Śmiech: Problem z NSZ (3)

Historia Narodowych Sił Zbrojnych to historia podziałów, tragedii, nieporozumień i mistyfikacji. O ile podział na NSZ/AK i NSZ/ONR (wymiennie NSZ/ZJ) dokonany w 1944 r. na kanwie stosunku do scalenia z AK jest dość dobrze znany i jego przebieg oraz konsekwencje zostały, przynajmniej w ogólnych ramach, opisane, o tyle świadomość istnienia podziału ideologicznego od samego początku istnienia NSZ na ogół nie stanowi przedmiotu wiedzy powszechnej.

Tymczasem, ujawnione fakty pozwalają stwierdzić, że NSZ – ten niepodzielony i stanowiący formalnie organizacyjną jedność – od samego początku był mieszaniną środowiska dysydentów SN wywodzących się z dawnej grupy byłego prezesa SN Kazimierza Kowalskiego oraz ludzi odwołujących się do tradycji Obozu Narodowo Radykalnego, koniecznie pamiętając o tym, że najwybitniejsi przedstawiciele tego ruchu nie żyli, jak Henryk Rossman, zmarli na początku wojny, jak Tadeusz Gluziński (w Budapeszcie w drodze do Londynu), czy przeszli (wrócili) do pracy w Stronnictwie Narodowym, jak Jan Mosdorf i Stanisław Piasecki. Co więcej, Mosdorf, więzień Pawiaka i Auschwitz reprezentował stanowisko wspólnego frontu przeciwko Niemcom, co nie podobało się fanatykom walki z Żydami i komunistami, i na skutek donosu jednego z nich, zginął.

Formalnie jednolity NSZ był mieszaniną, gdyż nigdy nie wytworzył ani wspólnoty swych czynników decyzyjnych, ani poczucia wspólnoty. Oba tworzące go środowiska ciągnęły w swoją stronę, z tym że działania zmierzające do zdominowania drugiej strony i przejęcia organizacji wyłącznie dla siebie przejawiał przede wszystkim element oenerowski [1].

Dlatego tak trudno dziś kategorycznie wyrokować, poza oczywistymi sytuacjami, takimi jak mord w Borowie, kto za co ponosi odpowiedzialność, a co było wyrazem podobnego spojrzenia na dany problem przez obie grupy. W każdym razie sprawa wymaga rzetelnych badań historycznych, nie tylko z punktu widzenia historii Polski okresu II wojny światowej, ale także z punktu widzenia historii Obozu Narodowego, dla naszego własnego dobra, jako narodowców.

Dźwigamy dziś na barkach niewielu spuściznę wielkiego ruchu politycznego, który nie gwałtownym czynem, ale konsekwentną i mało atrakcyjną zewnętrznie polityką urabiania mas a także swego rodzaju urabiania polityków światowych, doprowadził do odzyskania niepodległości przez Polskę, stawiając jako główny punkt swojego programu i przekonując do tego poglądu ogromną większość narodu, walkę z Niemcami i powrót na zachodnią rubież dawnej Polski. Włączanie do tej spuścizny ślepej nienawiści do ZSRR/Rosji oraz prawdziwych lub wydumanych komunistów, skutkującej podjęciem współpracy z funkcjonariuszami III Rzeszy jest skandalem. Działania tego typu miały co prawda miejsce w obrębie ruchu narodowego (sensu largo), ale nigdy nie stanowiły jego istoty. Potrzeba dyskusji na ten temat, prowadzonej na argumenty.

Niestety, dzisiaj, kiedy neosanacyjne władze Polski wykorzystują dla własnych, bieżących celów antyrosyjskie i antykomunistyczne aspekty działalności części ONR, kiedy historię NSZ w IPN piszą apologeci NSZ/ONR i kiedy inni historycy ukrywają się za parawanem konformizmu, taka cywilizowana dyskusja jest niemożliwa. Ludzie, którzy jak Kol. Bohdan Piętka mają odwagę napisać prawdę spotykają się z żenującymi „polemikami”, będącymi w istocie manifestami konfabulacji, grubiaństwa i prostactwa. Dlatego potrzebny jest głos rozsądku ze strony owych niewielu. Głos rozsądku, który pozwala rozróżnić między dobrem a złem, ocenić uczciwie, co w historii NSZ zasługuje na pochwałę, a co na potępienie, a nie jest tylko lustrzaną kopią najgorszych agitek historycznych okresu stalinowskiego. Dokonanie takiego swego rodzaju rozliczenia nie jest oczywiście w smak zwolennikom zasady „sąd sądem a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”, za to wyraża piękną maksymę łacińską będącą pomnikiem obiektywizmu – „Amicus Plato sed magis amica Veritas”.

Do krytycznej refleksji nad historią ruchu narodowego zdolni byli jak dotąd tylko nieliczni. Ważnym głosem, bo wydanym przez działacza pierwszego szeregu przedwojennego SN, zwłaszcza w okresie sprawowania rządów w stronnictwie przez Kazimierza Kowalskiego, a także czołowego ideologa i publicysty narodowego w latach 30-tych – były stwierdzenia Jędrzeja Giertycha (na zdjęciu) w broszurze „Nacjonalizm chrześcijański” (Stuttgart 1948). Giertych, który już przed wojną krytykował ONR i Falangę („O wyjście z kryzysu”, Warszawa 1938), jako wzorujące się na faszyzmie, stanął w tej broszurze w obronie polskiego nacjonalizmu, zaatakował natomiast nacjonalizmy zachodnioeuropejskie jako niechrześcijańskie i jako ruchy polityczne, które rozpłynęły się w faszyzmach (za faszyzmy JG uważał w tej broszurze naturalnie ruch włoski, ale także hitleryzm). Za herezję nacjonalizmów uznał ubóstwienie narodu, uznanie go za dobro najwyższe oraz pogląd, że polityka jest ponad etyką i że w służbie narodu wszystko wolno. („Nacjonalizm chrześcijański”, s. 35).

Przypomniał słowa Jana Rembielińskiego z książki „Historia Polski” (t.I, Londyn 1948), że uczucie narodowe kryje w sobie niebezpieczeństwo zwyrodnienia w narodową pychę. Faszyzmy włoski i niemiecki nie były zdaniem JG pokrewne nacjonalizmom, gdyż stawiały na piedestał odpowiednio państwo i rasę, jednak swoimi najpierw zwycięstwami a potem klęską pociągnęły za sobą zgubę i nacjonalizmom. Skompromitowały je współpracą, wspólnym frontem, i – przede wszystkim – pochwyceniem pierwiastków złego tkwiących w nacjonalizmach i rozdęciem ich do rozmiarów potwornych. „Nacjonalizm zidentyfikował się z faszyzmem i utonął razem z nim”. („Nacjonalizm chrześcijański”, s. 42).

Giertych atakując nacjonalizmy zachodnie na pozór łagodnie obszedł się z nacjonalizmem polskim. To tylko pozór. Krytyka wyrażona wobec nacjonalizmów zachodnich jest tak samo aktualna wobec polskiego. Jeżeli chodzi o polski ruch narodowy „byłoby jednak chowaniem głowy w piasek, gdyby się twierdziło, że nic już nie pozostaje do zrobienia, że ideał jest osiągnięty, że konieczna ewolucja dokonała się w pełni, że żadne niebezpieczeństwa nie grożą i że nawet nie było żadnych niepożądanych wahań i nawrotów”. (op. cit., s.71).

Giertych widzi przyszłość jedynie dla nacjonalizmu chrześcijańskiego – idei narodowej opartej o podstawy światopoglądu chrześcijańskiego (op. cit., s. 74). W „Curriculum vitae” (wyd. przez Ostoję, Krzeszowice 2011), autobiografii napisanej w roku 1974 Giertych uznał za swój błąd pozytywną ocenę hitleryzmu w książce „Kajakiem po Niemczech” (Warszawa 1936) pisząc: „Źle hitleryzm oceniłem. Były to czasy zabiegania Hitlera o Polskę i kurtuazji życzliwości wobec Polaków i Polski z jaką się w Olsztynie i przy innych okazjach nie spotkałem. Miałem złudzenia, że w stosunkach polsko-niemieckich nastąpiła rzeczywista poprawa. Szybko się z tych złudzeń wyleczyłem”. („Curriculum vitae Jędrzeja Giertycha”, s. 105).

Kol. Bohdan Piętka w swojej polemice z agresywnym tekstem p. Leszka Żebrowskiego, przypomina postać kapitana Józefa Wyrwy („Furgalski”, „Stary”), który w swoich wspomnieniach nie wahał się napisać prawdy o niektórych działaniach sztandarowej jednostki NSZ/ONR – Brygady Świętokrzyskiej. To jedna z nielicznych osób z wewnątrz środowiska, która uczciwie i bez owijania w bawełnę powiedziała prawdę i dokonała jednoznacznej oceny faktów. Jakże różni się od karkołomnych myślowych zawijasów współczesnych apologetów Brygady. O wspomnieniach Wyrwy niżej.

W Polsce z kolei po 1989 r. równie samotnym głosem sprzeciwu wobec legendy brygadowej było wystąpienie Wiesława Barańskiego na łamach „Szańca” (tzw. „Szańca” gdańskiego). „Szaniec” gdański zaczynał w 1991 r. jako typowe wydawnictwo z entuzjazmem odkrywające „białe plamy” polskiej historii – pełne entuzjazmu również wobec NSZ. Wiesław Barański był tam redaktorem technicznym. Po perturbacjach organizacyjnych „Szaniec”, w 1993 r. Wiesław Barański został redaktorem naczelnym, a w 1995 r. ukazał się przełomowy „Szaniec” nr 9, w którym naczelny zaczął publikować materiały dotyczące niewygodnych tematów związanych z działalnością NSZ/ONR, przede wszystkim „Toma” i Brygady Świętokrzyskiej.

W nr 13 z 1999 r. Barański zamieścił własną recenzję książki prof. Ryszarda Nazarewicza „Armii Ludowej dylematy i dramaty” (Warszawa 1998, II wyd. 2000), w której autor dużo miejsca poświęcił tragicznym walkom pomiędzy NSZ a GL/AL., wskazując na fakty dowodzące kolaboracji niektórych oddziałów NSZ z Niemcami, ponadto przedruk z „Głosu Kombatanta Armii Ludowej” o zbrodni w Rząbcu oraz dwa teksty dr Andrzeja Meissnera (który w ten sposób wsparł redaktora i linię pisma swoim autorytetem), jeden wspominkowy, drugi zaś zasadniczy, ideologiczny tekst na 80. rocznicę odzyskania niepodległości „Myśl Narodowa wobec przyszłości”. Wydaje się, że katalizatorem tej zasadniczej zmiany tonu pisma było ogłoszenie przez Nazarewicza w 1992 r. („Polityka” nr 46 (1854) z 14 XI 1992 r.) tłumaczeń szeregu dokumentów z archiwów niemieckich dotyczących „współpracy” NSZ/ONR z Niemcami, o wstrząsającej wymowie. Dość powiedzieć, że na łamach gdańskiego „Szańca” ukazało się więcej dokumentów niemieckich niż wcześniej w „Polityce”.

Barański uczynił to w imię prawdy. Rozmawiałem z nim kilka lat temu, był przekonany o słuszności decyzji jaką podjął, wspominał też o zaufaniu do ustaleń historycznych prof. Nazarewicza i dobrym wrażeniu jakie ten na nim sprawił. Oczywiście wrażenie nie jest argumentem, ale może warto w tym miejscu wspomnieć, jak wybitny działacz SN ks. Jan Stępień odniósł się podczas swego procesu do oskarżeń prokuratora o prowadzenie walki z lewicą i o szerzenie antysemityzmu: „Próbowałem udowodnić, że ludzie SN, wśród nich i ja, nie tylko nie walczyli z lewicą, ale z nią współpracowali. – A kto bił partyzantów radzieckich? Ja znam takich członków SN, którzy tym partyzantom pomagali. Mało, byli tacy, a wśród nich i ja, którzy pomagali i radzieckim zwiadowcom z grupy „Michał” (Mikołaja Arciszewskiego) [2]. (…) …zacząłem mówić o Jurku Wilnerze, Żydzie, który zgłosił się wiosną 1944 r. do matki przeoryszy Marii Józefy od Jezusa, karmelitanki bosej w Warszawie, prosząc o ukrycie go na kilka dni. (…) …to ja zdecydowałem o tym, żeby przyjąć Wilnera w moim punkcie kontaktowym z bronią i bibułą. Zakazane materiały zostały w schowku, który przygotował zaprzysiężony przeze mnie członek SN. To wszystko wydobyte zostało na światło dzienne dopiero po 1956 r., a właściwie po 1970, kiedy to podpułkownik dr Ryszard Nazarewicz rozpoczął studia3 nad demokratycznym ugrupowaniem oficerów Wojska Polskiego i jego współdziałaniem z armią radziecką w walce z hitlerowskim okupantem” („Droga krzyżowa w słońcu”, s. 33-34).

Ryszard Nazarewicz nie doczekał się naukowej polemiki ze strony apologetów NSZ/ONR i Brygady Świętokrzyskiej. Ich podstawowym argumentem jest hasło „pułkownik UB”, a obok tego zarzuty manipulacji dokumentami niemieckimi, czy wręcz spreparowania tych dokumentów. Wobec takiego dictum, jako rozsądną należy uznać reakcję na powoływanie się Nazarewicza na dokumenty niemieckie Romana Paula Smolorza („Kontekst międzynarodowy przejścia Brygady Świętokrzyskiej na zachód Europy w 1945 roku przez Śląsk i Czechy do Ratyzbony”. W: Obóz narodowy w obliczu dwóch totalitaryzmów, Warszawa 2010, s. 64), który stwierdził, że „należałoby je przeanalizować powtórnie”. Otóż, to! O nic więcej nie chodzi, jak tylko o krytyczną analizę źródeł – albo udowodnienie, że Nazarewicz manipulował/preparował dokumenty albo nie i wtedy uznać jego racje i przeprosić.

Tragiczne karty NSZ

Przechodząc do omówienia najbardziej dramatycznych wydarzeń związanych z historią NSZ jestem w pełni świadom, że pomimo posiadania szeregu relacji jesteśmy w stanie odtworzyć sytuację jedynie w przybliżeniu. Wiele relacji wzajemnie się wyklucza, dokumenty niemieckie, moim zdaniem z całą pewnością autentyczne, także należy czytać i w kontekście czasu i sposobu uzyskania informacji, na podstawie których zostały stworzone, i ze świadomością pewnej konfabulacji zarówno ze strony źródeł, jak i ze strony urzędników aparatu bezpieczeństwa III Rzeszy, oraz nigdy nie tracąc z pola widzenia, że bardzo wielu tzw. zwykłych żołnierzy NSZ nie miało pojęcia o brudnej grze swoich przywódców, a dowiadując się o niej reagowali na ogół prawidłowo (casus kłopotów „Toma” z żołnierzami własnego oddziału).

Mając to wszystko na uwadze, za szczególnie cenne uważam relacje Józefa Wyrwy „Furgalskiego”, „Starego”, który obserwował sytuację w NSZ od wewnątrz. Dziękując Kol. Bohdanowi Piętce za przypomnienie postaci i wypowiedzi Wyrwy i wyszukanie cytatów, oddając Mu pełnię zasługi, dla spójności niniejszych wywodów powtarzam w tym miejscu to, co Kol. Piętka użył w swej polemice z napadem p. Żebrowskiego. Józef Wyrwa pisze: „Tylko nieliczne jednostki na emigracji orientują się należycie w działalności organizacji podziemnej i odróżniają tych z NSZ, którzy podporządkowali się dowództwu AK, od odłamu kolaborującego z Niemcami, który reprezentowała Brygada Świętokrzyska. Nie chciałem, żeby mnie ktokolwiek do nich zaliczył. Z tych powodów okres współpracy z NSZ przemilczałem. W drugim wydaniu lukę uzupełniam” [4].

O kolaboracji Huberta Jury „Toma” z Niemcami: „Po przybyciu do powiatu opatowskiego zakwaterowaliśmy – zdaje mi się w majątku Łyse Wody. Tu dowiedzieliśmy się o ścisłej współpracy „Toma” z Niemcami. Moi chłopcy rozbroili i zaprowadzili do „Toma” dwóch Niemców idących do majątku. Po rozmowie z „Tomem” zwrócono im broń i zostali wypuszczeni na wolność (…). Sytuacja wyjaśniła się całkowicie kilka godzin później. „Tom” urządził w ciągu dnia obławę w okolicznych wsiach, rzekomo na komunistów. Czy posiadał jakąś listę otrzymaną od Niemców, nie wiem, w każdym bądź razie obława urządzona była w ścisłym porozumieniu z Niemcami. W tym prawdopodobnie celu przybyli do majątku wspomniani dwaj Niemcy, aby uzgodnić szczegóły. Zaaresztowano wiele ludzi. „Tom” przeprowadzał badania. Zastosowano metodę gestapowską. Kazał bić tak długo dopóki katowani nie zeznali to co on chciał. Z każdym przesłuchiwanym spisano protokół, zapewne wysłany potem Niemcom (…). „Tom” kazał rozstrzelać około dwudziestu ludzi (…). „Tom” był jednym z najniebezpieczniejszych zdrajców Polski. Ma on na sumieniu, jeżeli nie setki to dziesiątki Polaków” [5].

O Brygadzie Świętokrzyskiej: „Moralnym inspiratorem Brygady Świętokrzyskiej był – moim zdaniem – „Tom” (…). „Tom” służył Niemcom. Swój oddział stracił w Rudzisku. Tym bardziej przeto był zainteresowany utworzeniem większej jednostki „bojowej”. Nie była to sprawa trudna. Ludzi nie brakowało, a broń dostarczyli Niemcy. Wielu żołnierzy z brygady nie orientowało się zapewne w polityce dowództwa (…). Niemcy nie ukrywali tego, że brygada jest na ich usługach, przeciwnie, rozgłaszali to i starali się wykazać jakie korzyści można osiągnąć współpracując z nimi. Brygada maszerowała w dzień przez miejscowości, w których byli Niemcy. Tylko ludzie, którzy mieli ścisły kontakt z Niemcami mogli sobie na to pozwolić. Według tego, co mówiła miejscowa ludność, Niemcy nie tylko nie atakowali brygady, ale przyglądali się spokojnie jej przemarszowi. W grudniu 1944 roku, kiedy kwaterowaliśmy w Kłócku (wieś w powiecie koneckim) przybył do naszego oddziału „Jaksa” (Władysław Marcinkowski), szef sztabu brygady. Ubrany był po cywilnemu. Starał się mnie namówić do przystąpienia z oddziałem do brygady. Opierał się na argumentacji, że Rosja jest wrogiem niebezpieczniejszym od prawie pokonanych już Niemców, a więc przeciw niej powinniśmy się obrócić, by uchronić Europę przed zalewem komunizmu. Tym samym argumentem posługiwali się też Niemcy, ale niestety w innym celu niż należało to robić. Oświadczyłem „Jaksie” wprost, że brygada współpracuje z Niemcami. „Jaksa” zaprzeczył. Zapytałem jak to jest możliwe, że brygada maszeruje w dzień obok posterunku żandarmerii i żandarmi patrzą spokojnie jakby to ich wojsko maszerowało. „Jaksa” odpowiedział, że Niemcy boją się i dlatego nie atakują. Tłumaczenie naiwne. Na mój zarzut, że «Tom», znany zdrajca, współpracuje z brygadą, „Jaksa” zmieszał się, ale nie zaprzeczył (…). Brygada wycofała się z Polski razem z Niemcami, to znaczy pod ich opieką. Dowódcy brygady oświadczyli, że ich głównym celem jest walka z Rosją, z wrogiem niebezpieczniejszym od Niemców, jednakże postępowanie brygady nie było zgodne z tym twierdzeniem.

Brygada nie walczyła z bolszewikami, ale z Polakami, którzy nie podzielali jej poglądów. Gdy Armia Czerwona zbliżała się, brygada zamiast potwierdzić czynem głoszone idee, ratowała się ucieczką przy pomocy Niemców. Ubiegała się o przyłączenie mojego oddziału, żeby wzmocnić swoje siły w czasie ucieczki (…). Rzeczywista działalność brygady w Polsce nie jest na emigracji znana. Dla odparcia zarzutów publikowanych czasem w prasie, dowódcy brygady posługują się wygodnymi argumentami, które również w innych okolicznościach na emigracji służą często za obronę: «To wszystko są komunistyczne kłamstwa». W tym wypadku niestety nie kłamstwa (…). Brygada nie ma właściwie prawa podszywać się pod nazwę NSZ. Dokonała rozłamu w dobrze zorganizowanych Narodowych Siłach Zbrojnych, rozbiła ich solidarność, osłabiając w ten sposób jednolity front walki. Nie podporządkowała się naczelnemu dowództwu AK, wybrała natomiast współpracę z Niemcami. Brygada dała komunistom niebezpieczną broń do ręki.

Posiadając niezbite dowody współpracy brygady z Niemcami, nietrudno przyszło komunistom obarczać odpowiedzialnością całe NSZ, a nawet AK. Mało Polaków, szczególnie tu na emigracji, orientuje się, że istniały dwa odłamy NSZ. Rzeczywiste Narodowe Siły Zbrojne, które zachowując orientację polityczną podporządkowały się jednolitemu dowództwu Armii Krajowej, oraz odłam wywodzący się z ONR (Obóz Narodowo-Radykalny), który działał samowolnie, współpracując z Niemcami na szkodę Polski. Z winy brygady zginęło w więzieniu wielu wartościowych ludzi. Każdy członek NSZ był traktowany przez UB, jak kolaborant niemiecki. Szkody wyrządzone Polsce przez brygadę są wielkie”6.

W kolejnej części omówię źródła niemieckie, źródła ludzi Brygady, z uwzględnieniem dokonywanych mordów (zwłaszcza casus Władysława Pacholczyka „Adama”) oraz przejście Brygady do Czechosłowacji w całym aspekcie obecnie posiadanej wiedzy.
CDN

Adam Śmiech

[1] Metoda przejmowania, przed rozpoczęciem stosowania terroru, wyglądała mniej więcej tak, jak opisana przez Władysława Jaworskiego („Stronnictwo Narodowe w czasie wojny 1939-1945”, maszynopis): „Jeszcze w 1939 r. zaczęliśmy myśleć o wydawaniu jakiegoś pisma periodycznego. Na razie w samej Warszawie wydział propagandy stołecznego zarządu okręgowego SN, który prowadził Butler Wiktor, zaczął wydawać tygodnik na powielaczu pod nazwą „Szaniec”. Redaktorem pisma był Butler. Nadzór nad pismem z ramienia centralnego kierownictwa SN miał Piasecki Stanisław, kierownik wydziału propagandy w komendzie głównej organizacji wojskowej SN. „Szaniec” zaczął ukazywać się w listopadzie 1939 r. Potem, zgodnie z [porozumieniem] z ONR o współpracy na odcinku propagandy, zaczęliśmy pewną ilość egzemplarzy „Szańca” oddawać dla organizacji ONR. A następnie dopuściliśmy ich do współpracy w zespole redakcyjnym i administracyjnym pisma. Współpraca ta skończyła się w ten sposób, że po jakimś czasie ONR przywłaszczył sobie to pismo i „Szaniec” zaczął ukazywać się, już nie powielany, ale drukowany, jako organ ONR”.
[2] Mikołaj Arciszewski „Kola”, „Walery”, „Michał” (1908-1943), kapitan WP, przed wojną dziennikarz, rysownik i karykaturzysta. Po kampanii wrześniowej więziony przez Litwinów, w 1940 r. dostał się do niewoli ZSRR; przebywał w tzw. Kozielsku II. Wystąpił z memoriałem do Naczelnego Dowództwa Armii Czerwonej z propozycją udziału internowanych oficerów polskich w nadchodzącej wojnie z Niemcami. Po wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej i układzie Sikorski-Majski, i odbyciu przeszkolenia nie wstąpił do armii polskiej, lecz wraz z czterema innymi oficerami został 17 sierpnia przerzucony do Polski jako grupa wywiadowcza „Michał”. Przypadkowo spotkał na ulicy swego przyjaciela ze studiów Andrzeja Mikułowskiego „Lorda” z SN. Ten wraz z Aleksandrem Lossowem-Niemojowskim „Alikiem”, Tadeuszem Macińskim „Prusem” i ks. Janem Stępniem zdecydowali się podjąć współpracę z Arciszewskim i jego grupą. Działo się to za wiedzą najwyższych władz krajowego SN z prezesem Stefanem Sachą i Władysławem Jaworskim na czele. W ten sposób wydelegowana grupa narodowców z okręgu warszawskiego SN aż do likwidacji grupy „Michał” przez Niemców oddała wielkie usługi Armii Czerwonej w trudnym roku 1942, zwłaszcza w kwestiach takich jak rozmieszczenie oddziałów niemieckich i ich relokacja.

[3] Efektem tych studiów były książki: „Polacy-spadochroniarze-wywiadowcy na zapleczu frontu wschodniego” (Warszawa 1974) i „Razem na tajnym froncie” (Warszawa 1983)
[4] J. Wyrwa „Furgalski” „Stary”, Pamiętniki partyzanta. Hubalczyka, legendarnego dowódcy oddziału partyzanckiego, który wszedł w skład NSZ, a później dołączył do 25. pp AK, Kraków 2014, s. 121.
[5] Op. cit., s.158, 159, 164.
[6] Op. cit. 166-170.

Myśl Polska, nr 47-48 (19-26.11.2017)

Click to rate this post!
[Total: 10 Average: 3.8]
Facebook

1 thoughts on “Śmiech: Problem z NSZ (3)”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *