Świat łaciński

Polityka polska nie może się w chwili obecnej ograniczyć do obrony wyłącznie polskich interesów, bo w ten sposób tych interesów nie obroni. Polityka polska musi wskazać światu jakąś koncepcję szerszą.

Oczywiście ta koncepcja szersza winna odpowiadać naszym interesom państwowym.

Wojna obecna jest bądź co bądź powtórką, poprawką wojny 1914 roku. Podczas najazdu na Francję Hitler poprawił manewr Moltkego, zbliżył go do pierwowzoru planu opracowanego przez hrabiego Schlieffena[1]. Ale jeszcze bardziej istotne są poprawki, które poczynił Hitler w dziedzinie niemieckiej dyplomacji.

W wojnie 1914 roku:

1) Rosja ruszyła do boju jednocześnie z państwami zachodnimi.

2) Wszystkie państwa łacińskie były przeciw Niemcom: Włochy wstąpiły do wojny w 1915 roku, polityka hiszpańska kierowana była przez filofrancuskiego i filoangielskiego króla, Portugalia także wstąpiła do wojny po stronie aliantów i nawet pod koniec wojny posłała swe oddziały na front francuski.

W wojnie 1939 roku:

1) Dzięki dyplomacji Hitlera Rosja uprawiała politykę neutralności, co pozwoliło Hitlerowi zwyciężyć Francję, uniknąć losów bitwy nad Marną w 1914 roku, w czasie której inwazja Rosjan do Prus Wschodnich zmusiła Niemców do wycofania w rozstrzygającej chwili dwóch korpusów z Francji.

2) Świat łaciński był pierwotnie rozbity, obecnie prawie cały współpracuje z Niemcami: Włochy jako sojusznik, Hiszpania i Vichy-Francja jako pół i ćwierć sojusznik, Portugalia jako kraj przez Niemców zagrożony.

Oczywiście wzbiera w nas oburzenie na świat łaciński. Przede wszystkim na Włochy, które stały się pomocnikiem niemieckiej hegemoni nad Europą, zawiązują stryczek na szyję kultury europejskiej, a i sobie samym gotują los niemieckiego wasala i niewolnika.

Po drugie na Vichy-Francję, która – jak ciągle to powtarzam – była w lepszej sytuacji militarnej w dniu 17 czerwca 1940 roku, dnia swej haniebnej kapitulacji, aniżeli Polska w dniu 1 września 1939 roku, w chwili gdy podejmowała rękawicę niemiecką. Francja w dniu 17 czerwca 1940 roku miała nietknięte imperium kolonialne, flotę, styczność z potężnym sojusznikiem, niewyczerpane zapasy ludzi, złota i surowców.

Zwłaszcza my, Polacy, możemy mieć urazę do Francji, która nas zwiodła, zdradziła i okradła. Nasi frankofile zamiast piastować teki ministerialne, powinni przywdziewać szaty pokutne.

Ale jak powiadał Bismarck: uczucie zemsty nie jest uczuciem dyplomatycznym.

Jakkolwiek w 1914 roku Niemcy wstąpiły do wojny z Rosją, Francją i Anglią, to w 1919 roku pokój był dyktowany przez Amerykę, Anglię i świat łaciński. Był to dobry dla nas pokój. Gdyby Rosja przetrwała w tamtej wojnie do zwycięstwa aliantów, to niewątpliwie ministrowie Mikołaja II żądaliby dla siebie Galicji i Poznańskiego. Brak Rosji w Wersalu sprawił uznanie niepodległości Polski.

Gdyby w uzyskaniu zwycięstwa nad Niemcami Rosja sowiecka miała być czynnikiem głównym – nie łudźmy się – czekałyby nas podczas konferencji pokojowej jak największe niebezpieczeństwa.

Z tych niewątpliwych konstatacji wypływa też wniosek niewątpliwy: w interesie Polski leży reaktywacja antyniemieckiego frontu państw łacińskich.

Poniekąd dążenie to jest realizowane i przez politykę angielską, i przez politykę polską. Polska przecież utrzymuje stosunki sojusznicze z gen. de Gaulle’em. Anglia zrobiła maksimum, aby zachować swój sojusz z Francją, jak przedtem nie szczędziła starań, aby utrzymać Włochy chociażby w postawie neutralnej. Wina spada na Mussoliniego i Pétaina.

Mussolini wstąpił do wojny w chwili swego najgłębszego przekonania, że Hitler wojnę wygrał. Chwila, w której okaże się niezawodnie co innego, w chwili w której nie będzie miał więcej wątpliwości, że Hitler wojnę przegrał, będzie też chwilą, w której obudzą się i w nim, a zwłaszcza i przede wszystkim w całych Włoszech najrozmaitsze refleksje.

W stosunku do Włoch sprawa jest oczywiście skomplikowana. Anglicy muszą zniechęcić Włochów do zakusów panowania nad wodami afrykańskimi. Ale trzeba także zważyć, że dziś o stosunkach pomiędzy Włochami, Francją i Hiszpanią decyduje arbitraż Hitlera. Jakże wielką ceną płaci świat łaciński za ten arbitraż! Zamiast arbitrażu Hitlera winna Anglia objąć tę rolę. W interesie Anglii leży solidarność państw łacińskich pomiędzy sobą. Jeszcze bardziej solidarność ta leży w naszych interesach.

W Wersalu, Saint-Germain, Trianon, Neuilly, Sèvres w 1919 roku za winy Niemiec płacili najwięcej niemieccy sojusznicy[2]. Publicystyka zarówno angielska jak francuska uznały później to za błąd. Oby takie błędy nie powtórzyły się w przyszłości. Ale z jeszcze żywszą nadzieją można się spodziewać, że skoro się powinie noga Hitlerowi, to państwa, które za nim idą z musu zaczną zmieniać swe stanowiska. Zadaniem dobrej dyplomacji będzie im tę zmianę stanowiska ułatwiać, a nie utrudniać, bo „zemsta nie jest uczuciem dyplomatycznym”. Nie wyobrażam sobie, aby pan prezydent Hácha czy też jego współpracownicy nadal „z ufnością” powierzali losy Czech kanclerzowi Hitlerowi z chwilą gdy kanclerz Hitler zacznie wojnę przegrywać. Nie wierzę, aby Pétain chciał wyjeżdżać do Berlina i bić się przy boku Hitlera w razie gdyby Francja była przez Anglików zajęta, a raczej oswobodzona. Nie wierzę, aby do ostatniego swego żołnierza chciała bronić Hitlera Rumunia i Węgry, a nawet Włochy.

Są u nas ludzie, którzy uważają, że tępienie Niemiec powinno być uzupełnione tępieniem tych wszystkich państw, które z Hitlerem poszły.

Raz jeszcze powtórzę, że tępienie sojuszników Niemiec za winy Niemiec w traktatach pokojowych w zeszłej wojnie zostało powszechnie uznane za błąd.

Zwłaszcza Polska powinna dążyć i marzyć o tym, aby w razie dalszych zwycięstw Stalina nad Hitlerem państwa, które są dziś sojusznikami Hitlera lub zajmują wobec Niemiec pozycję symbolizowaną przez politykę Vichy, jak najprędzej tego Hitlera porzuciły przyczyniając się tym do: 1) skrócenia czasu wojny, do 2) uniemożliwienia Stalinowi uzyskania przeważającego głosu w sprawie losów wschodniej, czy też centralnej Europy. Oba te postulaty są dla Polski kwestią życia czy śmierci.

Wciąż pamiętajmy o jednym czynniku, który się nazywa czas. Anglicy i Amerykanie są właśnie dlatego tak silni, że ten czynnik nie jest w stanie podciąć ich potęgi. Niestety czynnik czasu ma całkiem inne znaczenie dla biednej Polski. Niemcy całą siłą swego aparatu prowadzą u nas politykę eksterminacyjną. Anglia, Ameryka ma czas nawet na dziesięcioletnią wojnę. My tego czasu nie mamy. Za dziesięć lat kamień na kamieniu nie zostałby w Polsce. My musimy prosić Boga o krótszą wojnę, o prędsze zwycięstwo. Prócz tego musimy się liczyć nie z jednym, a z dwoma niebezpieczeństwami. Jeśli Stalin skutkiem swoich zwycięstw skomunizuje Niemcy i osadzi jakiegoś niemieckiego komunistę w kanclerskim pałacu w Berlinie, to każdy Polak zrozumie jak fatalne będą tego dla Polski niebezpieczeństwa.

Profesor Stroński w swym przemówieniu tygodniowym z dnia 21 stycznia 1942 roku twierdzi co prawda, iż obawa, że Stalin zażąda dla Sowietów przewagi politycznej w Europie Wschodniej jest wymysłem propagandy Goebbelsa. Dziwię się, jak p. Stroński, inteligentny człowiek i patriota, który tak samo dobrze jak ja zna żądania Sowietów oddania im połowy Polski, może w ten sposób rozmijać się z naszymi interesami narodowymi, aby to, co musi napawać nas najpoważniejszą obawą i troską redukować do zwykłego wymysłu propagandy niemieckiej. Pana Strońskiego uspakaja rzekomo zapewnienie, które dał Stalin 6 listopada 1941 roku, a które brzmi jak następuje:

 

Nie mamy i nie możemy mieć takich celów wojny jak narzucanie naszej woli i naszego ustroju słowiańskim lub jakimkolwiek innym ujarzmionym obecnie narodom europejskim, które oczekują naszej pomocy. Naszym celem jest jedynie dopomożenie im w walce o wyswobodzenie się spod tyranii hitlerowskiej, a następnie pozostawienie im swobodnego ustalenia swych losów w ich własnych krajach. Odrzucamy wkraczanie w sprawy wewnętrzne innych narodów.

 

Ale jeśli pan Stroński tak z zamkniętymi oczami wierzy Stalinowi, to niechże na miłość Boską zwróci uwagę, że nawet w cytowanym przez niego ustępie Stalin mówi wyłącznie o wewnętrznym ustroju państw, ale nie zrzeka się kontroli nad ich polityką zagraniczną.

Toteż w naszym polskim interesie leży, aby świat łaciński jak najprędzej porzucił dzisiejszą swoją prohitlerowską politykę i przeszedł na tę stronę barykady. Więcej, w naszym interesie leży, aby i inni sojusznicy Hitlera jak najprędzej tego zgranego Hitlera opuścili. Nasza publicystyka – powiadam – nie powinna wzywać do porachunków i zemsty w stosunku do nich, lecz raczej wzywać naszą dyplomację do szukania kładek. Polska musi wrócić do swego programu budowania w centralnej Europie bloku demokratycznych, proangielskich, antytotalistycznych państw. Należy zanalizować każdy po kolei wyraz tego hasła. Jeśli państwa środkowoeuropejskie znajdą się pod kontrolą Stalina, to zawarty między nimi blok nie będzie mógł mieć demokratycznego charakteru. Układy polsko-czechosłowackie przypominają mi czasami budowę domu bez fundamentów. Przede wszystkim musimy sobie zdać sprawę na kim się będzie opierał ten blok państw środkowoeuropejskich, którego zaczątkiem ma być układ polsko-czeski. Dobrze jeśli na Anglii, lepiej jeszcze jeśli na Anglii pogodzonej i solidarnej ze światem łacińskim. Natomiast w razie osadzenia przez Stalina komunistycznego dyktatora w Berlinie, taki blok miałby tylko znaczenie konglomeratu przedmieść miasta Moskwy.


[1] Planem Schlieffena określa się plan wojny na dwa fronty z Francją i Rosją opracowany przez Alfreda von Schlieffena, szefa niemieckiego Sztabu Generalnego (1891–1905). Jego kluczowym elementem było skupienia przygniatającej większości sił skierowanych przeciwko Francji na prawym skrzydle. Następca Schlieffena na stanowisku szefa sztabu, Helmuth von Moltke, w 1914 roku przyjął mniej ryzykowny wariant i osłabił prawe skrzydło. W 1940 Niemcy zastosowali plan opracowany przez Ericha von Mansteina, który nie powtarzał koncepcji Schlieffena, ale złożył główny ciężar ofensywy na Grupę Armii „A”, operującą na środkowym odcinku frontu.

[2] Chodzi o traktaty kończące pierwszą wojnę światową: z Niemcami w Wersalu (28 czerwca 1919), z Austrią w Saint-Germain-en-Laye (10 września 1919), z Bułgarią w Neuilly (27 listopada 1919), z Węgrami w Trianon (4 czerwca 1920) i z Turcją w Sèvres (10 sierpnia 1920).

Stanisław Cat-Mackiewicz

Jest to fragment książki „Trzylecie. Broszury emigracyjne 1941-1942”: http://www.universitas.com.pl/ksiazka/Trzylecie__Broszury_emigracyjne_1941_1942_3287.html

Nad książką patronat medialny objął portal konserwatyzm.pl

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *