WF i inni

Celem lekcji WF-u nie jest wyrobienie sprawności cielesnej uczniόw. Każdy chłopiec tak czy inaczej taką sprawność do pewnego stopnia osiągnie sam, nawet bez lekcji wychowania fizycznego. Biegając, jeżdżąc na rowerze, wdrapując się na drzewa i trochę grając w piłkę, niechybnie dojdzie do jakiegoś tam stopnia gibkości.

Celem WF-u jest wyrobienie w uczniόw postawy obywatelskiej. WF powinien odbywać się tylko raz w tygodniu i trwać trzy godziny. Uczniowie muszą być na początku ubrani w identyczne stroje, bez podziału na ekipy. Lekcja powinna zaczynać się od trwającej co najmniej pόł godziny musztry. Chodzi oczywiście o złagodzoną wersję musztry. Proponuję nastepujące elementy:

– stawanie w szeregu w postawie zasadniczej,
– formowanie szyku od najwyższego do najniższego i od najniższego do najwyższego,
– dystans,
– zwroty w tył, w prawo i w lewo, przez oba ramiona,
– odliczanie w obydwie strony,
– ćwiczenie umiejętności natychmiastowego reagowania na polecenia „baczność” i „spocznij”.
Nie uważam za konieczne wprowadzanie innych ćwiczeń.

Po 30-35 minutach musztry, proponuję gimnastykę wzorowaną na mustrze. Dopiero teraz magister WF-u może zarządzić przerwę. Następnie musi podzielić uczniόw na drużyny (ekipy) i zaproponować im grę, ktόrą uzna za stosowną. Po regularnym meczu, ktόry pozwoli chłopcom wyszaleć się i zmęczyć, uczniowie powinni mieć możliwość umycia się. Jednak wzięcie prysznica wcale nie wydaje mi się konieczne.

Tak pojęty WF staje się pomostem między wypaczonym przez dekadencką rodzinę uczniem, a Rzeczpospolitą, zinstytucjonalizowanym dobrem wspόlnym. Musztra uczy chłopca, iż jest częścią Rzeczypospolitej, osłabia tendencję do prywaty, łączy go z wojskiem i uczy go pokory.
Bez musztry i następującej po niej gimnastyki, WF nie ma sensu i można go w takim razie zastąpic wymogiem okresowego okazywania zaświadczeń z klubu, w ktόrym się trenuje.

Musztra i gimnastyka są dodatkowo pomocne w nabyciu rzutkości potrzebnej ministrantowi.
W obrządku trydenckim ministrant ma w trakcie mszy skomplikowane zadanie. Musi m.in. stawać w postawie zasadniczej co najmniej 3 razy, a także wykonywać liczne zwroty.

Podobny duch powinien determinować program robόt ręcznych. Roboty ręczne nie nauczą chłopca jak być ślusarzem czy hydraulikiem. Ale mogą i muszą nauczyć go głębokiego szacunku i respektu dla zawodόw technicznych i dla rzemiosła. W trakcie zajęć robόt ręcznych nauczyciele (koniecznie mężczyźni) powinni być wobec uczniόw oschli i szorstcy, wręcz nieprzyjemni.

Dziewczęta muszą uczyć się szycia, cerowania, sprzątania i gotowania pod okiem i w lączności z lokalnym kołem gospodyń domowych. Może to być koło parafialne. Damy świeckie i zakonnice powinny rόwnież uczyć je, jak cerować ornaty, komże i jak np. budować żłόbki na Boże Narodzenie etc. Młoda kobieta jest nie tylko przyszłą małżonką i matką dzieci swego męża ale i panną służebną w zakrystii.
Dla kościelnego i dla zakrystianina jej rola jest istotna. Zakładam, że matka zaniedbuje cόrkę. Damy świeckie i zakonnice muszą więc nauczyć dziewczynę także prasowania, prania, przewijania niemowląt, higieny etc.

Ważna jest też nauka w szkole śpiewu chόralnego, rysunku i plastyki. Można uczyć zbiorowego wykonywania szybkich pieśni hiszpańskich, włoskich i chorwackich. W rodzimym repertuarze nie ma odpowiednich, rytmicznych utworόw o optymistycznej treści.

Zajęcia przysposobienia obronnego mają chłopcόw nauczyć autentycznych podstaw rzemiosła wojskowego (strzelanie, w tym z broni maszynowej; pierwsza pomoc; czołganie się; kamuflaż; rozkładanie, czyszczenie i składanie broni; manewry; bieg przełajowy; forsowny marsz), dziewczęta zaś nauczyć umijętności sanitariuszki, w tym fundamentόw farmacji. Tego ostaniego powinno się uczyć rόwnież chłopcόw. Znam przypadek oficera rezerwy, ktόry prosił o aspirynę dla krwawiącego podwladnego.

WF, przysposobienie obronne, śpiew, rysunki, roboty ręczne i lekcje higieny to podstawowe przedmioty szkolne. Na wychowaniu obywatelskim nauczyciel powinien czytać uczniom Politykę Arystotelesa. Szkoła powinna tak samo uczyć łaciny i greki. Uczniowie muszą znać filozofię perypatetycko-scholastyczną i tradycyjny katechizm trydencki. Nalezy uczyć rachunkόw i sprawnego czytania. Tak samo geografii i chronologii. Nauczać trzeba też podstaw biologii. Ważna jest znajomość literatury starożytnej i średniowiecznej. Z językόw nowożytnych proponuję włoski i turecki. Ważna jest rόwnież geometria.

W trakcie roku szkolnego uczniowie płci obojga muszą jeździć na wieś, aby pomagać chłopom w pracach polowych, w rąbaniu drzewa, w obejściu. W lipcu muszą odbywać praktyki robotnicze.

Antoine Ratnik

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “WF i inni”

  1. Zajęcia przysposobienia obronnego mają chłopcόw nauczyć autentycznych podstaw rzemiosła wojskowego (strzelanie, w tym z broni maszynowej; pierwsza pomoc; czołganie się; kamuflaż; rozkładanie, czyszczenie i składanie broni; manewry; bieg przełajowy; forsowny marsz), – trochę to anachroniczny plan, z całym szacunkiem. W obecnych wojnach gros działań bedzie toczyć się w terenie zurbanizowanym, wobec czego niezbedna jest sprawność typu gimnastycznego, cos jak modny wśród młodzieży „parcour”. Jako trening bardzo dobra jest tzw. zaprawa więzienna: drążek, pompki, przysiady, mostki, brzuszki, stanie na rekach …

  2. Książę Harry, mówił że w dzisiejszych wojnach pomagają niektóre gry komputerowe 😉 Obawiam się, że miał rację, ale gry cnót raczej nie wyćwiczą. AR: „W trakcie roku szkolnego uczniowie płci obojga muszą jeździć na wieś, aby pomagać chłopom w pracach polowych, w rąbaniu drzewa, w obejściu.” Mam nadzieje, że to pomoże uczniom obojga płci w zdecydowaniu się na jakąś jedną płeć 😉 Ogólnie zgadzam się z tym, że nawet miejskie dziecko powinno pojechać na wieś i nauczyć się, co z czego i jak powstaje. PS. Pozdrowienia dla WF’a i innych.

  3. @Alek E tam, dzięki staniu na rękach uczniowie poprawią sobie ukrwienie mózgu i w try miga nauczą się pilotowania dronów;) A poza tym będą mieli zajęcia z robotów (ręcznych) 😉 Szkoda tylko, że dzisiaj tak niewielu ma dostatecznie dobre ukrwienie mózgu, żeby wspomnieć czasem, że były kiedyś czasy, gdy nie wszyscy mężczyźni byli objęci obowiązkowym poborem;) Fizyki i chemi co prawda u p. Ratnika nie będzie, ale za to wszyscy będą gigantami z „fundamentów farmacji”, dobre i to 😉 A tym kłopotem z określeniem tożsamości płciowej na wsi może nie warto się martwić? Może p. Ratnikowi chodziło o to, żeby każdy na stogu siana uzupełnił swoją hm… edukację seksualną? 😉 Bo inaczej nie rozumiem po co te obowiązkowe wyjazdy na wieś, mogłoby się to skojarzyć z PRL-em, a o takie sympatie takiego konserwatystę jak p. Ratnik nie posądzam;))

  4. Musztra, zwroty, baczność i spocznij jako kształtowanie postawy obywatelskiej na WF-ie? Zupełnie śmieszne i niedorzeczne. Postawę obywatelską to zdobyć można na lekcjach polskiego i historii, pod warunkiem odpowiedniego podania na tacy. Bo zbyt nahalne wciskanie, tak jak bezideowość przyniosą skutek odwrotny do zamierzonego. Musztra nawet w wojsku nie przyda się. Np. w armii izarelskiej nie ma jej wcale. Nie ma tam też hierarchii, a rozkazy są rozumiane jako zadania do wykonania niż rozkazy w naszym rozumieniu. Fakty (wygrane wojny) zaświadczają o słuszności takieog podejścia. Musztra przydaje się jedynie w defiladach. Jeśli rolą armii jest podtrzymywanie ducha w narodzie poprzez występy na paradach i defiladach, to w części mogę się zgodzić z p. Ratnikiem.

  5. Groteskowy program p. Ratnika obowiązywał w PRL-u. Sam go przeszedłem w całości z musztrą włącznie (zamiast scholastyki był zbliżony do niej marksizm leninizm). Proponuję jeszcze ćwiczenie szyku falangi i noszenie oporządzenia hoplity, bez czego nie można poczuć ducha filozofii perypatetyckiej. Poza tym podniesie to zamierzony efekt edukacyjny: bezrefleksyjna, ciemna masa, zdolna do robót ręcznych i rzemiosła. Zdaje się Hitler coś takiego przewidział dla Polaków, jako ludzi II kategorii. Skąd to się bierze? Np z katechizmu kard. Gasparriego dowiadujemy się czym jest cnota: „Cnota jest to stała zdolność woli do czynienia dobrego a unikania złego”. Jest to nieprawda. Tylko jedna cnota kardynalna: sprawiedliwości jest w woli. Roztropność jest w rozumie, umiarkowanie w pożądliwości a męstwo w gniewliwości. Nie moja nauka tylko św. Tomasza z Akwinu. U Gasparriego jest natomiast nauka św. Bonawentury. Szczegół. Wsadzenie wszystkich cnót do woli powoduje, że człowiek staje się jednowymiarowy jak rekrut w szeregu. Wszystko polega na powtarzaniu odpowiednich uczynków.

  6. Nabijacie się Panowie, ja trochę też, ale jest ziarno prawdy w tym, co autor pisze. Elementy drylu wojskowego mają sens wychowawczy, zwłaszcza u pewnych charakterów. Taki styl uczy koordynacji, dyscypliny, zespołowego działania. Zagadka z serii – kto to powiedział: „Przypominam sobie, że wywołałem kiedyś wielkie oburzenie w klubie profesorów jednego z wielkich uniwersytetów amerykańskich, kiedy na pytanie co robić, aby wyleczyć młodzież ze sceptycyzmu moralnego, zaleciłem dwa lata obozu pracy. To jest może przesada, ale być może powrót do mniej wygodnego życia by tutaj pomógł.”

  7. Rozwiązanie zagadki Aleka: Tak powiedział I.M.Bocheński OP. Ale to i tak nic nie da. Od św. Augustyna przyjęło się uważać, że większość ludzi i tak będzie potępiona. Nie żadne tam 85% zdemoralizowanych Francuzów, jak twierdzi pelagianin Ratnik, tylko zdrowo ponad 99% procent populacji, jak twierdzą Ojcowie i Doktorzy. Ratnik może nieświadomie przejął poglądy Maritaina i dlatego przeraziło go te 85%. Witamy na Ziemi.

  8. @WK Z Panskiego „traktatu o cnotach” wynika, ze Pan masz takie pojecie o filozofii, jak Jurek Owsiak o strzelaniu i o wf-ie:) Cos slabo Pana musztrowali w tym PRL-u.

  9. Dziękuję. „Komu mało dano od tego mało wymagać będą”. Chciałbym wierzyć, że Pańskie pojęcie o filozofii dorównuje Arystotelesowi. Dało by to przynajmniej tyle, że by go Pan rozumiał. Świata by Pan nie jednak rozumiał, bo świat nie jest wytwarzaniem okrętów, posągów, garnków itp. na gigantyczną skalę, jak to sądził Arystoteles. Tak jak nie rozumie Pan, że Pański geniusz filozoficzny można wykorzystać najwyżej do rekonstrukcji historycznej w kółku zainteresowań ale nie w świecie akceleratorów i komputerów. Ale jakoś w to nie wierzę, podobnie jak w to, że widział Pan „Summę teologiczną” na oczy. Zresztą po co to Panu, skoro cnota roztropności jest u Pana w woli a nie w rozumie.

  10. WK: „Nie żadne tam 85% zdemoralizowanych Francuzów, jak twierdzi pelagianin Ratnik, tylko zdrowo ponad 99% procent populacji, jak twierdzą Ojcowie i Doktorzy. Ratnik może nieświadomie przejął poglądy Maritaina i dlatego przeraziło go te 85%.” Ile wynosi błąd pomiaru w tych wyliczeniach? Pytam, bo chcę wiedzieć, czy zostawiono Panu Bogu jakiś luz decyzyjny.

  11. ciężko mi ogarnąć o co chodzi panu Ratnikowi w jego artykułach. Często to jakiś bełkot bez formy. Nie ma tezy, rozwinięcia i konkluzji tylko jakieś lanie wody (zwłaszcza ten j. turecki!). Ad rem do autora: w jaki sposób widziałby Pan taki model szkolny? W państwowej szkole z przymusowym obowiązkiem szkolnym? Na jedynych taki sposób działa, a na innych nie. To rodzice mają wysłać swoje dzieci, które znają najlepiej do takiej szkoły, aby dziecko się mogło najlepiej rozwijać, a nie do przymusowej „rejonówy” państwowej, gdzie są różni (mądrzy, głupi etc.)

  12. A czy Pan Ratnik odbył już „praktyki robotnicze”? Nie wiem jak we Francji ale w Polsce odbywają się one zazwyczaj w call center w nieco późniejszym wieku 🙂 Dobra zaprawa do tego, by jak się z tego wyrwie doceniać co się ma. Program Ratnika jest wewnętrznie sprzeczny. Bo chłopak poczyta „Politykę” Arystotelesa, skąd dowie się, że człowiek wolny nie powinien zniżać się nawet do wydawania rozkazów niewolnikom wykonującym czynności robotnicze (i od tego ma mieć rządcę). A później będą mu wpajać „głęboki szacunek” do zawodów technicznych. Najlepsze jest to „W trakcie zajęć robόt ręcznych nauczyciele (koniecznie mężczyźni) powinni być wobec uczniόw oschli i szorstcy, wręcz nieprzyjemni.” ;-)))

  13. Szacunek dla pracy jest ideą chrześcijańską (benedyktyńską). Grecy brzydzili się pracami ręcznymi. Arystoteles nie wielbi trudu pokonywania oporu materii (trudu działania) lecz samą SZTUKĘ działającego, której nadaje intelektualny wymiar. Lepszy lekarz znający przyczyny choroby niż taki, który JEDYNIE leczy itd. Dlatego obywatele nie mogą się zajmować pracami niewolniczymi, które chce aplikować Ratnik, celem nauki szacunku do rzemiosła i techniki. Skutek może być całkiem odwrotny. Neotomiści nie mają tego szacunku, bo – jak powiadają – artefakty sztuki nie są bytem tylko AGREGATEM bytu, czyli pośledniejszym rodzajem rzeczywistości, którego kontemplacja ODRYWA człowiek od BYTU JAKO BYTU. Nie ma to większego znaczenia, bo arystotelizm w dowolnej wersji jest ideologią JAŁOWĄ, BEZOWOCNĄ, która przez dwa tysiące lat nie dała żadnego, dosłownie:ŻADNEGO odkrycia. Jeśli ta jałowość do kogoś nie trafia, to trudno sobie wyobrazić, co w ogóle mogłoby trafić. Równie dobrze, wzorem Bartyzela, można wybrać sobie nauczanie kapłanów egipskich (starożytny Egipt trwał dłużej niż arystotelizm) albo kulturę paleolitu (była jeszcze trwalsza). Jak ktoś jest zainteresowany powrotem do jaskini tu znajdzie wskazówki: http://www.granicenauki.pl/index.php/pl/granice-nauki/filmy/826-czy-warto-nasladowac-jaskiniowcow-piotr-koc . To wcale nie jest całkiem absurdalne bo relikty kultury zbieracko-łowieckiej pozostały do dziś np. wędkowanie. cdn.

  14. Przyczyną traktowania jakieś ustroju społecznego, czy to będzie mój paleolit, Egipt Bartyzela, korporacjonizm feudalny Ratnika jako Prawdy jest zaszczepiony Zachodowi przez filozofów greckich esencjalizm, czyli przekonanie, że nasze pojęcia mogę wychwytywać esencję bytów, przez co istnieje język uniwersalny, wg którego zorganizowane jest nasze, idealne społeczeństwo (i tautologicznie: organizacja społeczna tworzy ten język, co jest istotą pomysłu Ratnika). To on tworzy „społeczeństwo zamknięte” Zachodu. Tylko, że taki język nie istnieje. Jednego z dowodów dostarcza sam Ratnik. Jego pomysły obywają się, jak widać, bez języka Ewangelii. Jeśli mają być z nią zgodne, musi istnieć jakiś dobry PRZEKŁAD. A zatem muszą istnieć co najmniej dwa równie adekwatne języki, co wywraca koncepcję języka uniwersalnego. Kandydatem na język uniwersalny była zawsze matematyka. Matematyka jest jednak strukturalnie niestabilna (małe zaburzenie w komunikacji prowadzi do dużego zaburzenia w rozumieniu). Język potoczny jest strukturalnie stabilny, bo jest wieloznaczny, niezdeterminowany, zależny od kontekstu i sytuacji itd. Gdyby istniał uniwersalny język esencjalny (biblijna wieża Babel), NIE MOGLIBYŚMY SIĘ W NIM POROZUMIEĆ, bo byle jakie zaburzenie niszczyłoby akt komunikacji i znaczenia. Nie byłoby nauki (która jest), bo nie można byłoby osiągnąć żadnej zgody, co do jakichkolwiek założeń itd. I właśnie u Ratnika każde zaburzenie jest wykluczone, bo BRAK ZABURZEŃ JEST ISTOTĄ ZAMKNIĘTEJ CYWILIZACJI ZACHODU. Byłaby to jednak cywilizacja trupów. Sam Arystoteles gloryfikował grecką polis, ale przyczyny jej świetności w ogóle nie zauważył. Był nią handel. Jednak na analizę handlu, nie pozwalała terminologia arystotelesowka, ujmująca tylko to, co bezpośrednio dostępne dla zmysłów. A ponieważ była uznana za UNIWERSALNĄ, więc takie zjawiska jak handel nie zostały w niej uznane za ISTOTNE dla rzeczypospolitej. To samo spotkało naukę. Język uniwersalny zawsze zakłada werbalizm i uniemożliwia poznanie rzeczywistości pozawerbalnej. Filozofia perypatetycka u każdego myślącego człowieka będzie się domagała uzgodnienia z fizyką, informatyką, prawem, biologią, chemią, kosmologią itd. Dlatego Ratnik na wszelki wypadek pomija te elementy wykształcenia w swoim programie. Pytanie czy w ogóle wyraziłby w nim Ewangelię nie pomijając tego, co jest w niej istotne? Pewno nie odpowie.

  15. Na wszelki wypadek oświadczam, że do 26 roku życia mieszkałem i pracowałem na wsi. Potrafię (ręcznie) doić krowy, powozić koniem, zabić i oprawić prosiaka (Ratnik jako mieszczański gryzipórek pominął zupełnie kontakt ze zwierzętami, co sprzedaje jako pomysł na „klasyczną” cywilizację), siać, sadzić, kosić, uprawiać warzywa itd. Mam dyplom technika mechanika obróbki skrawaniem. Przez 4 lata uczyłem się „prac ręcznych” w tym ślusarskich, stolarskich, spawalniczych, mechanicznych, ciesielskich itd. Umiem strzelać z broni krótkiej i długiej, posługiwać się mapą, orientować w terenie itd. Jestem aktywnym modelarzem redukcyjnym. Biegam, pływam. Piszę to, aby uświadomić, że nie chodzi o skrybę, który z za biurka nie może wiedzieć o co chodzi.

  16. Znakomity pomysł panie Antoine! To właśnie tego typu system edukacyjny znakomicie wspomógłby budowę społeczeństwa tradycjonalistyczno-biedystycznego! Pozdrawiam!

  17. Ale jajca! Uczestnik dyskusji uprzedzając spodziewany atak osobisty z góry tłumaczy, że doił krowę, więc kompetencje do niniejszej dyskusji ma 🙂 Ja bym z chęcią poznał Panów poglądy wychowawcze od strony pozytywnej. Moje są takie, jak już wspomniałem. AR porusza słusznie aspekt behawioralny, choć robi to w sposób łatwo wystawiający go na strzał. Nauka psychologii behawioralnej dostarcza danych na temat tego, że nie wystarczy człowiekowi wytłumaczyć, iż jakiś jego lęk jest nieracjonalny. Potrzebne jest bezmyślne odwrażliwianie – jak u piesków. To się może komuś nie podobać, ale nawet tępe czynności miewają wpływ na charakter i oddziałują na cnoty. Oto dowód: http://ms.gov.pl/Data/Files/_public/probacja/2010/nr2/3balandynowicz.pdf

  18. @Alek: Ma Pan rację. Zna Pan zapewne wyniki eksperymentów Libeta. Świadoma decyzja o podjęciu działania jest warunkowana tzw. neuronalnym potencjałem gotowości, czyli m.in. uprzednio ukształtowanym (społecznie) behawiorem. Jest oczywiste, że wyuczamy się reakcji emocjonalnych. Ale jaki to ma być behawior? Czemu dla każdego jednakowy? Jakie emocje kształtować? To zupełnie inne zagadnienia. Mnie polis grecka nie imponuje, tak samo jak feudalizm, czy kolejne republiki francuskie. Nie widzę żadnego sensu, żeby wychowywać do takiego społeczeństwa.

  19. Panowie, a czy zdajecie sobie sprawę, że znaczną część (ok. 40 %) mieszkanców Polski stanowią mieszkańcy wsi i ich procent obecnie się zwiększa (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ludno%C5%9B%C4%87_Polski, http://www.wiking.edu.pl/article.php?id=269). A na dodatek mieszczuchy mają niższy współczynnik dzietności. Do tego dochodzi multum ludzi, którzy mają rodzinę na wsi, sami urodzili się na wsi i przeprowadzili do miasta itd. itp. Więc postulat obowiązkowych wyjazdów na wieś gdzieś tak w połowie przypadków (jak nie więcej) tyle samo sensu co pomysł wożenia drewna do lasu.

  20. Tak więc ubaw po same pachy, tego „programu szkolnego” po prostu nie da się traktować poważnie (pomimo jakichś tam „ziaren prawdy” zawartych tu i ówdzie).

  21. @ dariusz.pilarczyk: Proponuję doliczyć ludzi, którzy kiedyś przejeżdżali przez wieś 😉 @ WK: „Ale jaki to ma być behawior? Czemu dla każdego jednakowy? Jakie emocje kształtować? To zupełnie inne zagadnienia.” To szukanie pseudo-problemów. Równie dobrze można powiedzieć, po co każdemu podobna wiedza. Po co standardowy język? Zastane pojęcia gwałcą niezależność i kreatywność umysłu. Jest w tym część prawdy, ale oddziaływanie organizmu ze środowiskiem NIE DAJE jednakowego behawioru, podobnie jak nie daje jednakowych myśli czytanie tego samego tekstu. W każdej jako tako złożonej czynności człowieka jest wpływ jego osobowości. Można to zaobserwować zarówno w bieganiu, jak i w skokach narciarskich. W języku dostajemy normatywny zestaw znaczeń, a często, mimo tego, nie jesteśmy w stanie się zrozumieć. Wracając do meritum, pożądane jest np. wyćwiczenie pewnej dozy samodyscypliny w człowieku, zahartowanie go, żeby nie targały nim zbyt łatwo proste impulsy. Ta impulsywność i nieopanowanie zwykle do dobrego nie prowadzą. Są zatem rzeczy, które warto traktować jako uniwersalne i ćwiczyć powszechnie, bo to się sprawdza. Studiowanie wiedzy ułatwia zrozumienie, a ćwiczenie daje potencję. Jedno i drugie przydaje się w życiu.

  22. @Alek Jeśli to ma być dowód, że wy, humaniści, nie umiecie liczyć, to dziękuję ale już wiem od dawna;) Liczba 40 % mówi sama za siebie, to jest wystarczająco duży ułamek. A że pewnie jeszcze niedoszacowany to już inna sprawa.

  23. Monsieur Antoine chyba miał niewielki kontakt ze wsią (co akurat nie jest ujmą, choć dla Niego może jest). Stąd te przymusowe wywozy traktowane niczym jakieś wycieczki do Chin czy na Marsa zawarte w jego „programie edukacyjnym”.

  24. „Jednak wzięcie prysznica wcale nie wydaje mi się konieczne.” Moim zdaniem prysznic mógłby zabić cnotę obywatelską, którą wyrabia kolektywne odczuwanie smrodu.

  25. „Równie dobrze można powiedzieć, po co każdemu podobna wiedza. Po co standardowy język? Zastane pojęcia gwałcą niezależność i kreatywność umysłu”. Nieprawda kompletna. Pisałem już o tym w poście z 10:23. Język wcale nie jest „standardowy”. Język jest STRUKTURALNIE STABILNY, bo jest wieloznaczny i zależny od kontekstu. Język esencjalny byłby niestabilny (jak np. matematyka) i tym samym żadna komunikacja byłaby niemożliwa. Język byłby tworem absurdalnym. Arystoteles wbił nam do głowy, że człowiek ma tajemniczą zdolność odkrywania natury rzeczy i nazywania jej w poprawny sposób. Stąd jest Pana niepokój o „standardowe pojęcia”. Tylko, że jakoś przez dwa tysiące lat ta tradycja żadnej „istoty rzeczy” nie ujawniła. Jedyne co ujawniła to werbalizm. Ale ponieważ język jest sposobem działania w świecie werbalizm jest społecznie bardzo skuteczny. Co do dyscypliny zgadzam się całkowicie. Więc może weźmy jakąś tradycyjną regułę np. benedyktyńską, augustiańską. Moim zdaniem mało są przydatne w dzisiejszym społeczeństwie, bo są dla zamkniętych, małych społeczności. Ale ojcowie pustyni bardzo są na czasie. W wielkich miastach jesteśmy jak oni na pustyni: sami pośród diabłów. Zamiast dyskutować, proponuję zastosować i zobaczyć efekty: działa.

  26. WK: Pański wywód jest po mojej myśli. Język oczywiście jest plastyczny, czego nie zabijają normatywne słowniki języka (np. polskiego) próbujące standaryzować znaczenia dla praktycznego celu. Tym niemniej w jakimś stopniu wypracowana siatka pojęć w danej dziedzinie (języku) czyni jedne wnioski łatwiejszymi od innych (zgoda?). Z jakiejś też przyczyny lepiej jest czytać dzieła filozoficzne w oryginale, nieprawdaż? Wejdźmy również na pole logiki. Czeka Pan na nowoczesną teologię opartą o dwudziestowieczne zdobycze logik (wielowartościowych). Tymczasem logika trójwartościowa jest przetłumaczalna na dwuwartościową postać. Liczyć możemy jednak na to, że pewne rzeczy w innym systemie będą łatwiejsze do opisania i zrozumienia. PS. Nie ma mojego niepokoju o „standardowe pojęcia”. Pomimo pewnego gwałtu na niezależności, wolę tę niewolę od bełkotu i w związku z tym niepokoją mnie bardziej „pojęcia niestandardowe” 😉

  27. Mogę to wyjaśnić. Bocheński maniakalnie powtarzał, że „poza logiką jest tylko bełkot”. Lubił też mówić, że „logika to zbiór tautologicznych banałów typu krzesło jest krzesłem”. Jak się z tych dwu opinii zrobi sylogizm to wychodzi, że „poza zbiorem banałów jest tylko bełkot”. Zbiór banałów to są właśnie Pana „pojęcia standardowe”. Komunikat ma sens nie dlatego, że nasze umysły w cudowny sposób chwytają „istotę rzeczy” i przekazują sobie nawzajem tylko dlatego, że mając intencję wspólnego działania, uzgadniamy, jak mamy to robić. Warunkiem języka jest istnienie umysłu zdającego sobie sprawę z intencji drugiego umysłu (moim zdaniem tu jest tez podstawa miłości siebie i bliźniego, bez której umysł umiera w zasadzie dosłownie). Niemowlaki nie mają tej zdolności i traktują słowa jak zwykłe dźwięki. Ale kiedyś następuje „obudzenie umysłu”, czyli zdolność do koncentracji uwagi na INTENCJI drugiego. Ja mówię np. „gońmy królika” a Pan mówi „a-ha” no i gonimy razem i dlatego rozumiemy, co to znaczy „gonić królika”. A jak go złapiemy to rozumiemy nawet czy słusznie goniliśmy czy niepotrzebnie. Sens tego polowania wcale nie jest (tylko) w naszych głowach. Jest obiektywny. Procedury logiki czy fizyki niczym się od tego nie różnią. Wymagają jedynie większej zdolności do PRECYZYJNEJ IMITACJI całego działania. Autorzy obecnego KKK nie mieli tej zdolności w wystarczającym stopniu. Np. sformułowanie dogmatu Trójcy Św. jest tam sprzeczne, chociaż istnieje forma logicznie poprawna.

  28. @ WK: Chomsky twierdzi, że fundamentalny system gramatyczny umożliwiający uczenie się języka jest wrodzoną cechą ludzi. Ta wrodzona wiedza językowa określana jest terminem gramatyki uniwersalnej. Dziecko poszerza zasób słownictwa od rzeczy dość prostych przez bardziej złożone do pojęć abstrakcyjnych (gdy już jest starsze). Student czytając podręczniki akademickie nasycone pojęciami abstrakcyjnymi wyrabia sobie siatkę pojęć bardziej abstrakcyjnych, gdzie jedno abstrakcyjne tłumaczone jest za pomocą innych abstrakcyjnych. Teraz przejdźmy do języków programowania. Kod maszynowy, to zapis instrukcji w postaci liczb, które są rozkazami i danymi bezpośrednio pobieranymi przez procesor wykonujący program. Programowanie w kodzie maszynowym jest bardzo trudne i czasochłonne. Językiem niskiego poziomu programowania zrozumiałym dla człowieka jest język asembler (a w zasadzie rodzina języków). W językach asemblera jedno polecenie odpowiada zasadniczo jednemu rozkazowi procesora. Sam Asembler to program dokonujący tłumaczenia języka asemblera na język maszynowy, czyli tzw. asemblacji. Powtarzające się często schematy programistyczne doprowadziły do powstania tzw. makroasemblerów, które rozszerzają asemblery o obsługę makr przed właściwą asemblacją, co zbliża je nieco do pierwszych wersji języka C. Język C jest na wyższym poziomie niż języki asemblera, ale sam posłużył do zbudowania języków jeszcze wyższego poziomu. I tak dalej, można tworzyć języki wyższego poziomu przydające się do zamierzonych specyficznych celów np. ułatwienia pisania jakiegoś programu, żeby programista nie musiał się martwić wszystkim. Jedno polecenie załatwia za niego wiele spraw. Nie musi np. ciągle dbać o zarządzanie pamięcią itd. Koszt jest taki, że język wysokiego poziomu sam został przez kogoś zaprogramowany. Ten ktoś mógł popełnić błędy, które my dziedziczymy. Bierzemy to z całym inwentarzem lub nie. Jak to się ma do języka filozofii? Otóż mamy do wyboru, albo siatkę pojęć, które stworzyli inni, albo budowę od podstaw. To, co wymyślili inni może być obarczone niedociągnięciami (Niektóre błędy szacownych arystotelesów powypływały po tysiącach lat) Mogą przez to powstać błędy w naszym własnym rozumowaniu. W tym sensie nasiąkając cudzymi sposobami widzenia świata, budujemy w głowie połączenia nerwowe, które ułatwiają nam lub utrudniają zrozumienie. Rzeczy ugruntowane traktujemy jako pewnik, który określa nasze postrzeganie świata, bo wpływa na filtrowanie nowych informacji. To, co jest zgodne z dotychczasowymi połączeniami w mózgu zostaje do nich dobudowane. Informacje niezgodne mają utrudniony dostęp. W ten sposób przyswojona wiedza bierze nas w pewnym stopniu na swój pasek. Zgadzamy się co do tego?

  29. Co do Chomsky’ego nie zgadzam się. On opiera się dwu założeniach: 1/składnia ma inne podłoże genetyczne od semantyki; 2/ istnieje składnia wspólna wszystkim językom (gramatyka uniwersalna). Mają za tym przemawiać trzy okoliczności: 1/ że wszystkie ludzkie społeczności i tylko one wykształciły języki; 2/ powszechność pewnych struktur gramatycznych; 3/ sprawne nabywanie kompetencji językowych pomimo ubóstwa bodźców. Powiązania wszystkich tych 3 okoliczności z tezami Chomsky’ego można jednak podważyć, co zresztą uczyniono z powodzeniem i to z wielu stron na raz (II Wittgenstein, językoznawstwo kognitywne, neurobiologia, nauki ewolucyjne). Ostatecznie Chomsky modyfikując wielokrotnie swoje teorie okopał się przy wniosku, że o uniwersalnej gramatyce świadczy fakt, iż w zdaniach można osadzać inne zdania, co ma być konstytutywne dla języka. Ja sądzę, że filogenetycznie pierwotniejsze jest używanie symboli językowych a gramatyka ma podłoże kulturalno-historyczne i to stosunkowo niedawne. Inaczej mówiąc akwizycja słownictwa i reguły gramatyki opierają się na tych samych „mechanizmach”. Chomsky opiera się na filozoficznym paradygmacie, że język i rzeczywistość ma wspólną formę logiczną o której jednak nic nie można powiedzieć (co najlepiej wyłożył Wittgenstein w „Traktacie logiczno-filozoficznym”) i tylko to założenie nadaje całej teorii sens i odporność (nic nie można powiedzieć). Niestety, choć stoi za nim cała zachodnia filozofia jest zupełnie niespójne z danymi wielu nauk empirycznych. ———————-Teraz właśnie ukazała się znakomita książka Bartosza Brożka „Granice interpretacji”, gdzie bardzo interdyscyplinarnie omawia te sprawy, zwłaszcza rozdział II „Spór o naturę języka”. Jego wnioski korespondują z zakończeniem Pana wpisu o sposobach nabywania wiedzy, granicach jej interpretacji, zmianach modelu rzeczywistości oraz bełkocie ale bez założenia gramatyk uniwersalnych. Jeżeli interesuje Pana algorytmiczne podejście do umysłu to polecam wykład Piechowicza o tzw. „języku mentalskim” tutaj: http://www.granicenauki.pl/index.php/pl/granice-nauki/filmy/815-mentalski-jezyk-ktorym-myslimy-robert-piechowicz

  30. Tezę Chomskiego przyjąłem na mocy autorytetu epistemicznego, którym w dziedzinie psychologii poznawczej dysponuje u mnie prof. Andrzej Strzałecki. Temu ostatniemu zdarzyło się w rzeczonej kwestii użyć określenia „Chomsky wykazał/udowodnił”. Nie będę się wdawał w szczegóły, gdyż sedno mojego wywodu znakomicie broni się i bez Chomskiego. Nie widzę riposty, co do meritum postu, więc myślę, że mamy jako taki konsens. PS. Jeśli używa Pan linii przerywanej dla uzyskania akapitu, to informuję, że to widać tylko na takim samym komputerze (parametry ekranu, czcionki, przeglądarka), jakiego Pan używa.

  31. Czyli jaki – taki konsensus osiągnęliśmy. Nie zmienia to jednak mojego zdania o tekście Ratnika. To samo mógłby napisać Arystoteles, Seneka, stoicy i dowolny poganin. Nie ma w tym nic stricte chrześcijańskiego. Pan Jezus z jakichś powodów nei zajmował się sporządzaniem katechizmów, a nawet nie zostawił żadnych pism po sobie. Podsumuję zatem św. Pawłem: „ościeniem zaś śmierci jest grzech, a siłą grzechu Prawo”. Owoż p. Ratnik o niczym nie pisze jak o sile grzechu, którą jest Prawo.

  32. Greccy poganie nie wzywaliby do głębokiego szacunku dla prac fizyczno technicznych. Ale że w tekście nie ma wiele specyfiki chrześcijańskiej to u niektórych tradycjonalistów nie dziwne. Zachwycają się tekstami takimi jak u Rapsaila „nie jestem chrześcijaninem jestem rzymskim katolikiem-to subtelna acz istotna różnica”. Albo myślą Maurrasa który stawiał „Sobory Doktorów i Papieży” nad pisma „czterech ciemnych Żydów”. Być może jednak ma Pan rację,że dochodzą do kultu litery Prawa, czyli do mentalności judaistycznej, której tak bardzo chcą uniknąć.

  33. A co rozsadziło starożytny Rzym jak nie chrześcijaństwo? Teoria cnót jest oczywiście prawdziwa niezależnie od wyznania. Dzisiejsza neurobiologia jest spójna tylko z etyką cnót i etyką utylitarną (które nie muszą być sprzeczne). Ludzkie działanie opiera się „szybkim myśleniu emocjonalnym” (na którym zasadza się cnota) oraz automatycznym przewidywaniu skutków działań (utylitaryzm), w jednym i drugim wypadku osadzonych społecznie. W niewielkim tylko stopniu na refleksji (por. „Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym”, Kahnemana). Utylitaryzm nie może być, co prawda, podstawą etyki katolickiej ale nie przeszkadzało to św. Tomaszowi odwoływać się prawie wyłącznie do utylitarnych uzasadnień norm moralnych (nie wiem czy słuszne było wyrzucenie utylitarnych „celów” z nauczania o małżeństwie i zastąpienie ich nieutylitarnymi „znaczeniami”). Jak policzyli specjaliści 90% argumentacji etycznej Akwinaty ma charakter stricte utylitarny. Dla chrześcijanina ma to wszelako drugorzędne znacznie, skoro „wraz z miłością wlane są wszystkie cnoty moralne” (Akwinata). Jeżeli zasługą jest „wzrost miłości w woli” to szukanie czego innego jak owego wzrostu miłości jest – „jak miedź brzęcząca lub jak cymbał brzmiący” – mówiąc słowami św. Pawła.

  34. Że Europa się zlaicyzuje (zateizuje), jest dla mnie oczywiste. Zejdziemy do katakumb jak w pierwszych wiekach. Polacy mają olbrzymią praktykę konspiracji więc mnie to nie przeraża. Francuzi bez państwa niczego nie zrobią. To jest ta różnica. Pierwotne chrześcijaństwo było inicjacyjne (jak dziś masoneria). Trzeba było trochę „chodzić z Jezusem” (taki właśnie zarzut stawiają Piotrowi Żydzi). Potem chrzest przyjmowano po okresie katechumenatu, czyli wprowadzenia do wspólnoty. Warto zauważyć, że są to naturalne sposoby nawiązywania więzi społecznych. Gdy chrześcijaństwo stało się państwowe zastąpiono to środkami instytucjonalnymi. Mieszko I się ochrzcił a z nim wszyscy jego poddani. Relacja osobista zostaje zastąpiona relacją prawną i instytucjonalną, które są oparte na władzy, sankcjach, emocjach społecznych. Tradycyjnie odpowiadano, że przyczyną ateizmu jest grzech, który prowokuje do negowania Boga dla zmniejszenia poczucia winy. Wg Apostoła prawo też jest skutkiem grzechu, skoro „siłą grzechu jest Prawo”. „Nie wiedziałem czym jest pożądanie, gdyby Prawo mówiło nie pożądaj” itd. Jezus Chrystus przynosi odpowiedź na ten stan rzeczy a jest nią przyjaźń z Bogiem. To nie jest oparte na władzy czy sankcjach. To jest zupełnie nowa jakość, nowe stworzenie jak mówi św. Paweł. Bardzo stąd daleko do zakazu spoufalania się z Bogiem jaki obowiązuje u tradycjonalistów. Św. Benedykta od Krzyża (Edyta Stein) pisała, że chrześcijaństwo tym się różni od innych wyznań, że ustanawia bezpośrednią relację każdego z Bogiem. Wiejska baba może wejść do kościoła i rozmawiać z Bogiem. U Żydów nawet królowa nie miała wstępu do świątyni. Z Bogiem mogą się komunikować przez męża, pośredników, kult, ofiary, Prawo. Z chrześcijańskiej perspektywy to jest wszystko „życiem wg ciała”. Bez Chrystusa Boga można się tylko bać. Nie ma żadnej racji do zwracania się do Niego z ufnością, jak do „Tatusia” (to właśnie znaczy słowo „Abba”). „Jeżeli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *