Tyrania welocypedu

Łi ar debeściak!”

Podobnie jak geje, wstający o świcie i biegający w maratonach (ci ostatni najmniej, ze względu na ogólne spowolnienie metabolizmu) – cykliści niby chcą tylko równego traktowania, a w istocie czują się lepsi, bardziej ekologiczni, trendy i modern, w związku z czym należą im się przywileje i uprawnienia niedostępne innym użytkownikom dróg i chodników. A że na takie „ekologiczne” bzdety oczywiście były tzw. „środki unijne”, więc podaż zrodziła popyt i powstała kolejna grupa zawodowych grantojebów, za unijne pieniądze gardłująca przeciw pieszym i kierowcom i psująca i tak marny stan komunikacyjny polskich miast.

Problemy polskiego światka rowerowego można podzielić na dwie grupy – te związane z faktem, że niewielka część jego członków jeździ aż za dobrze i te wynikające z kompletnego braku umiejętności reszty. Dalej, poza pieniędzmi dla grantojebów – sytuację zaciemnia dążenie do maksymalizacji zysków producentów i sprzedawców rowerów, a także chęć osiągania jeszcze większych zysków przez drogowców i ich urzędniczych opiekunów z ich rowerową nomen omen ścieżką do wyciągania pieniędzy na inwestycje komunikacyjne.

Zawsze niewinny bo pedałuje

Mówiąc prościej – część cyklistów roznosi talent i energia, najchętniej jeździliby po sufitach, a z braku ich – śmigają między pieszymi na zatłoczonych miejskich chodnikach. Pomijają przy tym zasadniczy problem, że ani auto, ani nawet rower nie jest w stanie wykonać gwałtownego skoku pół metra w bok – a pieszy, któremu się przypomni, że gazu nie zakręcił – i owszem. I nieszczęście gotowe. Lobby rowerowe chronicznie ignoruje zagrożenie, jakie szalejący i przekraczający wszelkie normy zdrowego rozsądku wariaci stanowią dla przechodniów. Nie zdarzyło się autorowi usłyszeć żadnej skruchy w ustach któregokolwiek z zawodowych grantojebów welocypedycznych, któremu pokazywano dowody bicyklowego szaleństwa. „No tak, zdarza się, ale niektórzy kierowcy też źle jeżdżą… a piesi to nam wchodzą na ścieżki…, a w ogóle to musimy jeździć po chodnikach, bo nas kierowcy nie lubią!” – słyszymy przeważnie. Dureń z kierownicą i pedałami nigdy nie jest winien, on jest ten lepszy, to świat się na niego uwziął!

Ile dali…?

No dobrze, kierowcy faktycznie nie lubią rowerzystów. I mają ku temu powody. Od bodaj kilkunastu lat prawo o ruchu drogowym jest systematycznie psute właśnie pod naciskiem loby rowerowego. W efekcie im większa melepeta, gorzej jeżdżąca i po prostu niebezpieczna, przede wszystkim dla siebie – tym bardziej pcha się na szosę. A tymczasem na rowerze, jak i na wszystkim trzeba umieć jeździć. Pamiętacie jeszcze jak nas uczyli ojcowie, starsi bracia, kumple? Pedałujemy palcami, kolana blisko siebie, dzięki temu jedziemy prostu, a nie wężujemy po całej drodze! Nie chodzi nawet o faktycznie idiotyczny i słusznie ograniczony wymóg posiadania kart rowerowych. Jednak przed laty, aby wyjechać na ulicę – należało mieć rower wyposażony nie tylko w dzwonek (tak by był dziś przydatny dla ochrony pieszych i samych rowerzystów na chodnikach, choć może lepszy byłby sygnał wysyłany wprost na słuchawki smartfonów!), ale i lampy – przednią na dynamo i tylną na baterie. Lampę tylną, nie ufajdany odblask! Ponadto zaś by wjechać na jezdnię – należało mieć u kierownicy lusterko, żeby widzieć, czy naprawdę można wykonać manewr skrętu – zmiany pasa, czy też właśnie wymusza się pierwszeństwo. Dziś rowerzyści z przypadku przeważnie machają rękę w lewo już nie tyle w sygnalizacji dokonanego wcześniej skrętu, co w daremnej osłonie przed przejeżdżającym ich samochodem.

Kto zawinił? No widać tym razem dali nie piekarze, tylko producenci i hurtownicy. Żeby uzyskać produkt tańszy – wymusili oni usunięci wymogów posiadania wyposażenia niezbędnego dla bezpieczeństwa samego rowerzysty i innych. Ponadto chodzi wszak o sznyt – przecież to „górale”, „treki”, sprzęt „prawie profesjonalny” choć często kupiony okazyjnie w „Biedronce”, który nigdy gór, ani crossu nie zobaczy – więc w niczym by mu tę parę dodatków nie zaszkodziło. Najważniejszy jest jednak zbyt i maksymalizacja zysków. Co jeszcze przeszkadzało? A, pańcie na rowerkach nie mogły plotkować jadąc obok siebie? To trach, zezwalamy, niby pod warunkami, ale przecież kto się ośmieli na lobby podnieść rękę, skrytykować rowerzystę to gorszy ciemnogród, niż nie buchnąć Grodzkiej w mankiet!

Pieniądze zarabia się na drogich, bezsensownych inwestycjach!

Zarabiają pedałujące grantojeby, zarabiają producenci i handlowcy, niech więc jeszcze zarobią urzędnicy i biorcy zleceń. Zbudowanie drogi to i wysiłek większy, i ludzie na ręce patrzą, i dogadaną firmę w sumie trzeba mieć poważniejszą. A zamówienie na odgrodzenie dwóch trzecich chodnika i pomalowanie go czerwoną farbą – to przecież pikuś, a miliony złotych w całym kraju tak się wyciąga. Podobnie jak i na jakieś kawałki wyłożone kolorowaną trylinką, przeważnie kończące się i zaczynające w rowach, albo na zabieranie kierowcom w zatłoczonych miastach poboczy i miejsc parkingowych. W naszym kraju niestety jak zwykle bowiem króluje złodziejstwo i bylejakość: „chcecie k…a ścieżki rowerowej?! Masz, Czesiu, wiadro farby i zwęź ul. Kościuszki, to im się odechce!”. Ponieważ zaś inna sekta wiele lat temu opanowała większość katedr inżynierii ruchu na polskich politechnikach, a w efekcie także wydziałów komunikacji w samorządach – to oczekiwania łatwych pieniędzy wyciąganych z budowy ścieżek krzyżuje się z fanatycznym wyznaniem nowej sekty, że na miejskich drogach najbezpieczniej będzie, kiedy zostaną zwężone i zastawione znakami, wysepkami, rondami turbinowymi i „inteligentną sygnalizacją” aż do poziomu, który całkowicie zastopuje ruch.

Zabijmy ich wszystkich!

Na szczęście przeciw mafii rowerowej wzbiera opór. Na razie tajny i głęboko zakonspirowany, a co więcej – skutecznie infiltrujący samą czołówkę welocypedowej międzynarodówki. Spiskowcy ci mają ewidentnie jeden, szatański plan – pozabijać wszystkich rowerzystów. Nie ma innego sensownego wytłumaczenia kolejnych przywilejów, których domagają się pedałujące grantojeby. Wymóg ustąpienia przez samochód skręcający w prawo pierwszeństwa jadącemu na wprost rowerzyście to nic innego, jak zachęcenie do uśmiercania rowerzystów. Kierowca nijak niewidzący nadjeżdżającego zapłaci bowiem 5 stów za wymuszenie pierwszeństwa – ale pędzący spędzi 5 miesięcy w szpitalu. Jeszcze bardziej rażącym tego przykładem – jest tak zwany „przeciwruch”, czyli prawo do jeżdżenia pod prąd ulicami jednokierunkowymi, na których naprawdę i jako żywo kierowca nie spodziewa się niczego i nikogo z naprzeciwka, zabije więc szybko, choć nie bez pewnych powikłań prawnych dla siebie.

Lobby bowiem – jak każda tego typu grupa nacisku – nieuchronnie popada w sprzeczność. Jeśli rowerzysta jest „takim samym użytkownikiem drogi” jak inni – to niby czemu ma mieć przywileje, jak jazda pod prąd? Jeśli halsującego po szosie grubasa trzeba wyprzedzać jak ciężarówkę – to czemu nadal on sam może wyprzedzać jadących od prawej strony? Wszystko to są absurdy, wynikające właśnie z owego nieuzasadnionego poczucia wyższości rowerzystów, tej pedałującej forpoczty postępu naszych czasów.

Czy jednak nie ma możliwości ułożenia jakiegoś modus vivendi z welocypedyczną mafią? Ha, byłby – gdyby po pierwsze, zajęła się ona czymś pożytecznym, na przykład nauką jazdy dla tych nieszczęśników, którym wmówiono, że jeździć każdy umie, może i powinien. Po drugie – gdyby zamiast dogadywać się z innymi zawodowymi złodziejami, grantojeby skutecznie promowały kupowanie i używanie sprzętu bezpieczniejszego (na przykład drogą nacisku konsumenckiego), a ponadto gdyby twardo środowisko stało na gruncie „prawdziwych ścieżek rowerowych”, znanych choćby z krajów Beneluxu, a nie tych dziwacznych, a idiotycznie drogich malunków ukradzionych chodnikom i jezdniom. Wówczas interesy niepotrzebnie podzielonych kierowców, pieszych i rowerzystów wreszcie mogłyby okazać się tożsame i można by było szukać jakiegoś innego wspólnego wroga. Rolkarzy albo biurokratów. O czym jednak kiedy indziej…

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Tyrania welocypedu”

  1. Zadziwiająca jest arogancja, zwłaszcza brzuchatych neo-rowerzystów (tych w kaskach i kolorowych koszulkach) względem pieszych na chodnikach lub alejkach parków. Sami domagają się dla siebie szacunku ze strony kierowców, nie okazując go, jednakowoż, pieszym. Moim zdaniem grzeczniej zachowują się osobnicy bez kasków i w mniej krzykliwym odzieniu … Czy ktoś ma jakiś pomysł na wyjaśnienie?

  2. Ja bym raczej powiedział coś o zakompleksionych ch*jkach, ale faktycznie, SW2 trochę mówił ich językiem – możliwe, że ma Pan rację. Dziękuję za wskazówkę.

  3. Zapewne IISW mówił mową nienawiści. Na szczęście nigdy się tym specjalnie nie interesowałem. Jak zresztą większość Polaków, bo – widzi Pan – u nas w Polsce, sobór został wprowadzony na długo przed soborem. Wolność sumienia wprowadził politycznie Zygmunt August, ale teorię wyłożył papieżowi Paweł Włodkowic dużo wcześniej, bo na soborze w Konstancji. Dlatego u nas zostawało się kalwinem, lutrem bez mordowania się z tego powodu. Tym bardziej studiowało się fizykę, czy biologię i nikt z tego powodu nie musiał zostawać ateistą, ani sapać jak Maritain we Francji, żeby dojść do wniosku, iż nie ma nauki poza metafizyką. Polskiej kultury nie znają tylko jednostki całkowicie wynarodowione, „młodzi wykształceni z wielkich miast”. To teraz niestety powszechne.

  4. Co do „inteligentnej sygnalizacji”: 1/ jest to bardzo dobra rzecz, o ile jest poprawnie wdrożona, ale … 2/ algorytmy sterowania światłami muszą byc adaptacyjne, tzn, uwzgledniac bieżący stan ruchu i przwidywać stan ruchu w najbliższej przyszłości, w pewnym otoczeniu danego skrzyżowania. Aby pkt. 2/ wdrozyc, potrzeba: 3/ dużej liczby detektorów (teoretycznie co najmniej 3 na kazdy pas ruchu między skrzyzowaniami) 4/ długiego czasu akwizycji danych, aby system mógł sie „nauczyć” wzorców ruchu w danym mieście o roznych porach roku, tygodnia, dnia …. Pkt. 3/ wymaga pieniedzy, których zazwyczaj brakuje w końcowej fazie wdrożenia, punkt 4/ wymaga ogromnych zasobów pamieci, wyrafinowanych technik akwizycji danych i jeszcze bardziej wyrafinowanych technik „uczenia maszynowego”. Dla przykladu, w Bordeaux, gdzie mieści sie firma produkująca jeden z lepszych systemów klasy ITS, dopiero po ok. 30 latach od pierwszych wdrożen, a faktycznie po 10-15 latach zbierania danych i „maszynowego uczenia”, system zaczął działać w sposób bliski optimum.

  5. W polskich warunkach natomiast, decydenci często nie wiedzą, po co wdrażają ITS. Wdrażają, aby „było lepiej”. No, ale na pytania typu: co to znaczy lepiej? dla kogo lepiej? jak jest teraz? jakiej metryki uzyjemy, aby stwierdzic, czy jest lepiej? odpowiedź często brzmi „żeby jakość zycia była 'bardziej’, niekoniecznie żeby wzrosła średnia szybkość ruchu, bo jak wieksza szybkość to wiecej wypadków, i żeby transport publiczny miał priorytet, i cykliści, i piesi, i wicie rozumicie, skażenie srodowiska żeby bylo mniejsze …”. Trudno jest np. w takiej sytuacji dokonac audytu ITSu, no bo jak sprawdzić, czy „osiagnięto mierzalne cele”? Tak na koniec: w japonii koszty stania w korkach to ok. 30 mld USD rocznie, a w USA ok. 100-110 mld USD rocznie. Jakie są koszty stania w korkach w Polsce – ciul znajet, zdaje sie nikomu ta informacja nie jest do niczego potrzebna.

  6. Ostro, czyżby Autor miał ostatnio jakieś bliskie spotkanie trzeciego stopnia z rowerzystą? 😉 NB przeczytałęm dzisiaj śmieszny tekst, całkiem być może częściowo prawdziwy, że mianowicie ostatnimi czasy kiedy mężczyzna jeździ dużo na rowerze, to w takim zestawie liczba pedałów jest nieparzysta.

  7. sorry ale nie zgadzam się z autorem. Sam jestem i kierowca (częsciej niestety) i rowrzystą. Widzę jak kierowcy nie wlączają kierunkowskazów wyprzedzając rowerzystow i lusterkami zachaczają o kierownicę roweru. Sam tak zaliczylem kilka razy. Raz omalo nie wpadlem do tunelu podziemnego dla pieszych gdy debil jadący sportowym wozem zachaczyl mnie mimo, że jechal dupasmowa jezdnia a na lewym pasie nikogo nie było. Budyje się ścieżki rowerowe ale chodzą po nich piesi bo nie chce się im przejść na drugąstronę gdzie jest chodnik. Piesi chodza prawą strona jezdni i machają rekoma walą w rowerzystow, ktorych nie słyszą ( częso mają sluchawki w uszach i samochodow też nie słyszą). Ogolnie rowerzysći w miastach to dobre rozwiązanie dla rozwiązania korkow w mieście tylko nadal jazda roewrem jest bardzo niebezpieczna i nie tylko z powodu zlej jazdy rowerzystow. Jeśli zaś lamią przepisy to od tego są odpowiednie słuzby ktore powinny tego pilnować ( nie tylko trzeźwości i predkości). Pytanie czy autor zna nowe przepisy dotyczace ruch rowerrem po drogach publicznych i czy przypadkiem niektorych zachowań nie ocenia w oparciu o nieistniejące już przepisy?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *