Ruch Narodowy – dezaktywacja?

Wyciągnięty jak z rękawa problem imigrancki, wykreowany w mediach na główny element polaryzacji Polaków – dałby zajęcie maszerującej prawicy na długie tygodnie. Tymczasem przyjęcie taktyki entrystowskiej i rozpuszczenie się w mało wyrazistym nie tylko w tej kwestii ruchu Kukiza – odebrało RN-owi szansę na tak lubianą w tym środowisku soczystą wyrazistość, pozostawiając za to nadzieję na indywidualne zaistnienie w parlamencie. Szczęściem Ruchu pozostaje jednak nie samo uchwycenie coś bodaj trzech jedynek na listach KUKIZ’15, ale słabość potencjalnej konkurencji, w tym niezebranie podpisów w całym kraju przez KWW Grzegorza Brauna „Szczęść Boże”. Niewiadomą pozostaje natomiast wynik KORWiN, znacznie sprytniej eksploatującej lęk przed uchodźcami.

Tak to miało iść

Sytuacja RN, podział formacji i spór o dalszą drogę „maszerujących” dał niektórym asumpt do postrzegania kontrowersji w obrębie Ruchu jako dychotomii „dojrzałość vs. młodzieńczy zapał”, „ideowość vs. taktyka” itp. Słowem „analizy” takie opierają się na założeniu, że w obrębie formacji zbudowanej na gruncie Marszu Niepodległości faktycznie doszło i do jakiejś poważniejszej dyskusji, i przede wszystkim do zmiany jakościowej. Nic bardziej mylnego. Niemal od pojawienia się idei budowania partii neo-endeckiej stawialiśmy (m.in. na łamach Konserwatyzm.pl) pytanie – czy jego inicjatorzy chcą „zrobić osła, zrobić małpę, czy zrobić świnię” – a więc w skrócie czy impreza rozejdzie się bez efektów, skupi wyłącznie na efekciarstwie, czy też jest zadaniowana na szybki urobek garstki stojącej na czele. Z czasem (doceniając niektóre przejawy aktywności RN – przede wszystkim sam warszawski Marsz, mimo patologii będący sympatycznym przejawem patriotyzmu rodaków) potwierdziliśmy jedynie pierwotną obserwację: faktyczna sprzeczność, jaka zachodzi w Ruchu – jest wpisana w jego istotę.

Formacja ta od początku skupiała doły słabo zainteresowane faktyczną pracą polityczną, a zorientowane na elementy dekoracyjne, świętowanie rocznic i rozbudowywanie odrębnej estetyki (kultura murali, wlepek, koszuli, piosenek, rekonstrukcji historycznych itd.) – oraz wąskie kierownictwo, które po prostu chce się dostać do Sejmu. Z upływem czasu ten pierwszy nurt umacniał się, ba, bywał okresowo nagłaśniany nawet w mainstreamie, jako poniekąd przydatny „straszak na lemingi”, pozwalający politykom establishmentowym prezentować się w aurze odpowiedzialności i tolerancjonizmu. W praktyce skutkiem była rosnąca obojętność członków i sympatyków poszczególnych środowisk poczuwających się do ogólnej więzi z Ruchem wobec kolejnych akcji wyborczych. Liderzy RN musieli więc zrozumieć, że mają coraz mniej czasu, by sprzedać swe topniejące aktywa, przy czym szansą na uratowanie indywidualnych ambicji okazał się Paweł Kukiz.

Droga artysty

Muzyk po kilku latach doświadczeń z różnymi kręgami oburzonych, zmielonych, zgniecionych, przeżartych i wyplutych nauczył się przynajmniej jednego – że są to kręgi chronicznie niezdolne do pracy organizacyjnej i składające z wiecznie skłóconych chronicznych indywidualistów. Zobligowany do budowania bloku politycznego Kukiz poczuł się zmuszony zwrócić do organizacji, które podejrzewał o większą sprawność i zwartość, przy czym szybko się przekonał, że było to wrażenie mocno mylące. Wprawdzie na tle rozgadanych popierdolonych.pl taki Ruch Narodowy, KNP, czy Koliber jawiły się jako nieomal potęgi i to o sporej zwartości, nawet do piosenkarza musiało jednak dotrzeć, że tak dobrze grupki te mogą się prezentować tylko na tle całkowitego chaosu kręgów około-JOW-owskich. Kierując się nadrzędną zasadą „organizacji bez organizacji”, czyli blokowania ewentualnego wrogiego przejęcia – Kukiz nie poszedł drogą federacji i parytetów rozdzielonych pomiędzy udziałowców przedsięwzięcia. Wybrał metodę mieszaną, niezadowalającą w efekcie niemal nikogo. Ustaleniem (i ciągłymi zmianami) liderów list zraził i zniechęcił wierzących w demokratyczną i oddolną otoczkę ruchu, zaś przewlekaniem decyzji i odrzucaniem współpracy z zamkniętymi grupami – odstręczył do siebie tak część RN-owców, jak i KNP.

Generalnie konstrukcja list Kukiza sprowadziła się do taktyki: „albo odrzucamy środowisko, ale bierzemy lidera”, jak zrobiono właśnie z RN i KNP, albo „gonimy przywódców, ale przejmujemy część aktywu”, jak poniekąd przydarzyło się Kolibrom. Na całościowy efekt eksperymentu przyjdzie jeszcze poczekać, nas na razie interesuje jego skutek dla skrócenia dziejów Ruchu Narodowego.

Zachować chociaż twarz

Niemożność zawarcia z Pawłem Kukizem względnie jasnej, o niezmiennych zasadach umowy dla całego ugrupowania – zrażała do współpracy z muzykiem zwłaszcza tych, którzy trafnie obawiali się, że na kolejnym zakręcie mogą wylecieć z gry i stracić zarówno miejsca potencjalnie mandatowe w KUKIZ’15, jak i twarz oraz dawne zaplecze. Ciężko dziś na przykład stwierdzić czy i który na liście Kukiza miał być w Lublinie Marian Kowalski – bo kiedy składał swe oświadczenie o zerwaniu z artystą był przymierzany najwyżej do pozycji nr 5, jednak jak dowiodły tego następne dni i losy innych polityków – mógł wszak i awansować, i zostać całkiem wyeliminowany. Od dłuższego już czasu pokłócony z resztą liderów (tzn. z prawdziwymi liderami, lublinianina uważającymi co najwyżej za chłopca do przemówień…) i rozżalony wobec nich za ewidentne nomen omen wystawienie w wyborach prezydenckich – Kowalski poszedł drogą „obrońcy czystości sztandaru”, coraz mocniej punktując Kukiza i tych byłych kolegów, którzy zdecydowali się na pozostanie przy nowej formacji. Czy stoi za tym głębszy plan polityczny – cóż, zapewne na miarę innych przemyśleń Kowalskiego. W każdym razie stara się on przynajmniej zachować twarz i nazwisko do ewentualnych dalszych przegrupowań na scenie politycznej, po cichu kibicując przynajmniej lokalnie KORWiN-ie, co gdyby JKM miewał jakieś właściwe maluczkim uczucia – pewnie by go szczerze rozbawiło, biorąc pod uwagę wcześniejsze słowne podgryzki i puszenie się Kowalskiego wobec dawnego (a teraz – ponownego) idola. 

Pomysł dyskontowania przez zwolenników JKM histerii antymigranckiej i osierocenie RN przez przywódców mogłyby zostać utrudnione, gdyby powiódł się plan fundamentalistów skupionych wokół Grzegorza Brauna. Przy całej wciąż nieco szurowskiej otoczce – „Szczęść Boże” udało się połączyć także pewną grupę osób skądinąd rozsądnych i sympatycznych, chyba szczerze zainteresowanych w budowanie „jakiejś innej endecji”, przynajmniej w niektórych aspektach bardziej podobnej do oryginału, niż maszerująca podróbka. Tym razem jednak zawiodła logistyka, ale zarejestrowanie list w 12 okręgach to i tak sporo, biorąc pod uwagę rozproszenie sił i budowanie niemal z niczego.

Gdzie w tym endeckość?

Z drugiej jednak strony entryści mają wreszcie czarno na białym dowód, że z piasku bata się nie ukręci. Rejestracyjne porażki Brauna czy KNP mogą dziś służyć Winnickiemu i spółce za potwierdzenie słuszności obranej drogi. Obranej – trzeba to raz jeszcze podkreślić, na samym początku, zmienił się bowiem tylko nośnik do Sejmu (którym wg pierwotnych założeń miało być PiS). Czy plan ten powiedzie się w 100-procentach – przekonamy się za nieco ponad miesiąc. Czy z tego, że na Wiejskiej być może pojawią się posłowie, którzy wiedzą przynajmniej jak wygląda Mieczyk Chrobrego (choć niekoniecznie co wynikać powinno z jego noszenia) coś szczególnie pozytywnego Polsce przyjdzie – można więc wątpliwości, biorąc pod uwagę dotychczasowe dokonania zainteresowanych. Bez wątpienia, sforsowanie progu wyborczego czy to przez KUKIZ’15, czy przez KORWiN-ę tak czy siak byłoby zjawiskiem odświeżającym, któremu warto kibicować.

A co z nieszczęsnym Ruchem Narodowym? Odpowiedzieli na to m.in. członkowie ONR-ów, opuszczając hucznie to towarzystwo z solennym zapewnieniem, że w żadną akcję stricte polityczną ONR-owcy wciągnąć się nie dadzą. Oczywiście, zawsze będzie okazja do pomaszerowania, czego dowodzą próby skupiania się wokół haseł antyimigranckich. Każdy więc dochodzi tam gdzie od początku chciał – jedni przynajmniej w pobliże Wiejskiej, drudzy robiąc kolejną rundkę z hasłami na „precz” i na „vivat”. Neo-narodowcy nie różnią się pod tym względem od podobnych im ugrupowań Zachodu, z których część wyradza się w stronę establishmentu, a część ogranicza do folkloru. Tylko tego, czym historyczna endecja była przede wszystkim – czyli szkoły myślenia ciężko się w obu tych postawach dopatrzeć. I w tym sensie nasze ostrzeżenia, że jest to marsz w ślepą uliczkę – okazały się, niestety, zasadne.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Ruch Narodowy – dezaktywacja?”

  1. Może coś pan napisze o „Zmianie”, w której jest pan wiceprzewodniczącym razem z różnej maści socjalistami. Jak tam rejestracja list? Ostatnio wiem, że pokrzyczeli „precz” i spalili flagę USA pod ambasadą – pewnie to bardzo ważny czyn dla odbudowy państwa 🙂 i w bardzo endeckim stylu? Pan tak wszystkich ostrzega, radzi, poucza, wylicza w ilu to partyjkach już był, a może tak warto zacząć od siebie?

  2. @PawelW Pytania dobre. A od siebie jeszcze dorzucę, czy przewidują spalenie flagi niemieckiej, skoro już spalili amerykańską. To chyba wymaga „ciut” większej odwagi?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *