Wywiad portalu konserwatywna.emigracja.com z Antoine Ratnikiem

Proszę opowiedzieć o okolicznościach swojego wyjazdu do Francji.
Przyjechałem do Francji jako młody chłopak. Z krajem tym łączyły mnie więzy rodzinne, ale także liczne przyjaźnie. Natychmiast poczułem się więc jak u siebie w domu; nigdy jednak – z wyjątkiem okresu być może nie dłuższego niż siedmioletni – nie zerwałem łączności ze starym krajem. Ale nawet we wspomnianym okresie podtrzymywałem minimalny kontakt. Około roku 1996 wszystko w tej materii wrόciło do normy.

Zamierza Pan wrócić do Polski?

Nie wiem co przyniesie przyszłość. Nie umiem na to pytanie odpowiedzieć. Nie jestem patriotą, tylko kontrrewolucjonistą i katolickim tożsamościowcem. Czuję się dobrze tam, gdzie mogę mieć do mojej dyspozycji Tradycję. A o to we Francji dużo łatwiej niż w Polsce… Mieszkam o trzydzieści minut piechotą od kaplicy FSSPX. Tam jest Tabernaculum, a w nim Chrystus. W obronie tego Tabernaculum gotowi jesteśmy oddać życie. Tam mam dostęp do sakramentόw, tam jest Msza w każdą niedzielę. To jest moja insula. Noszę na sobie szkaplerz z materiału i medalik z Rue du Bac, jak polscy kibice noszą swoje szaliki i koszulki. Rozumiem to wszystko jako wojnę w obronie wiary i czuję się jak w VI wieku, ale już z moją obecną mentalnością i obyczajami. Łacinę uznaję za mόj język ojczysty. Powrόt do Polski mόgłby by nieroztropny…

Jak wygląda dziś Polonia we Francji i czy różni się od tej sprzed 30 lat?

Trzydzieści lat temu Polonia francuska miała bardzo konkretne zadanie.Trzeba było organizować pomoc dla uchodźcόw, wysyłać paczki do kraju etc. Dziś nie ma już takiej potrzeby. Według mnie po okresie głupkowatej euforii po 1989 roku, Polonia francuska chyba teraz jest martwa. Były rόżne prόby aktywizacji w latach 2000-2002, ale się pokłόciliśmy o to, że niektόrzy chcieli w statutach zapisu o „laickości”. Teraz po prostu kto zna polski, ten stara się tę znajomość dobrze sprzedać – ja też – bo można w rόżnych firmach nieźle zarobić na tłumaczeniach. Ot, tyle zostało po „Polonii francuskiej”!

Francja jest obecnie teatrem wzmagających się protestów przeciw polityce rządu, zarówno tej społecznej, jak i ekonomicznej. Przeciwko czemu ludzie najbardziej protestują?

Jest i będzie tego jeszcze więcej. Władzom to nie przeszkadza – dziś takie protesty to norma w Europie. Według mnie kwestia „małżeństw” homoseksualnych była tylko kroplą wody, ktόra przelała wiadro. Protestują klasy średnie, ktόre mają dość fikcji, dość przymusowych wakacji, obowiązkowej przyjemności, obligatoryjnego seksu, plaż, antykoncepcji nakazanej odgόrnie, analfabetyzmu i podatkόw. Mają dość polityki antyrodzinnej i ucisku fiskalnego.

Wspόłczesna Francja jest jakby podwόjna. Z jednej strony jest krajem, w ktόrym dzięki wybujałemu humanitaryzmowi stosunki międzyludzkie są bardzo łagodne. Sztuczna to łagodność, ale realna. Z drugiej strony klasy średnie poddane są autentycznemu wyzyskowi i są uciskane.

Wreszcie, Francja to kraina utopii i choroby psychicznej. Nie zapominajmy, że Rewolucja 1789 roku to nade wszystko utopia. Jeżeli dziś nauczyciele w państwowym szkolnictwie uczą np. matematyki czy języka angielskiego w ten sposόb, iż urządzają głosowania i pytają uczniόw co ewentualnie mają do powiedzenia w tych kwestiach, to jest to właśnie słynna „wyobraźnia przy władzy”- hasło Maja ‘68.

Ale faktograficznie rzecz ujmując, protestowano najpierw przeciw bluźnierstwom wymierzonym w Drugą Osobę Trόjcy Świętej, pόźniej przeciw wiadomym „małżeństwom”, a w tej chwili mają miejsce wzruszające protesty przeciw brutalności policji. Aresztowanie, po uprzednim skatowaniu go, niespełna 23-letniego młodzieńca, wzorowego studenta dwόch wydziałόw na raz, wzbudziło oburzenie. Nicolas – chłopak trochę misiowaty – stał się maskotką połowy Francji. Jego zdjęcie, jak leży nieprzytomny na pryczy, wywołało szok. Protestują jego koledzy i koleżanki w kraju i za granicą, a nawet policjanci i sędziowie. Te pręgi na skόrze Nicolasa bardzo, ale to bardzo ludzi poruszyły. Władzom jest to zupełnie obojętne.

Czy istotnie rząd jest aż tak zdeterminowany, by wprowadzać siłą rozwiązania, których nikt nie chce? Jeżeli tak – jaka jest przyczyna takiego stanowiska?

Rząd jest zależny od tych, ktόrzy go wystawili do władzy. To jest rząd marionetkowy, masoński, satanistyczny, rewolucyjny; jego celem jest wyłącznie ukontentowanie tych, ktόrzy nim kierują. Jest jasne, że ci, ktόrzy pociągają za sznurki, czego innego wymagają od prawicy, kiedy ją wystawiają do władzy, a czego innego od lewicy. Od prawicy zażądali wprowadzenia genderyzmu we Francji i to się udało. Teraz od lewicy zażądali „małżeństw homoseksualnych” i to też się powiodło. To jest dialektyka prawica-lewica.

Jak wygląda dziś francuska prawica? Kto się liczy i czy ma ona siłę zdolną zmienić istniejący stan rzeczy?

Po francusku jeśli się chce powiedzieć, że ktoś się całkowicie pogubił, wtedy mόwi się, że pedałuje w kapuście kiszonej. Właśnie prawica francuska pedałuje w kapuście… Nie może zmienić stanu rzeczy, gdyż w ogόle nie ma żadnego „stanu rzeczy”. Nastąpiła zmiana paradygmatu. A tymczasem prawica jakoś tego nie zauważa. Ludzie wstają rano do pracy lub nie są w stanie się nawet podnieść z łόżka; nie jedzą śniadania, a jeśli się ich zmusza do połknięcia czegoś rano, wtedy natychmiast wymiotują. Są „na prochach”. Idą do pracy albo i nie, ale i tak cały dzień spędzają tylko na jednym i jedynym zajęciu. Chcą mianowicie uniknąć zwracania im uwagi, nie chcą słuchać rad, nie chcą czułości. Zrywają przyjaźnie za dobre słowo, z pychy.

Prawica nie rozumie, że liczba posłόw w jakimś tam parlamencie nie ma najmniejszego znaczenia. Republika i demokracja to cyrk. To, co trzeba zrobić, to zmiana ludzkiego serca. No, ale prawica tego nie zrobi, bo przecież gdyby taki program przedstawiła wyborcom, nie uzyskałaby nawet 0, 5% głosόw.

Jak właściwie zdefiniować Front Narodowy? Z jednej strony we Francji partia ta uchodzi za skrajną prawicę, ale z drugiej – poza retoryką anty-unijną i antyemigracyjną – trudno zdaniem niektórych komentatorów doszukiwać się w jej przesłaniu wartości stricte prawicowych…

FPK. Francuska Partia Karierowiczόw. Jestem bardzo krytyczny wobec FN. Historycznie była to federacja wszystkich nurtόw nacjonalizmu francuskiego, ktόre Jean-Marie Le Pen sfederował i skierował ku akcji wyborczej. Zwycięstwo Frontu – ale i osobisty sukces Marine Le Pen w zeszłym roku – wzbudziło wielkie nadzieje. Wielu z nas powrόciło do FN. Dziś FN jest już tylko zbieraniną karierowiczόw. Jest zupełnie bezideowy. Brzydzę się FN-em , a jego przywodcόw uważam za zdrajcόw.

A co z monarchią? Czy Francuzi kojarzą osobę Ludwika XX i jego prawa?

Nie, no skąd! Może co poniektόrzy tak, ale to są wyjątki. Ale za to wszyscy wiedzą bardzo dobrze, że jeżeli mają w szufladzie trochę jakiegoś starego złota czy jakieś srebra rodzinne, to mogą je za bardzo dobrą cenę sprzedać i za uzyskane pieniądze zapłacić podatki czy kupić coś lepszego do jedzenia.

W moim mieście punkty skupu złota i srebra wyrosły jak grzyby po deszczu. W moim mieście, Panie Redaktorze, emeryci grzebią w śmietnikach żeby coś znaleźć i ugotować coś na obiad. Ludwik XX naprawdę mało się liczy.

Jaki jest obraz etniczny francuskiego społeczeństwa? Czy istotnie jest aż tak źle, jak czasem donoszą (nawet liberalne) media?

Tu właśnie prawica popełniła fatalny błąd. Pod wpływem de Gaulle’a uznano, że Francuzi są rasy białej. Tak było istotnie do pewnego momentu. Ale po kolonizacji, po powstaniu imperium francuskiego na wszystkich kontynentach, po tym całym niesamowitym dokonaniu cywilizacyjnym, Francuzi mogli już być i żόłci i czarni czy być nawet wyznania mahometańskiego, tak jak część Chorwatόw była wyznania mahometańskiego. To de Gaulle, aby znaleźć uzasadnienie dla porzucenia imperium posłużył się rasizmem. Jean-Marie Le Pen publicznie oskarżył go kiedyś o rasizm – mam nagranie wywiadu z Le Penem na ten temat.

Kiedy po dekolonizacji ludność kolorowa zaczęła napływać do Francji, prawica powinna była ją zagospodarować. Nie zrobiono tego. Nie zrobiono, bo być może nie dało się. Nie było na to sił, wojsko zostało przetrzebione, były masakry i egzekucje, trwała wojna domowa, dużo ludzi siedziało wtedy w więzieniach albo koncentrowało się na pomocy Algierczykom. No i tę ludność zagospodarowała lewica i skrajna lewica, czyniąc z kolorowych bombę ludzką przeciw autochtonom. Tak więc, to nie jest problem etniczny tylko problem taktyki rewolucyjnej zastosowanej przez lewactwo.

Jak wygląda Kościół we Francji AD 2013? Jest podzielony, czy może – jak wskazują protesty na ulicach francuskich miast, zaczyna się budzić?
Nie, to nie Kościόł się obudził. To klasy średnie się zbuntowały, no i młodzież. Episkopat ma doktrynę Pana Jezusa w głębokim poważaniu, ale w parafiach ludzie umieli się zorganizować. Bunt młodzieży katolickiej jest zaskakujący.

Tradycja jest silna i solidna. Jesteśmy trochę ograniczeni, często dzicy, egoistyczni ale to jest jednak rodzaj wojska Chrystusowego. W pewną niedzielę byłem świadkiem tak niesamowitej manifestacji wiary ze strony pewnego młodego małżeństwa, że i ja i inni przez całą mszę byliśmy bardzo zbudowani. A tymczasem młodzi małżonkowie o ktόrych piszę są w kwiecie młodego wieku, nie mają żadnych kłopotόw, są bogaci, a dodatkowo monsieur jest bardzo aktywny sportowo. Ich wiara nie wynika więc ze słabości.

Jak prezentuje się w Pana ocenie kwestia ataków na Kościół? Coraz częściej słyszymy o profanacjach… czy jest to zorganizowana akcja, czy też przypadkowe akcje organizacji lewackich i działaczy gejowskich?

Hmm, myślę że to jest akcja diabelska. Nie wiem jak diabli w piekle funkcjonują i zresztą mało mnie to interesuje, gdyż demony średnio mnie zajmują, ale myślę, że te profanacje są wynikiem tego, że wielu młodych ludzi zawarło pakt z diabłem – najczęściej z głupoty.

Ale lewacy istotnie sprofanowali ostatnio kilka kościołów, w tym moją paryską parafię. Atakόw dokonują często islamiści, ktόrych uważam za produkt systemu demoliberalnego. Myślę, że działają tu głόwnie sataniści. Tak samo jest w przypadku profanowania cmentarzy.

Ale w 1974 roku znałem chłopcόw w Polsce, ktόrzy profanowali cmentarze po prostu z głupoty. Wystarczy, żeby Kościόł nie miał władzy, żeby w szkole była koedukacja i przewaga kobiet wśrόd nauczycieli, żeby ojcom wmόwiono, że „bicie synόw jest niehumanitarne” i można by wtedy natychmiast przygotowanym na wszystko, w tym na najgorsze.

Pytanie nieco być może mało popularne, bo temat trąci myszką, ale chyba nadal aktualne: francuska masoneria i jej wpływy. Czy nadal są one tak duże, jak podaje francuska prasa i czy istotnie bez jej poparcia nie sposób we Francji wygrać wyborów lub objąć ważnego stanowiska?

To pytanie wcale nie trąci myszką. Jest to – przeciwnie – bardzo trafne pytanie, dobrze sformułowane. To jest niezwykle aktualna sprawa.

Francja jest krajem całkowicie „ustawionym” przez loże masońskie. Pisałem Panu w prywatnej korespondencji, że istnieje tu rodzaj wybujałego humanitaryzmu. To właśnie ten humanitaryzm, o ktόrym zresztą w Polsce doskonale pisał prof.Jacek Bartyzel (http://www.legitymizm.org/ebp-humanitaryzm). Ja popełniłem na ten temat bardzo skromny felietonik (http://prawica.net/34807). Jest to, że się tak wyrażę, wyznacznik współczesnej Francji.

Czynnik ten, decydujący dla systemu, jakby fałszywa krew, rodzaj syntetycznego soku, ktόrym masoni zastąpili w swej bezczelności Doktrynę Pańską, płynie w żyłach mas i wielu ludzi prowadzi do masonerii. Ta zaś jest nadal potęgą! Masoneria nie jest historycznie inicjatorką Rewolucji z 1789 r. Z badań archiwalnych małżeństwa Girault de Coursac wynika jasno, że ten smutny „zaszczyt” należy przyznać „filozofom”. Potwierdzają to rόwnież wiekopomne badania prof. Xavier Martin.

To „filozofowie” i ich salony zainicjowały ruchawkę. Ale masoneria bardzo szybko stała się pasem transmisyjnym Rewolucji, zaś od klęski Napoleona III pod Sedanem objęła rządy w kraju. Rządzi do dziś. Narzucono laickość, wykorzeniono mentalność katolicką, a ludziom wpojono właśnie humanitaryzm. Reżim trzyma się ideologicznie dzięki humanitaryzmowi.

Dodatkowo, całe państwowe szkolnictwo jest masońske, urzędy, wojsko, policja, dosłownie wszystko. Oczywiście od pewnego stopnia wzwyż.

Jak wygląda ocena sytuacji w Polsce oczami Polaka, który wyjechał jeszcze przed rokiem 1989 i obserwował wydarzenia i przemiany w niej zachodzące z zewnątrz?

Moim skromnym zdaniem aktualna Polska jest produktem marginesu swobody, ktόry zaistniał w Polsce w epoce gierkowskiej po Grudniu 1970. Wyłączając szczegόlny okres 1982-1989, to Edward Gierek i jego ideologia w ostateczności zwyciężyli. Czerwiec 1989 to triumf konsumpcjonizmu, kultu wyjazdόw na Zachód…Był taki obraz, ktόry w latach 70.tych widziałem w warszawskiej „Zachęcie”. Nowożeńcy wychodzą z kościoła po ślubie i mąż mόwi do żony „I kupimy sobie pralkę”. To właśnie jest dzisiejsza Polska. Są teraz nawet smartphony, a na Zachόd można jeździ na dowόd osobisty.

Oczywiście: był Okrągły Stόł, KSS ,,KOR”, ,,Solidarność”, ale to są wszystko odrosty konsumpcjonizmu i materializmu.

Czy dla Francuzów zacznie, kiedyś na powrót, istnieć życie poza UE? Póki co jest ona, obok Niemiec, głównym filarem tego układu, ale coraz więcej opinii krytykuje Unię, a nawet – jak Islandia czy Turcja, rezygnuje z ubiegania się o członkostwo. A może siła obecnego układu wpływów Francji jest zbyt od Unii uzależniona?

Dla Francuzόw, Panie Redaktorze, życie istnieje głόwnie w urzędzie podatkowym. Nie sposόb nawet zaoszczędzi 15 euro miesięcznie! Nie ma jak dorobić na lewo. Kraj ma setki miliardόw euro długu, każdego tygodnia pożycza się 3,7 miliarda euro, żeby finansować wspomniany humanitaryzm. W zeszłym roku Francja pożyczyła 200 miliardόw euro. Myślę, że na posiedzeniach instancji UE na sam widok przedstawiciela Francji delegaci RFN wybuchają śmiechem. Francja jest następna w kolejce po Cyprze – taka jest jej rola w UE.

Francja i Polska utrzymywały zawsze dobre stosunki i postrzegane były raczej jako kraje partnerskie. Jak we Francji postrzega się Polskę i jak określi Pan stosunek rządu do Polski? Czy wzajemne relacje te nie są ostatnio gorsze?

Ludność ma do Polski ogromną sympatię. Jesteśmy nadal ulubieńcami Francuzόw. Rząd zaś to ,,Wikingowie”, ktόrzy tu przyjechali tylko na jakiś czas, żeby złupić. Jak będzie grzać, znόw uciekną do Londynu i zaczną nadawać apele przez radio. Tak więc proponuję, żeby tych ludzi nawet nie brać poważnie.

Czy w interesie katolików i środowisk tradycjonalistycznych w obydwu krajach nie należałoby nawiązać długofalowej współpracy? Czy jest to możliwe?

Taka wspόłpraca już istnieje. Chyba czyta Pan „Zawsze Wiernych”? To, co można i trzeba natomiast zacząć koniecznie robić, to solidna praca translatorska. Dziwię się, że taki kluczowy dla nas pamiętnikarz jak Lucien Rebatet jest w Polsce nieznany.To dziwi szczegόlnie po sukcesie książki Piotra Zychowicza.

Trzeba przełożyć na polski co najmniej cztery prace prof. Xavier Martin! Bez tych ostatnich tłumaczeń nauka polska może zupełnie zostać w tyle.

Czy to jest możliwe?

To zależy od krajowych romanistόw i od historykόw prawa. Ale także od wydziałόw filozofii. Czy w Polsce są wydziały filozofii? Słyszałem od naszych wspόlnych znajomych, że polscy filozofowie zajmują się obecnie dociekaniem, czy człowiek aby nie pochodzi od małpy… Myślę, że to jest odpowiedź na moje retoryczne pytanie.

Rozmawiał: Mariusz Matuszewski

Za: http://konserwatywnaemigracja.com/2013/07/08/francja-2013-oczami-polskiego-emigranta/#more-2749

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 4]
Facebook

0 thoughts on “Wywiad portalu konserwatywna.emigracja.com z Antoine Ratnikiem”

  1. „To, co można i trzeba natomiast zacząć koniecznie robić, to solidna praca translatorska. Dziwię się, że taki kluczowy dla nas pamiętnikarz jak Lucien Rebatet jest w Polsce nieznany.To dziwi szczegόlnie po sukcesie książki Piotra Zychowicza.Trzeba przełożyć na polski co najmniej cztery prace prof. Xavier Martin! Bez tych ostatnich tłumaczeń nauka polska może zupełnie zostać w tyle.”

  2. Przysrywanie nauce polskiej to nudny już motyw u p. Ratnika, który nie dysponując żadną kompetencją w tym zakresie, stawia tym razem za wzór pamiętnikarstwo, tudzież naukę francuską (być może nie odróżniając nawet między jednym a drugim). Dziwne, zważywszy, że – również w opinii samego zainteresowanego – chodzi o naród będący w upadku, co najmniej od czasów Ludwika XVIII, który od 250 lat nie wygrał żadnej wojny, którego język od dobrych 100 lat nie jest językiem w świecie nauki. To wszystko nie ma jednak znaczenia. P. Ratnik słyszał bowiem od znajomych (co za źródła naukowe!), że polscy filozofowie zajmują się obecnie dociekaniem, czy człowiek aby nie pochodzi od małpy. Co prawda w 1998 roku Watykan otworzył archiwa Kongregacji Doktryny Wiary (dla mniej zorientowanych tradycjonalistów: Kongregacji Świętego Oficjum i Kongregacji Indeksu). Trzech badaczy – Mariano Artigas, Thomas F.Glick, Rafael A. Martinez – podjęło się przebadania wszystkich dostępnych dokumentów dotyczących teorii ewolucji a znajdujących się w udostępnionych archiwach. Najwidoczniej jednak pamiętnikarstwo francuskie nie przyswoiło sobie tych prac. Pewnie zreflektuje się za jakieś 300 lat. Na razie pamiętnikarstwo nad Sekwaną, pardon, przodująca w prawdzie nauka francuska, czerpie prawdę z zestawu 24 tez tomistycznych, którymi sztorcuje rozmówcę jak dyscypliną. Sztorcowanie jest zresztą główną metodą przodującej nauki, zaraz obok cytowania wspólnych znajomych. Obydwie pozwalają uniknąć żmudnego ślęczenia nad tekstami św. Tomasza z Akwinu o których nauka ta nie zielonego pojęcia (co miałem okazję stwierdzić w dyskusji z p. Ratnikiem: nie widział tekstu na oczy). Mediewiści pracujący nad tekstami Doktora Powszechnego to naturalnie szkodnicy i nowinkarze (Gilson, Chenu, Torrell). Podobnie neotomizm, który miał czelność aspirować do pewnej samodzielności w filozofii (wprawdzie samodzielności katolickiej – ale zawsze) to pomyłka. Tym samym upada najbardziej może wyraźna praca filozoficzna katolików w Polsce tzw. szkoła lubelska. O środowisku warszawskim, szkole lwowsko-warszawskiej, lepiej wcale nie wspominać, chyba, że z przekąsem. Kraków to wpływy Ingardena, fenomenologia, a od niedawna również studia interdyscyplinarne – zgroza. Grunt to „przełożyć na polski co najmniej cztery prace prof. Xavier Martin! Bez tych ostatnich tłumaczeń nauka polska może zupełnie zostać w tyle”. Cóż za argument! Jakie dziwo! Oto tradycjonalista, który chce być z przodu. Widocznie ma Diabła za skórą, czy pod szkaplerzem: z wierzchu reakcjonista a pod spodem postępowiec.

  3. @WK Dziekuje za streszczenie moich pogladow i za wspomnienie nazwiska prof. Xavier Martin. Dokladnie o to mi chodzi, zeby to nazwisko stalo sie w Polsce znane 🙂 Jak to mowia w Moldawii:”Spasiba diedu za pobiedu!”

  4. W artykule „Marksowski humanizm w praktyce” (https://konserwatyzm.pl/artykul/10489/marksowski-humanizm-w-praktyce-czesc-i) Stanisław Bulza pisze: „Współczesny komunizm to humanizm w praktyce. Adam Schaff pisał: „Jeśli komunizm jako cel społeczny jest pomyślany jako humanizm w praktyce, to cel ten wiąże się organicznie z charakterem rewolucji, która do tego celu prowadzi – rewolucji społecznej. Jest ona w swej istocie – wedle Marksa – protestem przeciw nieludzkiemu życiu, aktem autoemancypacji człowieka, który świadomie jest skierowany na realizację humanizmu”. Według filozofa, nieludzkie życie to wiara w Boga, wyznawanie Dekalogu i religii chrześcijańskiej, życie w rodzinie i państwie. Bo są to wszystko twory człowieka. Schaff stwierdza: „Człowiek staje się istotą ujarzmioną, poniżoną, a w pewnym sensie godną pogardy, gdy dostaje się pod panowanie sił odeń niezależnych, gdy te siły – nawet gdy są to własne jego twory – narzucają mu sposób jego bycia”. Człowiek jest wówczas nieszczęśliwy.”. I dalej:”Według Schaffa: „Komunizm, jako skończony naturalizm = humanizmowi, jako skończony humanizm = naturalizmowi; stanowi on prawdziwe rozwiązanie konfliktu między człowiekiem a przyrodą oraz między człowiekiem a człowiekiem…”.”. Widać, że we Francji też realizuje się marksowski humanizm w praktyce.

  5. @TMW „Rewolucja to bunt przeciwko wszelkiemu porzadkowi, ktorego sie samemu nie wybralo”. Nie pamietam juz, kto to powiedzial. Nie wiem czy Pan wie, ze Clemenceau kazal sie pochowac na stojaco….

  6. A co z porządkiem, którego nie wybrali sobie ani humaniści ani tradycjonaliści: fizyka, genetyka, biologia, ekonomia (francuskie konsekwencje zaprzeczania tej ostatniej w imię humanizmu dobitnie opisał p. Ratnik)? Tu żadne rewelacje historyczne ani memuary nie mają znaczenia.

  7. @Włodzimierz Kowalik: Obawiam się, że wspomniany przez Pana Ratnika „rewolucyjny bunt” nie dotyczy każdego „osobiscie-nie-wybranego-porządku”, lecz porządku, 1/ który jest porządkiem o statusie „relacji społecznej / kulturowej”, np. przedrewolucyjna hierarchia społeczna, 2/ jest przedstawiany jako „prawo natury”, jakby to była np. grawitacja. W świecie tradycji „się mówi”: Jasiu nie przyjął do wiadomości istnienia grawitacji, skoczył z dzwonnicy i sie zabił. Pamietajcie dziateczki, że „się” nie lata bo to wbrew naturze, i wbrew naturze jest buntować się przeciw Królowi Jegomości. No, ale jeśli kumplel Jasia, Henio zrobił sobie balon na ogrzane powietrze, i poleciał – to co z tym prawem natury? Ano, z takiej apologetyki „prawa natury” wynika, że skoro można wznieść się balonem w przestworza, to mozna i królowi łeb uciąć. Jedno i drugie uczyniono we Francji w krótkim odstępie czasu.

  8. @Piotr Kozaczewski. 1/ Wspomniany przez p. Ratnika „osobiscie-nie-wybrany-porządek”, to porządek wolicjonalnego przymusu, który trzeba wybrać wbrew sobie, choćby z tego powodu, że go wszyscy (łącznie z Episkopatem Francji) mają w nosie, o czym przecież p. Ratnik wprost pisze. Osobiście wydaje mi się, że „przedrewolucyjny porządek społeczny” ma z Ewangelią tyle samo wspólnego, co każdy inny. Nikt nie dostarczył dowodu na więcej. 2/Kontrowersja, którą Pan poruszył występuje w dyskursie etycznym od czasu Hume’a między „błędem naturalistycznym” a „błędem antynaturalistycznym”. Zwolennicy pierwszego powiadają, że prawo naturalne (moralne) nie obowiązuje tak samo, jak prawo fizyki, skoro mogę złamać porządek moralny a fizycznego nie. Inaczej (ale już głupiej) mówiąc z (fizycznego) bytu nie wynikają i nie mogą wynikać żadne powinności. Wartości mogę co najwyżej odczuwać „sercem”, jak to mówi Biblia i pewien francuski matematyk: „Serce ma swoje racje, których rozum nie zna”. Głębia ludzkiego serca jest jednak niezbadana, dla niektórych wręcz niebezpieczna. Jeśli tylko mogą, to najchętniej tę „część z ciała” omijają, jak omija się ruchome piaski. Bo to miejsce, jak mówi prorok Jeremiasz – zdradliwsze jest niż wszystko inne, któż je zgłębi? (17, 9). Dlatego serce ludzkie nie jest czymś, co można by zostawić samemu zainteresowanemu. Najpewniej można dotrzeć do serca człowieka, zwyczajnie dając mu w dupę. Żeby nie wyglądało to na zwykłą nienawiść, potrzebny jest porządek dawania po tyłku czyli społeczna hierarchia i będącą jej odbiciem wewnętrzna dyscyplina. 3/ „Błędowi naturalistycznemu” odpowiadają zwolennicy „błędu antynaturalistycznego”, twierdząc, że jeśli wartość nie jest bytem, to jej zwyczajnie nie ma, co jest skrajnie dziwaczne. W obu wypadkach skutek jest ten sam: dobro nie występuje w naszym środowisku życia, ani w nas, dobro musi być narzucone nam z góry. Pod tym względem marksiści niczym się nie różnią od tradycyjnych katolików, poza używaną symboliką. 4/ A wszystkiemu winne „płaskie mózgi kartezjanów” (określenie o. Bocheńskiego). Francuski racjonalizm jest zawsze bardzo powierzchowny czy to w wersji religijnej, czy oświeconej. Bossuet, Volter, Robespierre wszyscy na jedno kopyto cięci. Kartezjusz naczytał się Suareza wykładanego wtedy w jezuickich kolegiach (który sam jeden spaprał był wielką scholastykę), potem była ta dziwaczna logika z Port Royal, która opanowała francuskie seminaria i podręczniki i chyba do dziś jest wyznawana w seminariach tradycjonalistycznych (z literalną interpretacją Biblii, naturalnymi gatunkami i biologią starożytną: nie dziwi, że co niektórych szlag trafił i zrobili rewolucję). Największy francuski filozof to podobno Bergson (potomek polskich Żydów zresztą). W dyskusji z Einsteinem popisał się nieznajomością prostej matematyki. Ta francuska powierzchowność tylko w muzyce i kuchni zaowocowała. Ale poza tym jest niestrawna i rodzi mdłości, jak dobrze pisał nasz Bobkowski, sam frankofil zabobonny. U nas francuskim importem był Tadeusz Boy-Żeleński. Intelektualista frapujący ale płytki jak woda w kałuży. W każdym razie u nas nie ścinano koronowanych łbów na modłę francuską, jak to zauważył jeszcze Słowacki w „Kordianie”, ani po prusku nie uznano państwa za emanację Boga. Dlatego moim subiektywnym i głęboko niesłusznym zdaniem nie sądzę, żeby Polaków dało się nawrócić na tradycjonalizm francuskiego chowu. Z równym skutkiem można Murzyna przemalować na biało.

  9. @Włodzimierz.Kowalik: „…nie sądzę, żeby Polaków dało się nawrócić na tradycjonalizm francuskiego chowu…” – czy, a jeśli tak, to jakiego rodzaju tradycjonalizm jest Pańskim zdaniem aplikowalny w Polsce? I, kolejne, a właściwie, poprzedzające pytanie, czy tradycjonalizm warto aplikować? Moim zdaniem warto o tyle, o ile tradycjonalizmem nazwiemy „przywiązanie do nienegocjowalnych aksjomatów”, ewentualnie „przywiązanie do empirycznie/historycznie sprawdzonych aksjomatów z dużą dozą prawdopodobieństwa aplikowalnych w teraźniejszości i w przyszłości”.

  10. 1/ Czasem wydaje mi się, że rozumiem swoją żonę. Przypuszczenie, że rozumiałbym wszystkich Polaków uznałbym za chore. Pokusę narzucenia swego zamiast rozumienia innych odrzucam. Takie rzeczy zostawiam Panu Bogu. 2/ Aksjomatami interesuje się znikoma część populacji. Resztę interesuje (tylko) praktyka a nie aksjomaty. A praktyka wynika z określonych realiów. W Polsce ostoją religijności jest kobieta (tzw. matka-Polka) a nie ojciec rodziny (najczęściej nieobecny). My pielgrzymujemy do Maryi, która jest oczywiście Polką a nie do Jezusa a tym bardziej to Trójcy Świętej. Polska religijność jest ukształtowana przez franciszkanów i była „posoborowa” na długo przed SW II, jak to zauważył o. Bocheński OP (nie znam tych czasów, więc opieram się na opinii innych). Tradycji monarchicznej w Polsce wcale nie ma. Jesteśmy anarchicznymi republikanami. 3/ Dlatego tradycjonalizm jest opcją dla „młodych, wykształconych z wielkich miast”, którzy stracili własną tożsamość i szukają czegoś na jej miejsce. Polak który poczuwa się do związku z polskością, żadnego tradycjonalizmu w niej nie znajdzie. Fanatycy dokopią się co najwyżej do szlacheckiego sarmatyzmu. Oczywiście takie samookreślenie się jest bardzo modernistyczne: nie jestem tym, co mnie ukształtowało (natura, tradycja, nieświadomość itd.), tylko tym, co sam wybieram (wolność sumienia). 4/ Nie widzę wcale żadnego sporu o aksjomaty (żadem spór o „prawo do błędu” nie ma w chrześcijaństwie racji bytu, ponieważ chrześcijaństwo głosi usprawiedliwienie z łaski a nie z prawa a „prawo do błędu” zakłada, że istnieje jakieś prawo usprawiedliwiające, odstępstwo od którego jest błędem) a tylko i wyłącznie o praktykę: czy można oglądać telewizję (nie można – ale i tak wszyscy – prócz mnie, który za tradycjonalistę się nie uważam – oglądają), co czytać (indeks ksiąg zakazanych), jakiego biskupa słuchać: swojego, wiernego „heretyckiemu” papieżowi czy któregoś (z samodzielnie wybranych!?) biskupów Bractwa Piusa X, w jakich kwestiach słuchać własnego sumienia itd.? Młodzi są dziś kiepsko wykształceni (masowa edukacja). Płytki racjonalizm starych katechizmów odpowiada technicznie wykształconemu umysłowi: proste pytania, proste odpowiedzi. A dawnego podmiotu duszpasterskiego oddziaływania, ciemnego ludu bożego, który słyszał kazanie i sąsiadów już nie ma. Dzisiejsi prostaczkowie niczego z kontrowersji wokoło SWII nie rozumieją. Sprawdzałem.

  11. @Włodzimierz.Kowalik: „…My pielgrzymujemy do Maryi, która jest oczywiście Polką a nie do Jezusa a tym bardziej to Trójcy Świętej. Polska religijność jest ukształtowana przez franciszkanów i była „posoborowa” na długo przed SW II, jak to zauważył o. Bocheński OP…” – moim zdaniem bardzo celne. „… tradycjonalizm jest opcją dla „młodych, wykształconych z wielkich miast”, którzy stracili własną tożsamość i szukają czegoś na jej miejsce. Polak który poczuwa się do związku z polskością, żadnego tradycjonalizmu w niej nie znajdzie…” – w pełni się zgadzam z diagnozą.

  12. @Włodzimierz.Kowalik: „…Płytki racjonalizm starych katechizmów odpowiada technicznie wykształconemu umysłowi: proste pytania, proste odpowiedzi. …” – co jest niewłaściwego w prostych pytaniach? Rozumiem, że oprócz pytań prostych mogą istnieć i mniej-proste. Jednakowoż, te mniej proste pełnią raczej rolę uzupełnienia, a nie zamiennika?

  13. „Co jest niewłaściwego w prostych pytaniach?” Pewnie to, że zatrzymanie się na języku ogranicza nas do własnej świadomości (zwykle mylonej z naturą lub duszą – grzech pierworodny wszelkich konserwatyzmów) i w konsekwencji prowadzi do funkcjonalnego ateizmu (przekonania, że ostatecznie wszystko zależy od nas), eliminując możliwość kontemplacji. Pytając i odpowiadając używa się języka (I Kor 13,12) a język odnosi się zawsze do „czegoś” (współczesne językoznawstwo kognitywne rzuca – jak sądzę – jasne światło na problem kategoryzacji, której rzeczywistą podstawą jest metafora, a nie odwrotnie jak się wydawało Arystotelesowi i za nim całej tradycji filozoficznej). Tymczasem katechizm jest z założenia o Bogu, który jest „nie-czymś”. Bóg jest „nada”- jak mówi św. Jan od Krzyża. To samo pisze św. Tomasz z Akwinu: Bóg nie jest użytkownikiem języka. „Bóg wykracza poza wszelkie pojęcia”. Odwołuję się do tych dwu Doktorów, bo ich najbardziej poważam. Jan opisuje rzecz tak: „By dość do smakowania wszystkiego, nie chciej smakować czegoś w czymś. By dojść do posiadania wszystkiego, nie chciej posiadać czegoś w czymś. By dojść do tego, byś był wszystkim, nie chciej być czymś w niczym. By dojść do poznania wszystkiego, nie chciej poznawać czegoś w niczym”. Znajdzie Pan coś takiego w jakimkolwiek katechizmie?

  14. @Włodzimierz Kowalik: Raczej nie znajdę, ale to chyba mistyka, prawda? Czy katechizmy nie są aby prostą-a-skuteczną-instrukcją-obsługi człowieka przez siebie samego i świata przez człowieka, taka książeczka „obsługa Wszechświata dla opornych w weekend”, :-). Przez analogię do świata informatyki, mistyka karmelitańska to dla mnie coś jak „Podręcznik optymalizacji kodu dla procesora Intel i7”. Nie da się z tego nauczyć obsługi przeglądarki czy edytora tekstów, ale zaawansowany programista nauczy się, jak pisać wydajniejszy kod. Natomiast „dla opornych/maluczkich” jest toto niestrawne, a dla początkujących programistów – może być po prostu niebezpieczne.

  15. 1/ Utylitaryzm jest bliski mentalności technicznej (funkcjonalny ateizm) ale to ma niewiele wspólnego z duchowością. Moim zdaniem kategorie tego systemu pojęciowego są skrajnie niebezpieczne dla życia duchowego np. miłości nie da się „przetłumaczyć” na utylitaryzm. W konsekwencji tradycje utylitarne (również te duchowe) rezygnują z miłości, albo nazywają tak coś, co nią nie jest. Jest to jak sądzę główny powód współczesnego ateizmu (ludzie szukają miłości poza Bogiem). 2/ Katechizmy to są wulgaryzacje scholastycznych sum, dokonywane pod wpływem utylitaryzującej się mentalności (przyrodoznawstwo, nominalizm, socjotechniki itd.). Za to w Piśmie Świętym nie ma katechizmów a język mistyczny jest wszechobecny. Żeby daleko nie szukać, można wskazać choćby Kazanie na Górze. A sakramenty to również mistyka z czego nie wynika, że sakramenty są niebezpieczne dla bardziej opornych. 3/ Mistyka w żadnym razie nie jest „podręcznikiem optymalizacji”. Tego nie można się nauczyć. Mistyka zaczyna się w tzw. nocy biernej czyli tam gdzie kończą się moje cele, zamiary, zasługi i temu podobne. Wg Jana od Krzyża Pana „optymalizacje” są równie pożyteczne co niebezpieczne i mało warte. Tragedią współczesnych czasów jest to, że my żyjemy w wysoko zorganizowanych społeczeństwach, którymi rządzi efektywność i tym jest uwarunkowana cała nasza świadomość. Dam prosty przykład: kiedy czytam Akwinatę, to wkładam w niego MOJE kategorie. Kiedy on pisze „cel” to ma na myśli coś, co my nazwalibyśmy spontanicznym dążeniem natury, z kolei my przez „cel”, rozumiemy to, co sami świadomie sobie wybieramy, własny zamiar. Wg Akwinaty cel jest DANY a wg nas ZADANY. Tomasza cel to NATURA a u nas cel to KULTURA, NORMA. W takim środowisku kontemplacja jest w ogóle niemożliwa. Zakony kontemplatywne są bezsensowne.

  16. @Włodzimierz Kowalik: „… A sakramenty to również mistyka z czego nie wynika, że sakramenty są niebezpieczne dla bardziej opornych. …” – owszem, ale przy sakramentach „się nie kombinuje”, lecz ich „używa”, podobnie jak np. w przegladarce uzywa się super zoptymalizowanych wtyczek napisanych przez zawodowców. Z kombinowania przy sakramentach wychodzą herezje, podobnie jak z kombinowania przez amatorów przy odpowiedzialnych komponentach systemów informatycznych, :-). „… Jest to jak sądzę główny powód współczesnego ateizmu (ludzie szukają miłości poza Bogiem). …” – możliwe, ale ta tendencja wydaje się starsza, niż nowoczesność. Moim zdaniem tendencja ta zaczęła się w czasie wielkich epidemii gdzieś tak w XIII-XIV wieku, gdy ludzie doznali, ich zdaniem „opuszczenia przez Boga” (który, podobno, wysłuchuje ludzkich próśb – bodajże Słowacki porównał to do „słuchania tak, jak morze słucha”). „… Tomasza cel to NATURA a u nas cel to KULTURA, NORMA. …” – czy, Pana zdaniem, natura i kultura są, ew. jeśli są, to czy muszą być, w opozycji? Innymi słowy, do jakiego stopnia kultura musi bazować na naturze, a w jakim stopniu musi (jednak, byc może…) tę naturę gwałcić, aby nie stać się [wtórną] dzikością? Jakąś analogia wydają sie ogrody vs. dżungla: francuski (totalny gwałt na naturze), angielski (gwałt „częściowy” zachowujący „pozory naturalnosci”), dżungla (dzikość dziewicza). I wreszcie rzecz ostatnia. Skoro, jak Pan napisał, Bóg nie jest uzytkownikiem języka, to w jaki sposób możemy, analizując Słowo Boże, napisane, jak sądzę w ludzik języku: 1/ poznać Wolę Bożą (lub chociażby Jej sensowną aproksymację) 2/ poznać cele DANE, Tomaszowym zdaniem, w stworzonej przez Boga naturze. Czy nie nakładamy na Słowo Boże swoich sieci semantycznych? Czy mozemy w ogóle tego nie czynić?

  17. 1/ Zakładam, że sakramenty=rzeczywistość. Stąd nie zgadzam się na analogię z algorytmami. Rzeczywistość nie przypomina informatycznego algorytmu a komputer jest złym modelem umysłu ludzkiego (nawet kognitywistyka od tego odchodzi). Nawet zakładając ścisły fizykalizm, czyli redukcję wszystkiego do procesów fizycznych (co raczej odpada u chrześcijanina), to rzeczywistość i tak jest mocno niealgorytmiczna (patrz dynamika statystyczna). 2/ Właśnie z tych czasów pochodzi „Naśladowanie Chrystusa” – owoc tzw. devotio moderna. Pana przypuszczenie nie wydaje mi się słuszne. „Mówił dziad do obrazu, a obraz do niego ani razu” – jak często powtarzał o. Bocheński. To jest podstawowe doświadczenie religijne (w mistyce nazywa się „nocą ciemną”, idzie Pan do spowiedzi i wierzy, że odpuszczają się Panu grzechy, a to jest przecież noc ciemna). 3/ Dzisiejsze nauki kognitywne i ewolucyjne znoszą nowożytny paradygmat opozycji natura-kultura. Jest coraz większa tego świadomość w teologii katolickiej. Wszystkie metafory, które Pan podał (totalny gwałt na naturze, częściowy gwałt, dzikość dziewicza) są, moim zdaniem, złe. W teologii katolickiej odpowiadają im: manicheizm (jansenizm), pelagianizm (semipelagianizm, tu należy niewątpliwie tradycjonalizm katolicki :-)) i kwietyzm. Żadna z nich nie mieści się w ortodoksji. Prawidłowa metafora to „nowe stworzenie”. 4/ Oczywiście, że Słowo Boże rozumiemy w ramach swoich sieci semantycznych, tak samo jak ludzie którzy spisali Biblię. Nie możemy wyjść poza rzeczywistość i spoglądać na nią z boskiej perspektywy. Nie zastanowiło Pana, że sam Pan Jezus niczego nie napisał? Zamiast tego mówił: chodźcie a zobaczycie”, „pójdź za mną” itd. Uważam za dość oczywiste, że dane współczesnych nauk (np. językoznawstwa kognitywnego) znacznie łatwiej „pogodzić” z przekazem Objawienia niż np. grecką filozofię, którą godził z chrześcijaństwem św. Tomasz. Dla chrześcijanina jest jasne, że Bóg jest niepojmowany (prawda wiary), co nakłada na język konkretne ograniczenia (akurat te same, które podaje kognitywistyka). A dla takiego Platona nie ma rzeczy niepojmowalnych. Rzeczywistość jest „logicznym kryształem”, czystą myślą. Język (jeśli nie etniczny to jakiś formalny) jest doskonałym wehikułem dla umysłu. Umysł poznaje „istotę rzeczy”. Po diabła w takim świecie jakieś objawienie? „Posłuchamy cię innym razem” – jak odpowiedzieli św. Pawłowi Ateńczycy. W naszych czasach gramatyka generatywna Chomskiego (jakiej mnie uczono w szkole) jest takim platonizmem: struktura języka odzwierciedla strukturę rzeczywistości. Na tym bazują wszystkie fundacjonizmy (świadomie, dyskursywnie docieramy do istoty rzeczy). To naturalnie znosi nadprzyrodzony charakter wiary (gnoza). Zostaje taka teologia jak u Hegla. Muszę stale godzić własne pojmowanie wiary z własnym pojmowaniem natury (nauki itd). Część wykształconych katolików zajmuje się tym całe życie. Nie ma to wiele wspólnego z życiem duchowym. Zwykle prowadzi do tego co wspomniane epidemie: człowiek w końcu stwierdza, że to nie pasuje i zostaje sam, przekonany, że Bóg go opuścił. Naukowcy-ateiści często podnoszą ten argument: nauka postępuje tak, jakby Boga nie było (naturalizm metodologiczny). W rzeczywistości, kiedy Bóg przychodzi, to człowieka opuszczają jego własne wyobrażenia. Przekonującą odpowiedź na Pana pytania daje np. św. Jan od Krzyża. Dość dokładnie opisuje jak dokonuje się przejście od poznania dyskursywnego do niedyskursywnego, zapośredniczonego przez język do niezapośredniczonego. Mniej intelektualny wykład a bardziej opisowy jest u św. Teresy z Avila. Zastanawiające jest, że wszyscy mistycy piszą to samo, choć używają czasem skrajnie różnych semantyk i języków.

  18. 1/ Dynamikę stochastyczną można badać i symulować algorytmicznie – nie ma z tym problemu, poz założonością obliczeniową, :-). 2/ „Naśladowanie Chrystusa” ale też liczne herezje … Czy „Naśladowanie Chrystusa” i devotio moderna użył Pan jako kontrprzykładu? 3/ „…Dzisiejsze nauki kognitywne i ewolucyjne znoszą nowożytny paradygmat opozycji natura-kultura. …” – co to dokładniej oznacza? 4/ „…W rzeczywistości, kiedy Bóg przychodzi, …” – jak wysoki jest tu poziom zagrożenia iluzją, subiektywizmem, samooszukiwaniem/autosugestią? A po co Objawienie? moim zdaniem po to, by nie szukać na ślepo i nie uczyć się na błędach, bo to drogo kosztuje. Obecność Objawienia jest, moim zdaniem, doskonale do pogodzenia nawet z czystym materializmem świata i sfery duchowej: jako coś na kształt dobrego wykłądu dobrego Profesora. Można szukać informacji w bibliotece, w sieci albo samemu eksperymentować, a można pójść na wykłąd i jest owiele szybciej, taniej i bezpieczniej.

  19. 1/ Przez algorytm rozumiem regułę podającą skończony ciąg wykonalnych (dla człowieka) czynności. Sam nie potrafię wykonać takiej reguły dla dynamiki stochastycznej. Nie wiem, czy jest to tylko trudność obliczeniowa dla mego marnego rozumu czy trudność obiektywna. W obu jednak wypadkach przestaje to być regułą i nie daje możliwości „działania wedle reguły” w sensie Wittgensteina. Oznacza to, że taki „algorytm” jest czymś „pozaumysłowym”. W pierwszym wypadku (trudność obliczeniowa) byłby to jakiś argument za matematycznym platonizmem (intuicyjnie chwytamy, że suma rozwiązań jest również rozwiązaniem?; a co wtedy z aporią klasy wszystkich klas?) 2/ „Naśladowanie Chrystusa” ale też liczne herezje … Herezje były zawsze. Czy „Naśladowanie Chrystusa” i devotio moderna użył Pan jako kontrprzykładu?… W pewnym sensie. Demonizuje Pan historię. 3/ Tu cały wykład by można pisać. Polecam np. „Fenomen normatywności”, Brożek i in. 4/ Jak wysoki jest tu poziom zagrożenia iluzją, subiektywizmem, samooszukiwaniem/autosugestią? Żaden, z tej racji, że tzw. władze duszy są tu „bierne”. Passio jest doznaniem (głównie braku), a nie pozytywną aktywnością „ja”. Idziemy tam, gdzie iść nie chcemy, bo tylko tak Bóg może zneutralizować nasze mechanizmu obronne. Gdybyśmy wiedzieli o co chodzi, natychmiast zaczęlibyśmy się bronić (już na poziomie nieświadomym). Kontemplacja wlana wyklucza wpływ czegokolwiek poza Bogiem – to każdy mistyk pisze. Wymaga wcześniejszego „opróżnienia się” z tego co jest zmysłowym i duchowym przywiązaniem. I jest to zawsze wbrew nam (bolesne). Kiedy cierpię, to co może znaczyć, że moje cierpienie jest „iluzją, subiektywizmem, samooszukiwaniem/autosugestią”? 5/Moim zdaniem po to, by nie szukać na ślepo i nie uczyć się na błędach, bo to drogo kosztuje. … To nie wiara, tylko gnoza (jedna z pierwszych herezji) albo religia naturalna (pelagianizm), jeśli Pan woli. Przekonanie, że wiara nie przekracza naturalnego poznania. Jeśli Pan sobie wyobraża, że to jest doktryna Kościoła to jest Pan w wielkim błędzie. Najważniejsze prawdy wiary np. Wcielenie, Trójca Św., są całkowicie niedostępne dla naturalnego rozumu (wg Akwinaty nawet dla potężnego intelektu aniołów są „ciemne”, stad się Diabeł zbuntował). Psychologicznie ten mechanizm to przeniesienie, czy tłumienie: wypieram treści, które mogłyby być „nie-moje”. Zakładam więc, że wiara jest zasadniczo zgodna z moją naturą tj. nie ma w niej nic stricte nadprzyrodzonego, tylko sam lęk na (możliwy) błąd (grzech). 6/Obecność Objawienia jest, moim zdaniem, doskonale do pogodzenia nawet z czystym materializmem świata i sfery duchowej. A co to jest „czysty materializm”? Pojęcie materii jest potoczne, wysoce metaforyczne (w Biblii ciało oznacza zarówno materię jak i ducha). U takiego Tomasza materializm jest absurdem, bo materia samodzielnie nie może istnieć. W fizyce od czasów Newtona pojęcia materii nie ma. We współczesnej filozofii jest dyskutowany fizykalizm ale materializm raczej nie. Niech Pan poczyta „Fizyka i religia. Perspektywy i granice dialogu” Mutschlera. Nie mówię, żeby się na to nawracać, ale daje trochę do myślenia. Zwłaszcza rozdział „wyziewy wiedzy”, gdzie Mutschler pokazuje, że nauka nie jest „niepokalanie poczęta”.

  20. Uzupełnienie do pierwszego i ostatniego punktu. 1/ Nie jestem pewien ale chodzi nam chyba o rozstrzygalność: istnienie skończonego algorytmu po wykonaniu którego wiedziałoby się, czy dana formuła jest na gruncie danej teorii tautologią, czy nie? Czy jest algorytm pozwalający stwierdzić, że jakieś formuły mechaniki stochastycznej są tautologiami? Nie znam się na tym. Ale już rachunek predykatów pierwszego rzędu nie jest rozstrzygalny, tylko „półrozstrzygalny” przez co nadaje się jeszcze do analizy komputerowej. 2/ Mutschler (lub tłumacz) jak prawie wszyscy niemieccy filozofowie (chlubny wyjątek: Schopenhauer) ma okropny język, przed czym ostrzegam.

  21. @Włodzimierz Kowalik: ad 1/ Nie ma aż tak dobrze – w numerycznej analizie procesów stochastycznym nie operuje się jeszcze mechanizmami logiki formalnej, to bardziej „sztuka”, lub „inżynieria matematyczna” niż sformalizowany framework. Numeryczna mechanika stochastyczna operuje algorytmami w tym sensie, że potrafi co najwyżej podać ograniczenia na liczbę kroków symulacji, po której numeryczne estymatory parametrów symulowanego procesu osiągną zadany poziom ufności. Na więcej nie liczymy, :-), przynajmniej w ciągu najbliższych paru lat.

  22. @Piotr Kozaczewski: Z tego wynikałoby, że mechanika stochastyczna nie jest algorytmiczna. W dzisiejszej filozofii jest o to spór. Zarówno zwolennicy matematycznego platonizmu (matematyka to matryca/istota rzeczywistości) jak i arystotelicy (rzeczywistość jest zasadniczo niematematyczna) wskazują na właśnie dynamikę nieliniową, jako potwierdzenie swego stanowiska. Pierwsi wskazują, że nawet świat „czystych jakości” z powodu którego Arystoteles odrzucił matematykę, jako narzędzie nauki, jest matematycznie modelowalny, a drudzy, że właśnie nie, bo te procedury modelowania nie są algorytmiczne tj. formalnie rozstrzygalne. I jak to zwykle w filozofii obie strony uważają, że mają rację, powołując się na jeden i tan sam fakt dla uzasadnienia dwu sprzecznych teorii. 🙂 A gdy się temu przyjrzeć dokładniej, to widać, że każda strona rozumie przez matematykę coś zupełnie innego. Wittgenstein miał rację, każąc leczyć się z problemów filozoficznych.

  23. @Włodzimierz Kowalik: Pojedynczej realizacji procesu stochastycznego oczywiście nie odgadniemy – gdybyśmy to potrafili, to zabiliby nas albo właściciele kasyn z Las Vegas, albo zarządy giełd, :-). Natomiast na poziomie „dostatecznie dużego zbioru realizacji” potrafimy sporo policzyć, np. czasami potrafimy powiedzieć, jak duży zbiór wystarcza, a znając rozmiar zbioru zazwyczaj potrafimy oszacować, ile czasu zajmie sensowna symulacja.

  24. Gdybyśmy potrafili odgadywać zdarzenia przypadkowe/prawdopodobne, nie byłoby rachunku prawdopodobieństwa (choć znam „poważnych” filozofów powiadających, że przypadków nie ma). Chodzi o to jednak, że rachunek prawdopodobieństwa, jako część teorii miary, jest typową teorią matematyczną, formalną, czyli dedukcyjną, aksjomatyczną i algorytmiczną. Ja się go nauczę to znam „sposób” działania rachunku. Dodatkowo w zastosowaniach praktycznych okazuje się, że rzeczywistość zachowuje się dokładnie tak, jak ten rachunek „nakazuje jej” się zachowywać. Jak mówimy, rzeczywistość jest probabilistycznie czy algorytmicznie ścieśnialna, np. w dostatecznie długich seriach rzutów kostką do gry, każda liczba oczek wypada mniej więcej tyle samo razy tj. 1/6 ilości rzutów. Dlaczego tak jest? Metafizyka. Nie wiem czy podobnie jest w teoriach dynamiki statystycznej. Najczęściej pisze się, że nie można podać sposobu zachowania się „układu dynamicznego w stanie dalekim od równowagi” w pobliżu tzw. atraktora w momencie przejścia fazowego, nawet w postaci prawdopodobieństwa. To co pojawia się po przejściu fazowym jest czymś istotnie nowym, co nie wynika w algorytmiczny sposób ze stanu poprzedniego. Powstający nowy poziom, jest czymś więcej niż sumą części poziomu niższego. Jest czymś JAKOŚCIOWO innym (matematycznie: suma wszystkich rozwiązań jest również rozwiązaniem), przejawia własności, jakich nie ma na niższym poziomie. W takich wypadkach mówi się o emergencji, np. uważa się, że emergencją materii ma być życie, a emergencją życia – umysł, emergencją zaś umysłu – świadomość. Żaden stan po przejściu fazowym nie jest sprowadzalny do stanu sprzed przejścia. Nie da się określić prawdopodobieństwa, że materia wyłoni życie, życie – umysł, a umysł – świadomość. Czy da się? Nie chodzi mi o spekulację, tylko algorytm obliczeniowy, jak przy rzucie kostką. Czy teorie chaosu modelujące układy dynamiczne, to jest to samo, co klasyczna, arystotelesowska para: możność-akt? Licho wie. Desygnaty mają te same np. świat nas otaczający, ale sposób odniesienia jest nieznany (umysł nie pojmuje istoty rzeczy, którą oddaje w definicji).

  25. @Włodzimierz Kowalik: Rozumiem, że mówi Pan o teorii bifurkacji, znanej czasem jako „teoria katastrof”? Tutaj, w sumie jest tak, że mamy do czynienia z układem niestabilnym i wybór trajektorii tego układu zależy od warunków brzegowych. Najprostszy przykład z brzegu: sciskamy walcowy pret. po przekroczeniu sziły krytycznej ten pręt się zegnie. Wiadomo, o ile sie zegnie, ale nie wiadomo, w którą stronę. Od czego zależy kierunek ugiecia? Ano, od b. małych zaburzeń symetrii zamocowania pręta. Jeśli te asymetrie opiszemy jako zmieną losowa, to potrafimy podac parametry zmiennej losowej opisujacej kierunek ugięcia. Gorej jest w przypdku niestabilnych przepływów i turbulaencji. tam z kolei wydaje się, że mamy do czynienia z brakami modelu mezoskopowego, tzn. sensownej skali posredniej między modelem mikro ( molekularnym) i makro (osrodek ciągły). To co „świruje” przy wejściu w turbulencję, to właśnie model „mezo”. BTW., podobne cuda wystepują przy próbach opisu ruchu drogoweo, ale to juz chyba temat na osobną rozmowę, może na innym forum, :-). W kazdym razie, w ruchu drohowym widać doskonale i przemiany fazowe, i ruch osrodka ciągłego jednofazoweo, i przejscie do fazy mezo, i do fazy mikro – cudowna zabawa!

  26. Mówię o bifurkacji bo informatyczne zastosowanie dynamiki stochastycznej np. do analizy numerycznej jest nieciekawe filozoficznie, z grubsza biorąc (wyjątek: filozofia informatyki). Pogląd, że umysł może być maszyną algorytmiczną Turinga jest dziś w zasadzie antykwaryczny. Dziś nie wierzą w to nawet najtwardsi zwolennicy paradygmatu komputerowego. Wydaje się, że tak, jak kiedyś zegar był na czasie i wszystko w świecie było pojmowane jak mechanizm zegarowy (mechanicyzm) tak w naszych czasach podobne zjawisko spowodował komputer (świat to program). Z ostatniej uwagi Pana wnoszę, że skłaniałby się Pan do emergentnego ujęcia rzeczywistości?

  27. @Włodzimierz Kowalik: Nie do końca. Wydaje mi sie, że podejście emergetyczne może być przejawem naszej bezradności technicznej – zresztą, nie jedynej. Chodzi o te nieszczęsne operatory całkowe. Wydaje sie, że istnieją operatory całkowe, które pozwalają przejść ze skali mikro do mezo, a potem z mezo do makro. No, ale znalezienie ich bywa trudne. Np jak z właściwości atomu przejść do parametrów makroskopowych objetości danej substancji w róznych stanach skupienia? Chyba nawet dla wodoru nie bardzo to potrafimy (chociaż tu moge miec mocno nieaktualne dane…). W naukach przyrodniczych mamy np. zachowania stad ptaków, np. szpaków. Takie stado, lub chocby jakaś jego przestrzenna powłoka, zachowuje sie np. w reakcji na atak jastrzębia jak pojedynczy organizm a czasem rozpada sie na kilka organizmów. Ale jak to zamodelować czyms innym niz automaty komórkowe?

  28. @Włodzimierz Kowalik: Akurat dla ruchu drogowego pewien Szwed podał sposób przejścia z fazy mikro do mezo i odwrotnie, i z fantastycznymi wynikami zastosował to do dynamicznej optymalizacji świateł na pewnych beznadziejnie zakorkowanych węzłach komunikacyjnych w Sztokholmie.

  29. Pan mówi o „bezradności technicznej” a część filozofów, zwłaszcza tradycji kontynentalnej, nieanalitycznej (u nas np. prof. Judycki z KUL) uważa teorię emergencji i superweniencji za WYBIEGI podyktowane właśnie techniczną skutecznością matematyki w modelowaniu procesów stochastycznych. Krótko mówiąc, wg tych myślicieli: operatywna technicznie matematyka niczego nie wyjaśnia, jest tylko operatywna np. za fakt życia nie odpowiada emergencja tylko jakaś siła życiowa, za umysł odpowiada jakaś pierwotna, transcendentalna świadomość itd.. Wydaje się, że idea porządku z chaosu napawa tych myślicieli przerażeniem. Pana uwagę o bezradności technicznej, też można w tym duchu zrozumieć: gadamy o emergencji bo nie mamy „technicznego” sposobu na dotarcie do samego „bytu”. Tu idzie o dwie różne rzeczy: co istnieje, oraz co my wiemy. Czego dotyczy „techniczna bezradność”? Jesteśmy bezradni poznawczo wobec bytu czy tylko wobec wiedzy? Namąciłem. 🙂

  30. @Włodzimierz Kowalik: Za „bezradność techniczną” uważam generalną nieumiejetność przejścia od modeli mikro do mezo i makro. Mozna, oczywiscie, na zasadzie czysto utylitarnej inzynierii budować modele mezo abstrahujące od mikro, oraz modele makro abstrahujące od skali mezo, ale to nie ma, moim zdaniem, nic wspólnego z poznawaniem świata, lecz raczej z próbami zapanowania nad wąskimi wycinkami natury. I, moim zdaniem, nie ma w tym żadnej transcendencji, żadnej potrzeby odwoływania sie do ducha-czegoś-tam. Po prostu – atom/molekułe potrafimy jakoś opisać, ale np. w dynamice molekularnej PUNKTÓW MATERIALNYCH wymiekamy na zagadnieniu 3 ciał, tzn. wymiekamy analitycznie, niewiele da sie dowieść. A co dopiero, gdy mamu realne atomy rekombinacje orbitali, albo, nie daj Boże, molekuły białka i problem protein folding – kaplica i d* blada.

  31. „I, moim zdaniem, nie ma w tym żadnej transcendencji, żadnej potrzeby odwoływania sie do ducha-czegoś-tam. Po prostu – atom/molekułe potrafimy jakoś opisać, ale np. w dynamice molekularnej PUNKTÓW MATERIALNYCH wymiekamy na zagadnieniu 3 ciał, tzn. wymiekamy analitycznie, niewiele da sie dowieść”. Rozumiem. Ale dlaczego Pan tak twierdzi? Dlaczego nie potrafimy czegoś opisać? Skąd wiadomo, że nie ma „ducha-czegoś-tam” a są nieopisywalne molekuły? Jest taki argument ateistyczny (głupi dość), że Bogiem nazywamy coś, czego nie rozumiemy, dziurę w wiedzy (God of the gaps). Ma on też teistyczną odmianę: Bóg jest niepojmowalną tajemnicą. Wspólna treść jest taka: nie wiemy.

  32. @Włodzimierz Kowalik: „…Dlaczego nie potrafimy czegoś opisać? Skąd wiadomo, że nie ma „ducha-czegoś-tam” a są nieopisywalne molekuły?…” – nie twierdzę, że „nie ma”. Juz i bez niego/Niego jest wystarczająco „ciekawie”, :-). Wystarczyłoby, aby jedynym adekwatnym opisem molekuł był opis za pomocą równań rózniczkowych odpowienio wysokiego rzędu, albo: za pomocą odpowiednio wysokiego rzędu liczb kwantowych – i leżymy, :-).

  33. Trudno się nie zgodzić. Jest bardzo ciekawie. 🙂 „Każdy skutek pochodzi W CAŁOŚCI od Przyczyny Pierwszej i W CAŁOŚCI od przyczyn drugich” jak pisał Akwinata. Jest to w zasadzie definicja nieskończoności (w matematyce jest podobna definicja zbioru nieskończonego). Nie ma zatem potrzeby odwoływania się do Transcendencji, skoro skutek jest w całości od przyczyn drugich. Wydaje się jednak, że koncepcja wyjaśnienia jako opisu (np. neopozytywistyczna koncepcja zdań protokolarnych) jest niewystarczająca. Nauka nie może funkcjonować, jako opis faktów. Konieczna jest jakaś składowa „hermeneutyczna”, choćby reguła, że warto robić opisy. Inaczej filozofowie nie mieliby nic do roboty. 🙂 Dziękuję Panu za, jak zwykle, inspirującą dyskusję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *