Ruch narodowy – reaktywacja?

„Najwyższym dla mnie zadowoleniem moralnym jest kochać i czcić to, co kochał i czcił mój ojciec i moi dziadowie, uznawać te same, co oni, obowiązki – stąd wreszcie, że parę dziesiątków pokoleń, które mnie poprzedziły, żyło w polskiej organizacji państwowej, służyło jej i z nią się moralnie zrosło. W tym związku z dawnymi, najdawniejszymi pokoleniami narodu widzę najwyższą sankcję moralną postępowania w sprawach narodowych, sankcję, która pozwala się przeciwstawić całemu pokoleniu dzisiejszemu, jeśli się ono narodowym obowiązkom sprzeniewierza. ”

(Roman Dmowski, „Podstawy polityki polskiej”)

Endecja stała się modna. Za sprawą „Marszu Niepodległości” i przestraszonych jego siłą wykrochmalonych salonów, ruch narodowy znalazł się nagle w centrum zainteresowania. Dawno endecja nie miała tak dobrej koniunktury medialnej. Wysyp informacji na jej temat w mediach głównego nurtu, powstające strony internetowe o tematyce endeckiej, dziesiątki profili na portalach społecznościowych nawiązujących do myśli narodowej i jej twórców, mnożące się stowarzyszenia, instytuty i fundacje odwołujące się do spuścizny narodowej demokracji, szeroka oferta na rynku księgarskim, zwłaszcza naukowym, dotycząca tematyki narodowej – to  oczywiste przejawy tego, że myśl i tradycja endecka „mają branie” . Jeśli do tego dodamy bezprecedensowe wzmożenie publicystyczne prasie prawicowej, to można śmiało zaryzykować tezę, że coś się jednak zmieniło.

Aktywizm endecki za sprawą świętowania różnych rocznic narodowych, zwłaszcza 11 Listopada oraz Narodowego Dnia Żołnierzy Wyklętych, wdarł się przebojem w Polskę powiatową, która zaczęła odkrywać swoją zagubioną przez lata PRL-u tożsamość, stającą w kontrze do lokalnego marazmu i beznadziei. Jak grzyby po deszczy powstają grupy rekonstrukcyjne odwołujące się do etosu żołnierzy antykomunistycznego podziemia. Obecność tych grup przy różnego rodzaju rocznicach narodowych jest już oczywistością. Do spuścizny narodowej demokracji, choć w różnym natężeniu, przyznają się osoby zakorzenione w mainstreamie, ale także ultrasi z kibicowskich „młynów”. Czyżby w Polsce coś pękło? Czyżby, jak stwierdził w jednym z wywiadów prezes Młodzieży Wszechpolskiej Robert Winnicki – ziścił się najgorszy sen Adama Michnika? Spróbujmy więc przyjrzeć się współczesnemu ruchowi narodowemu i zastanowić się, co go czeka.

Endeckie opłotki

W wyniku drugiej wojny światowej, a następnie lat stalinowskich, ruch narodowy został praktycznie zniszczony. Wymordowano elity, a te które cudem przeżyły, zastraszone i sponiewierane nie miały dostatecznej siły, a czasami odwagi, by rzucić wyzwanie systemowi, który nie tolerował jakichkolwiek przejawów niezależności, poza działalnością koncesjonowaną. Trauma okupacji, stalinowski terror, ale i kształtująca się rzeczywistość Polski Ludowej sprawiły, że ruch narodowy nie dość, że funkcjonował w formie daleko skromniejszej niż wskazywałaby na to jego historia i dorobek, to na dodatek szedł różnymi drogami . Mocno infiltrowany przez służbę bezpieczeństwa, podzielony jeśli chodzi o rozumienie interesu narodowego, nie miał szans stać się głosem słyszalnym i zauważalnym w opinii publicznej. Niemniej był i funkcjonował. Dotyczyło to trzech obszarów: współpracy z systemem jako środowiska koncesjonowane (PAX, PZKS); działalności opozycyjnej wobec systemu (np. Liga Narodowo-Demokratyczna, Komitet Obrony Życia, Rodziny i Narodu, Ruch Młodej Polski); działalności wydawniczej (Wydawnictwo Narodowe „Chrobry”,  „Szaniec”, „Wielka Polska”, „Jestem Polakiem”, Unia Nowoczesnego Humanizmu). To oczywiście bardzo uproszczony przegląd, a w zasadzie jedynie zasygnalizowanie tego, czym był ruch narodowy w PRL-u.

Dzisiejszy ruch narodowy jest podzielony. To wynik zaszłości historycznych, animozji personalnych oraz błędów politycznych popełnionych przez te środowiska, które posiadając „złoty róg” (LPR), w wyniku splotu fatalnych decyzji politycznych oraz perturbacji wewnątrzorganizacyjnych, pozostały z przysłowiowym sznurem w ręku. Obecny ruch narodowy, to szereg środowisk, które strzegąc bardziej lub mniej ortodoksyjnie endeckiego ognia, trwają uparcie w swoich okopach, choć byłoby niesprawiedliwością nie zauważyć, że wiele z tych środowisk trwając przy narodowej tradycji zakreśliło sobie znacznie szersze pole oddziaływania . Stanowią one o endeckim kolorycie, który zawsze mienił się różnymi odcieniami. To składowa endeckiego bogactwa, które sprawia, że myśli narodowej nie da się wyplenić, bo co chwila wyrastają kolejne jej kłącza. Przyjrzyjmy się zatem, z czym mamy dzisiaj do czynienia na narodowym podwórku.  Ze względu na wyznaczone ramy artykułu nie będzie to jednak przegląd pełen.

„Myśl Polska”

Środowisko skupione wokół tygodnika powstałego w 1941 roku, należy do najbardziej stabilnych jeśli chodzi o rytm wydawniczy, jak i prezentowaną linię polityczną. Jego cechą charakterystyczną, podnoszoną zwłaszcza przez adwersarzy tygodnika jest pozytywny, dla niektórych wręcz bałwochwalczy, dla innych zaś pragmatyczny stosunek do PRL-u, objawiający się eksponowaniem tego, co w praktyce Polski Ludowej było zbieżne z optyką narodową. Stąd na łamach „Myśli Polskiej” trwale gości tematyka związana z Ziemiami Odzyskanymi, unitarnością państwa, tradycyjną, wolną od obcych naleciałości kulturą, sprzeciwem wobec opozycji o proweniencji korowskiej, czy życzliwym stosunkiem do wprowadzenia stanu wojennego, który redakcja traktuje jako niemiły, acz konieczny ruch dla uchronienia Polski przed groźbą wojny domowej. Stąd określenie „endekokomuna”, które pod adresem redakcji kieruje część środowisk endeckich, skupionych głównie w metrykalnie młodszym i radykalniejszym segmencie obozu narodowego.

Środowisko „MP” nie przejawia jakichś szczególnych ambicji politycznych, ograniczając się do komentowania bieżącej sytuacji z pozycji endecji umiarkowanej, której obce są jakiekolwiek działania destabilizujące państwo, nawet rządzone przez PO. Widać wyraźny dystans „Myśli Polskiej” do powstającego Ruchu Narodowego, który w opinii redakcji jest bliższy tradycji piłsudczykowskiej aniżeli endeckiej, a to ze względu na sposób działania (marsze, happeningi), cele (walka z nieistniejącą komuną, celebrowanie kontrowersyjnych dla „MP” Żołnierzy Wyklętych), język (radykalny, narodowo-rewolucyjny) oraz skład organizacyjny (środowiska narodowo-radykalne i kibolskie). Łamy „Myśli” ociekają w tym zakresie ostrymi polemikami, co pokazuje, że przyjaźń między „Myślą Polską” a Ruchem Narodowym nie ma nawet charakteru szorstkiego. Po prostu tam przyjaźni tam nie ma. Przynajmniej na razie.

Swoją linię polityczną „Myśl Polska” tak określiła w marcu 2010 roku i przyjmijmy ją jako oficjalną:

„Nie piszmy bzdur, jakoby „Myśl Polska” z uporem maniaka proponowała „kurs na Rosję” czy „sojusz z Rosją”. Dzisiaj nie jest to ani realne, ani nikomu potrzebne. Polska jest w strukturach zachodnich i pewnie długo w nich pozostanie. Rosja nie jest dziś Polsce potrzebna jako przeciwwaga dla Niemiec, bo Niemcy nie stanowią dla nas takiego zagrożenia jak 100 lat temu, a ponadto Niemcy i Rosja prowadzą obecnie politykę maksymalnego zbliżenia. My domagamy się tylko zwinięcia beznadziejnej tzw. polskiej polityki wschodniej (promowanie na siłę Ukrainy jako „strategicznego” partnera, o kaukaskich szaleństwach obozu neoromantycznego nie wspominając), uznania realiów, czyli tego, że Rosja jest najważniejszym partnerem Polski na Wschodzie. Czyli – mówiąc prościej – skorelowania polskiej polityki z polityką Francji i Niemiec, nastawionej na stopniowe wkomponowanie Rosji w coś na kształt „Wielkiej Europy” (od Atlantyku po Pacyfik). I to nie my uprawiamy anachronizm, lecz piewcy polityki prometejskiej powołujący się – zresztą w sposób całkowicie bezzasadny – na Giedroycia czy Mieroszewskiego”.

Liga Polskich Rodzin

Zamiast jutrzenką ruchu narodowego stała się jego zakałą, rozczarowaniem i kompromitacją. Podzieliła los KPN-u, o którym dzisiaj nikt nie pamięta, poza tymi którzy się mocno polityką interesują. W 2005 roku Liga padła na deski, z których do dzisiaj się nie podniosła. Ostatnią zauważalną oznaką życia tej organizacji był udział jej liderów w pochodzie organizowanym przez prezydenta Bronisława Komorowskiego z okazji Święta Niepodległości. Na kanwie tego wydarzenia prof. Maciej Giertych, będący przewodniczącym Rady Politycznej LPR, skierował list do Młodzieży Wszechpolskiej, apelując, by nie zakłócała pochodu prezydenckiego. Obawy Pana Profesora okazały się jednak bezpodstawne.

Upadek LPR rozpoczął się, paradoksalnie, od sukcesu w wyborach do Parlamentu Europejskiego, kiedy partia zdobyła blisko 16 proc. głosów, uzyskując 10 mandatów. Wtedy to Roman Giertych, ówczesny lider LPR, uwierzył, że nadeszła długo oczekiwana fala, która poniesie go do kolejnych sukcesów. Przyznajmy, że po takim sukcesie każdy lider partii miałby prawo do tego typu marzeń. Po Romanie Giertychu wielu oczekiwało jednak politycznego kunsztu i maestrii, do czego miała go predestynować rodzinna tradycja, talent i młodzieńcza werwa, z którą jak burza w 2001 roku wszedł na polityczne salony.

Do pewnego momentu wszystko wskazywało, że tak będzie. Liga była formacją wyrazistą i konsekwentną, rozumnie dającą się nosić politycznej koniunkturze, a nawet ją stymulującą. Niestety, koniunktury mają to do siebie, że się kiedyś kończą, także w polityce. Tego Roman Giertych w porę nie dostrzegł, oddając się brylowaniu w mediach elektronicznych. Uwierzył, że błysk fleszy, udział w komisji ds. Orlenu, a także rządy „twardej ręki” w partii, zabezpieczą świetlaną przyszłość jego formacji, a jemu samemu triumfalny przemarsz do panteonu endeckich bohaterów. Niestety, rzeczywistość okazała się zgoła inna.

Oddać Romanowi Giertychowi trzeba, co może wielu czytelnikom się nie spodoba, że jest on częścią historii i tradycji ruchu narodowego, może niekoniecznie tej udanej, ale jednak. Podobnie Liga Polskich Rodzin, także jest częścią ruchu narodowego, na której swoje głęboki piętno wypalił Roman Giertych. Liga upadła, bo oprócz karygodnych błędów kierownictwa, strawił ją deficyt zaufania, zwłaszcza tego elementarnego, na poziomie koleżeńskim. Kuriozalnymi pisemnymi przysięgami, wekslami i umowami notarialnymi takiego zaufania ścisłemu kierownictwu LPR nie udało się wymusić.

Gdzie jest dzisiaj Liga Polskich Rodzin? Nie rozpłynęła się. Jest, ale istnieje w szczątkowej postaci, snując się w ogonie orszaku prezydenckiego, bez jakiegokolwiek znaczenia i wpływu na rzeczywistość. Z dawnej chwały pozostały jedynie zdjęcia z konwencji wyborczych w sali kongresowej Pałacu Kultury. Warto w tym miejscu, jako ciekawostkę, przytoczyć to, co po przegranych wyborach samorządowych w 2006 roku, będących w zasadzie ostatnim akordem w paśmie klęsk politycznych LPR, napisał jeden z jej ówczesnych liderów, Wojciech Wierzejski:

„LPR to tysiące działaczy, w tym wielu bardzo młodych, którzy dopiero uczą się służby publicznej. Nie byli w KOR-ze, ani w Unii Wolności. Nie są wychowani na „Wyborczej”. Nie wyznają filozofii „róbta, co chceta”. Kochają Polskę. Kształcą się, zaprawiają do przyszłych zadań państwowych. Są cierpliwi, zdyscyplinowani i ofiarni. Ale muszą dojrzeć. Wiadomo, że ugrupowanie, które składa się w dużej mierze z dwudziestoparolatków (a na pewno jeszcze nie trzydziestolatków) musi na swój czas poczekać. Okrzepnąć, nabrać sił. Nauczyć się pokory względem Narodu. Te najbliższe lata to długi marsz naszych szeregów. Jedno jest pewne: LPR nie jest ani na katafalku, jak obwieszczano wszem i wobec, ani nie została pożarta, ani nie zanikła. Jest – owszem – poobijana, ale nie pokonana. I w tym jest nasza nadzieja. Polsce potrzebna jest nowoczesna formacja narodowa, na chrześcijańskich i konserwatywnych wartościach zbudowana, która swoje siły oddaje w służbę polskim rodzinom. Taka formacja polityczna będzie w przyszłości siłą rządzącą.(…) Moi przeciwnicy cieszą się zbyt pochopnie ze słabego wyniku LPR w Warszawie. My bowiem odbudujemy się i odrodzimy szybko. Bo mamy ideę, wiarę w nią i zdolność do poświęceń. Bo jesteśmy ugrupowaniem przyszłości!”

Za przejaw ożywienia działalności „ugrupowania przyszłości” można ostatnio uznać zrewitalizowanie strony internetowej, z której zniknęły nieaktualizowane od lat informacje, w miejsce których pojawiły się pachnące świeżością uchwały wyrażające zaniepokojenie faktem, iż Ruch Narodowy jest zbyt radykalny i ideologicznie zbliżony do Prawa i Sprawiedliwości oraz że LPR z zainteresowaniem wita powstanie Instytutu Myśli Państwowej i życzy mu sukcesów w „inicjowaniu poważnych dyskusji w sprawach ogólnonarodowych”.

Myśl.pl

Jest środowiskiem skupionym wokół kwartalnika pod tym właśnie tytułem. Skupia byłych działaczy Stronnictwa Narodowego, Ligi Polskich Rodzin i Młodzieży Wszechpolskiej. Jak lapidarnie stwierdzają twórcy kwartalnika: „celem pisma jest zarówno przedstawianie poglądów szeroko rozumianego ruchu narodowego na sprawy dzisiejsze, jak i prezentacja relacji narodowej myśli do zdarzeń minionych”. Ma ono „poruszać się w dziedzinach polityki, gospodarki, społeczeństwa, wydarzeń międzynarodowych, historii i kultury” oraz „nie oszczędzać żadnego tematu, który będzie wymagał zajęcia narodowego stanowiska.” Autoprezentację kończy spostrzeżenie, że „Myśl społeczno-polityczna, żeby się rozwijać, musi być twórcza, różnorodna i ciągle weryfikowana nie tylko przez konkurencyjne prądy, ale przede wszystkim przez dyskusję wewnątrz jej środowiska. Taką zasadą kierujemy się w naszej redakcyjnej pracy.”

Widać, że kwartalnik aspiruje do roli poważnego i słyszalnego głosu w szeroko rozumianym środowisku narodowym. Redagowany jest przez 30-40 latków, którzy mieli okazję posmakować, czym jest wielka polityka. Są tam byli posłowie, eurodeputowani, ministrowie, których łączy jedno – niesmak po LPR i chęć zdyskontowania swojego doświadczenia oraz policzenia szabel, które jeszcze pozostały po latach świetności. Rys tego środowiska jest ciekawą mieszanką tradycyjnej myśli endeckiej, wolnego rynku i konserwatyzmu, okraszoną antykomunizmem. W środowisku bardzo mocno obecna jest tematyka związana z Ziemiami Zachodnimi oraz dawnymi Kresami Wschodnimi.

Na łamach kwartalnika odnajdują się osoby o różnych afiliacjach politycznych, co wskazuje, że redakcja stara się oddziaływać na jak najszersze grono odbiorców oraz budować jak najdalej sięgający pozytywny obraz endecji, jako środowiska otwartego na opinie ludzi niekoniecznie związanych z myślą narodową, ale prezentujących podstawowy katalog wartości, takich jak: patriotyzm, konserwatyzm czy antykomunizm. Jest to środowisko unikające jałowej krytyki czy brutalnych napaści na konkurentów politycznych. Trudno doszukać się na łamach „Myśli.pl” inwektyw czy toksycznego języka, który przecież nie należy do rzadkości w środowiskach narodowych. Redakcja postawiła na merytoryczny, ale zarazem ideowy przekaz, który wzmacniać ma portal Myśl24.pl, który ma stać się miejscem bieżącej dyskusji, której siłą rzeczy nie da się prowadzić na łamach kwartalnika.

Ruch Narodowy

Jak można przeczytać na stronie internetowej Ruchu Narodowego jest on „nową inicjatywą społeczno-polityczną powołaną przez największe organizacje narodowe w 2012 r. po Marszu Niepodległości”, która „kontynuując wcześniejsze pozytywne doświadczenia współpracy Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego pod patronatem Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych rozwija ogólnopolską sieć środowisk i organizacji nawiązujących do patriotycznych tradycji”, i że „wspólną pracą społeczną i bezkompromisową postawą ideową zmierza do przywrócenia obozowi narodowemu należnej roli w życiu publicznym.”

Niewątpliwie mamy do czynienia z najbardziej przebojowym środowiskiem odwołującym się tradycji endeckiej, które w krótkim czasie za sprawą Marszu Niepodległości wysforowało się na pozycję lidera. Ubiegłoroczny Marsz pokazał, że nie wszystko na politycznej mapie jest poukładane, także endeckiej. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi manifestujących swój patriotyzm na ulicach Warszawy, to niewątpliwie ogromny sukces Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Narodowo-Radykalnego i Stowarzyszenia „Marsz Niepodległości”,które tworzą Ruch Narodowy. Bezkompromisowość, radykalny język idący w poprzek politycznej poprawności, wyraźnie zdefiniowany przeciwnik – dynastia okrągłego stołu, a także aktywizm lokalny oraz akcentowanie szerokiej współpracy z wszelkimi organizacjami dystansującymi się do mainstreamu, to wyróżniki narodowego beniaminka, który przebojem wdarł się na narodowy parnas.

Ruch Narodowy postawił tradycyjne środowiska endeckie w sporej konfuzji. Nie oglądając się na „starych” Młodzież Wszechpolska, oczyszczona z LPR-owskich złogów, wespół z Obozem Narodowo-Radykalnym zrobiła coś, do czego niezdolne były funkcjonujące środowiska narodowe – wyrąbała w przestrzeni publicznej miejsce na myśl narodową, rozumianą w sposób inny, niż to dotychczas bywało. Aktywizm, który stał się znakiem rozpoznawczym Ruchu Narodowego, niemający wiele wspólnego z aktywizmem piłsudczykowskim, o którym pisał Roman Dmowski, wyraźnie podniósł ciśnienie w narodowym krwioobiegu. Na tyle mocno, że odezwał się Roman Giertych, wskrzesiciel Młodzieży Wszechpolskiej, dzisiaj sytuujący siebie poza środowiskiem narodowym, który bez ogródek stwierdził:

– Pan Robert Winnicki jest beznadziejnie durnym prezesem Młodzieży Wszechpolskiej. Nie biorę żadnej odpowiedzialności za to, co on mówi. Nie miałem żadnego wpływu na jego ukształtowanie ani na jego wybór. Pójście na manifestacje z ONR jest uznaniem nacjonalizmu za ideę. (…) Kiedy ja w 1994 r. przestałem być prezesem MW, dzisiejsi demonstranci chodzili jeszcze w pieluchach.

Sytuacja stała się ciekawa, bo Roman Giertych zachował się tak, jakby mu ktoś ukradł ruch narodowy. Charakteryzując nowopowstałe środowisko zasugerował wprost, że Młodzież Wszechpolska i Ruch Narodowy, to taran, którym PiS posłuży się do „obalenia ładu konstytucyjnego”. Nic dziwnego, że dla Młodzieży Wszechpolskiej Roman Giertych stał się kwintesencją narodowego zaprzaństwa i haniebnym przykładem blatowania się z największymi wrogami idei narodowej. Ale to właśnie Ruch Narodowy i tworząca go Młodzież Wszechpolska, a nie Roman Giertych, trafniej odczytują dzisiaj nastroje społeczne, zwłaszcza w młodym pokoleniu, z którego to środowisko czerpie niezbędną energię.

Jako siła nieuwikłana w system Ruch Narodowy złapał przyczepność polityczną, dzięki której może zajechać daleko, o ile wcześniej nie wyleci na którymś z piaszczystych zakrętów, którymi upstrzona jest polska polityka. Powodów do rozważania takiego scenariusza jest wiele. Jednym z nich, w wymiarze wewnętrznym, jest amorficzność i swoisty synkretyzm Ruchu, który idąc szeroką ławą i starając się chować, co oczywiste, występujące w nim różnice, w dłuższej perspektywie stanie przed problem utrzymania spoistości takiej koncepcji.

O ile można znaleźć logiczne iunctim pomiędzy Młodzieżą Wszechpolską, Obozem Narodowo-Radykalnym czy powstającymi spontanicznie organizacjami narodowymi w poszczególnych miastach (Narodowa Łódź, Narodowy Szczecin, itp.), o tyle trudnym wyzwaniem będzie w przyszłości współpraca w ramach jednej formuły z niepokornymi i czułymi na punkcie własnej niezależności środowiskami „kibolskimi”, jak siebie same nazywają, które rządzą się specyficznymi prawami i kodeksem, których „ekspresja działania” w niektórych sytuacjach może rozminąć się z oczekiwaniami liderów Ruchu.

Utrzymanie formuły „zwartości w różnorodności” wymagać będzie przedstawienia spójnego, w miarę krótkiego programu działania, gdzie skatalogowane zostaną obszary definiujące środowisko, jego cele, oraz sposoby realizacji tych celów, a także potencjalnych przeciwników, jako koniecznego politycznego kontrapunktu. Od języka jaki zostanie przyjęty, dobrze rozumianej bezkompromisowości w realizacji celów, ale i uczciwości w realizacji deklaracji współpracy z wszystkimi, którzy odnajdą w propozycjach Ruchu Narodowego ofertę dla siebie, a także nie lekceważeniu zainteresowania tych, którzy się wahają, zależeć będzie sukces Ruchu Narodowego.

Twarde, niemalże buchalteryjne liczenie potencjalnych głosów, nieuleganie ułudzie wspierających Ruch Narodowy mas, pokora wobec tak kapryśnego elektoratu jakim są Polacy, wyciąganie ręki do tych, którzy mogą Ruchowi dać merytoryczne i intelektualne wsparcie, wprowadzenie nowego ducha w relacjach interpersonalnych, gdzie każdy będzie uważany za wartość dodaną, a nie jako konkurent do pierwszego miejsca na wyborczej liście – powinien wejść do katalogu wartości podstawowych Ruchu, a także stać się jego znakiem rozpoznawczym, o ile Ruch chce dokonać rzeczywistego PRZEŁOMU, który zapowiada.

Ciekawe będzie poznanie programu gospodarczego Ruchu Narodowego, gdyż na razie mamy do czynienia z licznymi niewiadomymi, które nie pozwalają jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, za jakim modelem gospodarki Ruch się opowiada. Zadowolić się trzeba słowami jednego z jego liderów Roberta Winnickiego, który w wywiadzie dla portalu Prawy.pl stwierdził:

„Obecny stan, w którym koszty utrzymania sektora publicznego spoczywają głównie na mniej zarabiających i drobnych przedsiębiorcach, jest nie do zaakceptowania. Zmusza on miliony Polaków do emigracji zarobkowej. Ruch Narodowy podejmie walkę z patologiami biurokracji i fiskalizmu. Będzie walczył o swobodę działania i dostęp do kapitału dla polskiego przedsiębiorcy, aby ten mógł tworzyć nowe miejsca pracy. Zadbamy o bezpieczeństwo socjalne Polaków poprzez sprawiedliwszy i prostszy system emerytalny.”

Trudno w tych słowach doszukać się konkretów, ale na to, jak mniemam, przyjdzie czas na szykowanym w czerwcu kongresie. Póki co maszerujący Ruch Narodowy wytwarza dawno nie oglądaną na prawej stronie sceny politycznej grawitację, zasysającą wszystkie luźne i niezagospodarowane elementy narodowe, które nie miały dotychczas żadnego lepiszcza, które pozwoliło by im przylgnąć do szerszej formuły, dającej poczucie siły i  współudziału w tworzeniu nowej Polski.

Trwa zatem młodzieńczy endecki marsz, pełen optymizmu, pewności siebie, a czasami wręcz buty. Marsz, który nie wszystkim się podoba i który u wielu rodzi szereg pytań, na które wciąż brakuje odpowiedzi. Być może tak ma właśnie być. Przynajmniej na tym etapie. Jedno jest pewne, mamy do czynienia z czymś nowym na scenie politycznej – narodowym buntem młodych.

Endeckie pióra

Analizując oblicza ruchu narodowego w Polsce nie sposób nie dostrzec proendeckich piór, które na łamach prasy prawicowej oraz różnych portalach kształtują w kierunku narodowym czytelnicze gusta. Chyba najbardziej rozpoznawalnym w tym gronie jest Rafał Ziemkiewicz. Kiedy w listopadzie 2008 roku schłostał niemiłosiernie piłsudczykowskie skrzywienie dotyczące Święta Niepodległości, przypominając m.in. wstydliwy wątek agenturalnej działalności Józefa Piłsudskiego, niewielu przypuszczało, że w kolejnych latach ten prawicowy publicysta stanie się najbardziej popularnym autorem książek, biorących na warsztat dorobek narodowej demokracji.

Ziemkiewicz biorąc się za endecję nie ograniczył się tylko do opisu zjawiska jakim ona jest, ale expressis verbis zaproponował wykorzystanie jej dorobku ideowego jak i metod działania w dzisiejszej działalności politycznej.  W 2010 roku, w artykule zamieszczonym w „Rzeczpospolitej” pod wymownym tytułem „Myśli nowoczesnego endeka” rzucając hasło, że Dmowski  musi nadejść, wywołał autentyczny popłoch w prawicowo-insurekcyjnym grajdołku, wykpiwając jego romantyczne ciągoty:

„Nie ma nic bardziej obcego endecji niż wszelkiego rodzaju przedmurza i mesjanizmy, niż wiara, że „duch zwycięży materię”, a naród dokonać musi „czynu”, najlepiej poświęcając się za wolność nie tylko własną, ale i innych ludów, co Opatrzność doceni i nagrodzi”.

Z kolei omiatając wzrokiem endecję Anno Domini 2010 pokusił się o zgoła niepoprawną charakterystykę Endecji, która zapewne nie wszystkim przypadła do gustu:

„Z jednej strony więc, w praktyce działania sił odwołujących się głośno do endecji, na plan pierwszy wysunięto kościelną obrzędowość, wrogość wobec homoseksualistów i swobody seksualnej oraz mniej lub bardziej aluzyjne formułowane demaskacje żydowskich korzeni prominentnych postaci Salonu; z drugiej, dla celów taktycznych roztopiono endeckie nawiązania w bogoojczyźnianej retoryce Radia Maryja”. (…) Wskazanie tego, co dziś z tradycji endeckiej jest martwe i szkodliwe, to łatwiejsza część zadania; trudniejsza to zastosowanie metody Dmowskiego i jego współpracowników do wyzwań nowoczesności. Ale jakoś nie widzę innej metody, która dawałby nadzieję na znalezienie odpowiedzi nie tylko teoretycznych, ale dających szansę porwania za sobą Polaków. Dmowski musi nadejść.”

Ziemkiewicz wszczął ferment na narodowym podwórku przede wszystkim swoją książką „Myśli nowoczesnego endeka” z 2012 roku, która doczekała się bardziej lub mniej życzliwych komentarzy wśród współczesnych epigonów Romana Dmowskiego. Zasługą książki Ziemkiewicza jest to, że dokonał w niej transkrypcji do czasów współczesnych myśli politycznej, która swoją największą witalność osiągała 100 lat temu, a którą w wyniku splotu historycznych okoliczności na dziesiątki lat uległa przymusowej hibernacji. Transkrypcja to interesująca. Czuć, że Ziemkiewicz chciałby prostu porwać czytelnika za sobą i przydzielić mu pierwsze z narodowych zadań – oddaj Ojczyźnie cztery godziny w tygodniu.

Nie byłby jednak polski ruch narodowy tym, czym jest, gdyby nie oberwało się Ziemkiewiczowi właśnie z narodowej flanki. Padły stamtąd jakże urocze słowa o wyrastaniu Ziemkiewicza na przedstawiciela anarcho-prawicy, dokonującego na dodatek niebywale inteligentnej manipulacji”. Chodzi o to, że Ziemkiewicz widzi sens organizowania się społeczeństwa obok państwa, a nawet w kontrze do niego, dostrzegając, że jakakolwiek próba włączenia się w nurt życia państwowego nazbyt często kończy się rozczarowaniem i kacem moralnym, gdyż państwo współpracę z obywatelami widzi zgoła inaczej niż oni. Takie myślenie nie podoba się tej części obozu narodowego, która uznaje, że „postawa obywatelska powinna wyrażać się w odpowiedzialności za państwo” bez względu na to, jakie ono jest.

Obecność Rafała Ziemkiewicza na narodowym podwórku jest dla Endecji per saldo opłacalna. Ma on bowiem moc budzenia polskich umysłów zaległych na otomanie gnuśności i umysłowego lenistwa. Sięga bezceremonialnie po nuty endeckie, które onegdaj wybrzmiały pieśń wolności, niesioną przez wielkie obywatelskie przebudzenie. O takie przebudzenie dzisiaj z pozycji endeckich Ziemkiewicz apeluje.

Resume

Gdyby zastosować nomenklaturę kibicowską do oceny dzisiejszego ruchu narodowego, ranking zaprezentowanych tutaj środowisk wyglądałaby – co proszę potraktować z dużym przymrużeniem oka – mniej więcej tak: najbardziej nielubianą formacją na narodowym podwórku jest Liga Polskich Rodzin (4 kosy). Z kolei Myśl.pl, jako najbardziej koncyliacyjna, znalazła się na przeciwległym biegunie z 3 „zgodami” i jedną „kosą”.

ŚRODOWISKO Myśl Polska Liga Polskich Rodzin Myśl.pl Ruch Narodowy Ziemkiewicz
Myśl Polska X Kosa Zgoda Kosa Kosa
Liga Polskich Rodzin Kosa X Kosa Kosa Kosa
Myśl.pl Zgoda Kosa X Zgoda Zgoda
Ruch Narodowy Kosa Kosa Zgoda X Zgoda
Ziemkiewicz Kosa Kosa Zgoda Zgoda X

Pod ostrzałem

Ruch narodowy, zarówno ten pisany z małej jak i dużej litery ma niewielu politycznych przyjaciół. W zasadzie nie ma ich wcale. Nie ma ich na lewicy, co oczywiste, nie ma też ich na prawicy, co też jest oczywiste. Obóz polityczny trzymający się kanonów myśli endeckiej, radykalnie eurosceptyczny, nieulegający pokusom łatwych zysków politycznych, to zagrożenie przede wszystkim dla politycznego kondominium Jarosława Kaczyńskiego, kontrolującego prawicowo-populistyczną flankę, na której po skonsumowaniu „przystawek” (Ligi Polskich Rodzin, Samoobrona) zyskał władzę absolutną.

Dzisiaj, za sprawą Ruchu Narodowego, błogi spokój prezesa Prawa i Sprawiedliwości został poważnie nadwątlony. Pojawienie się narodowej, lub jak kto woli nacjonalistycznej alternatywy, z werwą operującą frazeologią antyestablishmentową i antyunijną, mogącą sobie pozwolić polityczny nonkonformizm, odwołującą się do uzasadnionych lęków młodego pokolenia, kokietującą wyrazistym, a kiedy trzeba także soczystym językiem pokaźne połacie „wnerwionego” elektoratu, to powód, dla którego w Prawie i Sprawiedliwości pełne ręce roboty mają inżynierowie polityczni, przed którymi stoi zadanie zneutralizowania wyrastającą pod bokiem konkurencji. Konkurencji, która co prawda nie zagrozi pierwszej pozycji PiS-u na prawicy, ale będzie w stanie odebrać mu kilka procent głosów, które zdecydują, że to nie Jarosław Kaczyński będzie tym, który po wyborach zainicjuje rozmowy o tworzeniu rządu.

Nie zdziwię się, jeśli PiS odgrzeje Ligę Republikańską, która mogłaby przy wsparciu logistycznym tej partii, spróbować nawiązać do czasów, kiedy swoimi antykomunistycznymi happeningami i akcjami bezpośrednimi ogniskowała uwagę mediów, przyciągając młodych sympatyków. W dzisiejszych warunkach Liga Republikańska, jeśli chciałaby nawiązać do starych dobrych czasów, musiałaby wejść w oczywisty konflikt interesów z Ruchem Narodowym, który skwapliwie zagospodarował przestrzeń, w której kiedyś Liga Republikańska się poruszała. Czego jednak się nie robi, by pokrzyżować szyki politycznej konkurencji. Wypuszczona na odcinek niepodległościowo-patriotyczny Liga Republikańska, ostro kontestująca zmowę Okrągłego Stołu, byłaby niewątpliwie Jarosławowi Kaczyńskiemu bardzo na rękę w rozgrywce z Ruchem Narodowym.

W paradę Ruchowi Narodowemu może wejść Platforma Oburzonych, której niepartyjna formuła oraz wsparcie Solidarności, może przydać nieoczekiwanego uroku. Wszystko zależy od tego, czy Pawłowi Kukizowi i Piotrowi Dudzie, twarzom tego ruchu, uda się znaleźć sposób na pogodzenie ognia z wodą, którym są organizacje tworzące „Oburzonych”, przypominających raczej armię zbawienia, aniżeli świadome wspólnych celów środowisko. Idea okręgów jednomandatowych, którą lansują liderzy Platformy Oburzonych, okraszana sprzeciwem wobec finansowania z budżetu państwa partii politycznych, stojąca w oczywistej sprzeczności z interesami partyjnego mainstreamu, może stać się jednak na tyle silnym wabikiem, że Ruch Narodowy, czerpiący siłę z podobnego podglebia, będzie musiał mocno się zastanowić, jak wygrać rywalizację na tym polu, szczególnie że Paweł Kukiz od Ruchu Narodowego wyraźnie się dystansuje.

Patrząc na chłodno, dzisiaj bardziej konkretny przekaz ma Platforma Oburzonych, a nie Ruch Narodowy. Oparcie przez Pawła Kukiza koncepcji rozwoju swojego ruchu na trzech filarach: okręgach jednomandatowych, zakazie finansowania partii politycznych oraz obligatoryjności referendów, pokazuje że dawny lider zespołu Piersi dobrze odrobił lekcję związaną z PR. Wyodrębnił tematykę, pod którą podpsuje się znakomita większość  niezadowolonych wyborców  i robi wokół tego kampanię. Ostrożnie porusza kwestie światopoglądowe, zachowując dystans do Kościoła hierarchicznego, przez co nie daje się spychać na pozycje skrajne, pomimo używania ostrego języka.

Jeśli Ruch Narodowy w szybkim czasie nie określi nośnych pryncypiów programowych i nie przedstawi ich w atrakcyjnej formule, to sama idea Marszu Niepodległości może w dłuższej perspektywie nie wystarczyć na wygranie rywalizacji o głosy młodego pokolenia, nie wspominając elektoracie średniego i starszego pokolenia. Ruch Narodowy nie działa w próżni. Ma rosnącą w siłę konkurencję, tak samo jak on prącą do zmiany sytemu politycznego i tak samo jak on zdegustowaną jakością życia Polaków. I co nie bez znaczenia, mającą lepszą publicity w mediach.

Nie sądzę jednak, by dało się, poza doraźną taktyką, trwale połączyć sił „oburzonych” z narodowcami. Choć target większości z nich wydaje się być ten sam, to jednak ideowo są to różne światy. I choć w wielu miejscach te światy się przecinają, to wywodzą się jednak z zupełnie innych tradycji. Kiedy piszę te słowa na fali wznoszącej w mediach jest Platforma Oburzonych, którą można odczytać, jako propozycję dla zdegustowanych Platformą Obywatelską lemingów z wielkich miast. W naturalny sposób stanie się ona buforem dla Ruchu Narodowego, jeśli ten postanowi odbić się od prawej ściany i spenetrować centrum. W związku z tym będziemy mieli do czynienia z dwiema propozycjami antysystemowymi, z czego jedną na swój sposób koncesjonowaną. Dla Ruchu Narodowego nie jest to jednak dobra wiadomość.

I ostanie zagrożenie – służby specjalne. To oczywiste, że każda organizacja antysystemowa, do tego radykalna w przekazie, to teren ich nieustannej i wnikliwej penetracji. Tak się dzieje wszędzie na świecie i w zasadzie można uznać, że to standard w działalności służb. Nie sądzę, żeby w przypadku Ruchu Narodowego było inaczej. Z pewnością jest on inwigilowany i założyć można, że została uruchomiona różnego rodzaju agentura funkcjonująca w środowiskach, które dzisiaj współtworzą Ruch Narodowy, mająca zdobyć przynajmniej pośredni wpływ na podejmowane w nim decyzje, a jeśli się to nie uda, gotowa do podjęcia działań kompromitujących Ruch, a przy okazji siejąca wewnętrzny ferment.

Póki co Ruch Narodowy daje sobie radę z różnymi prowokacjami i prowokatorami. Ba, potrafi odszczeknąć się różnym służbom i udokumentować ich specyficzne działania. Ruch idzie jednak sam, koląc w oczy mainstreamowe partie polityczne, media i służby specjalne. Jego podstawowym kapitałem jest dynamika i bezkompromisowość młodych Polaków. Czy to wystarczy, by obudzić i zorganizować resztę? Wszystko zależy od roztropności liderów Ruchu Narodowego, od tego czy będą w stanie zapanować nad żywiołem, który właśnie budzą.

Wiele niewiadomych stoi przed Ruchem Narodowym. Nie wszystko i nie wszyscy mi się w nim podobają. Z różnych względów. Moje odczucia i obawy nie są tu jednak ważne. Ważne jest to, że coś się zmienia. Że z mroków niepamięci i banicji powraca myśl polityczna na wskroś polska, która czeka na swoje twórcze rozwinięcie. Czy tak będzie? Cholernie trudne pytanie.

Maciej Eckardt

(tekst napisany w marcu 2013 r., opublikowany w ostatnim numerze kwartalnika Myśl.pl)]

za: eckardt.pl

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Ruch narodowy – reaktywacja?”

  1. no dobra, trochę przydługie niemniej wystarczająco ciekawe. Niemniej brak tu odpowiedzi na pytanie – kto to jest ten „ruch narodowy” ? 🙂 pzdr . F

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *