Regionalizm i separatyzm. Czy europejskim państwom grozi rozpad?

                We współczesnej UE regionalizm stał się hasłem na tyle modnym i powszechnym, że „Europa regionów” zdawała się być – przynajmniej wedle zwolenników jak najściślejszej integracji – pewną i jedyną drogą rozwoju. Ale granica pomiędzy regionalizmem, a separatyzmem, jest cienka. I paradoksalnie to siłowe forsowanie jak największej autonomii może przynieść efekt odwrotny od zamierzonego. Kiedy dążeniami regionalistycznymi/separatystycznymi zagrożone poczują się największe, najsilniejsze państwa, posiadające długą historię i tradycję własnej państwowości (choć nie koniecznie państwa narodowe i unitarne), szybko okazać się może, że rozbicie regionalne wcale nie jest „jedynie słuszną” drogą, i że „rozbicia dzielnicowe” to nie postęp w cywilizacyjnym rozwoju, a cofanie się o wieki wstecz. Tylko, że kandydatów do powiększania swej autonomii i uzyskania niepodległości od „swojego” państwa w Europie nie brakuje. Niedawne referendum w Szkocji, które wyraźnie pokazało, że nawet tak silne państwo jak Wielka Brytania poważnie obawia się negatywnych konsekwencji separatyzmu,  to tylko wierzchołek góry lodowej.

Baskowie – od separatyzmu do terroryzmu

            Baskowie to naród prawie 10-milionowy – z tym, że przeważająca większość z Basków żyje na emigracji, w Ameryce Łacińskiej. Baskowie posiadają bardzo głębokie poczucie własnej tożsamości, kultury i odrębności; uważają się za najstarszy naród w Europie, mówiący najstarszym, reliktowym językiem i jedyną grupę – poza rodziną kaukaską – która oparła się „indoeuropejskiej inwazji”, żyjącą w tym samym miejscu od tysięcy lat. O starożytnym pochodzeniu Basków świadczyć może faktycznie jeden z najstarszych symboli baskijskich: Lauburu, czyli baskijska swastyka, symbolizująca wirujące, poruszające się słońce (symbol ten sięga swą historią aż 10 tys. lat wstecz).

Najwięcej problemów sprawiają Baskowie hiszpańscy – to tam w większym stopniu znany i używany jest wyjątkowy, niepodobny ani do francuskiego, ani do hiszpańskiego, język euskera. Za czasów autorytarnych rządów gen. Franco nie było mowy o jakiejkolwiek odrębności. Podczas hiszpańskiej wojny domowej Baskonia opowiedziała się po stronie Frontu Ludowego, który zagwarantował jej większą autonomię, a w mieście Guernica swą siedzibę miał rząd autonomicznego Kraju Basków. W 1937 roku Guernica została zbombardowana przez Legion Condor, korpus ekspedycyjny należący do hitlerowskiej Luftwaffe, i wspierający gen. Franco. Dopiero po śmierci Franco rozpoczęła się droga „demokratyzacji” Hiszpanii, i przyznawania Krajowi Basków większej autonomii. Konstytucja z 1978 i Statut Autonomiczny przyznały Baskonii status regionu autonomicznego z własnym parlamentem, skarbem i językiem urzędowym (obok hiszpańskiego).

Mimo to ETA – „Baskonia i Wolność” – organizacja zbrojnej walki o niepodległość, związana z pierwszą partią polityczną baskijską, Nacjonalistyczną Partią Basków, nie zamierzała schodzić z dotychczasowej drogi terroru, zamachów bombowych i morderstw politycznych. ETA między innymi próbowała wysadzić w powietrze wieżę sanktuarium maryjnego Torreciudad, będącego pod opieką Opus Dei. Do 2008 roku w dobrze przygotowanych i zorganizowanych zamachach terrorystycznych zginęło prawie 900 osób, zarówno wojskowych, jak i cywili. Dopiero po 2008 ETA zaprzestała działalności terrorystycznej, a w 2011 ogłosiła zawieszenie broni.

Czy problem baskijski został rozwiązany? Absolutnie nie, został jedynie wyciszony wskutek tego, że sami Baskowie mieli dość terroru, przelewu krwi i hiszpańskiej przemocy w ramach odwetu. Choć korzenie dążeń do wyzwolenia narodowego i niepodległości sięgają XIX wieku, to nie ma wśród Basków jedności co do kształtu „wolności”. Większość z nich uważa się za „nacjonalistów” – ale brakuje konsensusu, czy celem jest zupełna niepodległość i oderwanie od Hiszpanii, czy też autonomia w obecnym kształcie.

Wielka Brytania trzeszczy w szwach – nie tylko Szkoci chcą niepodległości

            Szkocja i jej niedawne referendum niepodległościowe to nie jedyny problem Wielkiej Brytanii. Także tzw. naród Manx (Mańczycy), stary lud celtycki zamieszkujący wyspę Man i Anglię, oraz Walijczycy przejawiają dążenia do uzyskania przynajmniej takiej autonomii, jaką posiada w ramach UK Szkocja. Także separatyzm kornwalijski dąży do uzyskania co najmniej politycznej, narodowej i kulturowej autonomii od Anglii. Historia starań o niepodległość sięga XVII wieku, a według badań z 2003 roku pełna autonomia lub suwerenność cieszą się poparciem 55% Kornwalijczyków. Najbardziej palącym problemem jest jednak nadal Irlandia Północna.

            Konflikt trwa tutaj od średniowiecza, kiedy cała Irlandia znalazła się pod panowaniem angielskim. W 1921 roku Irlandia uzyskała niepodległość, ale sześć północnych hrabstw – czyli właśnie Irlandia Północna – pozostało przy Zjednoczonym Królestwie. W Północnej Irlandii przeważają – w przeciwieństwie do katolickiej Irlandii – protestanci, w większości będący potomkami osadników szkockich i angielskich. Krwawy konflikt pomiędzy IRA – republikanami, dążącymi do połączenia z resztą Irlandii – a unionistami, czyli zwolennikami jedności z Anglią, wybuchł w latach 60-tych, i trwał aż do końca XX wieku. Choć w 2005 IRA ogłosiła całkowite rozbrojenie, to wcale nie oznacza to pojednania pomiędzy Irlandczykami i Anglikami. Nadal sympatie polityczne w Irlandii Północnej w dużym stopniu determinowane są przez tożsamość narodową. W ostatnich latach wzrasta też poparcie dla tzw. trzeciej opcji (obok połączeniem z Irlandią i pozostaniem w związku z Anglią): czyli dla zupełnej niepodległości Irlandii Północnej.

Katalonia – największy problem Hiszpanii

            Także w Katalonii, której stolicą jest Barcelona, tendencje separatystyczne sięgają końca XIX wieku. Przed wojną domową Katalonia uzyskała statut autonomicznej republiki, połączonej z Hiszpanią w ramach konfederacji. Rząd Katalonii poparł Republikę, a w Barcelonie od 1937 urzędował rząd republikański, który po zwycięstwie sił gen. Franco udał się na emigrację do Francji. Po śmierci Franco i ogłoszeniu nowej konstytucji Katalonia znów uzyskała szeroką autonomię kulturową i polityczną. Mimo tego, że wraz z Krajem Basków Katalonia posiada najszerszą autonomię, separatyści jednak nadal głośno domagają się niepodległości. W Barcelonie co jakiś czas odbywają się kilkuset tysięczne manifestacje za oderwaniem od Hiszpanii, a lokalny rząd dąży do uchwalenia referendum nad niepodległością Baskonii – problem jednak w tym, że hiszpańska konstytucja dopuszcza tylko ogólnopaństwowe referenda, a nie lokalne. Hiszpańska socjaldemokracja jest gotowa do kolejnych ustępstw na rzecz Katalonii, prawica absolutnie nie chce o nich rozmawiać. Napięcie pomiędzy rządem Hiszpanii i lokalnym rządem Katalonii wzrasta. Ten ostatni przygotował już urny do głosowania i listy wyborcze. Rząd w Madrycie mów jasno: katalońskie referendum byłoby niezgodne z konstytucją i w żadnym wypadku nie może zostać zaakceptowane.    

Włochy się sypią?

            Do włoskiej jedności i państwowej suwerenności droga była długa i trudna, a proces zjednoczenia Włoch zakończył się dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Dzisiaj Włochy to prawdziwa kopalnia separatyzmów i regionalizmów, i wydaje się, że dawne niepodległe państewka nie marzą o niczym innym, niż o powrocie do stanu sprzed ponad 160 lat.

            Niepodległości domaga się Wenecja, mająca długą i mocarstwową historię własnej państwowości, a wielu mieszkańców tego regionu nie uważa się za Włochów. Popularnością od wielu lat cieszy się koncepcja Padanii, czyli oddzielenia północnych, bogatszych i bardziej „europejskich” Włoch od „śródziemnomorskiego”, biedniejszego i zacofanego południa. Jeszcze w latach 90-tych Liga Północna domagała się trójpodziału Włoch, potem – dzięki udziałowi w koalicji rządowej – nieco złagodziła swoje stanowisko. Na jak długo?

            Na południu Liga Południowa domaga się utworzenia niepodległej Auzonii, a sycylijskie ruchy niepodległościowe odwołują się do tradycji Królestwa Obojga Sycylii. Niepodległości domagają się też: Liguria, Sardynia, Dolina Aosty i niemieckojęzyczny Południowy Tyrol, a o prawa Słoweńców we Włoszech walczy Unia Słoweńska.

Belgia – pęknie „kraj stołeczny” UE?

Od wielu lat zarówno francuskojęzyczni, katoliccy Walonowie, jak i niderlandzkojęzyczni i protestanccy Flamandowie czekają na moment, w którym Belgia – ten „sztuczny twór” – w końcu pęknie. Dążenia do własnej suwerenności obydwu stron są bardzo silne. Natomiast w położonej na niderlandzkiej Flandrii Brukseli – choć formalnie dwujęzycznej – mówi się prawie wyłącznie po francusku, i działa tu partia „Rassemblement Wallonie France”, której celem jest oderwanie Walonii oraz Brukseli od Belgii i przyłączenie do Francji.

Skandynawia – „rdzenni Europejczycy” chcą niepodległości

            Samowie – zwani też Lapończykami – to lud skośnooki, o żółtawej skórze, niskiej i krępej budowie ciała, szerokiej twarzy, czarnych włosach i wystających kościach policzkowych. To lud… rdzennie europejski, zamieszkujący na północy Norwegii, Finlandii, Szwecji i Rosji. W Norwegii, Szwecji i Finlandii Samowie posiadają własne organizacje polityczne, parlamenty, ruch narodowy i szeroką kulturową i językową autonomię. Jedynie Rosja nie dopuściła, by Samowie bardziej się zjednoczyli i zaktywizowali politycznie.

            Skania – to historyczna kraina na południowym wybrzeżu Szwecji, obejmująca także duńską wyspę Bornholm. Przez ponad cztery wieki była niezależna, i do dzisiaj mieszkańcy tych ziem czują bardzo dużą odrębność od Szwecji i raczej identyfikują się z Danią, niż z Szwecją. Kolejnym ciekawym ruchem separatystycznym jest ten na szwedzkojęzycznych Wyspach Alandzkich, należących do Finlandii. Alandczycy posiadają własną, niezależną od Finlandii, policję, własne znaczki pocztowe, a na urzędach wywieszają własne flagi.

Cypr – „terytorium UE pod militarną okupacją Turcji”

            Cypr wstępował wraz Polską w 2004 roku do UE. Ale wyspa ta nie wstępowała w całości do Unii: północna jej połowa bowiem to Turecka Republika Cypru północnego – nie uznawana przez nikogo (poza Turcją), a mimo to posiadająca swe przedstawicielstwa dyplomatyczne m.in. w USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemczech, Australii, i – oczywiście – Turcji. Jest to o tyle ciekawe, że oficjalnie UE turecki Cypr uznaje za „terytorium UE pod militarną okupacją Turcji”.

            Problem Cypru jest o tyle skomplikowany i nie rokuje szans na szybkie rozwiązanie, że podział wyspy na część grecką i turecką jest jednocześnie podziałem cywilizacyjnym na część chrześcijańską, należącą do cywilizacji europejskiej, i wschodnią – do cywilizacji islamu. A doskonale wiadomo, że konflikty na liniach granicznych między cywilizacjami, są najbardziej trwałymi i najostrzejszymi. Szanse na zjednoczenie Cypru wydają się więc znikome.   

Niemcy – dawne resentymenty Bawarczyków

Niemcy to „wzorcowy” przykład kraju federalnego z pełną autonomią, nie obejmującą jedynie spraw zagranicznych i obronności. Landy posiadają własne parlamenty i rządy, własną policję, skarby, odrębne szkolnictwo i ustawodawstwo wewnętrzne. Mimo to przede wszystkim w Bawarii – katolickiej, konserwatywnej, tradycjonalistycznej, i przez to faktycznie różniącej się od reszty kraju – wciąż żywa jest świadomość dawnej suwerenności, a zwłaszcza – rywalizacji z Prusami. Wprawdzie polityczna partyjka separatystów cieszy się marginalnym poparciem, ale w świadomości społecznej bardzo żywe jest poczucie własnej odrębności kulturowej i językowej, a władza w Berlinie traktowana jest raczej jako „obca”, i zagrażająca znaczeniu Bawarii.

            Natomiast na położonych na Morzu Północnym Wyspach Fryzyjskich żyje jeszcze jedna, mikroskopijna mniejszość, która językowo już tak bardzo różni się od reszty Niemiec, że trudno tak naprawdę zrozumieć, dlaczego wyspy nie należą do Holandii. 

Węgry chcą rewizji Traktatu z Trianon?

Na podstawie Traktatu z Trianon, kończącego dla tego kraju I wojnę światową, Węgry utraciły 2/3 swego terytorium i 2/3 ludności. Skutkiem tego jest istniejąca do dzisiaj 2,5-milionowa mniejszość węgierska w krajach sąsiednich: w Serbii, Rumunii, Słowacji, Austrii, Chorwacji, Słowenii i na Ukrainie. Ale Węgrzy potrafią się upomnieć o swoich rodaków poza granicami kraju.

            Przy okazji kryzysu ukraińskiego Węgry zaczęły się upominać o szerszą autonomię kulturową i językową dla swojej mniejszości na ukraińskiej Rusi Zakarpackiej. Pojawiły się nawet pogłoski, że w przypadku zagrożenia rozpadu państwa ukraińskiego, Węgry będą chciały odzyskać te terytoria (co zresztą jest jak najbardziej zrozumiałe i naturalne). Swoich praw domagają się też węgierscy Szeklerzy, żyjący w Rumunii. Choć władze w Bukareszcie zapewniają, że mniejszość cieszy się szerokimi swobodami, i nie ma mowy o żadnym prześladowaniu, Węgrzy domagają się coraz więcej praw – a najlepiej pełnej autonomii. Na tej płaszczyźnie stosunki między Budapesztem i Bukaresztem pozostają napięte. Gdy kilka lat temu Rumunia odmówiła prezydentowi Węgier prawa przylotu na Szeklerszczyznę z okazji węgierskiego święta narodowego, ten… przyjechał samochodem.

Wolny Sojusz Europejski – koń trojański separatystów w Parlamencie Europejskim

            Jest to organizacja „narodów bez państw”, skupiająca naprawdę imponującą ilość reprezentacji ludów i narodów (w lub bez cudzysłowu) z całej Europy, domagających się autonomii lub pełnej niepodległości. Należą do niej organizacje separatystyczne różnych mniejszości z Austrii, Belgii, Czech, Finlandii, Francji, Grecji i Macedonii, Hiszpanii, Holandii, Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch, a także z Polski.     

Separatyzmy inspirowane z zewnątrz – czyli o Kosowie, Śląsku, Krymie i wschodniej Ukrainie

Pierwszym i do dzisiaj najbardziej znanym przykładem separatyzmu podsycanego z zewnątrz jest oczywiście Kosowo. Na ten przykład do dzisiaj powołują się inne państwa, chcące utargować coś dla siebie kosztem państwa sąsiedniego. Kosowo było precedensem, to wzorcowy przykład na to, jak separatyzm może być kierowany i podtrzymywany z zewnątrz (gdyby nie sąsiednia Albania i albańska diaspora, kosowscy Albańczycy nie byliby w stanie skutecznie terroryzować prowincji), i jak tylko dzięki zewnętrznemu wsparciu politycznemu (z USA, Europy Zachodniej) osiąga swe cele – czyli niepodległość – i jak równie szybko okazuje się, że te cele były fałszywe, były tylko propagandą – nikomu nie chodziło bowiem o niepodległe Kosowo, lecz o przyłączenie do „Wielkiej Albanii”.

Także Polska nie jest niestety wolna od regionalnych dążeń do autonomii, a nawet separatyzmów. Najgłośniejsi są oczywiście RAŚ-iści na Śląsku. W tym przypadku trzeba jednak wyraźnie podkreślać, że nie jest to naturalny, ugruntowany historycznie ruch autonomiczny, lecz od bardzo dawna inspirowany zewnętrznie nurt separatystyczny, którego celem zawsze było rozbicie lub osłabienie państwa polskiego. Śląsk nie posiada tradycji własnej suwerenności i państwowości. Autonomią w II RP cieszył się krótko, i miała ona zresztą być jedynie drogą do pełnego scalenia z resztą kraju. Ślązakowski – bo nie „śląski” – ruch separatystyczny począwszy od wieku XIX, przez wiek XX aż po dzisiaj, zawsze inspirowany był z zewnątrz, z niemieckiej Austrii i z Niemiec. Fascynacja niemieckością, rzekomą niemiecką tożsamością Śląska, niemiecką symboliką i wtórnym niemieckim nalotem na pierwotną (polską) gwarę śląską jest w środowiskach separatystycznych na Śląsku jest zresztą na tyle silna, że doskonale widać, że nie o autonomię tutaj chodzi, lecz o dążenie do rozbicia Polski i ponownej germanizacji. Sam wódz RAŚ J. Gorzelik nawiązał do słów Lloyd George’a („Oddać Polakom śląski przemysł to jak dać małpie zegarek”), stwierdzając, że „małpa zegarek zepsuła”. Idąc tokiem myślenia Gorzelika należałoby zapewne dodać, że należało zegarek dać nie małpie, lecz germańskiemu nadczłowiekowi.

            Mamy w Polsce jeszcze Kaszubów. Tutaj sprawa wygląda jednak nieco inaczej. Mimo politycznego wykorzystania odrębności kulturowej i językowej przez partię rządzącą i byłego już premiera, i dość popularnej na Pomorzu dewizie „Kaszëbë Autonomia”, prawdziwi, rodowici Kaszubi czują bardzo mocny związek z Polską i polskością. Prawdziwa tożsamość kulturowa Kaszubów nie jest więc zagrożeniem dla Polski, lecz jej uzupełnieniem. Jak powiedział Hieronim Derdowski: „Nie ma Kaszub bez Polonii, a bez Kaszub Polski” – ten piękny cytat widnieje między innymi na pomniku „Króla Kaszubów”, Antoniego Abrahama, w Gdyni.

            Aktualny przykład Krymu i wschodniej Ukrainy doskonale pokazuje, jak istniejące faktycznie regionalne separatyzmy czy dążenia do autonomii mogą skutecznie zostać podsycane z zewnątrz, doprowadzając faktycznie do rozpadu państwa. To, że na Krymie i w obwodach donieckim i ługańskim Rosjanie stanowią większość, to fakt niezaprzeczalny. Natomiast ich autentyczny, szczery bunt przeciwko samozwańczym władzom w Kijowie, obaleniu poprzedniego prezydenta i tendencjom nacjonalistycznym i neonazistowskim, został skutecznie wykorzystany przez Rosję. Gdyby nie „pomoc” ludzka i materialna z zewnątrz, walki na wschodzie nie trwałyby tak długo i nie byłyby tak zacięte. Rosja zastrzega sobie prawo do obrony swojej mniejszości poza granicami kraju. A  paręnaście milionów Rosjan żyje przecież nadal w dawnych republikach radzieckich, przede wszystkim na Ukrainie, w krajach bałtyckich, Kazachstanie i na Białorusi.

            Problem regionalizmów, separatyzmów i dążeń autonomicznych w UE przedstawiany jest na ogół w sposób schematyczny: z jednej strony separatyzm, utożsamiany z narodowym egoizmem i nacjonalizmem (czyli – zło!); z drugiej – jedność, porozumienie, integracja zarówno na szczeblu lokalnym, jak i międzypaństwowym („dobro”). Ten dualistyczny podział okazuje się jednak być zupełnie pozbawionym sensu, kiedy weźmie się pod uwagę, że nie ma żadnej sprzeczności pomiędzy integracją (unijną), a regionalizmem, a separatyzm – to nie narodowy egoizm, a jego przeciwieństwo!

            To przecież współczesna UE wykreowała, wylansowała regionalizm, rozbicie państw na regiony, przyznawanie im coraz szerszej autonomii i eliminację szczebla państwowego podziału władzy w Unii. A interes narodowy państw członkowskich polega nie na rozbijaniu państw i regionalizacji, a na scalaniu i obronie swoich terytoriów przed separatyzmami. Zwłaszcza tymi, inspirowanymi z zewnątrz (jak na Śląsku), które nie dążą bynajmniej do kulturowej czy językowej autonomii, lecz do przyłączenia do innego państwa.

Michał Soska

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 3]
Facebook

2 thoughts on “Regionalizm i separatyzm. Czy europejskim państwom grozi rozpad?”

  1. „O starożytnym pochodzeniu Basków świadczyć może faktycznie jeden z najstarszych symboli baskijskich: Lauburu, czyli baskijska swastyka, symbolizująca wirujące, poruszające się słońce (symbol ten sięga swą historią aż 10 tys. lat wstecz).” – To niemożliwe, bo wiek Ziemi to 6 tys. lat.

  2. Nie ma nic złego w państwie opartym na decentralizacji i regionalizmie. Średniowieczna monarchia funkcjonowała jak jedna wielka federacja terytorialnych możnowładców, których zwierzchnikiem i mistrzem był król. Lokalny cech rzemiosła też był taką federacją właścicieli warsztatów rzemieślniczych, których reprezentantem był mistrz cechu. Jeżeli regionalizm jest zły to znaczy, że również cech rzemiosła jest zły, bo zachowuje pewną autonomię i samodzielność poszczególnych warsztatów pomimo wspólnego samorządu i izby.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *