Totalitaryzm doskonały

.
Społeczeństwo doskonale totalitarne nie koniecznie musi być poddane w stu procentach władzy politycznej, która będzie kontrolować wszelkie przejawy niezależnej myśli, w drakoński sposób penalizując przejawy „myślozbrodni” i zamykając „myślozbrodniarzy” w kazamatach UB, NKWD lub Gestapo. W rzeczywistości społeczeństwo doskonale totalitarne to takie, w którym państwo nie będzie musiało już posługiwać się metodami siłowymi, ponieważ ludzie zostaną tak wytresowani, że nie będą już umieli myśleć inaczej niż żąda tego od nich ustanowiony reżim. W państwie autentycznie totalitarnym nie będzie więc już nazbyt wielu „myślozbrodniarzy”, gdyż w obronie narzucanych sloganów bohatersko staną na przykład „niezależne media”, atakując kontestatora ideologicznych dogmatów (czyli sloganów), w wyniku czego wszyscy – znajomi, przyjaciele, rodzina – odwrócą się sami od „winowajcy”.

Polska coraz bardziej przypomina mi ten drugi, a zarazem doskonalszy model totalitaryzmu. Z pewnym rozczuleniem przypominam sobie debaty polityczne lat dziewięćdziesiątych, gdy jeszcze było wolno prezentować najrozmaitsze i najdziwniejsze poglądy polityczne. Dziś żyjemy w społeczeństwie, gdzie swoboda wypowiedzi zanika w zastraszającym tempie. I zanika nie dlatego, że za rogiem czekają ubeccy czy nazistowscy siepacze. W tej chwili największym narzędzi opresji, prawdziwym kagańcem na wolność wypowiedzi są „wolne media” i pracujące tam hordy dziennikarzy, medialnie pałujących i masakrujących każdego, kto odważy się powiedzieć otwarcie cokolwiek innego, niż owe „wolne media”. W „wolnych mediach” nie każdą myśl można swobodnie wyrazić. W procederze tym przewodzą zresztą nie dziennikarze o rodowodzie komunistycznym, peerelowskim, lecz dziennikarze z życiorysem solidarnościowym, którzy w młodości walczyli o wolność słowa. Jest to cecha dziennikarzy i mediów wywodzących się ze wszystkich kierunków wyrosłych z nieboszczki Solidarności – bez względu na to, czy uważają się za „postępowych Europejczyków” czy też „prawdziwych patriotów”. U wszystkich frakcji, mimo dzielących je różnic, można zaobserwować skłonność do czegoś, co można nazwać mianem „zionięcia tolerancją”, wyrażającą się skrajną nietolerancją w stosunku do oponenta, który nie zgadza się z solidarnościowymi dogmatami. Ktoś taki jest dosłownie masakrowany przez media, odsądzany od czci i wiary, przedstawiany jako zdrajca, moralny potwór, wariat, człowiek chory psychicznie, „ruski agent”, monstrum polityczne etc. Powtarzam, zjawisko to dotyczy dziennikarzy ze wszystkich post-solidarnościowych kierunków, którzy są ze sobą skłóceni wewnętrznie odnośnie kwestii czy mężem opatrznościowym jest Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński, ale są zgodni, że jest zakaz myślenia inaczej, niż głosi to post-solidarnościowa, PO-PiS-owa ortodoksja. Prawda jest bowiem taka, że każdy solidaruch jest taki sam i różni się od innego solidarucha tylko tym, że innemu politykowi z własnego nurtu przyznaje charyzmę nieomylności.

Liberalno-demokratyczne społeczeństwo ma charakter coraz bardziej totalitarny, gdzie wolność myśli i słowa jest ustawicznie ograniczana przez kolejne medialne nagonki dziennikarskie. Pomiędzy komunizmem a liberalną demokracją różnica jest istotna. Gdy w PRL esbecy represjonowali kogoś, kto nie zgadzał się z władzą, to natychmiast opinia publiczna – od sąsiadów i przyjaciół po rodzinę – murem stawała w obronie represjonowanego, który stawał się bohaterem narodowym, walczącym z „komuną”. Czyli uderzenie siłowe wywoływało poczucie współczucia z zaatakowanym. W liberalnej demokracji, w epoce rozpasanej tyranii medialnej, sytuacja jest zgoła inna. Gdy media solidarnościowe znajdą sobie jakąś ofiarę – której zarzucają, że jest moralnym potworem, faszystą, antysemitą, agentem etc. – reakcja jest odwrotna. Znajomi, koledzy, przyjaciele, sąsiedzi natychmiast odwracają się od brutalnie linczowanego przez dziennikarzy. Boją się przyznać, że kogoś takiego w ogóle znają, a w mediach odcinają się od „bluźniercy”, twierdzą, że nie zgadzają się z jego poglądami, a tak w ogóle, to „monstrum” prawie nie znają i błagają, aby nie mieszać ich z nim, gdyż nie mają z „potworem” nic wspólnego. 

Tego stadnego zachowania nikt chyba dotąd nie zbadał, a interesujące są motywacje. Domyślam się, że część ludzi jest tak mocno zindoktrynowana, że już nie umieją myśleć inaczej niż solidarnościowe media i pracujący w nich dziennikarze. Po ćwierć wieku masowej, codziennej, ustawicznej indoktrynacji nie wyobrażają sobie już innego świata, ponieważ zatracili totalnie zdolność do myślenia krytycznego o rzeczywistości. Ci bardziej inteligentni czują, że żyją w post-solidarnościowym matrixie, gdzie prawda nie oznacza już zgodności twierdzenia z rzeczą, lecz zgodność z oficjalną wizją świata dominujących koncernów medialnych. Ci drudzy jednak nie odezwą się, gdyż rozumieją jak bardzo jest to niebezpieczne. W epoce demokracji medialnej nie wolno poprzeć katowanego, gdyż wszyscy spontanicznie od niego się odwracają. Ten, kto poprze masakrowanego sam może stać się kolejnym celem linczu. Innymi słowy, jednych tak zindoktrynowano, że ślepo powtarzają za mediami – twierdząc przy tym, że „samodzielnie myślą” – gdy inni, ci inteligentniejsi, myśląc swoje obawiają się przedstawić swoją opinię. Wszak „zionące tolerancją” media mogą spuścić im podobny łomot. A przecież ludzie mają pracę, rodzinę – chcą spokojnie żyć w społeczeństwie konsumpcyjnym. Skoro „człowiek jest tylko tym, co je”, to nikt nie będzie umierał za prawdę, za wolność myślenia. Po co się narażać? Po co być następnym?
Walec medialnej „politycznej poprawności” z roku na rok, z miesiąca na miesiąc robi się coraz cięższy i miażdży na swojej drodze wszelkie intelektualne nierówności. Krok po kroku Polska zmierza do totalitaryzmu bez tajnej policji i szwadronów śmierci. Szwadrony dziennikarskie są skuteczniejszym narzędziem urawniłowki niż chłopcy z NKWD. Maximilien Robespierre nazywał to mianem „despotyzmu wolności”.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Totalitaryzm doskonały”

  1. „każdy solidaruch jest taki sam i różni się od innego solidarucha tylko tym, że innemu politykowi z własnego nurtu przyznaje charyzmę nieomylności.” – To jest niewątpliwie prawda i z tym jak najbardziej się zgadzam. Ale już co do twierdzeń, ze powstaje jakiś „totalitaryzm doskonały” to nie bardzo. Im bardziej będzie ten „totalitaryzm”, tym więcej będzie ludzi, którzy będą czuli, że „żyją w post-solidarnościowym matrixie”. Proszę zajrzeć czasem na stronę Gazety Wyborczej, nieraz można się pozytywnie zdziwić, ile jest komentarzy sprzeciwiających się tezom lansowanym przez redakcję. Jedyny wątek, którzy internauci zawsze „kupują” to antyklerykalizm.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *