TRZECI KLUCZ – w promieniach Czarnego Słońca

jednak dopiero autor – Andrzej Bakun, ukazał nam obszar II Wojny Światowej w takim wymiarze, w którym to polityka, okultyzm i myśl techniczna, stała się kanwą portretów psychologicznych bohaterów.Można więc, uznać temat ten za pionierski w wymiarze beletrystycznym. Historia ciekawa i niezgłębiona, za którą kroczy nieprzerwanie cień dawnych upiorów, przed którym nie mogą uciec ani faktyczni uczestnicy tamtych wydarzeń, ani bohaterowie powieści „Trzeci Klucz”.
Tomasz J. Kostyła: „Trzeci klucz” mógłby utonąć w mnogości licznych powieści z gatunku fikcji, jakich teraz jest niemało na rynku. Jednak treść książki zasadniczo różni się od problemów przedstawianych w analogicznej literaturze współczesnej z gatunku political fiction. To stawia ją w zupełnie innym świetle- daleko od pewnej konwencji literatury fantastycznej. Po przeczytaniu Pana powieści nasunęło mi się pytanie- dość banalne, ale zasadnicze- skąd pomysł na taką właśnie tematykę? 
Andrzej Bakun: Literatura wymaga tworzywa, które się dobrze „modeluje”, a przede wszystkim jest w stanie zainteresować czytelnika. To spowodowało, że dłuższy czas szukałem tematu, który spełniłby te warunki i jednocześnie był na tyle pojemny, by pomieścić wszystkie wątki, jakie chciałem w powieści rozwinąć. Nie miałem zamiaru pisać pracy naukowej czy historycznej, tylko powieść; science-, political-, historical –fiction- sam bardzo nie wiem jak ją kwalifikować. Myślę, że chciałem uzyskać coś nowego i chyba się udało. 
TJK: W książce przeplata się fikcja z prawdą. Jak wiemy z historii, wiele sekretów z czasów II wojny światowej zostało nierozwiązanych- pewne hipotezy wywołują niepokój, potęgują wyobraźnie historyków i poszukiwaczy tajemnic. Główną kwestią jest sprawa skrywana aż po dzień dzisiejszy, a która dotyczy projektu V-7: „Dzwon”. To miała być właściwa hitlerowska wunderwaffe, mogąca przechylić szale wojny i dać Niemcom zwycięstwo. Czy pisząc „Trzeci Klucz” miał Pan świadomość, że wkracza na dość niepewny grunt? Czy, nie były przeszkodą podczas pracy nad treścią, nieliczne fakty i wielokrotnie powielane mity związane z tą tematyką? 
AB: Prawdę mówiąc, to nie miałem świadomości, że wkraczam na dość niepewny grunt, a to tylko, dlatego że dopiero w trakcie pracy nad książką zagłębiłem się tak „bardziej” w temacie nierozwiązanych tajemnic z czasów II wojny światowej. I ze zdziwieniem skonstatowałem, że moje przeczucie i analityczne podejście, jakim zawsze kieruję się w kontaktach z „historią”, nie zawiodło mnie i tym razem. Znowu wyszło na to, że więcej jest pytań niż odpowiedzi, że motywacje nie są takie proste jak by się mogło wydawać, a znana; opisana i nauczana „historia” ma nie tylko sporo białych plam, ale także przerysowań. Wracając do pytania o „die Glocke”, Dzwon, muszę powiedzieć, że posunąłem się do postawienia pewnej teorii, na kartach książki mimo że zdecydowanie bardziej wolę w niej zadawać pytania niż dawać odpowiedzi, czy nie daj Boże, podsuwać sposoby postępowania. A jeżeli już, to ujawniam te najprostsze, ogólnie znane, związane z wyznawaną przeze mnie rzymsko-katolicką religią. 
TJK: Czytelnik, będący zorientowany w kwestiach nazistowskiego okultyzmu odczyta książkę z właściwym zrozumieniem, natomiast ktoś, komu ta wiedza jest obca, nie zwróci szczególnej uwagi na wiele faktów, umiejscowionych na kartach powieści. Pan porusza tam dosyć szeroko sprawy związane z Instytutem Ahnenerbe, będącym sercem duchowym SS. Czy jest możliwe, aby treść zainspirowała czytelnika do podjęcia tej tematyki w sferze poszukiwań i wzbogacenia własnej wiedzy? 
AB: Od lat pasjonuję się historią, ale to, co najbardziej lubię to „ procesy zachodzące w czasie i pod wpływem”. Zawsze interesowały mnie motywacje ludzi wpływających na rzeczywistość tak, że miało to odbicie w historii. Jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że nie działają oni w próżni. A więc, równie ważne stało się pytanie; jak to się dzieje, że „narody”, „społeczeństwa”, czy ogólnie ludzie, dają się uwieść różnego rodzaju ideologom i ideologiom często z gruntu szkodliwym, i całkowicie obcym kulturze, w której zostali wychowani. Zgadzam się z Panem, że moim zamierzeniem, było włączenie czytelnika, trochę na zasadzie „interaktywnej interakcji” w poszerzanie wiedzy na poruszone tematy. Związane zresztą nie tylko z Ahnenerbe czy z SS. Nie da się ukryć, że książka ta, nie powstałby bez internetu i już w trakcie pisania zauważyłem pewną nową możliwość w literaturze. Mianowicie „literaturę interaktywną”- gdzie czytelnik jest nie tylko odbiorcą, ale może także w aktywny sposób, wpisując hasło w wyszukiwarce włączyć się i rozszerzyć „dzieło”, poprzez twórcze jego rozwinięcie, czy choćby uzupełnienie wątków poruszonych przez autora. Może także, zainspirowany, jak Pan to ujął powieścią pójść swoją drogą rozumowania i dojść do wniosków całkowicie różnych z wnioskami autora. Ja przynajmniej starałem się, żeby dać takie możliwości i żeby mimo to książka była spójna i logiczna. Dlatego, wymagało to dużo pracy, szczególnie w sprawach opartych o jakieś przekazy historyczne. 
TJK: Ja mieszkam na Dolnym Śląsku. Tutaj, w Górach Sowich, powstały podczas II wojny światowej olbrzymie podziemne kompleksy, budowane rękoma więźniów. Była to najbardziej niewiarygodna i tajemnicza inwestycja III Rzeszy – tzw. Kompleks Riese, wokół którego narosło sporo legend, przekazów, dokumentów, a przy tym wykonano sporo pracy, aby wszystko dokładnie ukryć i utrzymywać w tajemnicy do dnia dzisiejszego. To najprawdopodobniej ma związek z wyprawami hitlerowskimi do Tybetu, z okultystycznymi organizacjami paranaukowymi, z łączeniem nazistowskiego pogaństwa i nauki, jak i z technologią na miarę XXI wieku i jeszcze z wieloma innymi rzeczami, które wymagają nieustannej dezinformacji, aby zniechęcić ludzi w dochodzeniu do prawdy. Chciałby Pan, aby „Trzeci Klucz” przyczynił się do wyjaśnienia niektórych tajemnic? 
AB: Trudne pytanie. Czy chciałbym a by moja książka przyczyniła się do wyjaśnienia niektórych kwestii? W zasadzie wydaje mi się, że problemy dla mnie ważne, na łamach książki udało mi się wyjaśnić, czy raczej naświetlić na tyle, żeby zaistniały w świadomości czytelnika. Chodziło mi głównie o postawy ludzi, którzy zmuszeni są żyć i działać w szczególnych warunkach, takich jak np. wojna. Sadzę także, że udało mi się zadać kilka ważnych pytań dotyczących kondycji człowieka w ogóle. Zasadniczo myślę, że to każdy z nas sam musi wybrać swoją drogę postępowania, ma przecież wolną wolę. A jeżeli chodzi o zachowanie w czasach "trudnych", takich jak poruszone w powieści, to też każdy musi sobie odpowiedzieć na, pytanie; np. jak on zachowałby się w określonych sytuacjach. Ja starałem się tylko delikatnie sugerować, że pomóc w tych wyborach może system wartości w naszym obszarze kulturowym nierozerwalnie związany z religią chrześcijańską. 
TJK: Temat, którego się Pan podjął, został wcześniej opisany wielokrotnie przez Igora Witkowskiego- najbardziej zaangażowanego polskiego dziennikarza w meandry tajemnic hitlerowskich. Wiemy jednak, że Witkowski opisuje to z pozycji dziennikarza śledczego i historyka- reportażysty. Podobnie dr Jacek Wilczur- żołnierz Kedywu AK, który z ramienia Komisji Głównej Badania Zbrodni Hitlerowskich penetrował kompleks Riese w latach 60-tych XX wieku i rozmawiał ze świadkami. Spod jego pióra wyszła ciekawa, lecz mało znana nowela pt „Księstwo SS”. Nie wiem, czy Pan zna tę publikację. Akcja dzieje się w Górach Sowich pod koniec wojny, jednak autor bardzo powierzchownie sygnalizuje niektóre kwestie. Natomiast Pana książka zdecydowanie odbiega od stereotypowego schematu sensacyjnego, czy wojennego; jaki spotyka się w literaturze z tego zakresu. Wydaje mi się, ze chciał Pan zbudować na pewnych faktograficznych elementach wizję rzeczywistości z dużą zawartością prawdopodobieństwa- historię alternatywną, w której przeplatają się dwa światy: świat ponurej przeszłości oraz teraźniejszość, dla której jarzmem staje się owa przeszłość, od której, de facto, nie można w żaden sposób uciec.
AB: Nie wiem, czy świat przeszłości jest ponury, bo rzeczywiście był ponury; czy to tylko nasze późniejsze doświadczenia, przemyślenia, przeżycia, sprawiają, że teraźniejsza, normalna rzeczywistość staje się ponura, dopiero wtedy, kiedy zostaje „przeszłością”. Myślę, że dlatego powieści nadałem taką formę „czasoprzestrzenną”, rozciągniętą od dwudziestolecia międzywojennego do współczesnych czasów, aby pokazać pewne sytuacje tak zapętlone, że wiążą one ludzi całkowicie sobie obcych, ba- żyjących nawet w różnych czasach. Ale, to może być banalne, jeśli nie otrzyma specjalnej „oprawy”, jakiejś efektownej otoczki, która pozwoliłaby wyostrzyć wymowę prostych faktów. I tu zaczęła się moja przygoda z Igorem Witkowskim. Opracowania znane wcześniej pobieżnie, gdzieś ze „słyszenia”, przy bliższym poznaniu wprowadziły mnie do świata, który mnie zauroczył, zachwycił i ostatecznie zainspirował. Wtedy uznałem, że napisanie tej książki jest możliwe, właśnie w oparciu o badania pana Witkowskiego. Zresztą, to, co wcześniej mówiłem o „literaturze interaktywnej” w dużej mierze odnosiło się do Witkowskiego, bo w przypadku mojej książki wpisanie do wyszukiwarki większości słów związanych z III Rzeszą a zawartych w niej, spowoduje wyświetlenie właśnie jego nazwiska, a internautę przeniesie w ten świat, który mnie tak bardzo zafascynował. Publikacji dra Wilczura nie znam, co nie znaczy, że nie mogłem wykorzystać jakichś jego koncepcji, czy ujawnionych faktów, na które natknąłem się w internecie. Jasno i wyraźnie muszę stwierdzić, że moja rola przy pisaniu tej książki opierała się wyłącznie na kształtowaniu „materii literackiej”. Fakty i hipotezy przejąłem od specjalistów takich jak m in. Igor Witkowski i starałem się je wykorzystać najlepiej jak potrafiłem. 
TJK: Nasz obszar europejskich wartości, to przede wszystkim religia chrześcijańska, o czym Pan wspomniał. Jest to świat realny, w którym biały człowiek egzystuje od wieków. Jednak twórcy nowego porządku, budują nową sferę: świat odwrócony- odległy od naszych wartości. Poszukiwanie tajemnej wiedzy, rzucanie wyzwanie naturze, nieustanna próba translacji człowieka do roli Boga- to wszystko nie wymyślili jedynie „magowie z Thule”. Tego nie wymyślił ani Marx, ani Nietzsche. Jednak, to najwyraźniej nazizm i komunizm- oba systemy będące zaczynem współczesnej globalizacji- one dopiero zmieniły ludzkość na tyle, aby sfera psychiki oraz duchowość została poddana prawom ekonomii, fizyki i techniki… Czy nie wydaje się Panu, iż współcześnie, pokłosiem tych wszystkich doświadczeń jest daleko idąca ingerencja pseudonauki w prawa natury?
AB: Chyba jak wszyscy zadawałem sobie pytanie, od kiedy człowiek przestał być zwierzęciem. I zawsze najbardziej przekonywała mnie ta odpowiedź, że od chwili, „kiedy zaczął zabijać kijem”, czyli wykorzystując technikę. Wojny nierozerwalnie związane są z historią człowieka i rozwojem technologii; chyba od zawsze, a na pewno od „rewolucji neolitycznej”. Wtedy też pewnie, od zabijania, nie „rewolucji neolitycznej”, zaczęło się prawdopodobnie myślenie abstrakcyjne. Nie wiemy jak ten proces tworzenia kultury niematerialnej przebiegał, bo w momencie, gdy człowiek dysponował pismem wszystkie zasadnicze zagadnienia filozoficzno-moralne były już w zasadzie d y s k u t o w a n e od dawna. Tak, że można zadać pytanie: czy człowiek, homo sapiens, dalej pozostanie przedstawicielem tego gatunku bez wojny, bez zabijania, jakże często dziś jeszcze, „kijem”? Ja nie przykładałbym także zbyt wielkiej wagi do ideologii, bo i tak zawsze wychodzi, że najważniejszymi motywacjami człowieka prócz miłości i nienawiści, są, pycha, żądza, władza. A filozofowie i ideolodzy, wraz z ich ideami są raczej „teoretykami”. Ich dzieła, najczęściej używane są przez innych by usprawiedliwić niecne działania. Chociaż taki Platon próbował swoje totalitarne teorie zawarte w „Państwie” wcielić w życie, na Sycylii bodajże. I zawsze zastanawia mnie, że to nie on został uznany głównym ideologiem komunizmu i faszyzmu. Może przeszkadzało jego arystokratyczne pochodzenie, a może brak zdjęcia na transparenty? A tak poważniej- to widzimy coraz wyraźniej, że rezygnacja z atrybutów religii chrześcijańskiej na rzecz tzw. humanizmu, od Oświecenia w szczególności, miała na celu odrzucenie podstawowych wartości ludzkich na rzecz hedonizmu. Dziś spokojnie możemy już powiedzieć, że za hasłem „nic, co ludzkie nie jest mi obce” kryje się głównie Markiz de Sade. 
TJK: Bohaterami „Trzeciego Klucza” są osoby, które ponoszą konsekwencje za decyzje podejmowane w przeszłości. Nie odnosi Pan czasem wrażenia, że i my- w większości bierni uczestnicy wydarzeń, jesteśmy zdeterminowani do odnajdywania się w sytuacjach, niebędących naszym udziałem?
AB: Tu chyba dotknął Pan sedna tego, co było powodem napisania przeze mnie tej książki. A mianowicie jak reagować na świat, w który zostaliśmy „uwikłani”, na rzeczywistość, która została nam niejako narzucona. I nie umiem odpowiedzieć na to pytanie, bo właściwie sprowadza się ono do tego- „ jak żyć”?. 
TJK: Może właśnie warto żyć tak, aby nie próbować budować raju na ziemi, bowiem zawsze z tego wyjdzie piekło? W „Trzecim Kluczu” bohaterowie, którzy dźwigają jarzmo przeszłości biorą na siebie również odpowiedzialność za niedopełnione czyny, kiedy wkraczają w sfery zarezerwowane dla Boga. Czy chciał Pan przez to powiedzieć, że każda próba pozbawienia ludzkości transcendencji, zresztą wynikającej z samej natury bytu ludzkiego, kończy się jedynie klęską człowieka?
AB: Ja myślę, że to chyba raczej kwestia relatywizmu, czy może granic relatywizmu moralnego. Dziś wydaje się, że dopuszczalne jest wszystko, szczególnie, jeśli ma jakikolwiek precedens w historii czy naturze. Zapominamy, że całe tysiąclecia poświęciliśmy na to, aby wypracować jakieś spójne zasady postępowania. Wydaje się, że podstawową kwestią jest właśnie odpowiedzialność. Można by wiele mówić na ten temat, ja przypomnę tylko, że właściwie cała Bhagawatgita poświęcona jest głównie temu tematowi. Ja, jako chrześcijanin wiele się mogłem z tego przekazu nauczyć. A czasami myślę, że najważniejsza w życiu człowieka jest pokora. Uznawana zresztą za cnotę we wszystkich głównych nurtach religijnych i w większości filozoficznych.
TJK: Moje wrażenia po przeczytaniu „Trzeciego klucza” nasuwają pytanie: co dalej? Wiemy z przekazów historycznych, że choć hitlerowcy, będąc już bardzo blisko, nie uruchomili mocy Vril, to jednak wciąż ona drzemie, być może ukryta w Górach Sowich, czeka na złowrogie promienie Czarnego Słońca…
AB: To jest ta przyjemniejsza strona życia człowieka- odkrywanie. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że Lemaitre, który sformułował teorię Wielkiego Wybuchu był księdzem katolickim i bodaj jezuitą. I dziś wszyscy się godzą na nią. No może tą „osobliwość”, ten stan gdzie nie było nic i stało się wszystko, trudno niektórym zaakceptować, jako akt kreacji. Jeżeli chodzi o moc wunderwaffe oczekiwaną przez Hitlera, ten Vril, to myślę, że chodziło o energię atomową. I to znowu prowadzi do relatywizmu, bo na pewno dziś znajdziemy tyle samo argumentów za jak i przeciw jej używaniu. We wszystkich formach. Natomiast niewątpliwie każda epoka czeka na jakiś swój Vril i swego Świętego Graala.
Rozmawiał: Tomasz J. Kostyła
Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook