Z mojego archiwum: Rozum przeciwko rozpaczy

W pracy o Michale Bobrzyńskim usiłowałem prześledzić dwa (…) wątki – wątek historyka i wątek polityka. (…) Bobrzyński-historyk, Bobrzyński-polityk; ile w historyku było polityka, ile w polityku – historyka? (s. 7, 6) – tak formułuje swoje zadanie badawcze biograf autora przesławnych Dziejów Polski w zarysie1. Przeplatanie się obu wątków Waldemar Łazuga śledzi sumiennie w kolejnych fazach życia swojego bohatera: jako studenta, a potem profesora Wszechnicy Jagiellońskiej, wiceprezydenta galicyjskiej Rady Szkolnej i posła do austriackiej Rady Państwa, namiestnika, a następnie ministra ds. Galicji, wreszcie przewodniczącego Ankiety Konstytucyjnej w niepodległej Rzeczypospolitej. Interesują go przy tym oba wektory wspomnianej zależności: zarówno rzutowanie poglądów politycznych Bobrzyńskiego na obraz dziejów wyłaniający się z jego prac historycznych, jak i wpływ przekonań wyniesionych ze studiów nad przeszłością na praktykę polityczną Ekscelencji Namiestnika. Tak na przykład autor zwraca uwagę na to, że widoczne zacięcie, z jakim Bobrzyński pisze w pamiętnikach o swoich reformach administracyjnych (a zatem o kwestiach niemających nic wspólnego z jakąkolwiek „sensacyjnością” czy „barwnością”, tak chętnie poszukiwaną przez szerokie grona czytelników w memuarach polityków), wynika z jego głęboko ugruntowanego przeświadczenia o niezbędności sprawnej administracji dla pomyślnego funkcjonowania organizmu państwowego. I popiera to twierdzenie stosownym cytatem z Dziejów Polski w zarysie, mówiącym o roli starostów za ostatnich Piastów jako o najsilniejszej podporze rządów monarszych. Dobra administracja, zadowolone z jej sprawnego działania społeczeństwo – taki oto, nieefektowny, ale funkcjonalny i skrojony na przyzwoitą, europejską miarę wzór dobrego państwa afirmował zarówno historyk, jak i polityk. A od tego krok już tylko do – wypowiedzianej zresztą wielokrotnie – myśli, że z kolei niedowład lub wręcz paraliż machiny administracyjnej, która przestała wypełniać swe służebne wobec społeczeństwa funkcje, był jedną z głównych przyczyn upadku Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Kiedy czytamy, że w mowie powitalnej podczas obejmowania urzędu namiestnika kraju koronnego Galicji i Lodomerii Bobrzyński zapowiadał dążenie do tego, aby liczbę starostw znacznie pomnożyć, a tym samym umożliwić staroście utrzymanie osobistego stosunku z ludnością (s. 136), to łatwiej zrozumieć możemy zaskakującą na pozór (też swoją nieefektownością) wypowiedź innego polskiego męża stanu najwyższego kalibru – dalekiego Bobrzyńskiemu orientacją ideową i polityczną, ale bliskiego troską o sprawy publiczne – Romana Dmowskiego, co w Polsce niepodległej ponoć oberpolicmajstrem dbałym o porządek w stolicy chciał zostać…

Śledząc iunctim: historyk – polityk, odkryć można tedy fundamenty politycznego myślenia ostatniego z pierwszej – i najważniejszej – generacji krakowskich Stańczyków. Ograniczymy się tu wszelako do rozważenia jedynie kilku kwestii, za to poddawanych niekiedy zaskakującej i słabo uprawnionej aktualizacji. Tak właśnie rzeczy się mają z kluczową w politycznym systemie Bobrzyńskiego ideą silnego rządu, jak również, z będącym prostą konsekwencją tej idei, potępieniem anarchii, zaniku „instynktu państwowego”. Nieoczekiwana kariera, jaką po 13 XII 1981 myśl konserwatysty Bobrzyńskiego zrobiła w publicystyce wiadomego autoramentu (a nawet w pewnych urzędowych enuncjacjach), skłania do gorzkiego raczej przypomnienia znanej sentencji, że jeśli dwóch mówi tak samo, to nie znaczy, że mówią to samo.

To prawda: siła i sprężystość władzy rządowej jest wartością szczerze afirmowaną i w ogóle podstawową kategorią myślenia politycznego nie tylko Bobrzyńskiego, ale tradycji konserwatywnej w ogólności. Dla konserwatystów jednak nigdy nie była rzeczą obojętną treść tego pojęcia. Słusznie podkreśla Łazuga, że nie wolno utożsamiać aprobaty Bobrzyńskiego dla silnego rządu z apoteozą bezwzględnego absolutyzmu, a tym bardziej władzy dyktatorskiej, przeciwstawnej społeczeństwu – zarówno w swoim, jak i tegoż społeczeństwa uzasadnionym odczuciu. Nie będzie naprawdę silnym państwo, w którym rządzący zakładają właściwie a priori swoją obcość w stosunku do narodu, zachowując się jak „misjonarze” w kraju „niewiernych”, których trzeba „nawrócić”, choćby wbrew ich woli. Rząd, który nie jest silny siłą zaufania społecznego, jest w gruncie rzeczy rządem słabym, bo niezdolnym szczerze i efektywnie bronić i realizować interesu narodowego. Każda inna interpretacja pojęcia „silny rząd” musi prowadzić do posługiwania się fikcjami, czasem ponurymi.

Bo też i trudno o bardziej w naszych dziejach „silny” rząd – wbrew utartym, podręcznikowym schematom (które słusznie krytykował na przykład Feliks Koneczny) – niż rząd Sasów w XVIII wieku; „silny” obecnością obcych bagnetów na terytorium już formalnie tylko suwerennej Rzeczypospolitej, bezsilnością Sejmu Niemego, „gwarancjami” ościennych protektorów i spiskowaniem władców przeciwko narodowi, który ich obrał na tron. Nie to wszystko miał na myśli Bobrzyński zachwalając silny rząd. Dla niego rząd silny to – sumuje Łazuga – rząd sprawny, rząd „na czasie”, rząd działający z powodzeniem zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz kraju (s. 50).

Obca Bobrzyńskiemu była także tendencja do utożsamiania idei silnego rządu z dążeniem państwa do stałego rozszerzania swoich kompetencji i sfer zainteresowań czy wręcz do omnipotencji. Dla konserwatysty rząd silny to nie taki, który zajmuje się wszystkim i kontroluje wszystko, lecz taki, który prowadzi niezawisłą i konsekwentną politykę zagraniczną, dba o wyszkolenie i uzbrojenie armii, ściąga regularnie do skarbu państwa niezbędne podatki, ale podatnikom zapewnia możność swobodnej działalności społecznej, gospodarczej i kulturalnej, również w ramach szerokiego i niezawisłego samorządu; który rodzicom gwarantuje swobodę wychowania dzieci, a Kościołowi wolność pełnienia Jego misji; i który w ogóle nie wtrąca się do tego wszystkiego, co obywatele mogą z powodzeniem zrobić indywidualnie albo w ramach wspólnot lokalnych i dobrowolnych stowarzyszeń.

Jak każdy konserwatysta, Bobrzyński aprobował monarchiczną formę rządu, wszelako jej nie absolutyzował. Za równie odpowiedni dla narodów cywilizowanych uważał rząd parlamentarny, także w formie republikańskiej. Ustrój parlamentarny – czy to w monarchii, czy to w republice – uważał nawet za najodpowiedniejszy w obecnej dobie; co więcej, był zdania, że parlamentaryzm najbardziej wzmacnia władzę państwową, ponieważ daje jej pewny mandat społeczny. Jeden tylko warunek stawiał parlamentaryzmowi: istnienia mechanizmów zabezpieczających dochodzenie do władzy autentycznych elit moralno-intelektualnych. Sądził, że spełnienie tego warunku „ucywilizuje” demokrację, nadając jej cechy praworządnej demokracji klasycznej (arystotelesowskiej politei) a uwalniając ją od zwykle nieodłącznej od niej, egalitarnej demagogii. Nieokrzesanym demokratom współczesnym z jednej strony, a bezwzględnym oponentom demokracji z drugiej strony, starał się zatem wytłumaczyć, że: Istota demokracji polega na tym, ażeby wydobyć wszystkie najlepsze siły, jakie tkwią w społeczeństwie, i usunąć przeszkody, które by mogły nie dopuszczać ich do pracy publicznej. Na określenie ustroju, który najlepszym stawia takie przeszkody, aby zniwelować wszystko, aby wykształconych poddać niewykształconym, pracę umysłową poddać fizycznej, wielkie warsztaty rolne rozbić na małe działki, starożytni mieli inną nazwę. Nazywali ustrój taki nie demokracją, ale ochlokracją, nie rządem ludu – narodu, ale rządem tłumu (Wskrzeszenie państwa polskiego, t. II, Kraków 1925, s. 233-234).

Rząd parlamentarny jest wypadkową tendencji nurtujących społeczeństwo. Jego aprobata musi zatem – zauważa Bobrzyński – oznaczać przyjęcie za stan naturalny takiego systemu politycznego, w którym swobodnie ścierają się ze sobą różne kierunki myślenia, stronnictwa artykułujące interesy zróżnicowanego społeczeństwa, legalnie zaś działająca opozycja (względem rządu, nie państwa!) jest traktowana jako naturalny i stały fragment politycznego krajobrazu, jako czynnik kontroli nad rządem, a nie „wróg egzystencjalny”. Widać zatem, że Bobrzyński był dość typowym przedstawicielem XIX-wiecznego, w istocie liberalnego konserwatyzmu, zapatrzonego w brytyjski wzorzec ustroju parlamentarnego, w którym pierwiastek demokratyczny umożliwia każdej rzetelnej zasłudze i każdemu prawdziwemu talentowi zostać docenionym, a jednocześnie jest skutecznie moderowany przez wciąż respektowane instytucje i normy przeddemokratyczne. W tym modelu – znanym Bobrzyńskiemu z praktyki w schyłkowym okresie monarchii habsburskiej, lecz już niemożliwym do utrzymania, wskutek wtargnięcia do polityki zradykalizowanych mas, w odrodzonej Polsce – główne stronnictwa, czy to konserwatystów, czy to liberałów, były w gruncie rzeczy wciąż jeszcze elitarnymi „klubami dżentelmenów”, dla których naturalnym sposobem życia była pasja dyskutowania, inteligentna i kulturalna debata publiczna. W tym kontekście należy widzieć i rozróżnienie czynione przez Bobrzyńskiego między demokracją reprezentacyjną a ochlokracją, i jego aprobatę, ba! – wręcz entuzjazm dla pluralizmu partyjnego. Bodaj najbardziej dobitnie dał temu wyraz w rozprawce teoretycznej, którą poprzedził swoje historyczne opus magnum z 1879 r.:

Przeciwne sobie stronnictwa i ich nieustanne ścieranie się nie jest bynajmniej dla państwa rzeczą szkodliwą i zgubną, byleby stronnictwa takie starały się przeprowadzić pewne jasno określone zasady polityczne, a nie szukały tylko zaspokojenia swojej ambicji i samolubnych celów, i byleby każde stronnictwo dążąc do władzy, uznawało rząd istniejący i wspierało go, jak długo istnieje. W takim razie pozostaje powaga rządu pomimo ścierania się stronnictw nienaruszona (…) Natomiast nic szkodliwszego dla państwa, jak brak stronnictw ścierających się z sobą o odmienne zasady rządzenia. W państwie takim panuje wprawdzie zupełna cisza, ale cisza taka jest oznaką braku życia, znamionuje zgniliznę i wewnętrzny zastój, dozwala wypływać na wierzch ludziom, którzy działają tylko dla swych osobistych widoków i państwo do niechybnego prowadzą upadku (Krótka nauka o państwie i społeczeństwie, w: Dzieje Polski w zarysie, opracowali i wstępem poprzedzili M.H. Serajski i A.F. Grabski, Klasycy Historiografii Polskiej, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1977, s. 66-67).

Przeświadczenie Bobrzyńskiego o naturalności stronnictw w państwie nowoczesnym każe poniekąd zweryfikować obiegową interpretację tez tzw. krakowskiej szkoły historycznej – przynajmniej w tym zakresie, w jakim tezy te identyfikowane są z poglądami właśnie Bobrzyńskiego. Mówiąc o szkole krakowskiej, kładzie się zwykle nacisk na wskazywanie przez jej reprezentantów atrofii instytucji stricte państwowych: władzy monarszej, administracji, skarbu, policji, wojska, jako głównej przyczyny upadku dawnej polskiej państwowości. Wszystko to prawda, wszakże Bobrzyński nie mniejszą wagę zdawał się przywiązywać do „odspołecznienia” państwa, do utraty przez nie zdolności artykułowania interesów narodu, społeczeństwa. Płynie stąd zatem wniosek o uwarunkowaniu odrodzenia państwowości uprzednim odrodzeniem sił żywotnych społeczeństwa. Państwo zostanie wskrzeszone, jeśli odrodzi się naród, jeśli znajdzie on w sobie siły – elity rozumu i czynu, które zdolne będą niepodległą państwowość przywrócić.

Czyni to także mało sensownym tak głośny ongiś spór między „pesymizmem” a „optymizmem” historycznym. Surowa krytyka błędów przodków, nazywanie ich łajdactw, a jeszcze częściej głupoty, po imieniu otwiera perspektywy działania racjonalnego i skutecznego. Bez niepotrzebnej tromtadracji, ale i bez bojaźni skrywanej pod pseudorealistycznym frazesem. Gorąca wiara w żywotność narodu i w jego zdolność do uczenia się na błędach, do odzyskania własną pracą tego wszystkiego, co nasi poprzednicy utracili, jest aktem buntu rozumnej woli przeciw irracjonalnym odruchom i w równym stopniu przeciw beznadziejnemu załamywaniu rąk. Buntem rozumu przeciwko rozpaczy.

Jacek Bartyzel

Pierwodruk (pod kryptonimem „j”) w: „Polityka Polska”, nr 4/1984, s. 87-89.


1 Waldemar Łazuga, Michał Bobrzyński. Myśl historyczna a działalność polityczna, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1982, str. 284.

legitymizm.org

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *