Sakiewicz napisał bowiem wczoraj, że dla powodzenia jego –pewno znów jakoś tam rodzinnego przedsięwzięcia – potrzeba sprzedać około 40 tysięcy rocznych kart klubowych, po mniej więcej 140 złotych za sztukę. Przedsięwzięcia, które wzorem wcześniejszych przykładów odurzającego, „patriotycznego marketingu” nazywa wyłomem, zmianą Polski, walką o wolność i kilkoma podobnie wzniosłymi określeniami. Wpis Sakiewicza dostępny jest tutaj: (http://lubczasopismo.salon24.pl/polityka-praktyczna/post/505921,republika-zmieni-polske).
I wszystko było by fajnie. Tyle tylko, że jego wczorajszy, patriotyczny apel, formatowany jako dar. Apel do sumień, a de facto kieszeni jego zwolenników, ma jedną wadę. Jest już stosowany. To, co wczoraj napisał do – w większości tych samych, potencjalnych telewidzów Sakiewicz – od wielu już robi ojciec Tadeusz Rydzyk. Robi to, gdy prosi ich o tak zwany „dar serca”. I trzeba mu oddać, że w sensie intencji ofiarodawców całkowicie, a w sensie jego wykorzystywania przez beneficjenta w znacznym stopniu takim on jest.
Wczoraj o podobny „dar serca” zaapelował Tomasz Sakiewicz. Znakomicie. Ma tylko dwa problemy. Po pierwsze jest mniej wiarygodny. Bo jednak, na szczęście wciąż, jest w Polsce więcej katolików rzymskich niż smoleńskich. I po drugie. Jego wczorajszy apel to najczystsza konkurencja dla „darów serca”, o jakie apeluje ojciec Rydzyk. A on konkurencji nie lubi. Wejście Tomasza Sakiewicza na zajęty już grunt zbierania owych „darów serca” może się po prostu okazać krokiem dla niego zabójczym….
Jan Filip Libicki
aw
Już się zaczęło: http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/31948,kwadratowe-oczy.html