Tłumaczenie wywiadu z Gáborem Voną – przewodniczącym Jobbiku

Podczas swojej podróży do Turcji wystąpił pan z wykładami na wielu uniwersytetach. Czy zawiązał pan kontakty z uczestnikami życia politycznego i gospodarczego?

Miałem wykłady na czterech tureckich uniwersytetach i spotkałem się z niemal niewyobrażalnie pozytywnym przyjęciem. Nie byłem oczywiście jedynym jego adresatem, bo skierowane było też do Jobbiku i do całego narodu węgierskiego. W czasie moich wykładów wypełniony był nawet korytarz, wielu osobom po prostu nie udało się dostać do środka. Spotkałem się też, naturalnie, podczas swojej wizyty, z uczestnikami życia politycznego i gospodarczego. Na przykład, w czasie jednej z nocy, przewodniczący 25 tureckich organizacji pozarządowych w Istambule wydali na moją cześć uroczysty obiad. Najprawdopodobniej najlepszym efektem i świadectwem znaczenia mojej podróży było to, że rozpoznawało mnie wielu ludzi na ulicach Istambułu, miasta liczącego sobie 20. mln. mieszkańców. Turecki zawodnik międzynarodowej młodzieżowej ligi piłki nożnej podszedł do mnie i uściskał na stacji metro. Złożyć im wizytę jako brat, nie zaś jako wróg, znaczy dla nich bardzo wiele.

Dlaczego Turcja jest tak ważna?

Od lat już mówię o strategicznym znaczeniu Turcji. Jest to kraj o 80-milionowej populacji, z drugą pod względem wielkości armią w NATO, którego rozwój ekonomiczny na przeciągu ostatnich 10. lat porównać da się tylko z rozwojem Chin. Polityczne i gospodarcze wpływy Turcji obejmują cały świat muzułmański, w szczególności Azję Centralną. Nie należy też zapominać, że było to państwo które wysłało statki z pomocą humanitarną do Strefy Gazy. Pewne jest zatem, że Turcja jest mocarstwem i staje się coraz silniejsza. Turcy – pomimo dawnych sprzeczności i toczonych z nami walk – kochają nas. Pamiętając toczone z nami walki, mówią że były one bardzo ciężkie. Istnieje takie tureckie przysłowie: nie wiesz co to walka, dopóki nie przyjdzie ci walczyć z Węgrem. W centrum Istambułu przebiega szeroka ulica nazwana Ulicą Braci Węgrów. W szkołach uczą tam swoje dzieci, ze narody turecki i węgierski są ze sobą spokrewnione. Wielka liczba ludzi z dużym entuzjazmem uczestniczy w zabraniach Kurułtaju. Biorąc pod uwagę wszystko powyższe, Węgry popełniłyby śmiertelny błąd w swojej polityce zagranicznej, gdybyśmy pozwolili na na pogorszenie naszych stosunków z Turcją, szczególnie w czasie gdy brak nam zagranicznych sojuszników.

Czy Węgry odniosą bezpośrednie korzyści z wizyty przewodniczącego Jobbiku w Turcji?

Tak, odniosą.

Jakie to będą korzyści?

Jeśli kraj tej wielkości interesuje się nami, w istocie uważa nas za swoich przyjaciół i braci, jest to korzyść sama w sobie. Może to przynieść niezliczone owoce gospodarcze, polityczne i kulturalne. Pracuję bardzo ciężko, by to osiągnąć. Wielu sceptyków będzie bardzo zaskoczonych.

W swoich wykładach, mówił pan o współpracy ludów turańskich i o islamie, który pańskim zdaniem jest ostatnim promieniem światła człowieczeństwa pośród mroków globalizmu. Co miał pan na myśli?

Wspomniałem o tym w swoim artykule z roku 2010. Powiedziałem tam, że prawdziwy podział nie przebiega pomiędzy różnymi religiami, krajami i kulturami, ale pomiędzy wspólnotami nakierowanymi na zachowanie tradycji a anty-tradycyjnym, globalnym liberalizmem. Jeśli przyjrzeć się uważnie, okazuje się że to świat muzułmański wciąż może najefektywniej opierać się jednobiegunowemu porządkowi światowemu zdominowanemu przez Stany Zjednoczone. Muzułmanie mają u siebie mnóstwo problemów, występują tam niezliczone niepokojące zjawiska, jak na przykład nieprzewidywalny bieg zdarzeń w świecie arabskim. Jednak porównując to do cywilizacji chrześcijańskiej w naszym regionie, przekonać się można że kraje muzułmańskie są dużo bardziej niezależne.

Czy znaczy to że my, Węgrzy powinniśmy stać się sojusznikami krajów muzułmańskich?

Powinniśmy sprzymierzyć się z walczącymi o sprawiedliwy porządek na świecie. Może to być kraj lub wspólnota, może być chrześcijańska, muzułmańska lub buddyjska. Najważniejsze jest, by nie była służalcem globalnego liberalizmu. Węgry uważają obecnie za swych sojuszników kraje które zniszczyły naszą gospodarkę, wykorzystują lub zaniżają wartość naszej pracy, przejęły nasze rynki i zalały nas swoimi własnymi produktami, zmusiły nas do udziału w zupełnie bezsensownych wojnach, podeptały nasze narodowe tradycje, przez cały czas piętnują nas jako rasistów i nie szanują nas w najmniejszym stopniu. Czy coś takiego jest dla nas dobre? – pytam.

Czy nie jest jednak dziwne, że będący katolikiem przewodniczący partii popierającej chrześcijańskie wartości w chrześcijańskim kraju, wypowiada się przyjaźnie o islamie?

Jest. Szczególnie, gdy wypowiedzi te są źle rozumiane. Wypowiedzi moje nie znaczą, że popieram islam wobec chrześcijaństwa. Powiedziałem jedynie, że cywilizacja islamska lepiej chroni swoje własne tradycje, niż robi to chrześcijaństwo. I jest to faktem. Chciałbym by kościoły chrześcijańskie odważniej i efektywniej chroniły nasze narodowe tradycje, chciałbym by wyraźnie i dokładnie potępiły nieczystości, którymi liberalizm zalał nasze środowiska mentalne i intelektualne. Jako rzymski katolik, wiele razy zaznaczałem, że Kościół nie powinien poprzestawać na byciu jedynie instytucją społeczną i pozwalać kłamstwu by czerpało korzyści ze swego niszczycielskiego oddziaływania. Powinien on podjąć walkę ideologiczną. Tak więc moje wypowiedzi nie były skierowane przeciw chrześcijaństwu, lecz miały je wspierać.

Co chrześcijaństwo znaczy dla pana i dla Jobbiku?

Jobbik jest partią polityczną określającą swą tożsamość w oparciu o wartości chrześcijańskie. Relacja z Bogiem jest oczywiście sprawą osobistą. Jestem Europejczykiem i Węgrem, zaś chrześcijaństwo to dla mnie wartości ogólnoludzkie, obecne we wszystkich głównych religiach. Dlatego uważam dialog międzyreligijny za niezwykle ważny. Na poziomie narodowym oznacza to ekumenizm, podczas gdy na poziomie światowym współpracę pomiędzy religiami. Znaczenie sojuszu turańskiego polega i na tym, że może on być ilustracją takiego podejścia, ponieważ istnieją narody turańskie wyznające chrześcijaństwo, islam, buddyzm, jak i inne religie. Nie wiem czy pan zauważył, ale przewodniczący Jobbiku, partii uważanej za agresywną i ksenofobiczną, właśnie mówi o dialogu kultur i religii. Nie sądzę, by ten wywiad trafił na stronę atv.hu, stronę internetową liberalnego kanału węgierskiego. Nie pasuje to do ich uprzedzeń względem nas. Zostaliśmy już wtłoczeni w ich stereotypy.

Czy nie obawia się pan, że te wypowiedzi zablokują panu możliwości współpracy z zachodnioeuropejskimi partiami narodowo-radykalnymi?

Dla tych którzy ucierpieli z powodu skutków niesionych przez imigrację w Austrii lub we Francji bardzo trudne będzie spojrzenie na islam jako na sojusznika w walce przeciwko liberalnemu globalizmowi. Rozumiem ich gniew. Muszą oni jednak również zrozumieć, że nie mogą osądzać wspólnoty liczącej sobie 1,5 mld. ludzi jedynie na podstawie zachowania imigrantów w ich krajach. Podobnie, moje stanowisko wobec islamu ani nie oznacza że moim zdaniem Europa powinna ulec islamizacji, ani że popieram imigrację. W rzeczywistości, często podkreślam że podziwiam wszystkie narody i kultury i że bardzo chciałbym poznać je lepiej – w ich własnych krajach.

Jakie jest pańskie zdanie na temat muzułmańskich ekstremistów?

Oczywiście ekstremizm jest kategorią relatywną. My, członkowie Jobbiku wiemy o tym bardzo dobrze, gdyż regularnie jesteśmy piętnowani przez liberalne środki masowego przekazu jako ekstremiści. Potępiam oczywiście terroryzm, podobnie jak zbrojne agresje przeprowadzane pod wydumanym hasłem anty-terroryzmu. Myślę że to najgorsza z dzisiejszych praktyk.

Wywiad przeprowadził dla portalu Alfahir.hu János Bencsik. Wersja polska pierwotnie ukazała się na xportal.pl. Tłumaczenie z języka angielskiego: Ronald Lasecki.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Tłumaczenie wywiadu z Gáborem Voną – przewodniczącym Jobbiku”

  1. Tja, no super, nie ma to jak dobra unia z „konserwatywnym”, „antyliberalnym” partnerem. Polska powinna połączyć się z Rosją, Węgry z Turcją, Czechy i Słowacja sam nie wiem z kim (Niemcami??) i będzie gites. Nic to, że Polacy i Rosjanie maja odmienną religię, kulturę, tradycję (podobnie Węgrzy vs. Turcy). Tak będzie lepiej i już! A teraz bez sarkazmu: już nawet sam fakt, że ludziom przychodzą tu do głowy tylko pomysły na takie „egzotyczne” sojusze świadczy o tym, że mamy obecnie w miarę dobry moment w historii, żeby zdobyć się na niezależność/niepodległość. Po prostu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *