W Alexandrinum o Polsce i Rosji

W związku z inauguracją książki prof. Witolda Modzelewskiego pt.: „Polska – Rosja. Refleksje na stulecie bolszewickiej rewolucji” w Pałacu Alexandrinum w Krupkach-Górkach (gm. Poświętne) odbyła się debata pt. „Czy boimy się Rosji, czy jej bolszewickiego demona przeszłości?”.

Po wystąpieniu Autora głos zabrali prof. Stanisław Bieleń (UW), prof. Andrzej Czyżewski, red. Jan Engelgard (Myśl Polska). Spotkanie prowadził dyr. Andrzej Sarna. Obecni byli także samorządowcy z powiatu wołomińskiego, a także rzecznik prasowy ambasady Rosji w Polsce.

We wstępie do książki autor napisał: „Mija 100 lat od bolszewickiego, z istoty antyrosyjskiego przewrotu, zwanego do dziś „Rewolucją Październikową”. Nasze, polskie postawy wobec bolszewizmu były (są?) pasmem wadliwych diagnoz i strategicznych błędów o długotrwałych, istotnych również dziś skutkach. Przed stu laty bez sensu opowiedzieliśmy się w wojnie bolszewicko-rosyjskiej po stronie „rewolucjonistów”, dając szansę przetrwania ich zbrodniczemu reżimowi, który niszcząc Rosję był w ocenie ówczesnych polityków ponoć naszym realnym sojusznikiem.

A przecież był nieporównywalnie groźniejszym przeciwnikiem niż dogorywająca wówczas Rosja, o czym mogliśmy się szybko przekonać już po trzech latach – w sierpniu 1920 roku – ratował nas wtedy „cud nad Wisłą”. Później piłsudczycy równie błędnie traktowali bolszewickie rządy za „najbardziej przyjazny Polsce wariant państwa rosyjskiego” (!). Klęski 1939 roku, a zwłaszcza dzień 17 września, mógł nas przekonać, że o geopolityce nie mamy zielonego pojęcia. Potem pod niemiecką okupacją, pozostało nam tylko poniżające oczekiwanie na „czerwoną zarazę”, która miała nas „uratować od czarnej (czyli niemieckiej) śmierci”. I uratowała, narzucając jednak swoją wersję ,,Polski Ludowej”, która przecież w istocie trwa do dziś, mimo że od ponad ćwierćwiecza nie ma już bolszewickiego „socjalizmu” i ich państwa – Związku Radzieckiego. My jednak wciąż tkwimy w starych urojeniach, popełniając po raz kolejny te same błędy: spóźniony, w istocie bezprzedmiotowy „antykomunizm”, utożsamiamy z rusofobią, czyli z nienawiścią do najważniejszej ofiary ich reżimu łączymy z bezwarunkową uległością wobec Niemiec, które – podobnie jak przed stu laty – nazywamy „niepodległością”. Najważniejszymi deponentami bolszewickich postaw są dziś zagorzali… „antykomuniści”; czas przeszły sprzed stu lat wciąż żyje w nas uniemożliwiając wyrwanie się z naszych słabości, wyzbycie się fobii oraz politycznego infantylizmu. O naszych starych i nowych rozliczeniach z bolszewizmem i jego współczesnymi demonami jest ta książka. Zaprzecza to wielu obowiązującym do dziś „zachodnim” bajeczkom, przy pomocy których „wyjaśniamy” naszą przeszłość i teraźniejszość. Jej lektura może być dla nas gorzką, wręcz przygnębiającą. Może jednak w czasach zamykających epokę III RP, warto podjąć próbę zrozumienia przeszłych 100 lat i wyzwolić się z demonów przeszłości, które zrodziły się w listopadowe dni 1917 r. Może dzięki temu coś odbudujemy w naszych relacjach z Rosją”.

okladka.jpg

Prof. Modzelewski podkreślił, że rewolucja w Rosji była dziełem polityki niemieckiej, polityki, która przyniosła Europie, ale także Niemcom – fatalne skutki. Dzisiaj mamy do czynienia z próbami realizacji tych samych planów – budowy Mitteleuropy składającej się z pozornie niepodległych państw („niepodległość” rozumiana jest tutaj jako wyłącznie niepodległość od Rosji) prowadzących politykę antyrosyjską w interesie Zachodu. Rusofobia jest fundamentem ideologicznych tej koncepcji.
Napisał o tym w jednym z tekstów opublikowanych w omawianym tomie: „Pozwolę sobie więc postawić kolejne pytanie: skąd biorą się ludzie, którzy tak się boją Rosji i skąd czerpią przekonanie, że stanowi ona dla nas jakiekolwiek zagrożenie? Czy mamy jakąś wiedzę na ten temat? Jeśli tak jest w rzeczywistości (są dowody?), to powinniśmy albo zerwać stosunki dyplomatyczne z Rosją (wypowiedzieć wojnę?), albo co najmniej twardo zażądać wyjaśnień, a przede wszystkim jednoznacznego stanowiska Rosji co do zamiarów tego państwa wobec Polski. Czy ma jakieś roszczenia terytorialne? Czy, podobnie jak Niemcy, Moskwa ma w Polsce swoją „rosyjską partię”? Czy zamierza nas zaatakować w sposób bezpośredni lub pośredni (wywołać tzw. wojnę hybrydową)? Po to są dyplomaci, resort spraw zagranicznych, aby robili swoje. Dlaczego więc milczą? Może nie chcą się ośmieszyć, bo z góry wiedzą, jaką odpowiedź usłyszą: Rosja nie pozostaje z Polską w jakimkolwiek realnym konflikcie; sprzedaje nam surowce, zarabia na nas i ma z nami wysokie, dodatnie saldo handlowe. Z uporem wracam więc do pytania: co opętało hałaśliwych rusofobów, aby straszyć nas wyimaginowanym zagrożeniem ze strony Rosji Putina i namawiać nas do nikczemnej postawy wobec pamięci np. ofiar rzezi wołyńskiej? Poparcie dla współczesnych banderowców nie jest nam potrzebne i nie przynosi żadnych korzyści. Bo jakie miałyby one być? Ukraina nie ma nam nic do zaoferowania. Wręcz odwrotnie, to my jesteśmy beneficjentem rozpadu współczesnej państwowości ukraińskiej”.

Prof. Stanisław Bieleń wskazał na niebezpieczne zjawisko upadku polskiej myśli politycznej, w tym geopolityki oraz oportunizacji świata nauki, który całkowicie podporządkował się obowiązującej „doktrynie” polityki zagranicznej. Według niego Autor za mało miejsca poświęcił wpływom amerykańskim na polską politykę wschodnią, w tym takich osób jak nieżyjący już Zbigniew Brzeziński czy bardzo popularny w polskich elitach George Friedman. Bezkrytyczne przyjmowanie ich koncepcji geopolitycznych jest kolejnym dowodem na zanik polskiej myśli politycznej.

Z kolei Jan Engelgard stwierdził, że brak zainteresowania mediów książkami prof. Witolda Modzelewskiego wynika ze strachu przed podejmowaniem tematów niepoprawnych politycznie. Jedynie słuszna linia uznana została za niepodważalny dogmat a wszelkie odstępstwa traktowane są jako herezja. Media uczestniczą w tej grze, więc przemilczają wszelkie głosy będące odstępstwem od obowiązującej konwencji. Dodał: „Publicystyka prof. Witolda Modzelewskiego dotycząca relacji polsko-rosyjskich, uznanego eksperta w sprawach podatkowych, jest konsekwentnie przemilczana i w zasadzie nie istnieje w oficjalnej narracji politycznej. Dla mnie także było wielkim zaskoczeniem, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z II tomem publicystyki Autora. Jest ona czymś całkowicie wyjątkowym, można ją porównać do publicystki prof. Bronisława Łagowskiego, który także egzystuje we współczesnej Polsce w tzw. „drugim obiegu”.

Dodajmy, że Pałac Alexandrinum usytuowany jest na miejscu dawnego dworku Stanisława Grabowskiego (1780-1845), nieślubnego syna króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, w którym dwukrotnie przebywał car i król Polski – Aleksander I.
(ej)

za: http://www.mysl-polska.pl/1416

Click to rate this post!
[Total: 52 Average: 1.3]
Facebook

1 thought on “W Alexandrinum o Polsce i Rosji”

  1. Absolutnie nic nowego, w kółko to samo o rusofobii. Więc dodam dla odmiany coś nowego, u zaranie stosunków polsko-rosyjskich czyli jakieś 400-500 lat temu Polska miał kilku wrogów, z których Rosja nie była najgroźniejszym. Za to Rosja uważała Polskę ze swego najgorszego wroga. Zdobycie Moskwy w 1605 i 1612 były próbami otworzenia Rusi na świat, pokazania że nie muszą się nas obawiać i zachodu. No i przez te cztery stulecia sytuacja się odwróciła, to Rosja jest dla Polski najgorszym wrogiem. Jedynym na to ratunkiem jest odsuniecie rusofobów od władzy. Zamiast płakać po SLD (postkomuchów nadal jest pełno we wszelkich instytucjach państwowych, a wy jeszcze ubolewacie że nie mają swojej sejmowej reprezentacji !?), powinniście się modlić żeby PiS skończył dokładnie tak samo. Amen.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *