Turcja – Armenia. Krok w stronę pojednania?

Dotychczasowe stanowisko w szczególności ormiańskiej diaspory sprowadzało się do stanowiska, że tylko jednoznaczne uznanie zbrodni ludobójstwa dokonanego przez aparat państwowy Osmanów może stanowić podstawę normalizacji stosunków między obu krajami. Dla Turcji – postawa taka równała się obrazie narodu tureckiego.

Niezrażony Davutoğlu podkreślał jednak nadzieję, że „zbiorowa świadomość obu krajów może być zbudowana na bazie uczciwej pamięci”. Dyplomata porównał relacje turecko-ormiańskie do stosunków niemiecko-żydowskich (co przez komentatorów zostało uznane za pośrednie zrównanie Medz Jeghern z Holocaustem) i podkreślił, że „uczciwa pamięć” musi być budowana na znajomości faktów historycznych tak, aby móc oderwać się w końcu od przeszłości.

Ostrożne deklaracje ministra i tak jednak wzbudziły falę oburzenia nad Bosforem, w tym w komentarzach medialnych, co nasunęło raczej pesymistyczne oceny co do następstw wizyty Davutoğlu, choć przed wyjazdem podkreślano jej przełomowość niezależnie od konkretnych wystąpień i ustaleń. Nadmierne nadzieje wyrażano też w Armenii, wiceminister spraw zagranicznych Szawarsz Koczarian posunął się wręcz do zachęcania gościa by odwiedził narodowe sanktuarium – Cicernakaberd.

Obie strony w istocie uznały, że poza sferą symboliki – są jeszcze istotne sprawy bieżące. Dialog międzypaństwowy został zamrożony przed trzema laty. Wizyta Davutoğlu stała się okazją do pierwszych rozmów na tak wysokim szczeblu od lat pięciu. Protokoły mające uregulować kwestie sporne z 2009 r. – nie weszły w życie. Granica turecko-armeńska jest zamknięta od 1993, na znak solidarności Ankary z Baku w sprawie Górskiego Karabachu. Właśnie w nawiązaniu do kontrowersji na tym polu nawiązał minister spraw zagranicznych Armenii Edward Nalbandian apelując do tureckiego gościa, by Ankara nie wysuwała problemu karabachskiego jako warunku wstępnego porozumienia z Erewaniem. Już po powrocie do kraju Davutoğlu zmuszony był jednak powtórzyć, że bez pełnego pokoju na Zakaukaziu, w tym także uregulowania statusu Karabachu (w domyśle – na gruncie integralności terytorialnej Azerbejdżanu) – trwała normalizacja stosunków armeńsko-tureckich nie będzie możliwa.

Trudny dialog, wznowiony po tak długiej przerwie znajduje się w ogniu krytyki radykałów z obu stron. W Turcji w szczególności zwolenników zacieśniania więzi z Azerbejdżanem, w Armenii – obrońców Górskiego Karabachu. Jednak niezależnie od tych przejawów oporu – znalezienie modus operandi Ankara-Erewań jest historyczną koniecznością. Armenia musi wyjść z geopolitycznego okrążenia nie tylko poprzez wstąpienie do Unii Celnej, ale i przez uregulowanie stosunków z sąsiadami, by nie znajdować się w pozycji klienckiej wobec Moskwy. Zainteresowane państwa muszą też wyrwać się z psychologiczno-historycznej pułapki, w jaką się wpuściły uzależniając rozwiązanie bieżących problemów polityczno-ekonomicznych od czynników takich jak pamięć Ludobójstwa Ormian, czy zero-jedynkowe załatwienie sprawy Karabachu. Gdy zagadnienia te w dodatku traktowane były jako punkt wyjścia, a nie ostatni, najtrudniejszy węzeł – trójkąt Ankara-Erewan-Baku stawał się prawdziwie bermudzkim. Trudno oczekiwać, by parę zdań węzeł ten rozcięło. Z pewnością jest to jednak krok w dobrym – bo koniecznym kierunku.

Konrad Rękas

Zapraszam też na Geopolityka.org

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *