawowie i wiele innych państw. Prawda jest taka że prędzej mi kaktus na głowie wyrośnie niż Rosja zgodzi się na silną Polskę niedaleko swoich granic z silnymi siłami zbrojnymi i prężną gospodarką pozwalającą zalewać naszymi towarami postsowieckie republiki. W odróżnieniu od ruskich amerykanom silna Polska w niczym nie przeszkadza a co lepsze można ją wykorzystać jako bufor oddzielający Rosję od Niemiec. Co do Żydków i banderowców to mogą nam skoczyć, w obecnej chwili to Amerykanie bardziej potrzebują Polski niż Polska Amerykanów, od czasu „buntu” Erdogana bez nas nie ma Amerykanów w Europie. Natomiast Turcja to sobie taką politykę wielowektorową prowadzi że obecnej jest w koziej dupie, Amerykanów traci a Putin ją olał, poza frazesami nic ze zbliżenia tur-rosyjskiego nie wynika bo dla „cara” ważniejszy jest nawet słaby ale pewny syryjski dyktator od niepewnego Turka.

    1. (…)Przecież poleganie na Waszyngtonie to nie jakieś zboczenie Polaków tylko to samo robią Bałtowie, Skandynawowie i wiele innych państw.(…)
      Podaj jakąś amerykańską bazę w Skandynawii?

      (…)Amerykanów, od czasu “buntu” Erdogana bez nas nie ma Amerykanów w Europie. Natomiast Turcja to sobie taką politykę wielowektorową prowadzi że obecnej jest w koziej dupie, Amerykanów traci a Putin ją olał, poza frazesami nic ze zbliżenia tur-rosyjskiego nie wynika bo dla “cara” ważniejszy jest nawet słaby ale pewny syryjski dyktator od niepewnego Turka.(…)
      Coś ci się pomyliło USA w Europie to nie ma be Raimstein, bez którego wschodnia flanka staje się kotłem… Ponadto Trumpowi pivotuje.

  4. Diagnoza ogólnie słuszna, ale opcja sojuszu z Rosją kompletnie nierealna i raczej z gatunku samobójczych – już choćby z tego prostego powodu, że na kierunku zachodnim partnerem dla Moskwy ZAWSZE będzie Berlin, a nie Warszawa. A zgodna współpraca Niemiec i Rosji zawsze kończy się dla nas katastrofą. Zresztą 8 ostatnich lat rządów prusko-ruskiej agentury pod szyldem tzw. „platformy” bardzo wyraźnie pokazało w jakim kierunku to zmierza.

  5. Czasem dobrego wyjścia po prostu nie ma… Okłamywanie siebie, że jest, to głupota. Winienie siebie za to, że go nie ma, to kompleks. Dlatego trzeba wybrać najmniejsze zło, którym na dany moment jest militarny sojusz z US i polityczny z UE (Niemcami). Im dużej uda się utrzymać ludzi w wierze, że coś takiego UE istnieje, tym lepiej. Poza tym uważam, że zarówno US jak i UE trzeba systematycznie, ale uprzejmie ignorować. Zgadzam się z tym że Polska jest ważna dla US jak bufor, więc można czasem tupnąć nagą, żeby nasi 'partnerzy’ się zmitygowali – Trump podpisze 447, to powiedzieć publicznie „to podważa nasze partnerstwo z USA” i nic odbyć wizytę na Kreml. Putin się ucieszy bo wreszcie będzie mógł się z kimś sfotografować. Jak nie pomoże to zerwać stosunki z Izraelem i odbyć tourne po krajach arabskich. Po tym 447 zamieni się w martwy zapis i o to chodzi. I nie dać się rozegrać przez USA w rozbiciu UE to samobójstwo i otorzenie 3ego frontu.

    1. (…)Putin się ucieszy bo wreszcie będzie mógł się z kimś sfotografować. Jak nie pomoże to zerwać stosunki z Izraelem i odbyć tourne po krajach arabskich. Po tym 447 zamieni się w martwy zapis i o to chodzi. I nie dać się rozegrać przez USA w rozbiciu UE to samobójstwo i otorzenie 3ego frontu.(…)
      Jak już gdzieś jechać to do Iranu albo Chin…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *