Rzym. Msza za wybór papieża

O 7:30 wyjeżdżam z hotelu. Kardynał Dziwisz planuje wyjazd kilka minut później. Ma łatwiej. Pewnie nie jedzie kolejką. Przed 9 docieram do Placu Świętego Piotra, a o 9:30 jestem już prawie pod samą Konfesją. Mam do niej jakieś 10 metrów. Nieco z tyłu, przy chórze Kaplicy Sykstyńskiej. Mali chórzyście przepychają się, zbierają z ziemi rozrzucone nuty, szykują się do Mszy Świętej.

Kardynałowie schodzą się powoli. Idzie jeden z moich faworytów, Metropolita Colombo, Albert Malcolm Ranjith. Za nim podąża Metropolita Sydney, kardynał George Pell. Chyba jedyny spośród elektorów, który publicznie i wprost skrytykował decyzję Benedykta XVI o abdykacji. Kardynał z Berlina, Rainer Maria Woelki prowadzi pod rękę jakiegoś starszego, mającego już kłopoty z poruszaniem się, współbrata w kardynalacie. Takich starszych, sędziwych elektorów jest zresztą paru. Kilku sprawuje koncelebrowaną Mszę na inwalidzkich wózkach. Jest zresztą wyraźnie podział, koncelebrują elektorzy, ci którzy nie mają już tego prawa tylko asystują w pełnych kardynalskich strojach.

Za nimi siada tak zwana Rodzina Papieska. Ci, których w pewnym sensie Benedykt XVI osierocił. Jest jego osobisty sekretarz arcybiskup Georg Gaenschwein i papieski ceremoniarz prałat Guido Marini. Do Mszy zostaje jakieś 10 min, zebrani zaczynają odmawiać różaniec.

Tuż przed rozpoczęciem liturgii wchodzą gwardziści szwajcarscy z halabardami. Jest ich zaledwie kilku, ale stają tak, jakby chcieli oddzielić celebransów od reszty zebranych w Bazylice uczestników. Liturgia startuje. Wszyscy wstają, więc z mojej wysokości trudno coś zobaczyć. Długo widzę tylko sam krzyż procesyjny i towarzyszące mu akolitki. Wreszcie pojawia się procesja kardynałów. Prowadzą ją dwaj papiescy ceremoniarze, a za każdym z nich, gęsiego, w dwóch rzędach idą elektorzy. Jeden z nich otwiera Polak – prałat Konrad Krajewski.

Patrzę na tę długą kardynalską procesję i myślę sobie, że wśród nich jest przyszły papież. Kiedy każdy z nich podchodzi do ołtarza i całuje go, wszyscy zachowują się tak samo.  Spuszczają oczy i powoli schodząc w dół po stopniach ołtarza. Burke, De Aviz, Grocholewski, Nycz i znany mi sprzed lat, syro – malabarski hierarcha, Georges Allancherre. Dostrzegam tylko jednego, który zachowuje się inaczej. To kardynał Ravasi. Stosunkowo młody, sprawny, spokojny, po ucałowaniu ołtarza z dziwną pewnością patrzący na zgromadzonych ludzi. To nie mój kandydat, ale w tej jego pewności jest coś z owej pewności Ratzingera, z tej jego swobody, z jaką zachowywał się podczas pogrzebu Jana Pawła II. Czy to coś znaczy?

Kardynał Nycz siedzi niemal obok arcybiskupa Manili, Luisa Antonio Tagle. Rozdziela ich tylko jakiś, chyba latynoski, kardynał.

W kazaniu, dziekan kolegium kardynalskiego podkreśla, że Duch Święty zawsze jest przy Kościele. W imieniu zebranych wyraża wdzięczności Benedyktowi XVI, czemu towarzyszy burza oklasków. Mówi o tym, że nowy papież powinien być człowiekiem miłosierdzia. Człowiekiem silnej wiary. Człowiekiem jedności Kościoła. Człowiekiem, który pełniąc misję miłości odda życie za świat. Który kocha więcej od pozostałych. Czy z tego kazania da się wyciągnąć jakieś wskazówki, co do przyszłego papieża? Raczej nie. W kazaniu na pogrzebie Jana Pawła II, w kazaniu przed poprzednim konklawe, kardynał Ratzinger jasno rysował problemy, przed którymi staje Kościół. Przez jednych został wtedy uznany kandydatem na papieża, inni uznali, że spalił swoje szanse, ale to kazanie było jakąś wskazówką. Coś zebranym mówiło. Tego o kazaniu Sodanu powiedzieć się nie da. To, co powiedział można odnieść do każdego biskupa. Do każdego kapłana. Do każdego chrześcijanina.

Czy te wskazówki da się wyciągnąć z innych wydarzeń? Nie tylko z tego jak zachowywał się kardynał Ravasi. Także z tego, że modlitwa powszechna była w pięciu językach. We francuskim, portugalskim, niemieckim, suahili czy malayama? Może to nam coś powie?

Wychodząc z Bazyliki spotykam ceremoniarza papieskiego, prałata Guido Martiniego. Dziękuję mu za jego pracę na rzecz liturgii. Uśmiecha się. Tak. W najbliższych dniach będzie mu tej pracy zdecydowanie więcej.

 Jan Filip Libicki

www.facebook.com/flibicki

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *