Wzrost poparcia dla Korwina. Czy Kongres Nowej Prawicy przekroczy próg wyborczy?

Przytaczam tę rozmowę, bowiem tenże mój kolega to nie jeden z sympatyków lub działaczy polskiej prawicy czy też ktoś ideowo lub towarzysko zbliżony do KNP. Przeciwnie, mój znajomy poglądy ma wręcz lewicowe – i to w ostrym stylu szkoły frankfurckiej. Od lat zajmuje się jednak prowadzeniem rozmaitych badań sondażowych i studiowaniem preferencji wyborczych opinii – przepraszam za wyrażenie – publicznej. I jeśli tenże zawodowy psycholog i socjolog polityki w jednym bez wahania oznajmia mi, że prowadzone przez niego własnoręcznie badania wskazują na znaczącą zwyżkę potencjalnych wskazań elektorskich na KNP, to nie mam wątpliwości, iż wie, co mówi.

Zresztą już od dłuższego czasu wiele sondaży, i to niezależnie od siebie, wskazuje na taką zwyżkę, choć do tej pory ciągle jakoś traktowałem newsy tego rodzaju jako znany powszechnie fenomen „błędu w pomiarach”, który w sondażach wynosi ok. 3 punktów procentowych. Gdy więc ktoś z entuzjastów konserwatywnego liberalizmu mówił mi, że KNP ma 4 czy 5%, to odruchowo liczyłem, że realnie ma pewnie 1 do 2%, a reszta to marzenia. Dopiero rozmowa z moim kolegą uświadomiła mi, że być może sprawa jest poważna i zaczynamy rozmawiać o przejściu progu 5% – zapewniającego wejście do Sejmu. Na pewno zaś rozmawiamy już bardzo poważnie o progu 3%, czyli o wejściu do oficjalnego życia politycznego, załapaniu się na finansowanie budżetowe i ograniczonym choćby dostępie do reżimowych mediów, a także zainteresowaniu ze strony mediów komercyjnych (zwykle o tych samych zresztą lewicowo-liberalnych poglądach co media państwowe).

Co takiego się stało lub też dzieje się na naszych oczach, że KNP zaczyna orbitować w okolicach 5% poparcia? Jest to trend stały czy zmienny?

Po chwili zastanowienia się dochodzę do wniosku, że zjawisko to dosyć łatwo racjonalnie wytłumaczyć, o ile w ogóle (irracjonalnie) zakładamy, że procesy demokratyczne i zmiany nastroju elektoratu można racjonalnie wyjaśnić, skoro nie ma nic bardziej irracjonalnego jak preferencje wyborcze, jak i same wybory.

Istnieje w Polsce pewien elektorat, który jeszcze wierzy w wolny rynek, ciężką pracę, sens prowadzenia biznesu, wolną przedsiębiorczość itd. To elektorat mocno „reakcyjny”, gdyż trendy historyczne idą w kierunku powstawania stosunków etatystyczno-oligopolistycznych. Przez ostatnie lata elektorat ten miał do wyboru głosowanie na PO lub UPR (potem KNP). Donald Tusk przez długie lata stworzył swój image ekonomicznego liberała, Hannę Gronkiewicz-Waltz porównywano do polskiej Żelaznej Damy itd. PO miała przy tym znaczną przewagę psychologiczną nad konserwatywnymi liberałami: była partią łatwo przechodzącą progi wyborcze i wprost walczącą o rządzenie Polską. Gdy zwolennik wolnego rynku stawał przed alternatywą: głosować na partię w miarę liberalną i mającą szansę wejścia do Sejmu czy na partię autentycznie liberalną o niewielkich szansach wejścia do parlamentu – to wybierał wariant pierwszy, aby „nie zmarnować głosu”. Po jakimś czasie liberalizm PO mocno zbladł (czy Donald Tusk określa się jeszcze jako liberał, nawet trudno mi zgadywać), ale pojawił się Janusz Palikot ze swoją partią, głosząc także idee liberalne, zmieszane z antyklerykalizmem. Niestety, a piszę to z żalem, znaczna część potencjalnych wyborców UPR/KNP zagłosowała na tę partię, gdyż bardziej im zależało na liberalizacji gospodarki niż na chrześcijańskiej tożsamości Polski. Jednak dziś partia Palikota osiąga w sondażach dno – w jednym spadła już nawet do 2% – i przestaje być „wybieralną” alternatywą. Inicjatywę Europy Plus, na czele z Aleksandrem Kwaśniewskim i Ryszardem Kaliszem, trudno zaś traktować jako liberalną, chyba że jako „liberalną” socjaldemokrację.

W tej sytuacji zwolennik wolnego rynku czuje się rozczarowany swoimi dotychczasowymi wyborami i poczyna się rozglądać za partią nadal głoszącą liberalizm. Mówiąc brutalnie, poza KNP żadne ze stronnictw nie głosi dziś takiego programu.

PO jest bezideową partią władzy utrzymującą status quo; PiS interesuje, ile osób przeżyło zamach w Smoleńsku i co się z nimi potem stało; Ruch Palikota biegnie w kierunku formuły otwarcie socjaldemokratycznej, a SLD i PSL z liberalizmem wiele wspólnego nie mają.

Dlatego poparcie dla KNP musi rosnąć i będzie rosło, o ile kierownictwo nie popełni jakiegoś błędu, a sam JKM nie powie czegoś nadmiernie kontrowersyjnego, do czego – jak wszyscy wiemy – nie tylko jest zdolny, ale i ochotny.

KNP korzysta dziś na wyraźnym wzroście postaw antysystemowych. Postawy te są zrozumiałe, gdyż system partyjny RP coraz bardziej przypomina układ PZPR-SD-ZSL – całkowicie odrealniony i nie posiadający zakorzenienia społecznego. Wtedy system ten funkcjonował dzięki sile SB i wojska, dziś dzięki ustawie o finansowaniu partii politycznych i podziale pakietów w dostępie do mediów.

Wzrost poparcia dla KNP jest jedną z prób rozsadzenia tego sztucznego świata politycznego. Widzimy takie tendencje pośród przywódców NSZZ „Solidarność” czy w Ruchu Narodowym. O ile jednak te dwie struktury szermują hasłami socjalno-demagogicznymi (pod sztandarami syndykalistycznymi lub nacjonalistycznymi), to KNP jest ruchem antysystemowym o programie przeciwstawnym socjalnemu populizmowi. Dlatego wydaje się – pośród przedstawionych jak dotąd Polakom propozycji – jedyną sensowną alternatywą dla status quo. Nie jakimś tam zestawem rewolucyjnych frazesów o wszechwładzy związkowych działaczy i potrzebie kierowania przez nich gospodarką czy też grupą rekonstrukcyjną Żołnierzy Wyklętych i propozycją zbudowania alternatywnego Państwa Podziemnego. Pytanie tylko, czy kierownictwo KNP udźwignie ten ciężar, gdy spór przechodzi z poziomu publicystyki i zaczynamy rozmawiać o realnej polityce.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas! i na nczas.com

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Wzrost poparcia dla Korwina. Czy Kongres Nowej Prawicy przekroczy próg wyborczy?”

  1. Owszem, w tych wyborach zapewne spory odsetek głosów zostanie oddany przez wyborców poszukujących, rozsiewających swoje poparcie poza establishment (niekoniecznie zresztą trafnie określając jego granice). Pytanie brzmi, czy będzie to akurat KNP – w dużej mierze kontrowany właśnie przez RN. Może bowiem być też tak, że JKM apogeum potencjalnego poparcia ma za sobą, przy czym nawet tego nie zauważył. Sądzę bowiem, że KNP miało spore szanse na przekroczenie progu w 2011 r. – gdyby tak fatalnie nie poległo organizacyjnie (i to dwa razy – bo najpierw nie rejestrując wszystkich okręgów, a następnie wspólnie z Jurkiem nie korzystając z niepowtarzalnej szansy stworzonej przez przedłużenia decyzją Sądu Najwyższego czasu rejestracji dla Nowego Ekranu). Tym razem oferta będzie bardziej zróżnicowana i JKM może jednak tym razem się nie przebić. Co więcej, kolejność wyborów wbrew pozorom wcale nie jest zachęcająca. Z jednej strony bowiem wprawdzie eurowybory cechuje mniejsza frekwencja i system liczenia głosów umożliwiający przedarcie się pojedynczych deputowanych – ale jednak przy wyższym poparciu ogólnopolskim. Elekcja z maja 2014 r. może więc raczej służyć petryfikacji sceny politycznej, jeśli wyborcy zobaczą, że „eee, i tak się nie zmienia”, a nie sprzyjać zmianom w jesiennych wyborach samorządowych, czy parlamentarnych rok później. Inna sytuacja jednak zajdzie, jeśli dojdzie do wyborów przedterminowych, co wydaje się coraz bardziej możliwe ze względu na coraz wyraźniejsze zmęczenie władzy – premiera, partii rządzącej i wyborców PO. W takiej sytuacji faktycznie przed mniejszymi środowiskami otworzy się szansa porównywalna nieco z sytuacją z roku 2001. Pytanie tylko kto z niej skorzysta, a kto ją zmarnuje – i utrudni także innym. Akurat z Adamem już kiedyś żartowaliśmy, że sekwencja zdarzeń może wyglądać i tak: „KNP osiąga trwale 6 proc. poparcia. Reakcją JKM jest wezwanie do dokończenia holocaustu i prywatyzacji wszystkich kościołów”.

  2. A tak, to widziałem wiele razy: „JKM ma mało…” albo „JKM ma dużo…” – jakiekolwiek pisanie o tym kończy się konkluzjami „a co ty uczyniłeś dla tego wielkiego dzieła???” Chciałem nieśmiało zauważyć, że nie moje to dzieło i nic nie uczyniłem, bo nie widzę w nim korzyści dla Polski. Ale zdanie ośmielam się wyrazić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *