Ziemia obiecana?

Plotki rodzą spięcia

Wzajemną nieufność potęgują mity i plotki, które nieprostowane (bo przecież oficjalnie żadnych problemów nie ma…) urastają do horrendalnych rozmiarów. „Ukraińcy dostają tysiące z naszych podatków, nie muszą się uczyć, kupują sobie stopnie, zaczepiają Polki, a potem zajmą miejsca pracy, których brakuje dla naszych absolwentów” – takie stereotypy słyszy się najczęściej od osób, które od życia akademickiego są raczej daleko. Plotki o kokosach dla studentów są nieco przesadzone – np. uczestnicy programu „Erasmus dla Ukrainy” mogą liczyć na pomoc w wysokości 900 zł miesięcznie. O stypendia naukowe (do tysiąca złotych) i socjalne mogą ubiegać się na takich samych zasadach jak studenci z Polski. Punktem spornym bywają natomiast stypendia socjalne. – Na zaświadczeniach wszyscy są z ubogich rodzin, spełniają kryteria, a przecież tu ci naprawdę biedni nie przyjeżdżają, widać jakimi brykami są odwożeni, jak szastają kasą, jak mieszkają w komercyjnych akademikach – denerwują się ci, co Ukraińców nie lubią. Sęk w tym, że mniejszość negatywnie rzutuje na obraz ogółu.

Rozrabia niewielu – opinię psują wszystkim

– Jestem Polską, pochodzę spod Żytomierza, mam Kartę Polaka, nie dostaję żadnego dodatkowego wsparcia, staram się o stypendium naukowe – opowiada Karolina, studentka spotkana na Miasteczku Akademickim. W ciepłe dni okolica zmienia się w „Mały Kijów”, jak mówią sąsiedzi z Wieniawy. Z okien akademików słychać ukraińskie piosenki, na trawnikach gwar jest też w najlepszym razie dwujęzyczny. Nie wszyscy chcą stąd wyjechać po skończeniu studiów. Dymitr, kolega Karoliny, student ekonomii – myśli o założeniu własnego biznesu, ale takiego, dzięki któremu mogliby zarabiać i swoi tam, i on zostając już w Lublinie. – Tu jest lepiej – przyznaje. Sam też nie ma stypendium, więc jak najszybciej chce się usamodzielnić. To też nie wszystkim się podoba. – Oni się zachowują jak było, po prostu jak bydło! Wchodzą do naszych lokali, po chamsku zaczepiają dziewczyny, myślą, że za kasę wszystko im wolno, demonstrują antypolskie poglądy! – denerwuje się Artur, absolwent Politechniki. Podobnie polityczne wątki eksponuje jego kolega Kuba, student III roku politologii, jak mówi – sympatyk Ruchu Narodowego. – Nie mogą u nas chodzić z banderowskimi flagami, to obraza Polaków – przekonuje. Również Kresowianie boją się Ukraińców – we wrześniu podczas jednej z pikiet na placu Litewskim dyskusja między polskimi narodowcami i ukraińskimi studentami zakończyła się szarpaniną. – Kiedy odsłanialiśmy Krzyż Ofiar Wołynia Ukraińcy puszczali z okien budynków Uniwersytetu Przyrodniczego, obok którego przechodziliśmy, pieśni UPA – wspomina z oburzeniem Zdzisław Koguciuk, lider lubelskich kresowiaków.

Najczęściej nie chodzi jednak o politykę, a po prostu o buzujące hormony. – Imprezują częściej niż inni, ciężko przywołać ich do porządku, nie dbają o porządek, zwłaszcza we wspólnej części budynku – przyznaje konsierżka z „Feminy”. – Pan się pyta rzecznika… – zaczynają policjanci z patrolu z Miasteczka. Nieoficjalnie jednak przyznają: interweniują coraz częściej wzywani do bójek między Polakami i Ukraińcami. Sprawy kończą się przeważnie bez zgłaszania poszkodowania. Sińce jednak zostają.

Oficjalnie jest dobrze!

Władze miasta i uczelni wolą jednak skupiać na pozytywach całego zjawiska, zwłaszcza komercyjnych. – Roczna opłata za stadia na UMCS to kwota 1,2-2 tys. euro – przypomina rektor UMCS prof. Stanisław Michałowski. Dla Uniwersytetu to „czysty zysk”, Z kolei Urząd Miasta szacuje, że zagraniczni studenci generują nawet do 15 proc. lubelskiego PKB, napędzając rynek nieruchomości, czy gastronomii. Co do możliwych zagrożeń – zwłaszcza UMCS uważa, że jest dobrze do nich przygotowany. – Władze Uczelni na różnych płaszczyznach monitorują relacje dotyczące wszystkich studentów UMCS, w tym również studentów polskich i ukraińskich.
Monitorowanie tych relacji odbywa się między innymi poprzez organizowanie cyklicznych spotkań z cudzoziemcami kształcącymi się w naszym Uniwersytecie czy przez aktywnie funkcjonującą w UMCS instytucjonalną formę Pełnomocnika Rektora ds. Studenckich, do którego to studenci cudzoziemcy (i nie tylko) bezpośrednio mogą zgłaszać się z różnymi sprawami. Chcemy, aby obcokrajowcy podejmujący kształcenie w naszej Alma Mater czuli się w pełni związani ze społecznością akademicką UMCS, dlatego dużą wagę przykładamy do ich integracji z polskimi studentami. Cykliczne spotkania, czy wspólna działalność kulturalna i sportowa to tylko niektóre przykłady inicjatyw, mających na celu zaangażowanie studentów – cudzoziemców w życie akademickie UMCS. Cudzoziemcy studiujący na UMCS otrzymują także m.in. dodatkową pomoc w podnoszeniu znajomości języka polskiego – dla wszystkich zainteresowanych organizowane są bezpłatne kursy nauki języka. Generalnie, nie wpływają do nas niepokojące sygnały dotyczące wzajemnych stosunków studentów polskich i ukraińskich, nie mamy także problemów z utrzymaniem porządku w domach studenckich UMCS. Jeżeli pojawiają się jakiekolwiek kwestie sporne, należy podkreślić, że są one charakterystyczne dla wszystkich studentów naszego Uniwersytetu – bez względu na narodowość czy pochodzenie etniczne – zapewnia Aneta Adamska z biura prasowego UMCS.

Dla Ukraińca stypendium – dla Polaka emigracja

Na razie więc Polska, w tym zwłaszcza Lubelszczyzna i Lublin (trzeci pod względem ilości studiujących cudzoziemców ośrodek akademicki w Polsce) jawi się dla przybyszy ze Wschodu (w tym wielu naszych rodaków, od pokoleń zamieszkujących na obecnej Ukrainie) prawdziwą Ziemią Obiecaną. Tym silniejsza jednak pozostaje obawa, by problemy, jakie dziś są udziałem naszych wschodnich sąsiadów – nie dotarły wraz z nimi i na tę stronę Bugu. Monoetniczna od dekad Polska nie jest przygotowana do stawienia czoła napięciom etnicznym, w dodatku spotęgowanymi kwestiami socjalnymi i kulturowymi. Na marginesie zaczętej – słusznie, acz nieco przesadnie – dyskusji na temat przyjmowania przez nasz kraj imigrantów arabskich czy afrykańskich, kompletnie pomija się zagadnienie znacznie bliższe i aktualniejsze, czyli rosnącą także w Lublinie i w Chełmie mniejszość ukraińską. To już nie są tylko ciche sprzątaczki i milczący robotnicy do wykonywania zadań, dla których polska kadra wyjechała do Norwegii, Szkocji i Irlandii. Coraz liczniej obecne są w Polsce zorganizowane grupy zainteresowane konkurowaniem na miejscowym rynku pracy z absolwentami tutejszych wyższych uczelni. W dodatku zaś to osoby korzystające tak ze wsparcia swojego państwa – jak i przesadnej niekiedy „gościnności” władz RP (by wspomnieć tylko leczenie na koszt polskiego podatnika bojowników banderowskich batalionów biorących udział w ukraińskiej wojnie domowej). Tymczasem polska młodzież wie, że wszystko, na co może liczyć przywódców swojego kraju – to pokazanie drogi na najbliższe lotnisko i rada, żeby „zmienia pracę i wzięła kredyt”. Ta różnica podejścia może, a nawet musi rodzić słuszne oburzenie i frustrację, kiedy zaś te emocje się wyleją – będzie już za późno, by dostrzec i zapobiec wszystkim negatywnym następstwom bezkrytycznego zamieniania Lublina, Chełma i Lubelszczyzny w „ziemię obiecaną” dla Ukraińców. I winni nagle staną się wszyscy: pozbawieni pracy, perspektyw i równego startu młodzi Polacy, narodowcy, Kresowianie – tylko nie władze państwowe, samorządowe i akademickie bawiące się dziś zapałkami przy cysternach z napisami „waśnie narodowościowe” i „polityka wobec mniejszości”. Tymczasem właśnie wyzwania budowanego nam na siłę kraju „multikulturowego” i „wieloetnicznego” po prostu wymuszają powrót do (dopasowanych do nowych warunków) kanonów polityki narodowej, w tym także metod i celów postępowania z gośćmi – także tymi, którzy nadużywają naszej gościnności.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Ziemia obiecana?”

  1. „wyzwania budowanego nam na siłę kraju ,,multikulturowego” i ,,wieloetnicznego”” – ano właśnie, wygląda na to, że państwo po prostu nie powinno się wtrącać w takie sprawy. Ja miałem na studiach kolegę z Czech, bardzo miły człowiek, mówił bardzo dobrze po polsku, miał imię i nazwisko takie, że nie można było poznać, że to Czech. Część osób dowiedziała się, że jest Czechem dopiero gdzieś na czwartym roku… Przyjechał studiować do Polski, bo po prostu chciał.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *