Rękas: Za wolność waszą i… ichnią

W intencji rządzących Polską zapewne najlepiej by się złożyło, gdyby ze wspólnej defilady – pododdziały Sił Zbrojnych RP i Zbrojnych Sył Ukrainy (a do kompletu jeszcze jacyś następcy szaulisów i Ypatingas Burys) od razu wyruszyły w bój z wrażymi Rosjanami. Zaproszenie z okazji 15. sierpnia WSPÓŁCZESNEJ armii ukraińskiej, która właśnie szykuje się do inwazji Donbasu w nadziei rozpętania na pełną skalę III wojny światowej – oczywiście nie ma nic wspólnego z czczeniem historycznego (acz też dyskusyjnego) braterstwa broni z Armią URL. No, ale skoro okazja jest jednak historyczna i nagle wszyscy okazują się być fachowcami od wojny bolszewickiej i sytuacji na Kresach 1918-21 – to może faktycznie, parę rzeczy faktycznie warto przypomnieć?

 

Po pierwsze – jak to się regularnie w historii tej biednej (tych biednych?) nacji zdarzało, Ukraińcy w tej wojnie (wojnach) walczyli po wszystkich stronach, w tym zdarzało się, że w jednej bitwie po paru różnych, niekoniecznie po kolei. W 1920 r. na Polskę Ukraińcy szli głównie w składzie 12 i 14 Czerwonej Armii – i od razu trzeba dodać, że nie chodzi tylko o masę mówiącą po prostu małoruską gwarą, ale o halickich, nacjonalistycznych fanatyków już zaprawionych w krwawych i okrutnych bojach z Polakami (oraz mordowaniu jeńców i cywilów podczas wojny polsko-ukraińskiej 1919 r.). Czerwona Ukraińska Armia Halicka, dowodzona przez późniejszego stalinowca, Wołodymyra Zastonskiego odznaczała się wyjątkową zajadłością w stosunku do atakowanych Polaków, zaś w Tarnopolu już urzędował GALREWKOM. Prawdą jest też jednak, że część dawnych oddziałów ZURL ponownie zmieniła barwy i przeszła na stronę posiłkujących WP petlurowców. Może więc chociaż ich warto upamiętniać?

Ano warto – bo ich życiorysy to ważna nauka dla wszystkich upierających się przy utopii „strategicznego sojuszu z Ukrainą”. Oto np. podpułkownik Alfred BISANZ: „Wstąpił ochotniczo do Ukraińskiej Armii Halickiej, początkowo dowódca batalionu, uczestniczył w walkach z Wojskiem Polskim w okolicach Lwowa, w tym w operacji wowczuchowskiej (15.II. – 19.III.1919), awansowany na majora. Od wiosny 1919 był dowódcą 7 Brygady Piechoty, dosłużył się stopnia podpułkownika, dowodził brygadą w ofensywie czortkowskiej (8-28.VI.1919). Po klęsce w wojnie polsko-ukraińskiej i przekroczeniu Zbrucza przez UHA uczestniczył w sierpniu 1919 w ofensywie Armii URL na Kijów przeciw Armii Czerwonej. Po zajęciu terytorium Ukraińskiej Republiki Ludowej przez Armię Czerwoną w styczniu 1920, został dowódcą 1 Brygady Czerwonej Ukraińskiej Armii Halickiej. W trakcie wyprawy kijowskiej brygada pod jego dowództwem została otoczona przez wojska polskie i wzięta do niewoli. 10 maja 1920 Bisanz, wraz z 330 żołnierzami brygady (przeważnie oficerami i podoficerami) wstąpił w Winnicy do Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej, sojusznika Wojska Polskiego w wojnie polsko-bolszewickiej. W latach 1920-1921 naczelnik oddziału w Sztabie Generalnym Armii URL. W okresie II wojny światowej referent wydziału do spraw ludności ukraińskiej przy władzach Generalnego Gubernatorstwa (1940-41), następnie referent wydziału opieki społecznej w Urzędzie Dystryktu Galicja (1941-44), szef Zarządu Wojskowego 14 Dywizji Grenadierów SS (1943-44) [w polskiej – i ukraińskiej – pamięci zapisanej, acz różnie – jako SS-Galizien] (…) Według Beglara Nawruzowa jako urzędnik III Rzeszy był opiekunem wielu znaczących ukraińskich współpracowników Abwehry. Był jednym z bliskich współpracowników gubernatora Dystryktu Galicja Otto von Wächtera” (jednego z głównych orędowników wykorzystania przez Niemcy Ukraińców do rozwiązania kwestii polskiej i żydowskiej na Kresach).

Następny, Julijan HOŁOWINSKYJ: „Po proklamacji Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej w listopadzie 1918 roku wstąpił do Ukraińskiej Armii Halickiej (UHA) w Lubaczowie i został przydzielony do sztabu 6 brygady UHA. Latem 1919 roku awansował na stopień kapitana i objął dowództwo brygady. Wraz z brygadą walczył następnie w szeregach armii gen. Antona Denikina, potem przeszedł na stronę bolszewików (CzUHA), a następnie był jednym z inicjatorów przejścia części CzuHA do Armii URL w kwietniu 1920 (podczas ofensywy polsko-ukraińskiej na Kijów). (…) W latach 1924-1926 był komendantem krajowym Ukraińskiej Organizacji Wojskowej (UWO). Według Ryszarda Torzeckiego był organizatorem zamachu na polskiego kuratora lwowskiego Stanisława Sobińskiego w 1926 roku. W związku z zamachem został aresztowany przez władze polskie. Opuścił więzienie w 1928 roku. Po wyjściu z więzienia pracował w zakładzie autobusowym, którego był współwłaścicielem, kontynuując działalność konspiracyjną. Od czerwca 1930 ponownie komendant krajowy UWO i jednocześnie prowidnyk krajowy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Aresztowany 20 września 1930 we Lwowie na wstępie rozpoczętej 18 września akcji pacyfikacji Małopolski Wschodniej. Zginął zastrzelony przez policję w czasie przewożenia 30 września przez dwóch policjantów na przesłuchanie do Bóbrki, oficjalnie w czasie próby ucieczki”. Oba biogramy za Wikipedią, żeby nie było, że to jakieś zielone ludziki napisały, by spotwarzyć dzielnych ukraińskich sojuszników.

Również raczej nie napuszczony przez Putina najwybitniejszy polski wojskowy doby Wielkiej Wojny, generał Józef Dowbor-Muśnicki tak pisał o naszych „sojusznikach” i pomysłach budowania na kooperacji z nimi jakichś politycznych fantasmagorii: „Ukraińcy w przeszłości wykazali tylko zdolność do buntów i wybitnie bydlęcych ekscesów. Było tak za czasów polskich i za panowania rosyjskiego. Posiadają oni w naturze ‘bakcyl’ stałej anarchii. Nie wierzę aby kiedykolwiek mogli przetworzyć się w coś wartościowego dla ludzkości lub spokojnie współżyć z innymi sąsiadami, a w pierwszym rzędzie z Polską. Cokolwiek było w tym narodzie wartościowego, to albo przyłączyło się do Polski albo się zrusyfikowało. (…) są cisi i pokorni ale z nimi nie poszedłbym na niebezpieczeństwo, bo zabiją i uciekną albo tylko uciekną”. I tak właśnie zachowywali się „sojusznicy Polski” i w tamtych, dramatycznych letnich dniach 1920 r., zaś tak doświadczony i wykształcony dowódca jak JDM nie widział sensu dowodzenia tą zbieraniną, ani w ogóle wykorzystywania jej mimo sytuacji tak wielkiego zagrożenia dla Polski – słusznie uznając bowiem, że Ukraińcy, bałachowcy, Dońcy itp. po naszej stronie nie służą rozwiązywania problemów, ale sami są problemem.

W całej tej rozdętej historii „braterstwa broni” podstawa skaza, o której pisał Dowbor, że ani nie było to wojsko dobre, ani przede wszystkim pewne, a przy odmianie wojennego szczęścia gotowe niemal natychmiast przejść na stronę dotychczasowego wroga – dotyczyła nie tylko Hałyczan. By nie ciągnąć tej wyjątkowo niesympatycznej biografistyki – nawet sam dowódca wyjątkowo wątpliwej jakości posiłków petlurowskich, generał Mychajło Omeljinowicz-Pawlenko – podczas II wojny światowej patronował powstaniu i działalności dowodzonego przez jego brata 109 Batalionu Schutzmannschaft, ukraińskiej policji, używanej przez Niemców do akcji antypartyzanckich i pacyfikowania także polskiej ludności cywilnej. Fanatycy pseudo-przyjaźni z Ukrainą oczywiście także i dla tego znajdują uzasadnienie, wywodząc, że wieczni dyszący nienawiścią do Polski nacjonalistyczni weterani mieli pełne prawo atakować, mordować i wydawać Niemcom Polaków, których główną winą było, że wcześniej sami nie przekazali całego tego towarzystwa bolszewikom na ostateczną reedukację. Faktycznie, przynajmniej jednak nie prowadziliśmy już więcej wojen, żeby zbudować nad Dnieprem „państwo dla Ukraińców”, którzy wcale nie mieli na nie ochoty. To znaczy nie prowadziliśmy aż do teraz…

Konrad Rękas

 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *