Waćkowski: Polski interes w konflikcie Poroszenki z Saakaszwilim

Ukraińska prokuratura, zapewne z inspiracji prezydenta Poroszenki,  ściga   byłego gubernatora obwodu odeskiego Micheila Saakaszwilego. Już było parę prób zatrzymania na dłużej  Gruzina,  parę dni temu  został nawet  odbity z rąk służb. Polskie media z reguły z wielką uwagą pokazują wydarzenia zza wschodniej granicy, oczywiście zachowując przy tym „wyjątkowy obiektywizm” w przedstawianiu sytuacji. Jednak na ten temat mówią bardzo mało. Zanim się okaże, że któryś z polityków  zostanie w polskich mediach przedstawiony jako „ruski agent”, warto zastanowić jaki Polska ma interes w tym konfilikcie i jak powinna zachować się polska dyplomacja?

Petro Poroszenko zaraz po puczu na Majdanie był przedstawiany w polskich mediach jako reformator, zbawca Ukrainy, przyjaciel Polski. Zapomniano jednak o tym, że Poroszenko był ministrem w rządzie Mykoły Azarowa. Dzięki między innymi Poroszence 14 października – dzień założenia ludobójczej UPA – jest świętem narodowym. Prezydent Ukrainy w żaden sposób nie odcinał się od kultu OUN, UPA. Jednak jego poparcie dla ukraińskiego nacjonalizmu wynikało z pobudek koniunkturalnych, gdyż poza resztkami po Janukowyczu każda siła polityczna  na Ukrainie odwołuje się do tej idei.

Podobnie przedstawia się Micheila Saakaszwilego. Gruzin ukazywany jest jako obrońca świata przed Rosją i wielki przyjaciel Polski. Zapomina się przy tym, że „wielkiego” prezydenta Lecha Kaczyńskiego traktował czysto instrumentalnie. Lech Kaczyński skompromitował się swoim groteskowym, oderwanym od rzeczywistości przemówieniem w Tbilisi, podczas gdy prawdziwa polityka prowadzona była gdzie indziej. Lech Kaczyński posłużył Gruzinowi jako alibi, ażeby prezydent Gruzji  wyszedł z twarzą z wojny. Prawdziwa polityka nie toczyła się na wiecu w Tbilisi, a na gorącej linii Putin-Sarkozy-Saakaszwili. Prezydent Francji zachowując względną neutralność był wiarygodny dla obydwu stron konfliktu, z Lechem Kaczyńskim już dawno nikt się nie liczył. Polska dyplomacja nie wyciągnęła jednak z tego faktu wniosku, dlatego niech nikt się nie dziwi, że w rozmowach na temat Donbasu w Mińsku żadna strona nie chce widzieć polskich bezwarunkowych adwokatów Ukrainy.

Konflikt między Poroszenką a Saakaszwilim zaczął się zaostrzać  we wrześniu 2017 roku. Skonfliktowany z ukraińskimi władzami Saakaszwilli nielegalnie przekroczył 10 września 2017 roku polsko-ukraińską granicę. Ukraińskie władze już od paru miesiący poszukiwały byłego gubernatora obwodu odeskiego.  Polska strona popełniła fatalny błąd: z jednej strony wspierając bezwarunkowo ukraińskie  władze, z drugiej pozwalając na nielegalne przekroczenie granicy przez skompromitowanego polityka.

Gruzin udał się następnie do Lwowa na wiec, na którym występował razem z Julią Tymoszenko, Andrijem Sadowym – merem Lwowa, piewcą banderyzmu, blokującym oddanie kościoła polskiej społeczności. Na wiecu nie brakowało czerwono-czarnych banderowskich flag. Gruziński „wielki przyjaciel” Polaków jakoś nie reagował na obecność flag zbrodniczej dla Polaków jak i innych narodów organizacji na swoim wiecu. Sytuacja konfliktowa gwałtowanie zaostrzyła się w grudniu.  W obronie zatrzymanego Gruzina powstało miasteczko namiotowe. Poza wcześniej wymienionymi, byłego prezydenta Gruzji wspiera oligarcha  Ihor Kołomojski, który finansował banderowskie bataliony ochotnicze  walczące w Donbasie.

Osobiście nie wierzę w kolejną rewolucję. Partia Gruzina – Ruch Nowych Sił balansuje na granicy 5% progu wyborczego. Na jego wiece nie przychodzą tłumy zwolenników. W ukraińskiej polityce jednak pewna jest tylko nieprzewidywalność. Na Ukrainie pozostaje wiele tysięcy ludzi pod bronią, wystarczy jakaś prowokacja, żeby znowu przy wydatnej pomocy części oligarchów wyprowadzić ludzi na ulicę. Kluczowa może też być postawa batalionów ochotniczych będacych pod kontrolą Kołomojskiego, marginalizowanego przez Poroszenkę. Jeśli bataliony ochotnicze włączą  się aktywnie w protesty, może dojść do kolejnego przesilenia politycznego.

Prezydent Ukrainy będąc w trudnej sytuacji, może pójść na układ z Rosją. Pewne symptomy takiej polityki widać już od dawna. Poroszenko mimo że promował ukraiński nacjonalizm, w kwestii Donbasu zawsze optował za mniej radykalnymi działaniami niż politycy Frontu Ludowego, nie mówiąc już o nacjonalistach. Od jakiegoś czasu w Radzie Najwyższej Ukrainy część ustaw Bloku Petro Poroszenki jest wspierana przez post-janukowyczowski Blok Opozycjny. Blok Opozycjny nie protestował przeciwko ustawie budżetowej. Słabnący w sondażach Blok Petro Porszenki może w kolejnej kadencji wejść w cichą koalicję z Blokiem Opozycyjnym, którego notowania stale rosną. Także w regionach widać pewną współpracę. Rada obwodu zakarpackiego przyjęła uchwałę, w której zaprostestowała przeciwko nowej ustawie oświatowej na Ukrainie. Oprócz parti realizujących interesy społeczności węgierskiej, uchwałę poparli zarówno deputowani Bloku Petro Poroszenki jak i Bloku Opozycyjnego. Także wyniki wyborów parlamentranych z 2014 roku potwierdzają tezę, że Poroszenko jest w jakiejś mierze wiarygodny dla elektoratu prorosyjskiego. Blok Petro Poroszenki wygrał z Blokiem Opozycjnym w obowodach: chersońskim, mikołajowskim, odeskim. Od lat w tych obwodach wygrywała Partia Regionów.

Polska dyplomacja powinna po cichu wspierać Poroszenkę. Ukraiński prezydent  mimo wszystko jest gwarantem jakiejś stabilności. W polskim interesie powinna leżeć słaba Ukraina, ale z jakąś, nawet minimalną stablinością. W przypadku kolejnej rewolucji dojdzie po raz kolejny do gwałtownej pauperyzacji społeczeństwa ukraińskiego, wskutek czego obywtale Ukrainy będą szturmować granicę z Polską. Może to wywołać kryzys humanitarny jak i polityczny. Oprócz biednych ludzi do Polski mogą przeniknąć także banderowskie bojówki. Dojście do władzy radykałów może zaostrzyć sytuację w Donbasie. W przypadku coraz to większych nacisków neokonserwatystów na Trumpa może dojść do dostarczenia śmiercionośnej broni Ukrainie, a także aktwyne włączenie się kolejnych państw do tego konfliktu. Żaden konflikt militarny w niedalekiej odległości od Polski nie jest w interesie naszego kraju.

Po ostatnich zmianach w rządzie nie jestem jednak  optymistą.  Na nowym rozdaniu zyskają najprawdopodobniej najtwardsi zwolennicy doktryny Giedroycia w rządzie: Morawiecki, Gowin, Gliński. Mateusz Morawiecki jest zwolennikiem ukrainizacji polskiego rynku pracy. Czołowa animatorka doktryny Giedroycia – Agnieszka Romaszewska-Guzy pochwaliła Morawieckiego, że dzięki niemu Telewizja  Biełsat dostanie wsparcie finansowe od polskiego rządu, wbrew sugestiom Witolda Waszczykowskiego. Telewizja Biełsat promouje antypolski nacjonalizm białoruski. Na łamach tej telewizji są promowani działacze Młodego Frontu – białoruskiego odpowiednika ukraińskiej Swobody. Raczej nie spodziewam się korekty polskiej polityki wschodniej, a promowania wszystkiego, co skrajnie antyrosyjskie.

Nie jestem żadnym fanem  Poroszenki, ale zdaję sobie sprawę, że jego potencjalni następcy mogą być z perspektywy Polski jeszcze gorsi. Polska powinna podobnie jak m. in. Niemcy w wielu krajach Europy Środkowo-Wschodniej odziałowywać na ukraińskie społeczeństwo, polityków poprzez swoje fundacje, które realizowałyby polski punkt widzenia. Dzięki temu w dłuższej perspektywie polska dyplomacja nie musiałaby dokonywać takich wyborów.

                 Kamil Waćkowski

Click to rate this post!
[Total: 6 Average: 4.3]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *