Rękas: Reforma czy geopolityka

Co powinno być wyżej na liście priorytetów? Czy można uznać, że skoro niezbędny dla bezpieczeństwa kraju zwrot geopolityczny wydaje się w danym momencie niemal nierealny – to należy zagadnienie to odłożyć ad acta, a skupić się wyłącznie na kwestiach wewnętrznych, wspierając te rozwiązania, które choćby cząstkowo wydają się korzystne? Nawet, jeśli wprost wiążą się z krańcowo niekorzystnymi projektami geopolitycznymi?

Zbyt wysoka cena za głupotę

Pouczające są w tym zakresie wybory dokonywane w okresie sejmu czteroletniego przez najbardziej polityczny umysł tamtej epoki w Rzeczypospolitej – króla. Mniej więcej w połowie obrad tamtego nieszczęsnego sejmu, Stanisław August stanął przed dylematem:

  • czy poprzeć „reformy”, które przecież sam też postulował (mądrzejsze) i wdrażał (skuteczniej) – akceptując jednak, że niszczą one zarazem cały ład geopolityczny, nad którego budową tak się trudził;

  • czy też powinien chronić przede wszystkim geopolityczne podstawy istnienia kraju, nie godząc się na kompromisy z wewnętrznymi „reformatorami”i.

Król, ten prawdziwy król polityki i bodaj jedyny nowoczesny polityk na polskim tronie i jeden z nielicznych takich u władzy w Polsce przez wszystkie wieki – wybrał ostatecznie i nie bez wahań „reformę”, nawet koślawą i pozostającą tylko w sferze obietnic i pergaminowych deklaracjiii. I w ten sposób jeden Stanisław August uczynił wielki krok w stronę zguby Polski, będąc zaś człowiekiem świadomym – stał się też tym samym winniejszym od innychiii, zresztą nie będąc ostatnim popełniającym ten sam błąd…

Ulegnięcie pozornym przeważnie korzyściom z rzekomego „reformizmu” pozostaje stałą pokusą w polityce polskiej, czego doświadczamy i dzisiaj. Przekonanie, że skoro to jednak „patrioci chociaż świry (a pewnie i agenci…)” w dalszym ciągu każe niektórym żyrować – przeważnie na kredyt – kolejne deklaracje (bo nawet nie działania…) rządów PiS. Oto jednak państwo miałoby być trochę sprawniejsze, korupcja nieco zmniejszona, „układ” rozbity czy chociaż osłabiony, gospodarka choć odrobię unarodowiona, ośrodek decyzyjny przesunięty bardziej do Polski itd. – wszystkie te MRZONKI były i są powtarzane dla usprawiedliwienia warunkowego i biernego, ale jednak popierania obecnej władzy. Oczywiście, towarzyszą temu zapewnienia, że nikt tu nie jest aż tak naiwny…, że pewnie, chciałoby się więcej, lepiej, mądrzej…, że w sumie chodzi o to, że Tamci są jeszcze gorsi… No i że jak się nie ma co się lubi, to nie ma co wybrzydzać, a pewnych rzeczy, to się PANIE, NIDA ZROBIĆ! Niestety, to właśnie lista tych NID staje się powoli pod rządami PiS coraz dłuższa: i dyktat banków nad polskimi finansami, i uprzywilejowanie zachodnich sieci handlowych, i oszustwo dokonanego na frankowiczach, i wysokość VAT, i zmniejszenie skali marnotrawstwa w służbie zdrowia, i celowa i sensowna zmiana systemu edukacji i ostatnio wreszcie ochrona życia. No to chciałbym zapytać – skoro tego wszystkiego rząd PiS nie zrobił i zrobić nie zamierza, to czemu jeszcze rozgrzeszać go ze skrajnej geopolitycznej nieodpowiedzialności? Ceną, za skrajne szkodnictwo międzynarodowe (widoczne zwłaszcza na odcinku ukraińskim) – ma być nieudolność i nieskuteczność na odcinku wewnętrznym? To gdzie tu w ogóle jest jakiś interes dla Polaków?!

Aukcja armii

Jest jednak jedno zagadnienie, które warto potraktować szczególnie. Chodzi o reformę Sił Zbrojnych. Wracając do naszej analogii – to bodaj właśnie kwestia aukcji armii przekonała 226 lat temu króla, by dołączył do „reformatorów”, dziś zaś hasło odtworzenia zdolności bojowych Wojska Polskiego pozwala niektórym przełknąć nawet Macierewiczaiv. Bo też, trzeba przyznać – kwestia to szczególnej i wyjątkowej wagi dla Polski i to mimo błędnego, a niekiedy wręcz kabaretowego stylu załatwiania przez szefa MON. O ile bowiem czysto deklaratywne wzmocnienie armii polskiej tylko sprowokowało i pogłębiło klęskę 1792 r. – o tyle dziś obrony przed zagrożeniami zewnętrznymi naprawdę, niestety, możemy potrzebować. W dobie sejmu czteroletniego nieistniejące jeszcze niemal wojsko też oddano awanturnikom politycznym i też tworzono tylko do wojny z jednym, potężnym sąsiadem – a zatem proszono się wprost o nieszczęście. Dziś jednak mamy wroga autentycznego i rzeczywiście u granic – a jest nim banderowski nacjonalizm ukraiński, oficjalna ideologia sąsiedniego, awanturniczego państwa, które gotowe w każdej chwili uciec do przodu z pogłębiającego się stadium upadku i rozpadu i wszcząć czy to czystki etniczne (wymierzone m.in. w miejscowych Polaków), czy też dopuścić się agresji zbrojnej na terytoria polskie. I czym i kim byś taką łatwą do wyobrażenia napaś odparli, znowu Orlętami Przemyskimi?!

Być może Polska znajdzie się w sytuacji, gdy odzyska kontrolę nad własnym terytorium i granicami. I musi mieć czym ich strzec, czy przed niektórymi sąsiadami, czy np. przed ewentualnym zagrożeniem imigranckim. Być może kiedyś trzeba będzie wreszcie upomnieć się o prawa prześladowanej mniejszości polskiej na Litwie (a akurat dziś, 9. października jest bardzo dobra okazja, by o takiej konieczności przypomnieć…). Słowem – kiedyś być może państwo polskie znów będzie istnieć, a by ten stan osiągnąć i obronić – będzie potrzebować swoich Sił Zbrojnych. Stąd pomimo osoby ministra obrony, bez oglądania się na zuchowato naiwne zapewnienia współczesnych „reformatorów”, że nawet jeden podły „rusofil” (czy jak oni tam jeszcze mówią na myślących Polaków) nie prześliźnie się np. w szeregi Obrony Terytorialnej – należy do niej wstępować, należy szkolić się, kupować „dostępne w każdym sklepie” odpowiednie ubrania i wyposażenie. Słowem – należy się szykować i być przygotowanym.

Dlatego właśnie, że żadne „reformy” nie rozgrzeszają geopolitycznej głupoty. Że nie da się zawiesić na chwilę kwestii bezpieczeństwa państwa i stwierdzić: „moment, zamawiam, ja tu panie ja kogo teraz zreformuję sobie prędziutko oświatę, a wy mnie w tym czasie nie napadajcie i nie popychajcie, dobrze?”. Jeśli nawet temu rządowi uda się jakimś cudem i pewnie przypadkowo zrobić coś pożytecznego – to bierzmy i nie kwitujmy, dlatego, że co do zasady i tak pozostaje on śmiertelnym zagrożeniem dla istnienia i przetrwania państwa i narodu polskiego, będąc zabawką i narzędziem sił znacznie groźniejszych i ważniejszych, niż dowolna partyjka czy manifestacyjka w Polsce. Dlatego z dala od tych „reform” (z istotnym wyjątkiem dla armii), a geopolityka – nieodmiennie pozostaje najważniejsza.

Konrad Rękas

i Na potrzeby tych rozważań pomińmy zasadnicze przekłamanie w głównonurtowej historiografii polskiej, która nie chce zauważać, że Sejm czteroletni nie „reformował” państwa żywcem wziętego z opowieści o wszechobecnym libero veto, tylko sprawnie działający sytemu Rady Nieustającej.

iiPatrz więcej we „Fryderyk Moszyński i stronnictwo regalistyczne”, Pro Fide, Rege et Lege, nr 2 [40] / 2001

ivPatrz np.: „Silna Polska

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 3]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *